„Ich Własna Liga”, czyli piłka bez żadnych ograniczeń

„Ich Własna Liga” to stowarzyszenie, które działa w Gdańsku. Zajmuje się ono organizacją treningów piłkarskich dla kobiet, również takich, które są póki co juniorkami. Dlaczego powstała ta inicjatywa? Jak wyglądają treningi? Czy jest to miejsce, z którego zawodniczki mogą się wybić na profesjonalny poziom?

„Ich Własna Liga”, czyli piłka bez żadnych ograniczeń

Ich Własna Liga. Na chłopski rozum słysząc taką nazwę, myślimy: ktoś zorganizował swoje rozgrywki. Ale nic bardziej mylnego. Nazwa stowarzyszenia nawiązuje do amerykańskiego filmu z lat 90-tych pod tą samą nazwą. – To jest film, który przedstawia historię powstawania kobiecej drużyny baseballu w Stanach Zjednoczonych. Nasze stowarzyszenie to nawiązanie do niego. „Ich Własna Liga”, czyli liga, którą sami sobie stworzymy. Pamiętajmy, że samego słowa „liga” nie używamy tylko w kontekście rozgrywek sportowych, ale i konkretnej wspólnoty: np. Liga Narodów czy Liga Kobiet – wyjaśnia prezes stowarzyszenia, pani Elżbieta Jachlewska.

W tym momencie w ramach stowarzyszenia nie funkcjonuje żadna liga. Aczkolwiek organizowane są turnieje piłkarskie. Z tyłu głowy jest natomiast plan, by stworzyć swoje rozgrywki piłkarskie. – W sierpniu chcemy zorganizować mini damską ligę. Będą to cztery dni rozgrywek ligowych, w których udział weźmie osiem drużyn. Całość zostanie oprawiona uroczystym finałem. Chcemy mieć swoje rozgrywki, gdzie będziemy grać według naszych ściśle określonych zasad – wyjaśnia Jachlewska.

– Pracujemy jeszcze nad regułami, więc nic, co powiem, nie jest wiążące. Wstępnie chcemy, żeby były trzy połowy. Każdy zawodnik bierze czynny udział w naszych rozgrywkach. Nie byłoby osób, które grzałyby tzw. ławę. Zastanawiamy się też nad tym, żeby wprowadzić jakieś wymagania odnośnie wieku całej drużyny. Bo chcemy, żeby zespoły były zróżnicowane wiekowo, by grały w nich młode dziewczyny, dorosłe kobiety, jak i te starsze – dodaje.

Czym tak właściwie zajmuje się to stowarzyszenie? Organizuje treningi piłki nożnej dla kobiet w różnym wieku. Spotykają się raz w tygodniu i przez półtorej godziny odbywają jednostkę treningową. Czy można powiedzieć, że to klub, który ma swoją sekcję? Nie, bo jeszcze nie zgłosili drużyny do rozgrywek ligowych. W tym momencie jest to po prostu aktywność fizyczna dla dosłownie wszystkich kobiet. Najmłodsza dziewczyna, która przychodzi na zajęcia, ma 16 lat. Najstarsza 60.

– Przychodzą do nas osoby, które się na co dzień uczą, pracują lub też są aktywne społecznie. Na liście mamy ponad 40 osób. Najwięcej na jednym treningu było nas 30, a najmniej 15. Spotykamy się raz w tygodniu, ale chcemy to rozłożyć na dwa dni, żeby ci, którzy nie mogą przyjść w środę, mogli wpaść do nas innego dnia. Widzimy też już pewne różnice między uczestnikami. Bo są osoby, które przychodzą pograć rekreacyjnie, ale w przeszłości grały już na wyższym poziomie rugby lub piłki nożnej. Te kobiety mają zacięcie i chęć rywalizacji sportowej, że chciałyby już jechać na jakiś turniej lub grać w rozgrywkach. Myślę, że to będzie się rozrastać i za jakiś czas podzielimy to na dwie sekcje, gdzie jedna będzie zgłoszona do rozgrywek ligowych – zakłada Jachlewska.

Jak wyglądają zajęcia? To trening czy spotkanie i rekreacyjna „gierka”? – Zajęcia zaczynamy od teorii, potem mamy rozgrzewkę i rozciąganie, następnie trening techniczny, a na samym końcu rozgrywamy mecz i jest naprawdę super. To półtorej godziny wysiłku fizycznego, zawsze wracamy do domu zmęczone, ale szczęśliwe – podkreśla.

Rafał Winter i Piotr Wawrzyniak (trener klubu KS Pszczółki) odpowiadają za warstwę teoretyczną treningu i czuwają nad tym, w jaki sposób realizowane są zajęcia. Z kolei same jednostki prowadzi młoda trenerka Gaja Jachlewska, była zawodniczka, która uczy się swojego przyszłego fachu. Czynny udział w treningach biorą też byłe piłkarki, które dzielą się swoim doświadczeniem nie tylko z młodszymi, ale również tymi kobietami, które nigdy wcześniej nie grały w piłkę. – Treningi są zawsze ciekawe i przede wszystkim inne. Dobrze się bawimy. Fajne jest to, że my wszystkie nawzajem się wspieramy. Zawodniczki z doświadczeniem na wyższym poziomie, podpowiadają i pomagają tym, które dopiero stawiają pierwsze kroki w tym sporcie. Darzymy się sporym szacunkiem – zapewnia.

Kto oprócz Elżbiety Jachlewskiej stoi za tym projektem? Dortota Sarlej, Rafał Winter, Piotr Wawrzyniak, Gaja Jachlewska, Tymon Mikulski, Marta Kuternoga, Lea Harmoza, Mateusz Tusk, Ania Baranowska i wiele innych osób. Dlaczego to grono ludzi postanowiło stworzyć i działać przy stowarzyszeniu „Ich Własna Liga”? – Stowarzyszenie powstało w 2016 roku. Ta sytuacja miała miejsce tuż po tym, jak wielki klub, jakim jest Lechia Gdańsk, zrezygnował z prowadzenia drużyny kobiet. Trener oraz dziewczyny, które nadal chciały grać w piłkę, pozostali bez klubu. Ówczesny szkoleniowiec postanowił założyć drużynę Biało-Zielone Gdańsk, które nawiązywałoby barwami do Lechii, z którą zawodniczki były mocno związane. Znalazłam się tam przez przypadek i postanowiłam, że im pomogę – tłumaczy Jachlewska.

Dwa lata temu Lechia postanowiła przywrócić sekcję kobiecą. Co to zmieniło w funkcjonowaniu stowarzyszenia? – Dążyliśmy swoimi działaniami do tego, żeby Lechia przywróciła drużynę kobiecą. I to się udało. Dziewczyny były bardzo związane emocjonalnie z tym klubem i mogły do niego wrócić. Cel wykonaliśmy, ale zostały osoby, które chciały nadal działać na rzecz wyrównania szans kobiet i mężczyzn w obszarze sportu. Stwierdziliśmy, że chcemy mocno promować ideę gry fair play, bo wiele z nas spotkało się z nagannymi sytuacjami na boisku, takimi jak przemoc, agresja czy oszustwa w poszczególnych drużynach. Chcemy o tym mówić, edukować, a przede wszystkim grać w piłkę, żeby była ona dostępna dla wszystkich osób z każdą sprawnością. Dlatego mecze są u nas krótsze, zasady lżejsze, żeby osoby, który nigdy nie grały w piłkę, nie zniechęcały się, a dalej próbowały swoich sił – opowiada prezes stowarzyszenia.

Stowarzyszenie też dąży do tego, żeby wspierać i promować zawdoniczki oraz kluby z niższych lig, które borykają się z wieloma problemami, przez co mają ograniczone pole do rozwoju. – Chcemy pomagać drużynom kobiecym z III i IV ligi, które nie mają łatwo, bo nie są odpowiednio finansowane, nie mają swojej infrastruktury, czasem nie mają, gdzie trenować, do tego zawodniczki i trenerzy są hobbystami itd. Swoimi działaniami chcemy pokazywać, że tam też są fajne, zdolne piłkarski, które mogą kiedyś osiągać sukcesy, jeśli ktoś się nimi zaopiekuje – dodaje.

Czy działania stowarzyszenia mają tylko na celu aktywizować wszystkie kobiety? Czy stoi też za tym idea wypromowania młodych zawodniczek? Czy „Ich Własna Liga” zakłada cele sportowe, czy liczy się tylko wspólnota i dobra zabawa? – Zauważyliśmy, że dziewczęta często rezygnują ze sportów, mimo że są obiecującymi zawodniczkami, z różnych względów np. finansowych, edukacyjnych czy rodzinnych. Chcą się uczyć, zakładać rodziny, być już samodzielne, a piłka kobieca często nie finansuje zawodniczek. Rzadko dostają wynagrodzenia, jeśli nie są na najwyższym poziomie w Polsce. Dlatego też rezygnują ze sportu. Dlatego chcemy pokazywać te drużyny na takich turniejach jak „Dziewczyny grają fair”, czy w mini damskiej lidze. Może ktoś na te dziewczyny zwróci uwagę i da im szansę w lepszym klubie albo duży sponsor postanowi wesprzeć dany zespół, aby mógł się dalej rozwijać  – podkreśla Jachlewska.

Na jakim etapie swojej działalności jest „Ich Własna Liga”? – Jesteśmy jeszcze w fazie śnienia, jeśli chodzi o działalność naszego stowarzyszenia. Pracujemy metodą dragon dreamingu, czyli przy każdym naszym działaniu jest kilka etapów. Pierwszy to śnienie, gdzie mówimy o tym, co chcemy zrobić, jakie mamy potrzeby itd. Następnie planujemy to, jak chcemy to zrobić, później wdrażamy w życie, a na samym końcu świętujemy. Aczkolwiek przez czasownik „świętujemy” nie mam na myśli tego, żeby pójść na miasto i imprezować. Chodzi nam o radowanie się z tego, co zrobiliśmy, takie nasze podsumowanie, gdzie rzucamy pomysłami dot. ewaluacji projektu – tłumaczy Jachlewska.

Stowarzyszenie „Ich Własna Liga” ma sporo pomysłów na rozszerzenie swojej działalności, żeby docelowo dotrzeć ze swoją inicjatywą do wielu miast w Polsce. – Bardzo chcielibyśmy, żeby tak się stało, ale wychodzimy z założenia, że wszystko musi iść swoim torem. Bardziej liczymy na jakość, a nie ilość. Chcemy wypracować pewne standardy, żeby „know how” było dopracowane, żeby wiedzieć, co się sprawdza, a co nie sprawdza. Mamy sporo kontaktów w Polsce, więc mamy nadzieję, że kiedyś uda nam się stworzyć ogólnopolski turniej wielopokoleniowych drużyn – puentuje prezes „Ich Własnej Ligi”.

ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Lea Harmoza