CLJ-ka od środka: „W piłce trzeba podejmować odważne decyzje”

Czy bycie wychowankiem i pozostanie w jednym klubie przez wiele lat, ma jakikolwiek sens z perspektywy ambitnego zawodnika? Czy mocne przywiązanie do jednego zespołu, może piłkarzowi zahamować karierę? W kolejnej odsłonie CLJ-ki od środka rozmawiamy z Marcinem Popławskim, wychowankiem, wieloletnim kapitanem i najlepszym strzelcem w historii Motoru Lublin. Dziś spełnia się jako trener w Wiśle Puławy, jest asystentem Mariusza Pawlaka w pierwszej drużynie oraz prowadzi zespół juniora młodszego, który zagra w CLJ U-17.

CLJ-ka od środka: „W piłce trzeba podejmować odważne decyzje”

Dwa tygodnie pozostały do startu Centralnej Ligi Juniorów U-17, w której będziecie beniaminkiem. Jak przebiegają wasze przygotowania do sezonu?

– Mieliśmy tylko dwa tygodnie przerwy od treningów, z uwagi na baraże do Centralnej Ligi Juniorów U-17, które rozgrywaliśmy pod koniec czerwca. Trenujemy na własnych obiektach. Wiemy, że przyjdzie nam się mierzyć w tym sezonie z przeciwnikami na dwóch rodzajach muraw: sztucznej i naturalnej. Dzięki MOSiR-owi mamy możliwość odpowiedniego przygotowania się na dwóch różnych płytach boiska i z tego korzystamy. Klub zapewnia nam świetne warunki do pracy, mamy siłownię, odnowę biologiczną, trenażery, więc nie musieliśmy nigdzie wyjeżdżać, żeby zapewnić naszym zawodnikom wszystko to, co jest potrzebne do efektywnego treningu.

Nie byliście na żadnym obozie przygotowawczym?

– Nie byliśmy. Trudno było nam to wszystko logistycznie poukładać, gdyż przez długi czas nie wiedzieliśmy, czy w ogóle zagramy w CLJ-ce. Nie chcieliśmy nic na szybko załatwiać, skoro mamy tak dobre warunki do pracy. Do tego też nie przyszło do nas wielu nowych zawodników, zatem też nie mieliśmy takiej potrzeby, żeby skonsolidować zespół. Oni się dobrze ze sobą znają, grają już dłuższy czas i to powinien być nasz atut w tej lidze. Nie musieliśmy tej drużyny budować od nowa, oprócz bramkarza i środkowego obrońcy reszta była z rocznika 2005. W tym zespole zajdą tylko kosmetyczne zmiany. Umówmy się, że o mistrzostwo Polski raczej nie będziemy walczyć. Chcemy, żeby w tej lidze grali chłopcy, którzy wywalczyli awans. To jest dla nich nagroda za ich ciężką pracę.

Jak wygląda kwestia sparingów? Sporo graliście w ostatnim czasie?

– Dzięki trenerowi pierwszego zespołu Wisły Puławy, Mariuszowi Pawlakowi, mogę korzystać z usług trenera od przygotowania motorycznego, który przygotował nam szczegółowy plan treningów odpowiednio dopasowany do potrzeb i możliwości moich zawodników. Do tej pory rozegraliśmy trzy sparingi z: Escolą Varsovia U-17, AP TOP 54 Biała Podlaska U-17 i A-klasową seniorską drużyną Wilki Wilków. W najbliższą sobotę zagramy z Górnikiem Łęczna U-17, który w minionej rundzie spadł z CLJ-ki i ma chrapkę na to, żeby szybko wrócić na poziom centralny. Możliwe, że tydzień przed ligą zagramy jeszcze jedno spotkanie, ale nic nie jest jeszcze potwierdzone.

Na czym najbardziej się skupiliście podczas przygotowań do CLJ-ki? Nad czym pracowaliście?

– Patrząc na nasze występy w lidze wojewódzkiej, zmieniliśmy system gry w defensywie. I to na nim była skupiona największa uwaga podczas naszych przygotowań. Do tego też dochodzi przejście z fazy bronienia do ataku. To są dwie kwestie, które ciężko było nam wypracować w lidze wojewódzkiej, gdzie większość czasu spędzaliśmy na połowie rywala. Trenujemy z tą grupą już prawie trzy lata, więc, jeśli chodzi o model gry w ofensywie, mamy już wypracowane pewne schematy, z których korzystamy, szlifujemy je, aczkolwiek nie wymagają one tak dużej uwagi jak wspomniana defensywa.

Co będzie największą siłą Wisły Puławy w Centralnej Lidze Juniorów?

– Mocni będziemy przede wszystkim w ofensywie. Ta grupa zawodników trenuje ze sobą prawie trzy lata, więc oni już rozumieją się na boisku bez słów. Na pewno naszą siłą będzie zgranie. Cieszę się też z tego, że w końcu nie jesteśmy drużyną stawianą w roli faworyta. Nie mamy co się oszukiwać, jesteśmy najmniejszym ośrodkiem w grupie D CLJ U-17. Chłopcy będą chcieli co tydzień udowadniać, że też potrafią. Do umiejętności, które już mają, trzeba dołożyć koncentrację i chęć pokazania wszystkim, że jesteśmy mocni. Mam nadzieję, że to zafunkcjonuje i przełoży się na dobre wyniki.

Na co dzień jest pan nie tylko trenerem prowadzącym drużynę juniora młodszego, ale pracuje również jako asystent Mariusza Pawlaka w pierwszym zespole. Jak jest pan w stanie to ze sobą pogodzić? Czy nie kolidują ze sobą te dwie różne funkcje?

– Da się to ze sobą połączyć. Jeżeli chodzi o indywidualny rozwój zawodnika, korzystam z periodyzacji taktycznej, która funkcjonuje w pierwszej drużynie. Najważniejsze w tej filozofii jest to, żeby każdy zawodnik dokładnie wiedział, co ma robić na konkretnej pozycji i co się od niego wymaga. W seniorach jak i juniorach pracujemy w podobny sposób. To jest też fajne, że młodzi zawodnicy już wcześniej wiedzą, na czym polega filozofia trenera pierwszej drużyny i w jaki sposób się u niego pracuje. Co ciekawe, niektórzy zawodnicy z rocznika 2005 już trenują z pierwszym zespołem, a są też tacy, którzy mają podpisane profesjonalne umowy z klubem. Młodzi zawodnicy mają ten handicap, że nasza akademia zaczęła się mocno rozwijać, nabrała tempa.

Czy jedną z pańskich ról jest bycie skautem wewnątrz klubu?

–  Tak, nie tak dawno też wprowadziliśmy projekt „Wisła Future”, gdzie szczególną opieką objęliśmy dwunastu, czternastu najzdolniejszych zawodników z akademii z roczników 2005, 2006, 2007 i 2008. W ramach tego projektu odbywają się dodatkowe treningi indywidualne. Do tej pory był raz w tygodniu, ale myślimy o tym, żeby zwiększyć to do dwóch jednostek. W praktyce wygląda to tak, że pracuję z tymi najzdolniejszymi na treningu, a wszystkiemu z trybun przygląda się pierwszy trener, Mariusz Pawlak. Na podstawie tego, jak pracują ci zawodnicy, wybiera sobie kilku, którzy pojawiają się później u niego na zajęciach. To jest pozytywny kop dla chłopców, którzy są w tym projekcie, żeby pracowali jeszcze ciężej, aby trafili do pierwszej drużyny.

Czym różni się praca z seniorami od tej z juniorami?

– Przede wszystkim mentalność zawodników jest na zupełnie innym poziomie. Seniorzy mają podpisane kontrakty i muszą się podporządkowywać temu, co zakładamy. W przypadku juniorów my, trenerzy musimy mocno zwracać uwagę na to, co mówimy i w jaki sposób. Jeżeli chodzi o samą pracę to ona się wielce nie różni od siebie, bo w obu przypadkach mamy do czynienia z świadomymi ludźmi, którzy stawiają wszystko na piłkę. Poza sferą mentalną nie widzę aż tak dużych różnic. Z kolei sam trener musi przygotowywać się do pracy z juniorami w taki sam sposób, jak z seniorami: odprawa, taktyka, mecz itd. Praca w tych dwóch miejscach nie różni się wielce od siebie. Tym bardziej, że spora część chłopaków z drużyny juniora młodszego miała już okazję funkcjonować w seniorskiej drużynie, znają te realia.

Jeżeli chodzi o pana przyszłość, ma pan taki cel, żeby w przyszłości pracować tylko z seniorami? Czy trener ma zupełnie inne plany, jeżeli chodzi o ten zawód?

– Z racji tego, że obecnie łączę dwie funkcje trenerskie, nie mam sprecyzowanego planu działania na przyszłość. W Wiśle Puławy jestem asystentem od czterech lat, kolejno pracując i zdobywając doświadczenie przy taki szkoleniowcach jak: Ryszard Wieczorek, Bohdan Bławacki, Jacek Magnuszewski, a teraz Mariusz Pawlak. Na pewno rozwijam się jako trener. Nie jestem jeszcze na tyle zaawansowany wiekowo (Marcin Popławski ma obecnie 40 lat – przyp. red.), żeby już koniecznie pracować przy seniorach jako trener prowadzący. Miałem już propozycje z innych klubów, żeby samodzielnie prowadzić zespół seniorski, ale z racji tego, że awansowaliśmy do CLJ-ki, chciałem po prostu z nim przeżyć przygodę w tej lidze. Reasumując, praca zarówno z juniorami, jak i seniorami ma swoje plusy. Czego mogę chcieć więcej, gdy mam okazję pracować obok trenera Mariusza Pawlaka w II lidze i do tego samodzielnie prowadzić zespół w CLJ-ce? To są idealne warunki do rozwoju. Mogę rozwijać się dwutorowo, a to najważniejsze.

Jakim trenerem jest i chce być Marcin Popławski?

– Od każdego z trenerów, z którymi pracowałem, wyniosłem informacje, które przydają mi się w moim spojrzeniu na piłkę. Jakim chcę być trenerem? Przede wszystkim chcę być sobą. Nie mam określonego schematu zachowań jako trener, bo wszystko jest zależne od sytuacji i grupy, jaką się posiada. Do jednych trzeba podejść jak ojciec, a do drugich troszeczkę ostrzej, żeby do nich trafić. Nie w każdym klubie mogą sprawdzić się te same metody prowadzenia zespołu. Mógłbym przytaczać slogany, że trener musi być sprawiedliwy itd. Aczkolwiek trzeba pamiętać, że pracuje się na żywym organizmie. Należy wykazać się elastycznością i podchodzić indywidualnie do zawodnika czy klubu. Nie jestem w stanie stwierdzić, jakim chciałbym być trenerem. Na pewno w piłce seniorskiej chciałbym wykręcać dobre wyniki, a w piłce młodzieżowej, żeby moi podopieczni się rozwijali i trafili do pierwszej drużyny Wisły Puławy lub grali na jeszcze wyższym poziomie.

Co do przekazania młodym zawodnikom ma Marcin Popławski?

– Fajnie, że grałem na przyzwoitym poziomie w piłkę nożną i mogę im coś przekazać. Gdy rozmawiam z nimi to cieszę się, że mają taką wizję, żeby grać na wyższym poziomie niż ja i skrupulatnie do tego dążą. Najważniejsza w tym zawodzie jest praca, na drugim miejscu jest praca, na trzecim praca, a dalej determinacja i dążenie do tego, żeby być jeszcze lepszym piłkarzem. Co ja im chcę przekazać? Staram się po prostu im pomagać w tym, żeby wychodzili z ciężkich dla nich sytuacji. To są młodzi ludzie, borykają się z różnymi problemami i po prostu potrzebują też wsparcia. I na każdym kroku też im tłumaczę, jak to jest być profesjonalnym piłkarzem i co należy przestrzegać, żeby znaleźć się na tym poziomie i szybko z niego nie zlecieć np. wyjaśniam im, że nie powinni spóźniać się na trening, bo może wiązać się to z bardzo negatywnymi skutkami.

Czy pan jako piłkarz czuje się spełniony? Nigdy pan nie zagrał w reprezentacji Polski ani nawet w Ekstraklasie. Aczkolwiek sympatycy Motoru Lublin na pewno pana dobrze wspominają. Rozegrał pan tam ponad 260 spotkań, strzelił 70 goli, co sprawia, że jest  najskuteczniejszym piłkarzem w historii tego klubu.

– W Motorze Lublin panowała taka atmosfera, że każdy zawodnik, który odchodził z tego klubu, po kilku dniach chciał do niego wrócić. Gdy ja grałem w Motorze to grało jedenastu wychowanków w zespole. Wiadomo, że kibice inaczej reagują na swoich zawodników. Nie czuję się spełniony jako piłkarz. Bo były takie momenty, gdzie mogłem pójść wyżej, a nie korzystałem z tego, bo czułem się w Motorze bardzo dobrze. Gdy mówili mi: „Marcin, zostań” to zostawałem, trudno było mi się rozstać z tym klubem. Oczywiście były takie momenty, gdzie byłem do tego zmuszony, bo sytuacja finansowa Motoru była nie za ciekawa. więc, żeby budżet domowy podreperować, musiałem szukać wyzwań gdzieś indziej. Nie mogę sam siebie oszukiwać, nie jestem zadowolony z przebiegu swojej przygody z piłką. Myślę, że mało jest takich zawodników, którzy są w pełni usatysfakcjonowani ze swojej kariery, bo zawsze oczekuje się czegoś więcej. Pracuję w Wiśle Puławy już pięć lat. Byłem mocno związany z Motorem Lublin, przez kilka sezonów nosiłem opaskę kapitańską, strzeliłem najwięcej goli w historii klubu, a i tak nikt tam nie pomyślał o tym, żeby zainteresować się moją osobą. Nie mam o to pretensji, bo pracuję w fajnym miejscu, gdzie mnie doceniają, ale w sercu mam Motor. Gdy kończyłem karierę, myślałem, że będę pracował przy tym klubie. Stało się inaczej. Wisła Puławy daje mi ogromne możliwości do rozwoju jako trener, a to jest najważniejsze. Puentując, uważam, że jako piłkarz powinienem osiągnąć trochę więcej. Nie jestem zadowolony ze swojej przygody z piłką.

W takim razie, co stało na przeszkodzie? Złe wybory, a raczej brak wyborów, gdy był pan zawodnikiem Motoru Lublin?

– Nie wiem, jak to nazwać. Może po prostu bałem się zmienić środowisko? Nie miałem takiego przekonania, żeby zamknąć za sobą pewien rozdział i ruszyć z łokciami do nowego miejsca? Czy to był powód, że nie zrobiłem większej kariery? Chyba tak, bo byłem emocjonalnie związany z Motorem i całym województwem lubelskim. Są zawodnicy, którzy idą tam, gdzie ich chcą i walczą o swoje. Są też tacy, którzy dużo myślą, rozważają propozycje. Co ciekawe mój znak zodiaku to waga, więc po prostu jest to mój charakter, że lubię stabilność i spokój.

Czy bycie wychowankiem i pozostanie w jednym klubie przez wiele lat, ma jakikolwiek sens z perspektywy ambitnego zawodnika? Czy mocne przywiązanie do jednego zespołu, może piłkarzowi zahamować karierę? 

– To jest problem złożony. Z jednej strony, młody zawodnik, który przychodzi do bursy, nowego miasta jak i środowiska to on cały czas się uczy funkcjonować poza domem. Gdy zawodnik wychowuje się poza swoim rodzinnym domem w młodym wieku, rozwija się mentalnie, a mentalność u piłkarzy jest bardzo ważna, jak nie nie najważniejsza. Oczywiście, mówię tu o juniorach, a nie o dzieciach. Gdy nadarzy się okazja to młodzi zawodnicy powinni próbować swoich sił w lepszym klubie. Problemem jest jednak to, w jaki sposób klub się stara o zawodnika i co może mu zaproponować. Bo często prezesi i trenerzy mówią: „będziesz u nas grał i dalej się rozwijał”, co nie zawsze jest prawdą. W swojej przygodzie z piłką nigdy nie miałem menadżera, bo myślałem, że piłkarz zawsze obroni się tym, co robi na boisku. Gdy murarz dobrze wykona swoją robotę to poczta pantoflowa jest w stanie zapewnić mu kolejne zlecenia. Obecnie w piłce nożnej dzieje się tak, że menedżerowie polecają i wciskają wielu klubom swoich zawodników. Piłkarz zawsze będzie w lepszej pozycji, gdy to klub będzie o niego zabiegał. Reasumując, wybory to jest kwestia indywidualna. Do odważnych świat należy, trzeba walczyć o swoje i szukać rozwiązań.

Jakie cele postawiliście sobie na ten sezon?

– Prowadzę ten zespół wraz z trenerem Mariuszem Abramczykiem i największą frajdę sprawia nam to, gdy zawodnicy wykonują podczas meczu te założenia, które ćwiczyliśmy na treningu. Chcemy pokazywać swój charakter i grać jak najlepiej w każdym meczu. Jeżeli chodzi o wynik sportowy, chcielibyśmy zająć jak najwyższe miejsce w tabeli, a przynajmniej się utrzymać. Najbardziej zależy nam na indywidualnym rozwoju zawodników. Nie boimy się o występ naszych zawodników w tej lidze.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Wisła Puławy