„Do Polski trafiają zawodnicy najlepiej wypromowani, a nie utalentowani”

Czym jest Futbol Kolektyw? Ilu skautów mają w swoich strukturach? Jak wygląda ich praca od środka? Ile meczów musi obejrzeć skaut, żeby przygotować raport na temat danego zawodnika? Dlaczego do Polski nie trafiają piłkarze najbardziej utalentowani, tylko najlepiej wypromowani? O tym wszystkim porozmawialiśmy z Mateuszem Chomiczewskim, jednym ze współzałożycieli projektu. 

„Do Polski trafiają zawodnicy najlepiej wypromowani, a nie utalentowani”

Co było powodem stworzenia projektu Futbol Kolektyw? Jak to się zaczęło?

– Zaczęło się w sumie od tego, że kiedyś ja oraz dwóch innych założycieli grupy trenowaliśmy piłkę nożną. Nawet trafiliśmy na niezłych trenerów, bo do akademii przyjmował nas Marcin Brosz. Trenowaliśmy przez trzy lata, ale po tym czasie jedynym, co mogła zaoferować nam akademia, była gra w niższych ligach. Z racji tego, że trochę się zawiedliśmy – postanowiliśmy zaangażować się w projekt Futbol Kolektyw.

Kto konkretnie?

– Ja, Paweł Szczudło i Artur Szady – nasza trójka, która spotkała się w Akademii Piłki Nożnej w Żywcu. Po zakończeniu etapu z trenowaniem każdy z nas poszedł w swoją stronę, ale gdzieś tam mieliśmy przekonanie, że jest wielu chłopaków chcących grać w piłkę, którzy mają większy talent od nas. Po kilku rozmowach doszliśmy do wniosku, że chcemy coś dla nich zrobić, dać im jakąś alternatywę czy pomoc. Stąd wziął się projekt Futbol Kolektywu. Początkowo miała to być platforma dla zawodników, którzy mieliby się tam rejestrować, szukać miejsca do gry…

Coś w stylu: cześć, jestem 18-letnim napastnikiem, szukam klubu w IV lidze?

– Tak, aczkolwiek dokładniej. Mieliśmy konkretną wizję, żeby rzeczywiście można było dzielić się plikami wideo, przebiegiem kariery lub historią kontuzji. Taka platforma powstała i wokół tego zaczęła się też tworzyć grupa skautów, którzy również po pierwsze oglądali tych zawodników, a po drugie – zaczęli współpracować z klubami. W tym momencie rozwijamy się raczej jako grupa skautingowa, a nie jako ta platforma. Bierze się to z tego, że wciąż nie mamy stałego dochodu i działamy na zasadach wolontariatu. Wszyscy nasi skauci są pasjonatami, chcą to robić, bo to lubią. Poszliśmy w stronę grupy skautingowej, jesteśmy w stanie przeprowadzić proces skautingowy od A do Z. Aczkolwiek, do pomysłu platformy pewnie jeszcze kiedyś wrócimy.

Wy jako założyciele też bawicie się w skautów?

– Jasne! Zaczynaliśmy od tego, że jeździliśmy na mecze z kartkami czy notesem. Staraliśmy się jak najbardziej usprawnić ten proces, stąd też później wpadliśmy na pomysł aplikacji na telefon – obecnie działa ona w przeglądarkach internetowych. Jedziemy na mecze, odpalamy aplikację, robimy raporty meczowe, a potem je analizujemy i wyciągamy wnioski oraz rekomendacje dla klubów piłkarskich.

W opisie na stronie Futbol Kolektywu można przeczytać, że waszymi wzorami są drużyny pokroju Ajaxu Amsterdam czy Liverpoolu. Jak się na nich wzorujecie? Co od tych klubów czerpiecie?

– Z Ajaxu zaczerpnęliśmy formę wyglądu naszego raportu. Nadal uważam, że jest to fajne rozumowanie profilu piłkarza. Wygląda to tak, że nasz raport jest podzielony na trzy części – inteligencja boiskowa, mentalność i technika. W Amsterdamie również z tej perspektywy oceniają zawodnika. Oprócz tego, poza głównymi częściami raportu mamy statystykę i na początku jakiś tam wstęp. Jeżeli chodzi o Liverpool czy Sevillę, to nie ukrywam, że jesteśmy fanami skautingu opartego na trochę bardziej obiektywne dane. Jak zaczęliśmy się bawić w skauting, bardzo często słyszałem zdanie, że: chłopak jest dobry jak na swój wiek. Co to w praktyce oznacza? Jest szybki czy nie jest szybki? Potrafi zagrać długie podanie przez całe boisko czy nie potrafi? Staramy się w naszym skautingu tam, gdzie oczywiście się da, poprzeć naszą ocenę jakimiś obiektywnymi danymi. Jeżeli mamy szybkiego zawodnika, to ten przykład moglibyśmy uargumentować udanymi sprintami czy liczbą przyśpieszeń. Już to jest jakaś lepsza perspektywa. Jak ktoś mi mówi, że ten chłopak dobrze gra w piłkę, bo celnie podaje, to wolę usłyszeć, ile skutecznych podań wykonał.

Mówiąc krótko – konkrety. 

– Tak. Nie ukrywam, że jest to troszeczkę zaczerpnięte ze skautingu Sevilli, gdzie Monchi również chce konkretów i zawodnika o bardzo dokładnych parametrach. Widzę w tym w Polsce problem, że rzeczywiście ten profil, który skaut powinien szukać…

Myśli się krótkowzrocznie. Potrzebuję silnego obrońcę i wysokiego napastnika. 

– Bardzo często rozmawiając z klubami pytamy się, jakiego zawodnika szukają. Za każdym razem słyszę tę samą odpowiedź – dobrego piłkarza. Ale co to oznacza? Jak wy to rozumiecie? Poza tym, że prezesi opiszą nam fizykę danego zawodnika, to nic już za tym dalej nie idzie. Staramy się w tym jakoś pomóc, zbudować ten profil tak, żeby też naszym skautom było potem prościej.

Jak powstała wasza siatka skautingowa? Skauci sami się do was zgłosili?

– Skauci zgłaszali się do nas głównie sami, budowało się to bardzo organicznie. Czasami ktoś do nas napisał na Twitterze lub Facebooku czy widział na jakimś szkoleniu, odezwał się i w ten sposób grupa się formowała.

Jak wygląda u was proces szukania takiego zawodnika? Sprawdzacie statystyki danej ligi i widzicie młodego chłopaka z fajnymi liczbami, któremu warto się przyjrzeć? Dostajecie cynk od ludzi, kibiców?

– Różnie to wygląda. W idealnym świecie chcielibyśmy dostawać od klubów ten konkretny profil zawodnika, a naszym zadaniem byłoby go znaleźć. Jesteśmy już w tym momencie w stanie, bazując na naszych danych, zrobić taką krótką listę zawodników spełniających konkretne warunki. Oczywiście, oprócz tego nasi skauci sami oglądają mecze.

Każdy skaut ma w tygodniu obowiązek obejrzeć daną liczbę meczów czy nie jest to jakoś uporządkowane?

– Nie, jest dowolność. Mamy skautów mogących zrobić sześć meczów w weekend, ale też takich, którzy robią jedno spotkanie w miesiącu. Jesteśmy otwarci na każdą formę współpracy i wyrozumiali wobec siebie. Skauci sami wybierają spotkania, które chcą obejrzeć, ale my również staramy się tutaj pomagać. Mamy też do tego narzędzie, które pozwala nam wyselekcjonować np. młodzieżowca do 18. roku życia, który rozegrał minimum kilkaset minut w seniorach. Taki skaut już jakieś nazwiska będzie miał na liście, ale to on ostatecznie podejmuje decyzję i tutaj bazujemy na rozsądku skauta w danym regionie.

Obecnie działacie na całą Polskę?

– Wiadomo, że w dobie pandemii bardzo często musimy oglądać te nieszczęsne materiały wideo, więc pod tym względem działamy na skalę ogólnokrajową, ale fizycznie mamy kilka województw, w których nie mamy skautów – w województwach podlaskim, świętokrzyskim czy zachodniopomorskim. Online nam to nie przeszkadza, ponieważ możemy w prosty sposób znaleźć spotkania na terenie całego kraju.

Ile osób działa w waszych strukturach? Ilu macie skautów?

– W naszej grupce mamy 21 osób, ale tutaj musimy wyróżnić jeszcze dwie osoby od IT. Oni nie zajmują się skautingiem. Reszta osób rzadziej lub częściej ogląda spotkania i przygotowuje z nich raporty. Mamy też liderów regionu, którzy zarządzają grupką skautów w danym miejscu czy województwie, ale oni sami też oglądają mecze oraz napędzają cały projekt.

Kluby pokroju Chojniczanki Chojnice czy Siarki Tarnobrzeg same się do was odezwały?

– Staram sobie przypomnieć, jak to było z Chojnicami. Projekt wystartował pod koniec 2016 roku, a umowa z Chojniczanką rozpoczęła się ok. półtora roku temu. Wydaje mi się, że albo oni zaczepili nas na Twitterze, albo my ich. Ostatecznie klub napisał, że zaprasza nas do siebie, żebyśmy przyjechali oraz porozmawiali o ewentualnej współpracy – tak się to zaczęło.

Zarabiacie na takich umowach?

– W tym momencie tak. Mogę powiedzieć, że mamy normalnie podpisaną umowę, aczkolwiek ona bardziej opiera się na procentach od następnych transferów czy różnych wydarzeń związanych z zawodnikiem. Nasi skauci otrzymują również zwrot kosztów za swoją pracę. Wciąż jesteśmy wolontariatem, chcemy im chociaż zwrócić koszty lub umilić trochę ten czas, bo na przygotowanie jednego takiego raportu trzeba poświęcić przynajmniej kilka godzin.

Ile meczów musi obejrzeć skaut, żeby mógł przygotować raport?

– Do wyciągnięcia jakichś pierwszych wniosków potrzeba minimum dwóch skautów oraz przynajmniej trzech obejrzanych spotkań. To jest taka dolna granica, bo staramy się oglądać zawodników częściej. Widzimy po sobie, że każdy z nas ocenia piłkę trochę inaczej, dlatego nie ograniczamy się do jednego skauta. Zdarza się, że ktoś się przywiąże do jakiegoś utalentowanego zawodnika, którego znajdzie w niższych ligach i później trochę inaczej go ocenia. Staramy się zachować obiektywność. Mamy też zawodników oglądanych przez nas zdecydowanie częściej, próbujemy znaleźć w nich jakieś tendencje, ocenić ich rozwój czy potencjał. Nie ukrywam, że im więcej będziemy mieć danych, tym lepiej.

Wasz skauting ogranicza się tylko do gry danego zawodnika czy próbujecie się dowiedzieć czegoś od jego trenera, poznać jego charakter?

– Staramy się tam, gdzie jest to oczywiście możliwe. Mieliśmy jednego zawodnika, któremu udało się trafić do wyższej ligi i zrobiliśmy wtedy wywiad środowiskowy o nim.

Musisz przyznać, że to też jest ważne.

– Oczywiście. Uważam, że wśród młodych zawodników taki wywiad bardzo dużo mówi o nich samych, o tym, jaką mają motywację czy jak będą później pracować. Coraz częściej napotykamy jednak zawodników z agentami, którzy nie chcą z nami rozmawiać z tego względu, że to agent prowadzi ich karierę.

Macie jakaś dolną granicę wieku zawodnika? Oglądacie też spotkania np. trampkarzy?

– Różnie. Jeździmy również na mecze dziecięce, nie mamy z tym kłopotu. Aczkolwiek, im niżej, tym trudniej jest ocenić potencjał zawodnika, przygotować raport. U takiego dzieciaka może się wydarzyć jeszcze bardzo wiele czynników i ciężko w takim wieku powiedzieć coś wartościowego, ale naturalnie staramy się zbierać dane. Mamy kilku chłopaków wypatrzonych na turnieju U-10, zapisaliśmy ich sobie w naszej bazie i co jakiś wracamy popatrzeć, jak się rozwijają.

Ilu macie zawodników w waszej bazie?

– Myślę, że w tym momencie ok. 300 zawodników – oni są przeskautowani, tutaj mamy spełnione te kryteria dwóch skautów i trzech spotkań. Ogólnie, wszystkich piłkarzy jest blisko tysiąc, ale raczej skupiłbym się na tej pierwsze grupie.

Zawodnicy też się do was zgłaszają na zasadzie: „obejrzyjcie mnie i trochę wypromujcie”?

– Tak, piszą do nas, ale my też bardzo często musimy im odpowiadać, że nie zajmujemy się promocją zawodników do wyższych lig, tylko skautingiem. Kluczowy jest dla nas sam proces. Jeżeli jakiś zawodnik pod niego pasuje, to oczywiście go obejrzymy i jeżeli będzie spełniał kryteria, to będziemy mogli go polecić. Nie jesteśmy agentami.

Możecie się już pochwalić jakimiś ciekawymi „nazwiskami”? Takimi, że znaleźliście chłopaka w niżej lidze i wypromowaliście go wyżej?

– Jeden z zawodników Gedanii Gdańsk, Kuba Banach, którego znaleźliśmy w IV lidze, trafił do I-ligowej wówczas Chojniczanki Chojnice i udało mu się tam zadebiutować.

Skautom też udało się wypromować dzięki waszemu projektowi? Ktoś otrzymał profesjonalną ofertę?

– Profesjonalną jeszcze nie, aczkolwiek mamy skautów pracujących dla kilku klubów w Polsce. Mamy też skauta, który zajmował się szukaniem piłkarskich talentów bodajże w czołowej duńskiej drużynie. Widzimy też, że coraz więcej skautów ucieka do innych projektów i musimy coś zrobić, żeby ich u siebie zatrzymać.

Oznacza to, że macie w Polsce jakąś realną konkurencję?

– Myślę, że w Polsce trochę błędnie patrzymy na ten rynek. Skauting dzieje się głównie poprzez agencje menedżerskie, więc bardzo dużo skautów pracuje właśnie dla agentów piłkarskich. Są takie agencje w kraju, gdzie wiadomo, że chodzi w nich o to, żeby ostatecznie dany zawodnik podpisał kontrakt z menedżerem, a ten będzie później szukał dla niego klubu.

Czasami się patrzy na różne transfery do Ekstraklasy czy I ligi i od razu nasuwa się pytanie: skąd oni ich biorą?

– Mam taką osobistą opinię, którą jednak dzielę się na różnych szkoleniach, że na najwyższych szczeblach rozgrywkowych w Polsce wciąż grają zawodnicy nie najbardziej utalentowani, ale najlepiej wypromowani. To bardzo często widać po młodszych piłkarzach, dlatego że kim ten agent zainteresuje się ze swojego regionu? Zazwyczaj zainteresuje się, powiedzmy 14-latkiem, który strzela dużo bramek albo nie wpuścił bramki od sześciu spotkań. Skąd to się bierze? Taki chłopak ma często przewagę dzięki warunkowym fizycznym, wiadomo, że jak ma trzy razy dłuższą nogę od innych, to będzie najszybszy na boisku. Agent go wtedy bierze i świetnie, nie mam z tym problemu. Zaczyna go promować, stwarzać mu warunki do rozwoju, ale potem się okazuje, że po pewnym czasie jego rówieśnicy zaczynają mu dorównywać tymi warunkami fizycznymi i ten zawodnik często nie ma woli pracy nad sobą, walki o swoje, bo od początku… miał zbyt łatwo. Agent zainwestował swój czas, pracę, więc dalej chce ją robić, jak najlepiej potrafi, więc zrobi wszystko, żeby taki zawodnik gdzieś ostatecznie trafił. Widzę wśród agentów zawodników wędrujących od klubu do klubu i w jednym trochę posiedzą na ławce, w drugim obejrzą kilka spotkań z perspektywy trybun, a jeszcze w trzecim rozegrają kilka spotkań. Jest to taka pula zawodników, która nigdy z pewnego poziomu nie spada, chociaż nigdy swojej jakości nie udowodnili.

Na koniec chciałbym cię zapytać o wasze cele na ten rok. Jakie macie plany?

– Mamy kilka bardzo ważnych celów. Już w tym roku chcemy założyć Stowarzyszenie Futbol Kolektyw, żeby mieć jeszcze większą możliwość rozwoju, może startować w jakichś projektach o dofinansowanie w danym regionie. Liczymy na to, że to nas trochę popchnie do przodu. Wciąż dopracowujemy nasze narzędzia, mamy nadzieję, że znajdziemy też na to fundusze w tym roku, żeby ponownie wrócić do pomysłu platformy skautingowej, gdzie zawodnicy mogliby nam się pokazywać. Trzecim celem jest rozwój liczebny naszych skautów oraz, muszę zaznaczyć, że chcemy bardzo rozwinąć nasz zespół zagraniczny – mamy w naszych strukturach m.in. Węgra, który mieszka na Węgrzech, ale działa w naszym kraju oraz Hiszpana, który mieszka w Polsce. Jest także dwóch chłopaków z Niemiec, którzy chcą oglądać mecze niższych lig u siebie, ale też z wartościami Futbol Kolektywu. Nie widzę powodu, żeby się zamykać. Jeżeli ktoś chce używać naszych narzędzi, wierzy w to, co stworzyliśmy – nie mamy kłopotu, żeby się tą wiedzą dzielić z innymi.

ROZMAWIAŁ BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix