Wtorkowa rozgrzewka z Mamczakiem: nie na raz

Zwykle jestem bardzo regularny, a przemyśleniami w „rozgrzewce” dzielę się co drugi wtorek. Ale tym razem uznałem, że swoje i wasze przyzwyczajenia powinienem nieco oszukać. Bo trudno mi zaakceptować działania niektórych osób.

Wtorkowa rozgrzewka z Mamczakiem: nie na raz

Przed tygodniem popłynąłem mocno pod prąd. Odważyłem się bowiem zakwestionować uwagi środowiska, które dotyczyły programu certyfikacji PZPN. Łatwo dołączyć do głosów krytyki i łatwo  przyklasnąć tym, którzy są „na kontrze”. Wtedy socialmediowe wsparcie jest niemal gwarantowane, a po publikacji chełpić się można lajkami, które potwierdzają, że to, co się pisze – ma sens.

Ja jednak w sens ten zwątpiłem i dalsza dyskusja na Twitterze uświadczyła mnie niestety w tym, że zwątpiłem w dobrym momencie.

Sam zastanawiać się zacząłem, na czym polegać powinna ta dyskusja. W moim idealnym świecie. I o ile ciągle szukam złotego środka, o tyle wiem, że na pewno nie na tym, czego doświadczyłem w ostatnich dniach.

Wszelakie dysputy zawęziłbym do czterech wariantów. Czterech wzorców, które powtarzają się co rusz. Schematów działań, które według mnie nie przynoszą niczego dobrego, a w swojej istocie są bardzo pasywne. Bierne i nacechowane negatywnymi emocjami.

Kilka scenek z ostatniego tygodnia:

  • WARIANT I: BRAK KONKRETÓW

– To co byś zmienił w programie certyfikacji? – pytam.
– Najważniejsze jest boisko, a my skupiamy się na papierologii.
– OK. A co byś zmienił w regulaminie, żeby było inaczej?
– Na pewno ważniejsze dla mnie byłoby boisko. Zrezygnowałbym z papierologii.
– Ale z jakiej papierologii? Z konspektów przed treningami?
– Nie no, ogólnie, tej papierologii jest po prostu za dużo.

Masło maślane. Kręcimy się w kółko i po godzinie rozmowy wciąż brak realnego problemu. Brak informacji o tym, co mojego rozmówcę faktycznie boli. Ot, stałe hasła, wytrychy, o które opiera się przy każdej okazji.

  • WARIANT II: SAM NIE WIEM CZEMU JESTEM NA NIE

– Nie ukrywajmy, że w programie certyfikacji jest sporo do poprawy. Ogólnie to jestem za nim, ale jego wykonanie jest po prostu słabe.
– No dobra, a co byś w nim poprawił?
– Dużo jest takich punktów, które należałoby poprawić.
– Masz na myśli jakieś konkretne?
– No dużo jest uzupełniania papierków, trenerzy mają dużo więcej do roboty.
– Ale dla ciebie, jako koordynatora, ta ich robota to chyba na plus?
– No tak, tak, oczywiście, ja nie mówię, że certyfikacja jest zła. Ale papierologii jest dużo.
– Ale z drugiej strony: otrzymaliście sporo pieniędzy, można je wykorzystać też na to, by ktoś się nią zajął?
– I tak właśnie robimy, jesteśmy w programie i ogólnie rzecz biorąc jesteśmy z niego bardzo zadowoleni.

Z pozoru osoba nastawiona jest do programu skrajnie negatywnie. „Ogólnie rzecz biorąc jednak” jest na tak. Wystarczy zadać dwa pytania, by retoryka zmieniła się o 180 stopni. Wtedy też następuje przebiegunowanie i koniec rozmowy z jej początkiem nie ma praktycznie nic wspólnego. Jakbyś rozmawiał z innym człowiekiem. 

  • WARIANT III: CHCĘ DOBRZE, ALE NIE DAJĘ ROZWIĄZAŃ

– Program nie jest masowy, a miał być masowy.
– Ale szkółki masowo nie chcą w nim brać udziału. Im się po prostu nie chce sprofesjonalizować swojej pracy. Nie mają motywacji wewnętrznej, nie uznają tego, że trening to jakiś proces i warto go obserwować, warto, by ewoluował. Warto, by wiedzieć co się robiło w przeszłości, by móc ocenić, co robiło się źle. Mało tego – nawet dodatkowe finanse nie są w stanie przekonać ich do działania.
– Ale to one stanowią większość piłkarskiej mapy w Polsce.
– No to potrzeba czasu na to, by proporcje się odwróciły. By przyszli młodzi i by ci pracowici, wspierani z różnych stron, nadawali kierunek pozostałym. Niech rynek sam zweryfikuje kto pracuje na odpowiednim poziomie, a kto nie.
– Ci pracowici to wciąż kilka procent w skali kraju.
– Jasne, ale obniżenie poprzeczki spowoduje, że rozdamy pieniądze za darmo tym, którzy mają gdzieś podwyższenie poziomy szkolenia w Polsce. Chcemy zrobić z tego wsparcia fundusz socjalny?
– To trzeba znaleźć rozwiązanie, by ich przekonać.
– Skoro nie przekonała ich kasa, to co ich przekona?!
– Trzeba znaleźć rozwiązanie.

Ta grupa ludzi widzi faktyczny problem, nad którym warto się zastanowić. I znów, w świecie idealnym, ich końcowa wizja efektu, który chcieliby osiągnąć (lub chcieliby, by efekt ten został osiągnięty), jest słuszna. Świat nie jest jednak idealny i wizja ta to utopia.

Dzisiaj certyfikacja „opłaca się” podobno wyłącznie dużym. Ale czemu my w ogóle podchodzimy do tego w ten sposób? Dlaczego opłacalność udziału w programie definiujemy wyłącznie przez pryzmat dodatkowo ZAROBIONYCH pieniędzy z dofinansowań? Mnie dziwi, że mało kto nie widzi w tym jakiejś szansy uporządkowania swojego podwórka, szansy na bardziej profesjonalne podeście do planowania swojej pracy, do unormowania bazy środków treningowych, ułożenia programu szkolenia, darmowych konsultacji z trenerami edukatorami.

Możecie pisać, że ja należę do tych, którzy chcą coś zmieniać i chcą coś rozwijać, ale większość środowiska taka nie jest i to do nich należy dostosować wymagania. Ale dla mnie to żaden argument. Bo po co niby prowadzisz swój klub? Po co założyłeś szkółkę? Jaka jest twoja wizja i co chcesz osiągnąć? Co dać chcesz lokalnej społeczności? Pasjonaci, którzy tworzą dla dzieci ciekawe miejsca do treningu, najczęściej są pierwszymi, którzy chcą poprzeczkę zawiesić sobie jak najwyżej. Pozostałym, w moim mniemaniu, bliżej do ludzi, którzy liczyli na pasywny dochód. W piłce też jest on możliwy, ale tylko w przypadku przyjęcia mądrego modelu biznesowego. Bez jednego i drugiego – to na pewno nie wyjdzie.

  • WARIANT IV: MANIPULUJĘ I UDAJĘ, ŻE TEGO NIE ROBIĘ

– Możesz bronić certyfikacji, ale nie zawsze negatywna ocena dotyczy czegoś ważnego. Wyobraź sobie, że u nas negatyw przyznano za… brak wyznaczenia strefy na wodę! I to historia prawdziwa…
– Przecież strefa na wodę dotyczy obszaru merytorycznego i można za jej brak stracić 2/100 punktów?
– …
– Haloooo?
– Tak, ale otrzymaliśmy negatyw.
– Za brak strefy na wodę?
– No nie tylko, ale otrzymaliśmy negatyw.
– Czyli chodziło o zupełnie inne kryteria, ale pisałeś trzy tweety o tej wodzie?
– ….
– Czyli manipulowałeś faktami?!
– Nie nazywaj mnie manipulatorem!

Najbardziej irytująca mnie grupa. A najgłośniejsza zarazem. Najpierw w trzech miejscach krzyczą o problemie, piętnują go, a kuriozalną historią „obnażają” niekompetencje trenerów monitorujących czy PZPN-u. Następnie zbierają oklaski i wracają do swojej codzienności. Chyba, że złapiesz ich za rękę. Wtedy robi się przez moment niezręcznie. Ale tylko przez moment. Bo kto ma czas, by zagłębiać się w regulaminy? Kto ma czas, by łapać każdego za rękę?

Najgorsze jest tutaj jednak, że nawet jak taką osobę wskażesz palcem i nawet, gdy pokażesz jak kłamstwo jej wyszło na jaw – twoje śledztwo nie niesie się już tak, jak wcześniejsze krzyki. I po całej sytuacji, emocje względem niej są bardziej negatywne niż pozytywne. Pomimo tego, że została zmyślona.

Przykład tego ostatniego można spotkać też w ostatnim „Jak Uczyć Futbolu” (od 57:16, czyli trenerskie białe buty):

***

Rozumiem tych, których zdanie być może nie jest bardzo wyraźne. Trudniej mi z tymi, którzy mówią, że trzeba coś zrobić, ale nie do końca zastanawiają się jak można by do tego podejść. Bo ja sobie myślę – super byłoby, by każdy trener w Polsce otrzymał po 5 tysięcy złotych na rękę. Za każdą grupę którą prowadzi. Wtedy pewnie większość dopasowałaby się do wymagań. Wtedy bodziec byłby wyraźniejszy. Tak samo chciałbym, by więcej zarabiali choćby nauczyciele czy większe możliwości mieli młodzi przedsiębiorcy. Wtedy rząd na certyfikację przeznaczyć musiałby jednak nie 35, a 350 milionów złotych rocznie. Wtedy program stałby się może masowy.

Moje obserwacje są niestety takie, że osoby, które manipulują faktami, są często najgłośniejsze. Jak one mogą brać udział w tych dyskusjach? Jak ich wpisy możemy brać w ogóle na poważnie? Jak człowiek, który pisze w kilku ostrych słowach o DZIURACH PROGRAMU, które, jak później ustalamy, nie istnieją, może bez słowa „przepraszam” dalej uchodzić za merytorycznie oceniającego certyfikację od środka „praktyka”?

Tu nie chodzi teraz o personalne wycieczki, ale po prostu nie mogę zrozumieć tego mechanizmu. Mechanizmu, przez który nie będę nigdy aktywnym użytkownikiem Twittera.

Bo ja bym chciał, żebyśmy po takim felietonie przyjęli następującą strategię:

  1. KONKRETNIE SPRECYZOWANY ZARZUT
  2. UJĘCIE BŁĘDÓW, POPEŁNIONYCH PRZEZ KRYTYKOWANY PODMIOT
  3. PROPOZYCJA ALTERNATYWNEGO, LEPSZEGO ROZWIĄZANIA

Wtedy bilibyśmy się na argumenty. Wtedy moglibyśmy coś zmienić. Najłatwiej jest swoją negatywną ocenę (często opartą na złych doświadczeniach czy wpadkach, które zaliczyliśmy, a do których ciężko nam się, przed samym sobą nawet, przyznać) przekuć w krytykę. Ją zawsze polubią inni.

Mój wzorzec jest nieco inny, dlatego wybaczcie, że nie będę się w te gierki zbytnio wkręcał. Każdy ma prawo do własnego podejścia. Każdy ma prawo stwierdzić, że to, co wypunktowałem powyżej, po prostu nie ma sensu.

I ja to w pełni akceptuję. Wciąż obserwując bacznie program certyfikacji i to w jaki sposób ewoluuje. I robiąc w tym czasie swoje, bo organizując wydarzenia i inicjatywy, które sobie wymyśliłem, w jakiś sposób poziom szkolenia również poprawiam. Czy w masowej skali? Pewnie nie, ale kropla drąży skałę!

Cieszy natomiast to, co działo się poza główną sceną. Bo ścieki po ćwierkającym niebieskim wróblu płyną od świtu do zmierzchu. A mailem skontaktowały się ze mną osoby takie, z którymi niebawem spotkam się w radiu. Takie, z którymi chętnie pogadam o rzeczywistych problemach. Szukając konkretów, szukając rozwiązań.

TO BE CONTINUED

PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Chcesz podyskutować o szkoleniu? O najnowszym artykule? Nie zgadzasz się ze mną lub chciałbyś coś dodać? Napisz koniecznie – przemyslaw.mamczak@weszlo.com.