Wtorkowa rozgrzewka z Mamczakiem: nie na raz

Jak to możliwe, że nawet w tak banalnej i raczej słabo zagospodarowanej niszy, jaką jest trening piłkarski, pamiętamy (i co rusz podkreślamy wagę tegoż faktu) jak istotne jest w nim zapewnienie równowagi, a ktoś zupełnie zapomniał o niej w kontekście wydarzeń na świecie z ostatnich miesięcy?

Wtorkowa rozgrzewka z Mamczakiem: nie na raz

Znacie zapewne tę analogię: szkoleniowy stół i cztery nogi – technika, taktyka, motoryka, mental? Solidny trener dba o wszystkie płaszczyzny na tyle skrupulatnie, że stół się nie chyboce. Jedna za krótka noga względem pozostałych wywali nam wszystko do góry nogami, więc nawet podczas zajęć staramy się zwracać uwagę na każdy aspekt. Jednocześnie wielokrotnie próbujemy systematyzować to wszystko i akcentować w konspektach naszych kolejnych zajęć.

Kiedy jednak obserwuję to, co dzieje się wokół nas od marca poprzedniego roku, mam wrażenie, że osoby u władzy podejmują bardzo skrajne decyzje. Pandemia jest wciąż dla każdego z nas dużą niewiadomą. Pandemia zaskoczyła nas już niejednokrotnie. To, co wydawało się nam niemożliwe, stawało się możliwe już tyle razy, że chyba w tym zakresie nikogo nie ma prawa zdziwić już nic. Ale dlaczego nowe obostrzenia wciąż nie uwzględniają szerokiego spojrzenia na nasze życie?

Dzisiejsze wytyczne to przyjęta w wielu krajach strategia (taktyka), w raczej kiepski sposób realizowana w praktyce (technika). Gdzie jednak jest w tym wszystkim miejsce dla naszych głów? Gdzie miejsce dla ciała? Gdzie mental i motoryka?

Wszyscy jesteśmy zmęczeni oderwaniem od normalności. Tej, którą znamy i za którą już mocno tęsknimy.

Ale to, co działa na krótką metę, na dłuższą może się nie sprawdzić.

Możemy zarwać trzy nocki, przygotowując się podczas sesji do egzaminu i przedmiot zaliczyć, ale przez cały semestr daleko w takiej formule nie zajedziemy.

Możemy wyjechać na wczasy i zresetować się, przez tydzień obżerając na all inclusive. Ale jeśli w domowych warunkach alkohol i wymyślne desery przyjmować będziemy równie często jak chwilę wcześniej w którymś z ciepłych krajów, nasze samopoczucie i zdrowie runą bardzo szybko.

Możemy też przesiedzieć miesiąc na kwarantannie. Ale po roku oszalejemy.

Nie jest przypadkiem, że wychodzimy (wychodziliśmy?) do pracy. Że opuszczamy codziennie cztery ściany swego mieszkania, zmieniamy otoczenie. Patrząc czysto pragmatycznie – chodzi o pracę do wykonania i pieniądze do zarobienia. Ale analizując temat głębiej, chodzi też o odskocznię. Od żony, od dzieci. Chodzi o aspekt społeczny. Spotkanie z ludźmi. O żarty podczas obiadowej przerwy. O inspiracje z rozmów przy kawie. O to, żeby ubrać dżinsy i użyć perfum, zamiast spędzać kolejny dzień w rozciągniętej piżamie.

Proporcje dni w pracy do weekendów nie są przypadkowe.

Pandemia pokazała nam sporo możliwości. Pokazała, jak wiele można dziś zrobić zdalnie, ile zrobić możemy online. Jak wiele oszczędzić czasu można na dojazdach, korkach i innych małych stratach, które w normalności są znacznie powszechniejsze.

Ale im częściej poruszam ten temat ze znajomymi, ze spotykanymi na swojej drodze trenerami czy dalszymi krewnymi – tym jaśniej widzę, że te zyski marginalne są naprawdę marginalne wobec naszych… psychiki czy formy fizycznej.

Czytam o wzrastającym współczynniku samobójstw, czytam o rozpadających się związkach, które nie przetrwały pandemicznej próby i wzmożonego kontaktu ze sobą. Ale obserwuję też siebie i jestem już tak zmęczony, że… w ogóle się tym artykułom nie dziwię. I każde przedłużanie obecnego stanu uważam za przyczynek do kolejnych problemów wśród ludzi, które będą się tylko piętrzyły.

Nie wiem dziś jakie decyzje byłyby optymalne. Pewnie całkowite zluzowanie obostrzeń to też duże ryzyko, bo szpitale za chwilę znów nie będą wyrabiały. Natomiast widzę już tyle niespójności, że jestem przekonany, że to, co mamy dziś, nie ma najmniejszego sensu.

Pal licho że niczego nie można planować. Pal licho, że tkwimy w ciągłym zawieszeniu względem wielu działań i projektów, które chcemy zrealizować.

Ale siłownie, czyli miejsca, w których o zdrowie dbają najzdrowsi i najsilniejsi, są pozamykane. Jednocześnie ja regularnie gram w ping ponga, podpisując jakiś świstek. Że szykuję się do igrzysk, czy coś w ten deseń.

W piłkę z kolei grać nie mogę. Bo nie mam karty w żadnej B klasie. Być może wynajęliby nam salę, gdybyśmy zapisali się w Polskim Związku Przeciągania Liny. Trzeba by sprawdzić to u prawnika…

Nie możesz więc spotkać się z kimś obcym, jednocześnie jako trener widujesz w tygodniu (przy założeniu, że prowadzisz cztery grupy) sześćdziesięciu rodziców. A oni miksują się z dziadkami, więc w perspektywie miesiąca dobijasz do setki przybitych piątek. Nie licząc tych zbijanych trzy razy w tygodniu z ich dzieciakami.

Knajpy są pozamykane na cztery spusty i raz na dwa miesiące nie można już wyjsć z kumplami, żeby w męskim gronie się zresetować. W tym samym czasie na wrocławskim rynku są miejsca, w których możesz normalnie zjeść i się napić. Bo to nie są restauracje, tylko… strefy co-workingowe. Na papierze. Albo jeszcze śmieszniejsza opcja: gdzieniegdzie na wejściu podpisujesz umowę zlecenie – stając się na moment pracownikiem miejsca, do którego przyszedłeś na obiad.

Noclegu też nie zabukujesz jak dawniej! Wynajmiesz za to schowek na narty, w którym spotykasz standardy czterogwiazdkowego hotelu.

Ech. Bareja by na to nie wpadł.

Na szczycie piramidy Maslowa mamy m.in. korzystanie z wolności (ujęte najczęściej pod szyldem samorealizacji). Nieco niżej – potrzeby przynależności grupowej. Tak, ponoć najważniejszym jest, by skupić się na fundamencie tejże piramidy, ale znów – w krótkim czasie. W dłuższej perspektywie każdemu potrzeba balansu. Równowagi.

Zawsze lubiłem filmy, których akcja toczyła się w więzieniach. Przypomina mi się więc Prison Break. Kiedy T-Bag przeskrobał coś po raz kolejny, lądował w izolatce. Czy to przypadek, że nawet w więzieniu izolacja to największa kara?

Pewnie że można zejść w piramidzie jeszcze niżej. Można ludziom zabrać pożywienie, uniemożliwić sen czy ograniczyć dostęp powietrza. Ale to w filmach już sceny tortur, jazda po bandzie.

Psycholog zawodem przyszłości będzie, czego jestem przekonany, bez względu na to, jak do pandemii podejdą krajowe władze. Niemniej w tym miejscu mogłyby zastanowić się one czy chcą społeczeństwa masowo zaburzonego, które w dodatku na home office’ach obrosło tłuszczem jeszcze bardziej niż zwykle. I odpowiedzieć sobie na pytanie czy wstrzymując rozprzestrzenianie się wirusa nie gwarantują swoim obywatelom czegoś znacznie gorszego.

PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Chcesz podyskutować o szkoleniu? O najnowszym artykule? Nie zgadzasz się ze mną lub chciałbyś coś dodać? Napisz koniecznie – przemyslaw.mamczak@weszlo.com.