Siatka Fabinho, treningi Liverpoolu. Kim jest „Polish Messi”?

W Anglii został już nazwany „polskim Messim”. Jurgen Klopp zaprosił go na treningi z pierwszym zespołem i chwalił jego boiskowe poczynania. Z kolei Fabinho przekonał się, że 17-latek jest przebojowy i nie boi się założyć mu „siatki” na treningu. O kim mowa? Chodzi o Mateusza Musiałowskiego, o którym  w ostatnich tygodniach usłyszeli angielscy oraz polscy kibice. Kim jest ten chłopak? Jak to się stało, że trafił do „The Reds”? Jak wyglądały jego początki przygody z piłką w Polsce? W jaki sposób trenerzy starali się szlifować diament, który im się trafił?

Siatka Fabinho, treningi Liverpoolu. Kim jest „Polish Messi”?

„Polish Messi” – takie nagłówki pojawiają się w angielskiej prasie, kiedy opisują polskiego zawodnika i tym razem nie chodzi o sympatycznego pana z Torunia, który żonglował rolką papieru toaletowego. Ten przydomek nie powstał, aby obśmiać naszego rodaka, ale żeby docenić jego umiejętności. Głośniej zrobiło się o Mateuszu Musiałowskim, gdy oficjalne konto Liverpoolu wrzuciło w media społecznościowe gola, którego strzelił przeciwko Newcastle United w Premier League U-18. Bez większych problemów przedryblował prawie pół boiska i oddał strzał z okolic 16-metra. Z kolei, gdy ostatnio była przerwa na reprezentację, Jurgen Klopp zaprosił polskiego zawodnika na treningi z pierwszym zespołem, gdzie nie bał się założyć siatki Fabinho.

W Polsce rzadko widujemy zawodników, którzy bez pardonu potrafią wziąć grę na siebie, przedryblować kilku zawodników i strzelić pięknego gola. Nienaganna technika, prawa i lewa stopa na tym samym wysokim poziomie, balans ciała, różnorodny drybling i do tego jeszcze przyspieszenie z piłką przy nodze. Tak, w skrócie można scharakteryzować Mateusza Musiałowskiego i to nie jest żart. To jest polski, a nie argentyński piłkarz. W naszej Ekstraklasie różnorodny drybling polega na tym, że zawodnik raz wyprzedzi obrońcę z lewej strony, a innym razem z prawej. Wszystko opiera się na szybkości. Jesteś szybki? To wystarczy, żebyś grał na skrzydle. Drybling? Ważne, żebyś był szybszy od rywala. Ten chłopak nie pasuje do modelu polskiego piłkarza.

Zatem, jak to się stało, że jest taki zawodnik, jak Mateusz Musiałowski? Gdzie on się chował? To zawodnicy o takich umiejętnościach też rodzą się w Polsce? Szukamy odpowiedzi u samego początku, czyli u pierwszych trenerów Mateusza. Jak wyglądały jego początki? Od razu było widać, że ma predyspozycje do piłki nożnej?

– Pamiętam doskonale nasze pierwsze spotkanie. Był malutki, najmniejszy na sali. Przyszedł z mamą na zajęcia. Sala gimnastyczna wyglądała tak, że była oddzielona przeźroczystą szybą, za którą stali rodzice. Dzieci bawiąc się na moich zajęciach, miały kontakt wzrokowy z rodzicami. Pięcioletni Mateusz na pierwszych zajęciach się popłakał i chciał iść do mamy, mimo że mu pokazywałem: „patrz, przecież tam jest twoja mama i obserwuje”. Z kolejnymi zajęciami do tego przywykł – opowiada Aleksander Brdąkała, pierwszy trener Musiałowskiego w Ajaksie Częstochowa.

Ajaks Częstochowa (rocznik 2003) Mateusz Musiałowski pierwszy z lewej w dolnym rzędzie

– Pamiętam pierwszy trening, na którym pojawił się Mateusz. To było w Rakowie Częstochowa, boisko za budynkiem klubu. On na ten trening…  się spóźnił. Przyjechał z rodzicami i dołączył w trakcie trwania zajęć. To był czas, kiedy przyszło sporo nowych zawodników do rocznika 2003 (kategoria orlik) i często było tak, że przychodziły dzieci, które jeszcze za dużo nie potrafiły. Gdy zobaczyłem Mateusza, jeszcze przed kopnięciem piłki, pomyślałem sobie, że jest to następny taki, który nic nie umie i będzie mi przeszkadzał na treningu – wspomina trener Tomasz Sobczak.

Jednak już po pierwszych kontaktach z piłką, widziałem, że coś potrafi. Może po pierwszym treningu nie dostrzegłem w nim, aż tak dużego talentu, ale z każdymi kolejnymi zajęciami, udowadniał, że ma coś w sobie wyjątkowego. On zawsze się wyróżniał. Nie było turnieju, z którego nie wywiózłby indywidualnego wyróżnienia – MVP lub król strzelców. Jeździliśmy po całej Polsce na turnieje, mieliśmy mocny rocznik w Rakowie, a mierzyliśmy się z naprawdę utalentowanymi dzieciakami – dodaje. 

Mateusz pierwsze kroki związane z piłką stawiał w Ajaksie Częstochowa, gdzie spędził cztery lata, aby następnie trafić do akademii Rakowa Częstochowa. To był chłopak, który od samego początku się wyróżniał, a rodzice co chwilę byli kuszeni z różnych stron, żeby przenieśli syna do większego ośrodka. W 2016 roku trafił do UKS-u SMS-u Łódź, ale nie chodził tam do szkoły, nie był na wszystkich treningach, ponieważ…. dojeżdżał na nie z Częstochowy.

– To była taka specyficzna sytuacja, że Mateusz na co dzień chodził do szkoły w Częstochowie. U nas trenował dwa, trzy razy w tygodniu, bo tak byliśmy umówieni z jego rodzicami. Trzecia lub czwarta jednostka to był mecz. Koledzy z zespołu to akceptowali, bo w momencie, gdy jest dobry zawodnik to zawsze podniesie jakość całej drużyny. Nikt nie miał z tym problemu. Grał w roczniku starszym i pomógł nam awansować do CLJ U-17, strzelił ponad 20 goli w I lidze wojewódzkiej. Do tego też trenował indywidualnie u siebie w Częstochowie, dążył do tego, żeby być cały czas coraz lepszym – mówi Mariusz Solecki, trener UKS-u SMS-u Łódź, który prowadził rocznik 2002.

– Mateusz to talent czystej postaci, ale dodawał do tego pracę i dążenie do coraz lepszych wyników. Rodzice stoją za tym i starali się o rozwój swojego syna. Widzieli w nim talent, ale przy tym nie chcieli zabijać w nim pasji do tego sportu i przeszkadzać. Nie można tłamsić talentu, a oni mu pomagali. Duża w tym zasługa rodziców. Nie chcieli wysłać syna do szkoły z internatem, bo uważali, że jest to za wcześnie, żeby opuszczał rodzinnym dom, gdyż mieli na uwadze to, że mógłby sobie nie poradzić. Czekali na odpowiedni moment i taki nastał przy okazji transferu do Liverpoolu. Rodzice nie przenieśli się wraz z nim do Anglii – opowiada Aleksander Brdąkała.

Gdy Musiałowski miał już 14 lat był już w notesach nie tylko polskich skautów, ale i zagranicznych. Mocno zainteresowany pozyskaniem Mateusza do swojej akademii był Arsenal, który zapowiedział, że weźmie go do siebie, gdy ten skończy 16 lat. Jednak to Liverpool okazał się lepszą opcją i w 2020 roku trafił do „The Reds”, gdy miał już skończone 16 lat. Czy w Polsce było głośno o Musiałowskim jeszcze przed transferem do Anglii? Owszem, i to za sprawą m.in. Zbigniewa Bońka. Prezes PZPN rzadko wyróżnia młodych polskich zawodników z imienia i nazwiska, żeby nie zapeszyć. A o tym chłopaku wspomniał na Twitterze już w 2016 roku przy okazji meczu reprezentacji Polski do lat 14:

Jak trenerzy podchodzili do tego, że chłopak lubił dryblować i mieć piłkę przy nodze? Miał pełną dowolność w swoich działaniach, czy należało stopować Mateusza, żeby zauważał kolegów z drużyny i im podawał?

Nigdy nie hamowałem moich podopiecznych. Cały czas praktykowaliśmy zabawy z piłką. Wpajałem młodym chłopcom, że to zawodnik panuje nad piłką, a nie odwrotnie, jednocześnie pokazując wiele ćwiczeń typu ball master. Zawsze zwracałem uwagę chłopakom: „macie dwie nogi – lewą i prawą, obu używajcie”. I to widać po Mateuszu, że nie ma dla niego różnicy, czy ma piłkę na lewej czy prawej nodze. On był bardzo dobrze skoordynowanym dzieciakiem i dobrze czuł się z piłką przy nodze. Nigdy nie bał się grać ze starszymi, nawet mając zaledwie kilka wiosen na karku. Tak samo dryblował ich, jak swoich rówieśników. Starał się swoje umiejętności wykorzystywać. To jest dobre. I tak to powinno wyglądać! Nie można hamować indywidualności, bo to one robią przewagę na boisku – podkreśla Brdąkała.

Miał wolność, mógł sam podejmować decyzje na boisku. Wiadomo, że  w momencie, gdy cały czas się kiwa i przesadzał, wtedy mu powiedziałem: “słuchaj Mateusz, na boisku też są inni koledzy, możesz im podać piłkę”. Jednak nie ograniczałem mu tego elementu, bo wiedziałem, że dla niego dryblowanie w meczu, jest dobrym treningiem i go rozwija – podkreśla Sobczak. Była taka sytuacja, że w zespole była wewnętrzna rywalizacja między dwoma zawodnikami: Mateuszem a Olivierem Sukiennickim i jeden do drugiego nie podawał. Musiałem tłumaczyć jednemu, jak i drugiemu, że jak będziemy wszyscy  współpracowali, będą lepsze wyniki. Pamiętam, nawet taki mecz, gdzie zaproponował chłopakom przeprowadzić eksperyment: “w pierwszej połowie do siebie nie podawaliście, w drugiej zacznijcie to robić, zobaczymy co będzie lepsze”. Oczywiście podawanie okazało się skuteczniejsze – zaznacza.

– Niepisana rywalizacja między Olivierem Sukiennickim, a Mateuszem Musiałowskim była również w Ajaksie Częstochowa. Gdy wejdziemy w archiwa na naszej stronie internetowej, możemy zobaczyć, kto i ile zdobył goli na danym turnieju. W górze tabeli strzelców zawsze byli Olivier i Mateusz. To były dwie perełki, które miałem w drużynie, a do tego dochodzą rodzice, którzy dbali o rozwój swoich dzieci i pomagali im w tym, żeby mieli odpowiednie warunki – dodaje Brdąkała.

Trenerzy Sobczak i Brdąkała mówią o okresie, gdy Mateusz dopiero zaczynał grać w piłkę, a jak to już wyglądało za czasów UKS-u SMS-u Łódź, gdy występował w rozgrywkach młodzieżowych? Też mógł robić, co mu się żywnie podobało na boisku i szkoleniowcy dawali mu zielone światło na drybling? – Gdy u mnie grał, też miał pełną dowolność. Najpierw zaczynał na skrzydle, potem ustawiałem go na „dziewiątce”, ale miał pełną dowolność, jeśli chodzi o poruszanie się po boisku, bo my też nigdy nie graliśmy z klasyczną „dziewiątką”. Czasami przesadzał z tymi dryblingami i tracił piłki w środku pola, ale miał od mnie na to pozwolenie, bo jak nie teraz to, kiedy ma się tego uczyć? W tym wieku trzeba zyskiwać pewność siebie. W moim zespole był też Robert Prochownik, który też bardzo lubił dryblować, więc miałem dwóch chłopaków, którzy na tym bazowali i robili przewagę na boisku – zaznacza Mariusz Solecki.

To jest nieszablonowy zawodnik i od razu było widać, że ma bardzo duży potencjał. Ma nieprawdopodobny balans ciała, świetne odejście na pierwszych trzech metrach i ogólnie jest bardzo dobrze skoordynowany. Można powiedzieć, że on ma odcięty układ nerwowy, bo nie było widać po nim, żeby miał respekt do jakiegoś rywala. Po prostu wychodził i robił swoje. Nigdy nie było widać po nim tremy. Nie przypominam sobie, żeby on kiedyś zagrał słabszy mecz. W każdym spotkaniu miał kilka przebłysków, nawet, jeśli to nie był jego dzień – dodaje.

Gol strzelony przez Musiałowskiego w Premier League U-18 poniósł się po całym świecie i zrobił wielką furorę w Internecie. Jak na to trafienie zareagowali jego pierwsi trenerzy?  Nic nowego. Standardowa akcja Mateusza. Często brał grę na siebie, lubił wziąć piłkę, przejechać z nią całe boisko i strzelić gola – zapewnia Sobczak. – To nie był przypadek. On, gdy się rozpędzi to jest niebezpieczny i kilka podobnych bramek w UKS-ie SMS-ie strzelił – dodaje Solecki.

Czy było widać u niego cechy lub wady, które mogłyby mu przeszkodzić w zrobieniu piłkarskiej kariery? – Mateusz nie był dzieckiem otwartym i ekstrawertycznym. Pamiętam, że miał problemy w nawiązywaniu relacji z kolegami. Czy nadal ma i czy mu to będzie przeszkadzało w zrobieniu kariery? Nie wiem, bo wtedy miał zaledwie 10 lat – zaznacza Sobczak. – To był chłopak, który zawsze dążył do doskonałości i chciał sam się poprawiać. Zawsze słuchał moich rad i starał się je wykonywać. Tylko, że ja nigdy nie podpowiadałem, żeby podawał do Sukiennickiego, bo on strzeli więcej. Na boisku mieli dowolność – dodaje Brdąkała.

Jak to wyglądało już za czasów UKS-u SMS-u Łódź? – To jest chłopak bardziej zamknięty w sobie, mało rozmówny. Miał dwóch, trzech kolegów w klubie, z którymi się bliżej trzymał, ale to nie była dusza towarzystwa, bo on był skoncentrowany w pełni na pracy. A na boisku? Zawodnicy o takich predyspozycjach, jak Mateusz często mają problemy z defensywą albo z odbudowywaniem pozycji. W tym obszarze widziałem deficyty, ale na pewno trenerzy w Liverpoolu tego od niego wymagają i egzekwują. Trening z pierwszą drużyną to też jest nagroda za dobrą postawą, więc podejrzewam, że w tym obszarze też zrobił postępy. Nie widzę u niego cech charakteru, które mogłyby mu zaszkodzić w zrobieniu większej kariery, bo on jest w pełni nastwiony na pracę. Wierzę i mam nadzieję w to, że zaistnieje na wysokim poziomie w piłce seniorskiej – uważa Solecki.

Czy to największy talent, z jakim mieli okazje pracować jego pierwsi szkoleniowcy? – To był największy talent w moim zespole. Mimo że trafił mi się mocny rocznik, co widać po tym, że piątka trafiła do młodzieżowych reprezentacji Polski, a trzech z nich już gra na poziomie centralnym w seniorach. Mateusz Kaczmarek w Miedzi Legnica, Kacper Trelowski w Sokole Ostróda, Maciej Wróbel w Odrze Opole. Skala talentu Mateusza? Porównałbym go do Kuby Błaszczykowskiego, z którym grałem w juniorach. Mają podobne predyspozycje i umiejętności. Aczkolwiek ja cały czas mam w głowie Mateusza, który ma 10 lat i Kubę, który był już nastolatkiem – zaznacza Sobczak.

– Takie talenty nie rodzą się często, włożył w to też sporo pracy, ale dostał coś magicznego z góry i teraz to pokazuje. Wierzę, że zadebiutuje w Liverpoolu. On ma inne dotknięcie przy przyjęciu piłki od innych. W niektórych meczach, gdy wchodził na boisko, wyglądał, jak z innej bajki. Takiego zawodnika jak Mateusz nigdy nie miałem. On wszystko robił na pełnej szybkości. Takich zawodników jak on jest bardzo mało i tego, co on ma, nie da się wytrenować, to trzeba mieć – dodaje Solecki.

Rówieśnik Musiałowskiego, czyli Kacper Kozłowski, regularnie grywa na najwyższym poziomie seniorskim w Polsce i ostatnio zadebiutował w pierwszej reprezentacji Polski. W tym momencie zawodnik Pogoni Szczecin jest na fali wznoszącej i na naszym podwórku jest bardziej ceniony od Mateusza. Aczkolwiek nie możemy przejść obojętnie obok tak wyszkolonego technicznie zawodnika, bo rzadko takich widujemy na polskich boiskach.

Czy zrobi większą karierę od Kozłowskiego? Umiejętności i papiery na to ma, ale to nie wszystko, bo wiele czynników musi się na to złożyć, żeby zawodnik zrobił karierę. Musiałowski dopiero puka do seniorskiej piłki, a tak naprawdę to na co dzień gra w Premier League U-18. Liverpool pewnie będzie go wprowadzać do seniorów już w przyszłym sezonie. Debiut w Pucharze Ligi Angielskiej lub Pucharze Anglii? Może wypożyczenie do Championship lub League One?

Obecnie jest to chyba najgłośniejsze nazwisko w akademii Liverpoolu i wielu angielskich kibiców nie może się doczekać, gdy będzie pojawiał się w pierwszej drużynie. My też! To byłoby coś wielkiego, gdyby polski zawodnik o takich umiejętnościach zadebiutował w Premier League w barwach „The Reds” i zagościł tam na dłużej… Na razie to tylko marzenia, ale kto wie? Może niedługo się ziszczą?

ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Newspix/Ajaks Częstochowa/Getty images