Tak hartuje się Stal – kulisy produkcji serialu o polskiej akademii piłkarskiej

Nie tak dawno temu swoją premierę na Youtube miał czteroodcinkowy dokument o… polskiej akademii piłkarskiej. Produkcja „Tak hartuje się Stal” przedstawia od wewnątrz działania Stali Rzeszów oraz pokazuje losy juniorów młodszych, którzy walczą o awans do CLJ-ki. Jak wyglądała produkcja serialu? Czy warto go obejrzeć? Co przydałoby się w nim zmienić?

Tak hartuje się Stal – kulisy produkcji serialu o polskiej akademii piłkarskiej

Sunderland, Juventus czy Tottenham – na różnych platformach streamingowych możemy obejrzeć seriale o każdej z tych trzech drużyn, zobaczyć trochę kulis i tła ich działalności. Dowiedzieć się, co Jose Mourinho mówi swoim zawodnikom przed ważnymi meczami oraz zrozumieć miłość kibiców i pracowników do swojego ukochanego zespołu. Dokument Netflixa „Sunderland ‚Til I Die” ukazujący działalność klubu z League One (trzeci poziom rozgrywkowy w Anglii) okazał się wielkim hitem na całym świecie – inni również zapragnęli podążyć w tym kierunku i dostarczyć swoim fanom trochę rozrywki.

Czy cała produkcja Stali Rzeszów również jest ciekawa i przedstawia interesującą historię? Zależy dla kogo. Dla pracowników klubu, trenerów, zawodników i ich bliskich na pewno, lecz dla bezstronnego obserwatora – średnio. Jest to dokument oparty na prawdziwych wydarzeniach, a nie hollywoodzkie kino akcji, ale sama fabuła nie powala na kolana.

W „Tak hartuje się Stal” towarzyszymy drużynie juniorów młodszych, która walczy o awans do Centralnej Ligi Juniorów. Będąc szczerym, nie ma nic niesamowitego w tym, że rzeszowianie pokonują po 8:0 jakichś chłopaków z podkarpackich wiosek.

Natomiast, jeżeli chodzi o kwestię produkcyjną czy sam montaż, to tutaj nie można mieć większych zastrzeżeń. Realizacja, za którą odpowiadał w dużej mierze Bartek Czyrek, stoi na naprawdę wysokim, profesjonalnym poziomie. Przesadą byłoby stwierdzenie, że coś w tej kwestii musi się w kolejnych sezonach diametralnie poprawić.

To serial o akademii, a nie o konkretnej drużynie, ale oglądając go, miałem przeświadczenie, że wszystkie sceny niezwiązane bezpośrednio z zespołem U-17, są tylko dodatkiem, a nie najważniejszym elementem produkcji. Możemy zobaczyć, jak wygląda internat, przedmeczowe analizy szkoleniowców czy dodatkowe zajęcia dla młodszych adeptów akademii Stali, ale w moim odczuciu, to tylko tło do historii, nie na odwrót.

Brakuje w tym serialu rozwinięcia wątków samych zawodników. Żeby usiadł jeden z drugim i coś o sobie opowiedzieli. „Cześć, mam na imię Adam, gram w Stali od szóstego roku życia, na pierwszy trening zaprowadził mnie tata, z którym od małego chodzę na stadion, moim marzeniem jest zostać drugim Robertem Lewandowskim, gram w ataku, a jeżeli chodzi o chwilę, którą najlepiej wspominam z pobytu w klubie, to…” – coś w tym stylu. Żebyśmy mogli chociaż trochę tych chłopaków poznać. Nie zapamiętałem z produkcji z imienia i nazwiska żadnego zawodnika, ponieważ w serialu mogliśmy poznać tylko ich ksywki. I to nie z normalnej rozmowy między nimi, a przy okazji… wyczytywania składów na najbliższy mecz.

Dokument nie ma zakończenia. Owszem, drużynie udaje się wywalczyć awans do CLJ-ki, ale co dalej? Dlaczego nie pokazano, jak wyglądało świętowanie sukcesu, jaki cel pojawił się na rundę wiosenną, jak podsumowaliby całą jesień? Serial urywa się, wchodzą napisy o wygranym barażu z Orlętami Kielce – w produkcji jest pokazany tylko pierwszy mecz – i to tyle.

Co dzieje się w skrócie w samym serialu? Pierwszy odcinek odgrywa rolę wstępu do produkcji. Mamy chłopaka (kapitana drużyny), który przedstawia rzeszowski internat oraz pomieszczenia, w których zawodnicy spędzają swój wolny czas, dostajemy zaawansowaną taktykę przedmeczową na starcie z JKS-em Jarosław, a także poznajemy Konrada Czapeczkę (trenera mentalnego) i Łukasza Cabaja (szkoleniowca zespołu).

Drugi odcinek rozpoczyna za to dyrektor sportowy Michał Wlaźlik, który mówi o wielkich ambicjach i planach rzeszowskiego klubu. Pokazane są zajęcia dodatkowe dla młodszych oraz kolejne analizy gry zespołu.

W trzecim epizodzie najważniejszymi wydarzeniami są dwa spotkania – wewnętrzne z drugim zespołem oraz derby Rzeszowa, wysoko wygrane przez zawodników Stali. Pojawia się również postać byłego już szkoleniowca pierwszego zespołu Marcina Wołowca, który w przeszłości sam był trenerem w akademii.

Na zakończenie otrzymaliśmy baraże z Orlętami Kielce i ciekawą analizę wideo przed spotkaniem, w której chłopcy ewidentnie lekceważyli rywala, ale jak się później okazało – całkiem słusznie, bo pewnie go pokonali. Jak już wspomnieliśmy wyżej, brakuje klasycznego zakończenia lub chociaż zapowiedzi kolejnego sezonu.

Jak wyglądała produkcja serialu? Dlaczego kamera towarzyszyła drużynie juniorów młodszych? Co pokrzyżowało im plany? O tym wszystkim porozmawialiśmy z Tomaszem Flakowskim, Brand&Communication Managerem Stali Rzeszów:

***

Skąd pomysł, żeby nakręcić serial o życiu akademii?

–  Pomysł tak naprawdę wziął się z tego, że jestem wielkim fanem serialu “Sunderland ‘Til I Die” wyprodukowanego przez Netflix. Oprócz tego serialu oglądałem też kilka innych produkcji o klubach piłkarskich w rolach głównych. Zawsze podobało mi się takie dokumentowanie prawdziwego życia w klubie czy akademii. Tego, jak to naprawdę wygląda. Z tego też względu czasem bardziej podobają mi się dobrze zrobione kulisy meczowe niż sam skrót spotkania, bo to one pokazują całą esencję funkcjonowania klubu i drużyny w dniu meczu. W Stali uznaliśmy, że jest to fajny pomysł, żeby pokazać prawdziwą pracę, która jest wykonywana w naszej akademii, a której nie widać na co dzień.

Jak wyglądała produkcja serialu? Zatrudniliście jakąś ekipę filmową?

– Zrobiliśmy to całkowicie swoimi siłami. Stal Rzeszów posiada znakomite media klubowe, ludzi z pasją do piłki i do filmów (i zdjęć). De facto produkcja powstała siłami trzech osób: dwóch filmowców i moim skromnym udziałem, jako pomysłodawcy i swojego rodzaju reżysera.

Dlaczego serial oparty jest na drużynie do lat 17?

– Wybraliśmy zespół U-17 z dwóch względów: po pierwsze to właśnie ta drużyna miała największe szanse na awans do CLJ-tki, co z definicji mogło być świetnym materiałem na reportaż – i tak też było; a po drugie, są to chłopcy, którzy w mniejszym lub większym zakresie przeszli proces szkolenia w Stali, mają zajęcia ze sportów dodatkowych, uczą się u nas w szkole (osiągając dobre wyniki w nauce) i mieszkają w internacie… i fantastycznie grają w piłkę, co potwierdzili właśnie tym awansem. Wszystko nam pasowało. Dzięki nim mogliśmy pokazać cały proces pt. “Jak to wygląda w Stali Rzeszów?”.

W pierwszym odcinku występuje chłopak, który pokazuje, jak wyglądała cały internat. Takie sceny kręciliście na raz czy chcieliście to zrobić bardziej profesjonalnie i były duble?

– Wstaliśmy wówczas o godz. 4:30 i pojechaliśmy do internatu, bo chłopcy z tego zespołu rzeczywiście wstają codziennie o 5:30, dlatego że już od 7:00 rano mają różne zajęcia. Do Michała Opalskiego, o którym mowa, przyjechałem kilka dni wcześniej i przedstawiłem nasz plan, że będziemy u niego, żeby miał tę świadomość, ale nawet słychać w nagraniu po nim, że trochę chciało mu się spać, jak mówił (śmiech) – w końcu dokument to dokument. Chcieliśmy pokazać rzeczywistość, w serialu nie ma ani jednej sceny inscenizowanej. Nie było tak, że mówiliśmy: to przestaw tutaj, a teraz pokaż tamto, bo będzie to lepiej wyglądało, więc nawet jak są jakieś przedmioty w tle, np. rozwieszone ręczniki w pokoju trenerów, to doszliśmy do wniosku, że nie będziemy nic zmieniać, bo tak właśnie wygląda rzeczywistość.

Nie baliście się, że dojdzie trochę do przerostu formy nad treścią? Pokazujecie jednak drużynę, która jest dla zwykłego kibica anonimowa i nawet nie występuje w CLJ-ce, tylko tłucze wszystkich na Podkarpaciu. 

– Nie obawialiśmy się tego z tego względu, że historia drużyny juniorów młodszych miała łączyć wszystkie odcinki w całość. To, że walczą o awans, wygrywają mecze, liderują w tabeli i przeważają znacznie nad lokalnym rywalem to didaskalia, dodatki. Najważniejsze było pokazanie tego wszystkiego wielowymiarowo. Nie ukrywam, że jest to też po części zabieg marketingowy – bowiem serial obejrzą także zawodnicy innych drużyn, których teraz lub w przyszłości możemy chcieć pozyskać i myślę, że po obejrzeniu takiego dokumentu, łatwiej będzie nam ich przekonać, bo będą widzieli, jak to wszystko wygląda u nas od środka jeszcze zanim przyjadą i przekonają się o tym na własne oczy. Choć – co trzeba przyznać – tutaj praca broni się sama, my tylko wchodzimy w nią z kamerą.

Ja się kiedyś cieszyłem, jak mój trener w trampkarzach robił dwuminutowy skrót z meczu i można było siebie zobaczyć na YouTube, a co dopiero cały serial…

– No właśnie (śmiech). Jestem bardzo zadowolony z faktu, że chłopcy przyzwyczaili się do kamery i ani nie strzelali żadnych popisów do obiektywu, ani się nie stresowali. Ta kamera towarzyszyła im przecież przez pół roku…

Od kiedy zaczęliście nagrywać?

– Nagrania zaczęliśmy na przełomie sierpnia i września ubiegłego roku.

Serial zaczyna się bodajże od spotkania z drużyną JKS Jarosław. 

– Tak, ale niektóre przebitki np. ze szkoły nagrywaliśmy wcześniej. Było kilka scen, które nie weszły ostatecznie do serialu, bo nie łapały się koncepcyjnie. Pod koniec serialu pojawia się lockdown, ale doszliśmy do wniosku, że jednak tego nie dodajemy do produkcji, ponieważ nie to jest w niej najważniejsze.

Jeżeli zrobiliście serial w zasadzie o jednej drużynie, to dlaczego nie zamieściliście w nim jakichś historii o zawodnikach? Poza ksywkami nie zapamiętałem z imienia i nazwiska żadnego z nich. Nie było sytuacji, że usiadł jakiś chłopak, powiedział o sobie oraz o akademii kilka zdań, żebyśmy mogli go chociaż trochę poznać. 

– To jest jedna z rzeczy, które zostały przystopowane lub zablokowane przez pandemię… Zresztą pandemia nie tylko to utrudniła, bo pierwotnie miał być to jeden sezon podzielony na sześć odcinków i np. wypadł nam cały odcinek pt. “Rodzina” o bliskich osobach tego zespołu. Miał on pokazywać, jak całe rodziny przychodzą na mecze, jak kibicują, jak jeżdżą za nimi na turnieje. Pytałeś wcześniej, dlaczego akurat ten rocznik został wybrany do serialu? Jest jeszcze jeden dodatkowy aspekt tego wszystkiego – rodzice. Rodziny tych chłopców są ze sobą niesamowicie zgrane. Grillują, spotykają się, jeżdżą razem na wakacje – świetna sprawa. Wszystko się spinało, miał powstać taki odcinek, że idziemy sobie do jednej z tych rodzin, oni umawiają się właśnie na jakiegoś grilla i prosimy ich, żeby poopowiadali różne historie o tych chłopakach, pokazali zdjęcia, nagrania i tak dalej. Rzeczywiście to wypadło i tego brakuje w pierwszym sezonie, ale nie oznacza to, że nie będzie tego w drugim. Oczywiście, o ile pandemia nam na to pozwoli.

Jesteś zadowolony z tej produkcji czy uważasz, że coś powinno wyglądać ostatecznie zupełnie inaczej?

– Jestem zadowolony z tego serialu i myślę, że wszyscy w klubie jesteśmy z niego zadowoleni. To nie jest tak, że serial nakręciło dwóch chłopaków telefonami. Kręcili to kamerami, którymi nagrywa się dobre produkcje…

Pod względem produkcyjnym oraz jakościowym nie ma się absolutnie do czego przyczepić. 

– Koncepcja nadrzędna serialu była po mojej stronie, ale cały montaż należał do Bartka Czyrka. To, że ten serial wygląda tak, jak wygląda, jest wynikiem autoryzacji wielu osób w klubie. Każdy odcinek był po kilka razy oglądany przez dyrektorów czy trenerów, którzy występują w serialu pod kątem tego, czy wszystko zostało pokazane tak, jak jest naprawdę. Zależało nam na tym, żeby właśnie nie koloryzować niczego. Wszyscy są zadowoleni, dlatego że pokazujemy prawdziwą pracę. Wszystko jest jeden do jednego. Pandemia pokrzyżowała nam plany i spowolniła całą produkcję, bo ogólnie rzecz biorąc, serial miał wyjść na święta, i zamysł był taki, żeby ludzie oglądali go obok Kevina. Mieliśmy pierwotnie zaplanowaną premierę na 20 grudnia, bo wyszliśmy z założenia, że jak puścimy to przed świętami, to zdecydowanie więcej osób obejrzy ten serial w pierwszym tygodniu od jego wrzucenia. To był dobry moment, ale nie zdążyliśmy wszystkiego nakręcić i zmontować.

Chłopakom udało się awansować do CLJ-ki, ale brakuje klarownego zakończenia. Oznacza to, że w kolejnych sezonach chcecie ukazać dalsze losy tego zespołu w Centralnej Lidze Juniorów czy skupić się na pozostałych rocznikach?

– Serial, jak od początku to podkreślałem, nie jest o jednej drużynie, a o akademii właśnie. Zespół U-17 ją niejako tutaj reprezentuje, ale nie jest najważniejszy. Jest równie ważny co inne roczniki młodsze i starsze. Jeżeli w przyszłości będziemy robić kontynuację tego serialu, to oczywiście zrobimy nawiązanie do tego zespołu, żeby była jakaś klamra, ale z pewnością pokażemy wtedy także tytaniczną pracę, jaką wykonują trenerzy i specjaliści w akademii, którzy zajmują się piłką dziecięcą. W klubie dzieje się dużo każdego dnia, choćby w ambitnym projekcie pt. Szkoła Mistrzostwa Sportowego ”Stal” w Rzeszowie czy internat Stali. Kiedyś uważało się, że w klasach sportowych chodzi o to, żeby tylko przepychać tych chłopaków dalej, a u nas bardzo mocno stawia się na edukację. Mamy świadomość, że nie każdy z chłopaków zostanie w przyszłości zawodowym piłkarzem, więc chcemy pomóc im stać się dobrymi, mądrymi ludzi. Cała koncepcja jest na tyle ciekawa, a osoby w klubie na tyle ambitne i pracowite, że i nam pomysłów na opakowanie tego nigdy nie braknie.

BARTOSZ LODKO

Fot. Stal Rzeszów/YouTube