„Concordia Murowana Goślina” z nazwy bardziej przypomina firmę budowlaną niż klub piłkarski. Z budownictwem jednak nie mają nic wspólnego, a z piłką owszem. Mogą się nawet pochwalić reprezentantem kraju. To właśnie tam swoją przygodę z futbolem rozpoczął niedoszły wielki talent polskiej piłki, dzisiaj zawodnik Lecha Poznań – Bartosz Salamon. 

Pierwszy trener: Bartosz Salamon

Ryszard Włodarczak z klubem z Murowanej Gośliny jest związany od 1982 roku. Grał w nim jako piłkarz, później łączył pracę zawodnika ze szkoleniowcem pierwszego zespołu, a po kilku latach przerwy na Wełnę Skoki, PKS Bytyń czy Wełnę Rogoźno, wrócił i przejął grupy młodzieżowe.

– Prowadziłem go od 8. roku życia. Zaczynał w Concordii Murowana Goślina, zrobiliśmy nabór i był wówczas najmłodszym zawodnikiem. To była dosyć liczna grupa. Mogę powiedzieć, że od początku się wyróżniał – warunkami fizycznymi oraz umiejętnościami. Bartek był bardzo ambitnym chłopakiem, nie odpuszczał. Było widać, że chce zostać w przyszłości piłkarzem. Rodzice mieli na niego duży wpływ. To jest mały klub, organizowaliśmy różne wyjazdy na turnieje czy mecze i rodzice wozili na nie dzieci swoimi samochodami. Jego tata bardzo się angażował, mama zresztą też – była w zarządzie klubu – mówi nam jego pierwszy szkoleniowiec. 

Ambicja – to słowo jest kluczem. Szukając w internecie informacji na temat początków obrońcy z futbolem, można natrafić na historię z pewnego obozu, na którym trenerzy zorganizowali swoim podopiecznym konkurs żonglerki. Bartosz Salamon podbijał, podbijał i podbijał, dawno już wszystkich prześcignął, szkoleniowcy mówili mu, żeby skończył, ale… on nie chciał przerywać dopóki piłka rzeczywiście spadnie mu na ziemię.

– Od początku grał w defensywnie, ale chciałem też, żeby się rozwijał, więc czasami wystawiałem go na pozycji pomocnika. Było z nim tak, że wyróżniał się w starszym roczniku, a w swoim, albo się nie przykładał, albo… Nie robił specjalnej różnicy – lepszy był właśnie w tych starszych rocznikach, czyli w trudniejszych warunkach – dodaje Włodarczak.

29-latek nie wyróżniał się tak bardzo w swoim roczniku, jak w tym starszym. A przecież tam musiało być mu ciężej, chociażby z racji tego, że rywale byli od niego zdecydowanie lepiej zbudowani, bo wyżsi raczej nie – Salamon przerastał wszystkich. Z takimi warunkami fizycznymi musiał zostać defensorem, idealnie się do tego nadawał. Jeżeli do kogoś by go porównać, to do Petera Croucha, wychowanek Concordii Murowana Goślina też był bardzo szczupły i bardzo wysoki.

Wzrost był jego atutem, lecz równocześnie przekleństwem. – Nie miałem z nim nigdy żadnych problemów wychowawczych. Bardzo spokojny chłopak, dobrze się uczył. Nie było z nim problemów wychowawczych, ale doskwierały mu problemy zdrowotne. Początkowo mięśnie nie nadążały za wzrostem – wspomina trener.

Jego początki z piłką możemy porównać do tych Jarosława Niezgody – dwóch chłopaków wyróżniających się w swoich niewielkich klubach, którzy za chwilę muszą dostać szansę w większych i poważniejszych ośrodkach. Wynika z tego, że nawet z zachowania byli do siebie podobni, bo jak Niezgoda był wstydliwym dzieciakiem, tak Bartosz Salamon również nie był wymarzonym kandydatem na kapitana zespołu. Jaka to była wówczas drużyna w Murowanej Goślinie? Czy mogła rywalizować z dużo większymi szkółkami z Wielkopolski? – Muszę powiedzieć, że drużyna roczników 1989/1990 (Salamon jest z rocznika 1991 – red.) była naprawdę mocna. To był fajny zespół, walczyliśmy z Lechem, Wartą, Olimpią Poznań i innymi czołowymi drużynami w województwie – odpowiada szkoleniowiec. 

Z byłym napastnikiem Ruchu Chorzów czy Legii Warszawa łączy go także to, że obaj brali udział w Turnieju. Wtedy zawody „Z Podwórka na Stadion” były rozgrywane jeszcze bez patronatu marki „Tymbark” i całej otoczki Stadionu Narodowego, ale ówczesna impreza dała zalążki temu, co oglądamy obecnie. Salamon był jednym z pierwszych „absolwentów” tego przedsięwzięcia (musiał wystąpić w I lub II edycji), który zadebiutował później w pierwszej reprezentacji.

Od małego było praktycznie wiadomo, że wychowanek Concordii Murowana Goślina będzie kiedyś grał w piłkę, ale raczej nikt nie spodziewał się, że… aż tak dobrze. Dosyć szybko trafił do Lecha Poznań, ale to była naturalna kolej rzeczy – „Kolejorz” musiał zwrócić uwagę na chłopaka, który przerastał wszystkich warunkami fizycznymi, grał w okolicznym klubie i jeszcze dobrze się zapowiadał. W tym czasie zaczął jeździć na zgrupowania młodzieżowej kadry i trenerzy dziwili się, dlaczego w Poznaniu gra tylko w rezerwach. Nie udało mu się wówczas zadebiutować w pierwszej drużynie, a rozegrał jedynie dwa spotkania w drugim zespole. Debiut w „jedynce” zaliczył dopiero po powrocie z Półwyspu Apenińskiego. – Spodziewałem się, że Bartek może kiedyś zostać piłkarzem, ale nie wróżyłem mu aż tyle, że trafi na San Siro czy będzie występował w pierwszej reprezentacji. Sam dążył do tego, żeby spełnić swoje marzenia – zauważa Ryszard Włodarczak.

Chociaż, czy Salamon naprawdę we Włoszech zrobił wielką karierę? Jako nastolatek wybrał ofertę Brescii, mimo że na stole miał też umowę z samego… Juventusu. Ten pierwszy wybór doradził mu jego inny były szkoleniowiec, Mariusz Rumak, który stwierdził, że na „Starą Damę” przyjdzie jeszcze i dla chłopaka będzie lepiej, jeżeli wybierze miejsce, w którym będzie mial przynajmniej cień szansy na zbieraniu minut w pierwszym zespole. Ponoć wszędzie chodził ze słownikiem, więc szybko nauczył się języka i zaadaptował do życia w nowym miejscu. O Salamonie zrobiło się jednak naprawdę głośno, gdy zgłosił się po niego i ostatecznie kupił „wielki” AC Milan. To nie była już ta sama drużyna, która kilka lat wcześniej wygrywała Ligę Mistrzów, ale nadal miała łatkę jednej z najlepszych drużyn na Starym Kontynencie. Zamieszanie zrobiło się bardziej wśród kibiców w Polsce niż Mediolanie, którzy byli dumni, że ich rodak trafił do naprawdę poważnego zespołu.

Na San Siro furory nie zrobił, lecz przesadą byłoby stwierdzenie, że później kopał się jedynie po czole w jakiejś Serie Z. Lech Poznań ściągając go zimą na Bułgarską, nie sprowadził piłkarza, który ostatnie kilka miesięcy spędził na ławce rezerwowych czy trybunach, tylko był podstawowym defensorem klubu z drugiej ligi, silniejszej niż Ekstraklasa. Jasne, że apetyty były większe, ale widocznie sufit miał nieco niżej, a i tak tych kilku występów w kadrze nikt mu już nie zabierze. Historia lubi takie przypadki. Najczęściej udaje się właśnie tym, którzy zaczynali w niewielkich klubach, gdzie nie było idealnych warunków do rozwoju, a dopiero później wychodzili na salony – z Bartkiem Salamonem i wieloma innymi chłopakami tak właśnie było.

– Nie mamy teraz ze sobą kontaktu, ale obserwuję jego karierę, śledzę mecze w telewizji. Muszę przyznać, że jestem dumny z faktu, że prowadziłem takiego zawodnika – kończy Ryszard Włodarczak.

BARTOSZ LODKO 

Fot. Newspix