CLJ-ka od środka: „Mentalność zwycięzcy buduje się małymi krokami”

Jesteś autsajderem ligi, masz świadomość, że twój poziom nie jest taki sam jak rywali, a każde z nimi starcie może skończyć się wysoką porażką. Jak w takiej sytuacji młodym zawodnikom można wpoić mentalność zwycięzców? Co zrobić, żeby uwierzyli w siebie i nie poddali się przed meczem? Jak zmotywować zespół do kolejnych spotkań, gdy masz długą serię porażek i pewną degradację do ligi niżej? Na te pytania postarał się nam odpowiedzieć Łukasz Kawa, szkoleniowiec Hutnika Kraków, czyli najsłabszego zespołu minionego sezonu CLJ U-18.

CLJ-ka od środka: „Mentalność zwycięzcy buduje się małymi krokami”

Jaki był to sezon dla trenera, jak i całej drużyny? Co by nie mówić, fakty są takie, że zajęliście ostatnie miejsce w tabeli i byliście autsajderami tej ligi. Szesnaście punktów w trzydziestu spotkaniach to nie jest imponujący wynik, a tym bardziej negatywne wrażenie robi wasz bilans bramkowy: 26 goli strzelonych i 101 straconych. Jak wy podchodzicie do minionych rozgrywek? W jakich kategoriach go traktujecie?

– Mój pełny punkt widzenia mogę przedstawić odnośnie rundy wiosennej, dlatego, że tylko wtedy prowadziłem ten zespół. Jesienią pracował z tym zespołem, Grzegorz Staszewski. Dlatego też nie mam pełnego obrazu tego, jak to wszystko wyglądało w tej drużynie od środka, w rundzie jesiennej. Dla tej ekipy był to na pewno trudny sezon. Ci chłopcy ponieśli wiele porażek, mierzyli się z najlepszymi klubami w Polsce, co nie było dla nich prostym zadaniem. Dla mnie runda wiosenna też nie była łatwa, ale odbieram ją pozytywnie. Może komuś z zewnątrz wydawać się to dziwne, dlatego, że wygraliśmy zaledwie trzy spotkania, przegrywając dziesięć. Aczkolwiek wiedziałem, jaki jest potencjał tego zespołu, i z jakimi mierzy się trudnościami. Dlatego te trzy zwycięskie mecze i jeszcze kilka innych, których nie udało się wygrać, gdzie byliśmy bliscy pozytywnego rezultatu, napawają mnie umiarkowanym optymizmem. Bo naprawdę w wielu spotkaniach pokazaliśmy maksimum naszych możliwości, co trzy razy doprowadziło nas do zgarnięcia kompletu punktów, a w kliku innych meczach długimi fragmentami toczyliśmy wyrównaną rywalizację z teoretycznie mocniejszymi przeciwnikami. To nie było tak, że wiosną nie mieliśmy nic do powiedzenia i w każdym spotkaniu byliśmy drużyną gorszą. Oczywiście, zdarzyły nam się też wpadki, jak ta w Białymstoku (Jagiellonia wygrała 11:0 z Hutnikiem – przyp. red.), ale w głównej mierze uważam, że był to rozwojowy czas, gdzie solidnie pracowaliśmy przez całą wiosnę. Myślę, że sami zawodnicy zakończyli ten sezon z poczuciem, że zrobili wszystko, co mogli. Mimo że spadliśmy z ligi, nie uważam, żeby to był stracony czas.

Czy ten sezon dla tych młodych zawodników może być bardzo cennym doświadczeniem i pomóc im w przyszłości? Co trenera zdaniem ci chłopcy nauczyli się lub powinni się nauczyć z minionych rozgrywek? Jakie korzyści może im przynieść doświadczenie z CLJ U-18?

– Przede wszystkim powinni wynieść dużą pokorę do tego sportu, jak i codziennego życia. Były momenty w tym sezonie, gdzie rywale szybko nas sprowadzali do pionu, kiedy pojawiało się rozluźnienie lub nadmierna euforia po zwycięstwach. Pokora jest bardzo ważna w sporcie i myślę, że ci chłopcy powinni to zapamiętać. Myślę, że wielu z nich doceni ten sezon dopiero po jakimś czasie, bo teraz odnosiłem takie wrażenie, że nie każdy doceniał to, że jest w Centralnej Lidze Juniorów. Ta ich perspektywa może się zmienić, gdy trafią do innego środowiska, gdzie jest mniej profesjonalizmu, wtedy do nich dotrze, że na co dzień mierzyli się z najlepszymi i dzięki temu mogli lepiej się rozwijać. Odpowiadając na pierwszą część pytania, uważam, że będzie to bardzo cenne doświadczenie dla osób, które chcą w dalszym ciągu stawiać na piłkę i być profesjonalnymi zawodnikami. Ci, którzy zrezygnują z tego sportu, będą traktować CLJ-kę jako fajną przygodę.

Czy jest trener przekonany, że z tej grupy ktoś zrobi karierę? Przebije się do Ekstraklasy?

– Trzymam mocno kciuki za wszystkich chłopców. Myślę, że każdy też zdawał sobie sprawę z ograniczeń, jakie mieliśmy. Gdyby potencjał zespołu byłby wyższy, to też wyniki byłyby trochę lepsze. Uważam, że jest kilku zawodników, którzy przede wszystkim pod względem mentalnym są dobrze przygotowani, żeby przynajmniej powalczyć o profesjonalną karierę. Jeśli, choć jeden z tej grupy przebije się na poziom Ekstraklasy i utrzyma, będę już z tego powodu bardzo szczęśliwy. Jest kilka osób w tym zespole, którzy robią wszystko, żeby grać zawodowo w piłkę. I na nich bym stawiał, że to im się uda trafić na poziom centralny. Z resztą teraz kilku zawodników z mojej drużyny zostało zaproszonych do pierwszego zespołu. Może to im uda się utrzymać na poziomie centralnym na dłużej?

Nikt nie lubi przegrywać. Wam te porażki często się zdarzały w tym sezonie. Chciałbym na to spojrzeć z perspektywy trenera. Jak do tego podejść, żeby wzbudzić u zawodników motywację do jeszcze cięższej pracy, gdy po prostu nie idzie? Bo w takich przypadkach może pojawić się zniechęcenie, brak wiary i sensu w tym, co się robi na co dzień, gdy to nie przynosi zamierzonych efektów w postaci zwycięstw. Jak wpoić mentalność zwycięzcy takiemu chłopakowi, który tydzień w tydzień przegrywa mecz za meczem? Sam pan wspomniał o tym, że wiosną przegraliście aż 10 z 13 spotkań. To jest naprawdę sporo.

– Jeśli chodzi o mentalność to jest ten element, z którego jestem najbardziej zadowolony. W końcówce sezonu udało nam się wygrać dwa mecze z rzędu z Górnikiem Zabrze (1:0) i Arką Gdynia (3:2). Wcześniej ze Śląskiem Wrocław przegraliśmy w ostatniej akcji meczu (1:2 – przyp. red.). Z Gwarkiem Zabrze też zagraliśmy dobre spotkanie, gdzie mogliśmy zapunktować (0:2 – przyp. red.). Nasza codzienna praca nad mentalnością zawodników doprowadziła do tego, że końcówka rundy, z wyłączeniem meczu z Legią Warszawa (0:4), była po prostu udana. To jest proces. To nie jest tak, że przyjdzie nowy trener i nagle odwróci wszystko to, co działo się jesienią o 180 stopni i będziemy wygrywać. Co konkretnie robiliśmy, pracując nad mentalnością? Uważam, że nie ma jednej takiej rzeczy, która miała na to wpływ. Mentalność zwycięzcy buduje się małymi krokami, zaczynając od środków treningowych, gdzie staraliśmy się wprowadzić drobne elementy integracyjne i współpracy. Do tego dochodziły warsztaty mentalne, gdzie też z zawodnikami pracowaliśmy nad głową, żeby sami potrafili wskazywać pewne priorytety i cele. Na analizach też staraliśmy się pokazywać pozytywne aspekty naszej gry i postawy w meczu, do której możemy się odnieść. Jeśli z topowym zespołem mieliśmy dobre dwadzieścia, trzydzieści minut, gdzie udało nam się postawić temu przeciwnikowi, uwypuklaliśmy to na analizach pomeczowych. Nasza uwaga już się nie skupiała na wszystkich błędach, które wystąpiły w danym spotkaniu. Szukamy pozytywów, patrząc nawet na tabelę wiosny, zauważmy, że nasze straty do Korony Kielce, Lechii Gdańsk czy Cracovii nie były duże, choć i tak w tej statystyce zajmujemy ostatnie miejsce. Aczkolwiek to pokazuje, że nie odstawaliśmy od stawki. Reasumując, cały czas zauważaliśmy małe pozytywne rzeczy, żeby ponownie zaszczepić u chłopaków wiarę w zwycięstwo. Po każdym przegranym meczu, przychodziłem w poniedziałek do klubu i pokazywałem chłopakom, że teraz skupiamy się tylko na tym, żeby wygrać następne spotkanie. Wydaje mi się, że zawodnicy poszli tą drogą razem ze mną. Początek rundy wiosennej był szarpany, gdzie nie szło nam najlepiej, mało było spotkań, w których prezentowalibyśmy się z dobrej strony. Brakowało ciągłości po zwycięstwie nad Lechem Poznań (1:0). Jednak, z czasem zawodnicy zaufali mojej wizji i poszliśmy do przodu. Mimo kilku porażek, mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że podejmowaliśmy rywalizację z tymi zespołami. Nie mówię, że zawsze byliśmy lepsi piłkarsko, bo najczęściej tak nie było, ale rywalizowaliśmy pod względem taktycznym czy mentalnym.

Czy informacja o tym, że jesteście już zdegradowani, czyli nie uda się wam już utrzymać w CLJ, spowodowała u was większy luz i komfort psychiczny? Brak presji i tych myśli, że musicie walczyć o pozostanie w lidze, miało wpływ na to, że w końcówce sezonu byliście w stanie postawić się topowym drużynom i wygrać też kilka spotkań?

– Być może miało to jakieś znaczenie. Jednak, uważam, że nie jest to czarno-białe. Myślę, że jeden zawodnik miał takie myśli w głowie, a drugi nie. Wydaje mi się, że w perspektywie meczowej to aż takiego dużego znaczenia nie ma. Wychodząc na mecz, po prostu nie myślisz o takich sprawach. Tylko robisz wszystko, żeby dobrze się pokazać. Spójrzmy na mecz w Białymstoku (o:11 -przyp. red.), on się odbył w momencie, gdy już wiedzieliśmy, że na pewno nie utrzymamy się w lidze, a jednak zagraliśmy bardzo źle i informacja o spadku nie miała na to żadnego wpływu. Być może miało to jakieś znaczenie, ale na pewno niedecydujące, bo nie tylko mentalnie byliśmy lepiej przygotowani, ale i taktycznie, gdzie nieraz udawało nam się zaskoczyć rywala. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo każdy zawodnik miał swoje przemyślenia i rozterki, a ja jako trener nie wywierałem na nich presji tj. „musimy wygrać, bo walczymy o utrzymanie”. Takiego przekazu im nie dawałem. Cele były bardziej zadaniowe. Skupiliśmy się na małych krokach, modelu gry, założeniach. Każdy zawodnik z tyłu głowy miał presję utrzymania, ale cele sztabu szkoleniowego były bardziej zadaniowe, aniżeli wynikowe.

Czy widział trener u tych zawodników, w jakimkolwiek momencie sezonu na treningach lub meczach, brak wiary i chęci rywalizacji? Możemy też przy okazji poruszyć mecz z Jagiellonią Białystok, przegrany 0:11. Czy w takich spotkaniach po stracie trzeciej, czwartej bramki z rzędu, nie widać u chłopaków brak chęci dalszego kontynuowania gry? Czy swoją postawą na boisku, nie dawali takiego przekazu podprogowego, że chcieliby, żeby ten mecz już się skończył?

– Na pewno było wiele trudnych momentów. To nie było też tak, że każdy trening od stycznia, kiedy przyszedłem, był na sto procent. Były momenty zniechęcenia, ale nie zarzuciłbym nikomu tego, że odpuszczał na treningach czy meczach. Brak wiary na pewno się pojawiał. Oni są bardzo młodymi ludźmi i to, że nie mają najlepszych umiejętności spośród innych zawodników ligi, też się z tym łączy. U nas zawsze było tak, że ci najlepsi zawodnicy mieli najwięcej wiary i byli najbardziej zaangażowani w spotkania ligowe. Mecz z Jagiellonią był po prostu bardzo zły w naszym wykonaniu. Wiele czynników miało na to wpływ. Ciężko mi określić, co w głównej mierze zadecydowało o takim występie, ale na pewno warto zaznaczyć, że mieliśmy bardzo trudny kalendarz. Graliśmy wtedy, co trzy dni: derby Krakowa z Wisłą, wyjazd do Zagłębia Lubin, potem mecz w Pucharze Polski jako Hutnik II Kraków z Wieczystą Kraków, gdzie zagraliśmy wtedy naszymi najmocniejszymi juniorami. I to był nasz piąty mecz w ciągu dziesięciu dni, również wyjazdowy, gdzie nasza kadra nie jest szeroka. Nie byliśmy w stanie wykonać wielu rotacji. Jakość niektórych zawodników na poszczególnych pozycjach powodowała, że niektórzy grali cały czas. co skutkowało tym, że mecz w Białymstoku pod względem fizycznym i mentalnym był dla nas bardzo trudny. Być może, zostały też popełnione błędy taktyczne, za które ponoszę odpowiedzialność, ale była to sprawa bardzo złożona. Paradoksalnie, ten mecz mi, jak i całej drużynie dał bardzo dużo. To był punkt przełomowy tej rundy. Mimo że byliśmy już pewni spadku, uporządkowaliśmy pewne sprawy w szatni. To przyniosło też taki efekt, że pojawiły się później zwycięstwa, co nie było oczywiste, bo ta porażka z Jagiellonią, mogła być dla nas równią pochyłą, a tak się nie stało. Uważam to za spory pozytyw i też to powtarzałem zawodnikom. Wyciągnęliśmy wnioski z tej potyczki i przekuliśmy to na nasz zespół.

Czy ten mecz z Jagiellonią to był on najgorszy w waszym wykonaniu w tym sezonie?

– Myślę, że tak. Mogę powiedzieć, że praktycznie nic nam nie wyszło w tym meczu. To był punkty przełomowy, z którego wyciągnęliśmy sporo wniosków. Jednak, nie ma co ukrywać, daleki wyjazd i bardzo wysoka porażka. Chłopcy też byli bardzo przybici tym meczem. Nie ma co też dłużej się rozwodzić nad tym spotkaniem, bo też się takie mecze zdarzają, które nie są przyjemne. Aczkolwiek, żyje się dalej i trzeba iść do przodu i nie rozpamiętywać tego konkretnego doświadczenia, co udało nam się osiągnąć w tym sezonie.

Jaki był najlepszy mecz Hutnika Kraków w tym sezonie?

– Trudno jest mi wybrać jeden, bo nie było takiego meczu, gdzie udało nam się wszystko od A do Z. Bardziej stawiałbym na dobre momenty. Oczywiście, te mecze, które wygraliśmy, były całkiem solidne w naszym wykonaniu. Jednak, jeśli miałbym wskazać stricte jedno spotkanie, wybrałbym to z Arką Gdynia (3:2 – przyp. red.), ponieważ pod kątem piłkarskim był naprawdę solidny, gdzie długimi fragmentami udawało nam się spychać rywala do niskiej obrony i grać w ataku pozycyjnym, co rzadko nam się zdarzało na przestrzeni całego sezonu. Aczkolwiek były też takie spotkania, jak to z Zagłębiem Lubin (1:4 – przyp. red), gdzie do momentu rzutu karnego, graliśmy w wysokiej obronie i to nam wychodziło, bo też potrafiliśmy stworzyć sobie dogodne sytuacje do zdobycia gola. Podobnie było w starciu z Wisłą Kraków, gdzie do momentu rzutu karnego z nimi rywalizowaliśmy i potrafiliśmy stworzyć dwie stu procentowe sytuacje do strzelenia bramki. Było kilka takich meczów, gdzie mieliśmy bardzo dobre momenty.

Czy w rundzie jesiennej oglądał trener mecz z Pogonią Szczecin, wygrany przez Hutnika 2:1?

– Tak, byłem na tym meczu. To było spotkanie, które przyrównałbym do naszego zwycięstwa w Poznaniu z Lechem (1:0 – przyp. red.) w rundzie wiosennej. Z tego, co pamiętam Pogoń bardzo mocno dominowała w pierwszej części meczu. Hutnik przetrwał trudny moment i zaczął grać lepiej i podobnie było we Wronkach, gdzie Lech mocno na nas naciskał, a my stopniowo przesuwaliśmy się coraz bliżej ich bramki i ostatecznie strzeliliśmy gola z kontrataku. Czy to był najlepszy mecz? Ciężko powiedzieć, bo Pogoń też nie była wtedy w najlepszej formie. Aczkolwiek chwała naszym zawodnikom i ówczesnemu trenerowi, że wygrali to spotkanie, bo „Portowcy” pokazali w tym sezonie, że są bardzo mocni i zasłużenie sięgnęli po tytuł mistrza Polski. Zwycięstwo z Pogonią było na pewno budujące dla naszych zawodników i wielki szacunek za to, że mimo różnych problemów udało się wygrać.

Czy są zawodnicy w Hutniku Kraków, których chciałby trener wyróżnić indywidulanie za grę, konkretną postawę, progres?

– To jest zawsze trudne pytanie, gdzie po udzielonej odpowiedzi każdy się zastanawia, czy kogoś nie pominął, powiedział za mało lub za dużo. Na pewno jestem zadowolony z postawy liderów zespołu, czyli tych zawodników, na których postawiłem od samego początku. Mam na myśli naszego kapitana, Michała Wróbla. Uznałem, że to on będzie naszym boiskowym przywódcą na rundę wiosenną i z tej roli wywiązał się znakomicie. Do tego też wyróżniłbym takie osoby jak: Mikołaj Styrczula, Jakub Marcinkowski i Dawid Żakieta. Było kilku zawodników, którym zaufałem na początku rundy. Było dla mnie ważne to, żeby czuli ode mnie wsparcie i nie mieli obaw, że każdy błąd oznacza konkretną konsekwencję. Myślę, że trzon zespołu zapracował na to, żeby ich wyróżnić. Jeżeli chodzi o indywidualny rozwój, warto wymienić Dawida Żakietę, który do końca poprzedniego roku był napastnikiem, a ja zaproponowałem go na środek obrony. Robił błędy, ale wyrobił wiele pozytywnych nawyków, które pokazywał w meczach. Konrad Kornaś na końcu rundy zagrał na pozycji numer „6”, gdzie wcześniej był bardziej ofensywnym zawodnikiem, a w nowym miejscu na boisku radził sobie nieźle. Jeszcze dodałbym Arkadiusza Kaczyńskiego, który mentalnie przeżył małą zmianę i tym samym stał się pozytywnym punktem zespołu. Ci zawodnicy spełnili moje oczekiwania, mogłem na nich liczyć, nie mam do nich większych zastrzeżeń.

Co dalej będzie się działo z tym zespołem? Jakie są plany? Odejdą z Hutnika? Czy są szykowani do drugoligowej drużyny? Czy w tym momencie ich przyszłość stoi pod znakiem zapytania?

– Kilku zawodników zostało zaproszonych na trening pierwszej drużyny, która wraca do pracy 5 lipca. Jeden z tych chłopaków prowadzi rozmowy z klubem w sprawie profesjonalnego kontraktu. Pozostali będą obserwowani pod kątem gry w przyszłym sezonie drugiej ligi. Mamy też drugą drużynę w lidze okręgowej, więc część zawodników wzmocni tę ekipę, żeby powalczyć o awans do IV ligi. Kilku zawodników też prawdopodobnie odejdzie z Hutnika. Drogi na kontynuowanie gry w piłkę są różne.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Newspix