Oko na talent. Mateusz Moskaluk, czyli najlepszy zawodnik turnieju o Puchar Prezesa PZPN

Wrodzona ostrożność każe mu do wszystkiego podchodzić z dystansem. Kiedy jednak już się do czegoś przekona, angażuje się w to na sto procent. Tak było z jazdą na rowerze, gimnastyką czy wreszcie z treningami piłkarskimi w klubie, do których przymierzał się przez pół roku. Szybko okazało się, że ma talent. W niedzielę (14 lutego) podczas turnieju o Puchar Prezesa PZPN Mateusz Moskaluk zademonstrował go szerszej publiczności.

Oko na talent. Mateusz Moskaluk, czyli najlepszy zawodnik turnieju o Puchar Prezesa PZPN

Zaczęło się od obserwowania starszego o dwa lata brata, Dawida – zawodnika Olympicu Wrocław. Mateusz bardzo często jeździł na jego turnieje i uważnie przyglądał się grze poszczególnych zawodników. – Myślę, że już wtedy wyciągnął wiele wniosków i potem, gdy wyszedł na boisko, od początku wyróżniał się cwaniactwem – twierdzi Sławomir Moskaluk, tata chłopców. 

Zanim jednak młodszy z jego synów dołączył do klubu brata, przez pół roku przekonywał się do tego pomysłu. Bez namawiania i nakładania presji – po prostu musiał się przełamać, o czym otwarcie mówi pan Sławomir: – Mateusz do wszystkiego podchodzi z dystansem, może nawet pewną obawą. Ale jak już to pozna i zobaczy, że to nie jest straszne, to się odblokowuje. Kiedyś miał obawy, żeby nauczyć się jeździć na rowerze. Przełamywaliśmy się przez miesiąc. A jak już wsiadł i zaczął jeździć, to przez cały dzień nie zszedł z roweru. Tak samo było z nauką przewrotu w przód.

Ostatecznie Mateusz trafił na stałe do Olympicu tuż przed siódmymi urodzinami. W szkółce Dariusza Sztylki i Krzysztofa Wołczka spędził nieco ponad trzy lata, w trakcie których nie brakowało sukcesów. W 2019 roku drużyna z Moskalukiem w składzie wygrała wojewódzki finał turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”, a on sam został wybrany najlepszym zawodnikiem tych rozgrywek. W finale ogólnopolskim w Warszawie „Olimpijczycy” zajęli 13. miejsce.

Mateusz stoi jako pierwszy z chłopców od lewej 

Podczas finału ogólnopolskiego w Warszawie

Niedługo po tym występie Mateusz i jego dwaj koledzy – Ignacy Czarkowski oraz Tymoteusz Gabryś – przenieśli się do akademii klubu, o grze w którym marzą wszyscy chłopcy z Wrocławia i okolic. Wcześniej drogą z Olympicu do Śląska podążył też Dominik Kleczewski, czyli król strzelców tegorocznego Pucharu Prezesa PZPN w kategorii U-12. Każdy z nich wzbudził zainteresowanie Wojskowych nie mając skończonych 10 lat.

Skauting lokalny zaczynamy bardzo wcześnie, bo obserwujemy już sześciolatków. Rywalizując z innymi szkółkami od kategorii U-6 tworzymy bazy zawodników, którzy przykuwają naszą uwagę w aspekcie zdolności ruchowych. Stale obserwujemy ich rozwój, a następnie zapraszamy na treningi. W przypadku Matiego, Tymka i Ignacego wyglądało to tak, że oni przez cały rok, oczywiście w porozumieniu z Olympikiem, brali udział w meczach kontrolnych naszej drużyny, choćby ze Spartą Praga – opowiada Krzysztof Franczak, trener Śląska Wrocław U-12. – Oczywiście prowadzimy też nabory i w ich trakcie przychodzą do nas bardzo wartościowi chłopcy, jak choćby Bartek Bremer, który w niedzielnym finale strzelił dwa gole. To chłopak o bardzo wysokim potencjale, a jest u nas od pierwszego treningu rocznika 2009, który odbył się sześć lat temu – kontynuuje.

To jak w takim razie wyglądają proporcje między zawodnikami z naborów a tymi wyskautowanymi? W zespole trenera Franczaka na dziesięciu chłopców, którzy brali udział w finale turnieju o Puchar Prezesa PZPN, sześciu trenuje w klubie od czterech lub więcej lat. – To pokazuje naszą filozofię. Nie budowaliśmy rocznika z myślą o Pucharze i nie pościągaliśmy w tym celu najlepszych chłopaków z innych klubów. Nas interesuje perspektywa szkolenia długofalowego – tłumaczy 31-letni szkoleniowiec.

Moskaluk podczas ostatniego obozu zimowego Śląska

Skauting działa nie po to, by wygrywać turnieje tu i teraz, a po to, by znaleźć najbardziej perspektywicznych zawodników i stworzyć im optymalne warunki do rozwoju. Sprowadzanie wyróżniających się młodych piłkarzy z regionu jest możliwe dzięki dobrej współpracy Akademii Śląska z innymi szkółkami. – Coraz rzadziej dochodzi do sytuacji, że ktoś nie chce puścić do nas zdolnego chłopca. Wydaje mi się, że na tle innych dużych polskich miast we Wrocławiu ta współpraca wygląda najlepiej – uważa Franczak. 

Najbardziej owocna jest oczywiście kooperacja z Olympikiem. Oba kluby łączą postaci wspomnianych już Sztylki (dyrektora sportowego Śląska) i Wołczka (trenera Śląska w Centralnej Lidze Juniorów U-18). – Olympic to z jednej strony akademia, która w ostatnich latach oddała nam największą liczbę swoich utalentowanych zawodników, a z drugiej dalej trzymająca wysoki poziom sportowy. W Pucharze Prezesa chłopcy w kategorii do lat 12 odpadli dopiero w półfinale wojewódzkim z Zagłębiem Lubin. Ale patrzę na to też przez pryzmat innych roczników. Olympic wygląda bardzo dobrze na tle ogólnopolskim – przyznaje trener Franczak, pracujący w Akademii Śląska od samego początku jej istnienia, czyli od 1 lipca 2012 roku. To wtedy formalnie doszło do podziału struktur wojskowego klubu na Stowarzyszenie i właśnie Akademię. 

Mimo młodego wieku Krzysztof Franczak może pochwalić się aż jedenastoletnim doświadczeniem w pracy z dziećmi i młodzieżą. Prowadził (samodzielnie lub jako drugi trener) drużyny z każdej kategorii wiekowej od U-6 do U-17. Nie jest w stanie stwierdzić, z którą grupą pracowało mu się najlepiej. Specyfika pracy z każdą z nich jest inna, a jeśli ktoś chce być trenerem piłki nożnej, to jego zdaniem warto, aby przeszedł przez wszystkie szczeble tej drabiny. Bez względu na to, w jakim wieku są jego podopieczni, dla Franczaka nie zmienia się jedno – najważniejsze jest dla niego profesjonalne podejście do obowiązków.

Najstarsi zawodnicy, których prowadził jako pierwszy trener mają dzisiaj po 18-19 lat i dopiero wchodzą do seniorskiego futbolu. Tomasz Mamis po udanej rundzie jesiennej w barwach Polonii Nysa przeniósł się w styczniu do Ruchu Chorzów, który pragnie przypieczętować swój powrót do drugiej ligi. Patryk Szymański już gra na tym poziomie rozgrywkowym w rezerwach Śląska. Kilku innych funkcjonuje na poziomie trzeciej ligi. Na tę chwilę w ekstraklasie żaden wychowanek Franczaka jeszcze nie zadebiutował, ale zdaniem 31-latka jest grupa piłkarzy, która może o to powalczyć. 

A jak na ich tle prezentuje się Mateusz Moskaluk? – W skali talentu to bardzo dobry chłopak. Myślę, że zarówno on, jak i inni moi obecni podopieczni mają lepsze perspektywy na zrobienie kariery, również dlatego, że my jako trenerzy stale się rozwijamy i jesteśmy dużo bardziej doświadczeni. Generalnie dzisiaj w Polsce 12-letni talent ma większe szanse, aby nie zniknąć po drodze do zawodowego futbolu, niż to było jeszcze siedem-osiem lat temu – przekonuje Franczak. Swoją tezę popiera kolejnymi argumentami: – W całej Polsce otwierają się nowe możliwości. Powstają nowe akademie, nie tylko tych największych klubów. Doceniam fakt, jak rozwijają się mniejsze szkółki. Zawodnicy mają też coraz mniej kompleksów względem rówieśników z zagranicy. Pamiętam, że gdy kilka lat temu jechaliśmy na turniej międzynarodowy podejście było takie, żeby zobaczyć, jak nam tam będzie szło. A już rocznik 2009 potrafi rywalizować jak równy z równym z Bayernem Monachium, Manchesterem City czy Liverpoolem. Dochodziliśmy do półfinałów silnie obsadzonych turniejów w Lizbonie i Amsterdamie. W rozgrywanym w Wiedniu Champions Trophy, gdzie rywalizowało 120 drużyn z całego świata, zajęliśmy siódme miejsce. To niesamowite doświadczenia. Coś, co będzie procentowało w przyszłości. Chłopcy mogą na tym tylko skorzystać.

Pierwsza piłkarska nagroda 

Mateusz Moskaluk to jeden z największych talentów, który trafił pod skrzydła Krzysztofa Franczaka. Wyróżnia się przede wszystkim przygotowaniem motorycznym, stanowiącym fundament pod rozwój techniki. Wyniki testów niespełna 12-letniego chłopca robią wrażenie nawet na doświadczonych szkoleniowcach z Akademii Śląska.

Jest lewonożny i zaawansowany technicznie. Bardzo dobrze rozumie grę, na co zwracają uwagę nie tylko trenerzy, którzy na szkoleniu dzieci zjedli zęby, ale także tata Mateusza. – Na pewno jest inteligentny. Swoim zmysłem robi różnicę na boisku – uważa pan Sławomir. 

Od dwóch lat nie ma pozycji, na której Moskaluk junior by nie grał. Podczas Pucharu Prezesa PZPN był ustawiony z lewej strony, nieco bardziej defensywnie. W piłce siedmio-, dziewięcio- czy nawet jedenastoosobowej, bo Śląsk U-12 rozgrywa już takie sparingi, świetnie radzi sobie zarówno na lewej obronie, jak i jako rozgrywający. W kategoriach dziecięcych najlepsi zawodnicy grają przeważnie właśnie w środku pola lub na pozycjach ofensywnych. – Na tę chwilę nie profilujemy Matiego pod konkretną pozycję, ale już rozmawiamy, także z samym zawodnikiem, że w Polsce od lat ciężko jest znaleźć lewonożnego lewego obrońcę na najwyższym poziomie. Nie wiem, czy docelowo dla Matiego najlepszy nie będzie właśnie ten bok obrony – dzieli się swoimi spostrzeżeniami trener Moskaluka. 

No dobrze, a co na to sam zainteresowany? Czy mając 11 lat rozważa w ogóle grę w obronie?

Wygląda na to, że tak. Świadczy o tym chociażby fakt, że jako jednego ze swoich idoli obok Leo Messiego i Piotra Zielińskiego wskazuje na Alphonso Daviesa – lewego obrońcę Bayernu Monachium. Potwierdzają to także słowa trenera Franczaka: – W Mateuszu fajne jest to, że nie jest zmanierowany. Nie patrzy na to, na jakiej gra pozycji, czy ma kolorowe buty albo czy zagra z numerem 10 na koszulce. On po prostu chce grać w piłkę. Uwielbiam pracować z takimi zawodnikami. 

Poza boiskiem Mateusz jest pogodny i szczery. Z dystansem podchodzi do nowości, o czym już wspominaliśmy. – Nie chciałbym go zagłaskać, ale nie mam z nim żadnych problemów – przyznaje Franczak. Wady? – Nie jest może aż tak grzeczny na jakiego wygląda – śmieje się tata zawodnika.

Moskaluk jest lubiany przez kolegów, którzy wybrali go na swojego kapitana. W drużynach prowadzonych przez Krzysztofa Franczaka to tradycja, że lider nie jest wskazywany odgórnie, a kreuje go zespół. – To cenne móc zobaczyć, jak zawodnicy postrzegają siebie nawzajem. Chłopcy sami szukają lidera, nie tylko na boisku, ale i poza nim. Dzieciaki patrzą na to, jakim kto jest na co dzień kolegą. Myślę, że to nie przypadek, że właśnie Mati jest kapitanem. 

W tegorocznym Pucharze Prezesa PZPN Mateusz zostawał najlepszym zawodnikiem na szczeblu powiatowym, wojewódzkim i ogólnopolskim. Jego drużyna po drodze do triumfu zagrała łącznie 16 meczów. To pokazuje jej regularność.

Sukces na skalę ogólnopolską, bycie obserwowanym przez trenerów juniorskich reprezentacji Polski, duże zainteresowanie widzów – to naturalnie robi wrażenie na dzieciach. Każdy z chłopców, którzy przyczynili się do zwycięstwa Śląska, obchodził lub będzie obchodził w tym roku 12. urodziny. Na niektórych z nich triumf w turnieju paradoksalnie może nie mieć jednoznacznie pozytywnego wpływu. – Zależy mi na tym, aby chłopcy nie zachłysnęli się tymi nagrodami. Zawsze im powtarzam, że jak wygramy jeden turniej, to nie oznacza, że za chwilę zadzwoni do nas Guardiola i nie będzie ich kupował do Manchesteru City. Ale to działa też w drugą stronę. Jeśli coś nam nie wyjdzie, to też nic wielkiego się nie dzieje. Skupiamy się na tym, aby od poniedziałku do piątku solidnie trenować – mówi stanowczo Franczak.

Szkoleniowiec nie jest gołosłowny. W niedzielę ekipa wróciła do Wrocławia późno w nocy, a już w poniedziałek spotkała się na boisku. Tematyka zajęć? Gra jeden na jednego, a więc chłopców czekała intensywna jednostka. Mimo zmęczenia po turnieju żaden z nich nie odpuszczał. Zawodnicy z tym samym entuzjazmem rozpoczęli kolejny tydzień pracy.

A być może już wkrótce, gdy nieco odpoczną, dołączą do kolejnej piłkarskiej rywalizacji, tym razem na odległość. W „Zielonych Wyzwaniach” organizowanych przez Polski Związek Piłki Nożnej wraz ze sponsorami: głównym – marką Tymbark – oraz brązowym – firmą Electrolux – najstarszą kategorią wiekową stanowią właśnie chłopcy i dziewczęta urodzeni w 2009 roku. 

Uczestnicy mają do wykonania i nagrania piłkarskie zadania, które są później oceniane przez związkowych trenerów. Najlepsze i najbardziej kreatywne realizacje są nagradzane sprzętem sportowym. W puli nagród znajduje się blisko 100 tysięcy złotych, a 24 drużyny zostaną dodatkowo zaproszone na trening prowadzony przez trenerów związanych z Polskim Związkiem Piłki Nożnej. 

Więcej szczegółów oraz instrukcja zgłaszania drużyn do „Zielonych Wyzwań” znajdują się na stronie www.zpodworkanastadion.pl. 

RAFAŁ CEPKO