Bez lig i tabel u dzieci. Dlaczego ta decyzja jest słuszna?

PZPN na pierwszym po sierpniowych wyborach posiedzeniu podjął uchwałę, dzięki której zostanie zlikwidowana ewidencja wyników i tabel od kategorii skrzata do orlika. Nadal można spotkać się wieloma negatywnymi opiniami na temat tej reformy. Co faktycznie zmieni się po wejściu w życie tej uchwały? W jaki sposób brak wyników i tabel może przyczynić się do rozwoju szkolenia w Polsce? Jak przekonać sceptyków do korzyści płynących z tej decyzji?

Bez lig i tabel u dzieci. Dlaczego ta decyzja jest słuszna?

Można odnieść wrażenie, że wiele osób nie do końca rozumie, na czym będzie polegało zlikwidowanie ewidencji wyników i tabel. Takie wnioski nasuwają się po komentarzach i opiniach w Internecie, w tym byłego prezesa PZPN, Zbigniewa Bońka, które są dowodem, jak uboga jest wiedza społeczeństwa na temat reformy.

Zacznijmy więc od tego, co tak właściwie się zmieni? W protokołach meczowych i sprawozdaniach sędziowskich nie będą wpisywane wyniki spotkań. I nigdzie w Internecie nie znajdziemy informacji o rezultatach i tabelach lig w kategorii od skrzata do orlika. Czy to oznacza, że dzieci nie będą grać meczów? Nie, bo zamiast cotygodniowych lig, będą małe turnieje, gdzie drużyny, co rusz, będą się mierzyć z innymi przeciwnikami.

Czy to rozwiązanie zabije rywalizację wśród dzieci? Nie, bo one i tak będą grać po to, żeby wygrywać. Różnica jest taka, że to dzieci będą liczyć sobie bramki i zwycięstwa, a nie sędziowie i portal Łączy Nas Piłka.

Najmłodszym do niczego nie jest potrzebny facebookowy wpis na temat wygranego meczu i miejsca w tabeli żaków.

Co więcej, wyniki i tak będą: w takich turniejach jak, chociażby „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” czy na innych komercyjnych wydarzeniach. Zatem dzieci i tak będą miały do czynienia z pucharami i nagrodami. Dlaczego nie będzie ich w ligach? Po co ten ruch ze strony PZPN-u?

– Ta reforma nie ma na celu zabijania rywalizacji! Co tydzień będą mecze i turnieje, czyli będzie też rywalizacja. Po prostu nie będzie wynikomanii i punktomanii. Czytam często takie posty na Facebooku drużyn do lat 8, 10: „przygotowujemy się do sezonu”. Jak można przygotowywać dziecko do sezonu? Samo to założenie jest błędne. Najważniejsza jest gra i rywalizacja. Turnieje są i cały czas będą. I dobrze niech będą, bo to jest coś innego niż ligi. Taki turniej nie jest stresogenny, owszem jedziesz na turniej, żeby wygrać. Przegrasz? To nic się nie stało, bo za tydzień będzie kolejna szansa na innych rozgrywkach. Z kolei liga powoduje to, że po dwóch, trzech meczach pojawia się myśl o ew. spadku i trenerzy kombinują, dokonują dziwnych ruchów, żeby się utrzymać np. grają tylko najlepsi, pojawiają się niezrzeszeni zawodnicy itd. Na turniejach takich sytuacji nie będzie. Bo, jeśli nie uda się wygrać dziś, to można za tydzień, bo będzie kolejna szansa – tłumaczy Michał Libich, trener edukator, koordynator szkolenia dzieci i młodzieży PZPN.

Wiele osób błędnie myśli, że reforma jest wymierzona w najmłodszych, że im się coś odbiera. Ta uchwała jest skierowana w stronę trenerów i rodziców, którzy dużą wagę poświęcali temu, żeby wygrywać za wszelką cenę mecze w lidze żaka czy orlika, bo to wiąże się ze spadkami i awansami. W niektórych szkółkach wręcz ocenia się trenerów dzieci za to, jakie wyniki osiągają w lidze. Wygrał ligę żaka, czyli jest dobrym trenerem…

Niekoniecznie, a niektórzy rodzice czy prezesi szkółek w taki sposób to interpretowali. Zdarzył się spadek w lidze 10-latków? Trzeba zwolnić trenera, bo to jego wina. W taki sposób nie można mówić o pracy trenera dzieci. On jest od tego, żeby dać najmłodszym się wyszaleć na boisku, aby pozwolić im pokochać ten sport. Najpierw nauka poprzez zabawę, danie dziecku swobody, żeby cieszyło się ze zdobywania bramek, dryblingu itd.

Czy ta reforma spowoduje, że dzieci nie będą cieszyły się z goli? A widzieliście kiedyś gierki treningowe najmłodszych? One cieszą się z tego, że strzeliły bramkę na zajęciach. Przychodzą do domu i mówią: „Mamo, mamo dzisiaj na treningu strzeliłem pięć bramek”. I z pewnością tak samo będzie w cotygodniowych rozgrywkach bez zapisywanych wyników i tworzonych tabel. Ta informacja nie będzie miała żadnego znaczenia dla dziecka.

Aby jeszcze bardziej to zobrazować, spójrzmy na siebie samych. Kto z nas chodzi z kumplami pograć w piłkę z kolegami na orliku? Pewnie parę takich osób się znajdzie. Czy liczycie sobie wynik podczas takiego meczu? Na pewno tak, ale po tygodniu czy po dwóch raczej nie pamiętacie rezultatów, mimo że na boisku zawsze jest walka o zwycięstwo. W żadnej gazecie czy portalu internetowym też nie znajdziemy wyników tych gierek.

Możemy też wrócić pamięcią do czasów naszego dzieciństwa. Wychodziło się codziennie na podwórko, zbierało ekipę i grało w gałę. Czy liczyliśmy wyniki i chcieliśmy wygrywać z naszym przeciwnikiem? Tak! Czy notka na ten temat pojawiała się w gazecie lub Internecie? Nie!

Często mówimy o tym, że czasy się zmieniły, że dzieci nie spędzają czasu na podwórkach, mniej grają w piłkę poza treningami. Rozgrywki bez wyników i tabel mają też być powrotem do tego rodzaju spędzania wolnego czasu. To ma być sposób, żeby dzieci czuły radość z gry w piłkę i nie rezygnowały z niej, gdy pojawia się presja wyniku ze strony rodziców czy trenerów. Dziecko zawsze chce wygrywać i będzie do tego dążyć, nie potrzebuje nacisku z żadnej strony. Umówmy się, że wygranie ligi żaków nie ma żadnego znaczenia, tak samo jak spadek z tych rozgrywek. Za kilka lat nikt o tym nie pamięta. I zwycięstwo w tej lidze nijak się ma do tego, kto w późniejszym czasie zostaje zawodowym piłkarzem.

Dlatego warto zadać sobie pytanie: po co te ligi mają być? Czemu one służą? Ktoś powie, że uczą rywalizacji o punkty i pokazują jak to jest w seniorskiej piłce. Uważacie, że jest to niezbędna wiedza dla, dajmy na to, 8-latka? Dlaczego nie można tego nauczyć, gdy chłopak lub dziewczynka mają np. po 14 lat? Co to zmienia?

Dzieci kochają rywalizację i będą chciały grać z innymi oraz wygrywać. Punkty, spadki i awanse mogą przyjść w późniejszym wieku. Najpierw niech po prostu grają w piłkę i bawią się nią, tak jak my na podwórku w czasach dzieciństwa.

Środowisko trenerskie o reformie

Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy przedstawili swoje zdanie bez opinii środowiska trenerskiego, które od wielu lat dążyło do tego, żeby ta uchwała została zatwierdzona. Jak oni argumentują swoje twarde stanowiska na temat likwidacji ewidencji wyników i tabel w kategoriach od skrzata do orlika?

Michał Libich, trener edukator, koordynator szkolenia dzieci i młodzieży PZPN: – To nie jest reforma skierowana dla dzieci, bo one nie potrzebują reformy, gdyż chcą grać, wygrywać. Słyszałem takie głosy: „po co grać, jak nie ma lig?”. Z kolei ja mogę odbić piłeczkę i zapytać: „dlaczego kiedyś dzieci grały na podwórkach, choć nie było punktów i lig?”. Dzieci po prostu chcą grać. Jedni chcą się kiwać, drudzy strzelać gole. Dziecko chce być kreatywne na boisku, bo jest egocentryczne, myśli o samym sobie, chce pokazać się z jak najlepszej strony dla samego siebie, kolegów itd. Natomiast my, dorośli zabieramy radość tym dzieciakom, nie tylko w piłce nożnej, ale i w szkole, gdzie są oceny i ciągłe porównania do innych. To wszystko powoduje, że ograniczamy dzieci. Nawet świadomy trener, który prowadzi zespół dzieci w lidze, gdzie są spadki i awanse, będzie kierował się tym, żeby osiągnąć cel drużynowy. Ta ustawa otwiera furtkę trenerom, żeby bezstresowo szkolili dzieci, żeby spełniali ich oczekiwania, takie, jakie wskazuje natura. Jeśli dziecko jest egoistyczne to trener musi dać mu pole na boisku do tego, żeby mogło się wyszumieć, pokazać. Nie możemy go ograniczać hasłami: „nie kiwaj” czy „podaj”. Reasumując – ta reforma spowoduje, że trenerzy nie będą musieli stresować się tym, że spadną z ligi. Tylko będą kierować się tym, żeby dzieci były coraz lepsze. Aby tak się stało, dzieci muszą grać ofensywnie, bo to ich rozwija, a nie czekały na to, co zrobi rywal. 

Dawid Dominiczak, trener edukator w Wielkopolskim ZPN: – Jestem zwolennikiem tego, żeby pójść jeszcze o krok dalej, żeby wyniki, tabele pojawiły się dopiero od kategorii trampkarza, gdy wchodzimy w etap piłki jedenastoosobowej. Wszystko, co jest wcześniej, to nauka, a nie budowanie zespołów. Najważniejszy jest rozwój indywidualnych umiejętności, a nie tabel i wyników. Swoboda – to powinno być słowo klucz dla trenerów, żeby dawali ją dzieciom, aby te podejmowały decyzje, takie, jakie chcą na boisku. Co w praktyce się zmienia, dzięki tej reformie? Tylko to, że nie zapisujemy wyników i punktów. Ten ruch jest robiony po to, żeby skupić uwagę tylko i wyłącznie na rozwoju dziecka, a nie na spadkach i awansach w lidze, które nie mają żadnego znaczenia w początkowym procesie szkolenia. Wiele osób sobie zakodowało, że rywalizacja to tylko punkty i tabele, a zapomnieli o tym, jak grało się na podwórku, pod blokiem itd. Nikt nie zapisywał wtedy wyników, a grało się w piłkę i rywalizowało z innymi. Tak samo jest tutaj. Wiele badań wskazuje, że zbyt wczesna specjalizacja i presja wyniku powoduje, że dzieci odchodzą od sportu na pewnym etapie, a nam zależy na tym, żeby było najwięcej tych, którzy przy nim zostaną.

Marek Safanów, trener edukator PZPN, były koordynator Zachodniopomorskiego ZPN oraz autor projektu „Pierwsza Piłka”: – Efekty działań reformy nie widać od razu. Samo usunięcie ewidencji wyników i tabel to jest łatwa rzecz, bo usuwasz i po sprawie. Wyzwanie stoi przed tobą, gdy dochodzi do edukacji trenerów i rodziców. Jeżeli oni tego nie zrozumieją, to nie osiągniemy wspólnego sukcesu. Cieszymy się, że ten projekt przeszedł jako ogólnopolskie rozporządzenie, bo do tego też dążyliśmy, odkąd wprowadziliśmy tę reformę w Zachodniopomorskim ZPN. Teraz czas na edukację poszczególnych województw, dla których jest to coś nowego. Musi minąć trochę czasu, trzeba pokazać im kilka pokazowych turniejów bez zapisywania wyników i tworzenia tabel, żeby się do tego przekonali. Z kolei już sama radość dzieci wynagrodzi im wszystkie działania, które podejmą.

Czy dzięki tej reformie podniesie się poziom szkolenia i wyszkolenia polskich zawodników w perspektywie najbliższych pięciu, może dziesięciu lat?

Libich: – Jestem o tym przekonany, że tak będzie. Porównajmy to z piłką seniorską. Często jest tak, że dana drużyna gra mocno defensywnie, nastawia się na kontry. Dochodzi do zmiany trenera w tym zespole. Nowy szkoleniowiec jest nastawiony na grę ofensywną i nagle w ciągu najbliższych dwóch-trzech tygodni ci sami zawodnicy grają zupełnie inaczej. Dlaczego? Bo trener im na to pozwolił. Myślę, że, jeżeli trenerzy zaczną pozwalać dzieciom grać ofensywnie, uwolnią ich potencjał, który mają. Bo nie mamy gorszych dzieci od Niemców, czy Duńczyków, którzy notabene też nie mają rozgrywek ligowych dziecięcych i kierują się hasłem: „bawmy się grą”. Jestem przekonany o tym, że nawet w krótszym czasie niż za dziesięć lat te dzieciaki będą lepiej grały w piłkę, bo nie będą postrzegać tego sportu przez pryzmat wyniku. Z kolei wynik to defensywa i przygotowanie motoryczne. Czy na podwórku ktoś kiedyś widział, żeby dzieci broniły się całą drużyną i czekały na to, co zrobi rywal? Dzieci chcą się kiwać i strzelać gole. Ta reforma im w tym pomoże. Trener nie będzie ich hamował w żadnym stopniu, bo po co? Dla szkoleniowca wynik sportowy nie będzie miał znaczenia.

Dominiczak: – Ta reforma nie byłaby potrzebna, gdyby trenerzy nie budowali zespołów pod wynik w tych najmłodszych kategoriach wiekowych. Ta uchwała ma pokazać, że są ważniejsze rzeczy w szkoleniu dzieci niż punkty, awanse i spadki. Najważniejsza jest edukacja. Na kursach młodym trenerom już od kilku lat wpajamy do głów, co jest najważniejsze w pracy z dziećmi. Problem pojawia się u nieco starszych, doświadczonych szkoleniowców, którzy wychowali się na tabelomanii i wynikomanii, i przenoszą to do codziennych treningów. Co ta reforma przyniesie w perspektywie najbliższych kilku lat? Mam nadzieję, że dzięki niej będziemy mieli więcej kreatywnych zawodników, którzy będą mieli luz przy podejmowaniu decyzji. Największy problem jest taki, że poprzez presję wyniku znika nam wiele dzieci ze sportu. Zabija się w nich kreatywność, gdy pewnych rzeczy się im zakazuje. Wiele zależy od mądrości trenerów i ich podejścia.

Jak ten program funkcjonuje w Anglii?

W Anglii od 2006 roku nie ma lig dziecięcych i młodzieżowych. Dlaczego zdecydowali się na taki ruch? Co to zmieniło w szkoleniu dzieci w tym kraju? – Wiele lat temu Angielski Związek Piłki Nożnej podjął decyzję o zlikwidowaniu lig dziecięcych i młodzieżowych z wynikami, z uwagi na niewskazane zachowania rodziców i trenerów podczas spotkań ligowych. Panowała wynikomania. Czy to był dobry ruch ze strony The FA? Z mojej obserwacji mogę powiedzieć, że wiele ludzi zrozumiało, że mecz dzieci to zabawa – uważa Paweł Guziejko, polski trener dziecięcy, który od kilkunastu lat pracuje w Anglii i czynnie uczestniczył przy wprowadzaniu tej reformy w Anglii.

– Edukacja trenerów i rodziców na pewno przyniosła pozytywny efekt. Panuje większe zrozumienie, że mecz dla dziecka jest po to, żeby mogło się wyszaleć i pobawić z kolegami. Osiem lat pracowałem w Angielskim Związku Piłki Nożnej, który mocno postawił na edukację trenerów i rodziców. Organizowane były festiwale piłkarskie, gdzie trener edukator z FA przez maksymalnie pół godziny edukował rodziców na temat tego: po co jest mecz dla dziecka? W jaki sposób dzieci się uczą? To zajęło dużo czasu, bo edukacja potrzebuje bardzo dużo czasu. A efekty przyjdą po piętnastu, dwudziestu latach – dodaje.

Czy Guziejko zaobserwował jakieś wady tej reformy w Anglii? – Nie widzę wad tej reformy, bo edukacja ma bardzo mało wad. Jedyną wadą mogą być źle dobrani ludzie do danego programu, którzy mogą w nieodpowiedni sposób edukować. Ważne jest to, żeby dobrze dobrać ludzi, którzy będą za to odpowiadać i niekoniecznie muszą być to trenerzy, bo równie dobrze może być to psycholog sportowy lub nauczyciel, który rozumie potrzeby dzieci.

Guziejko zauważa, że osoby, które są zwolennikami tabel i wyników w ligach dziecięcych, to ludzie dorośli, a powinien liczyć się głos dzieci w tej sprawie, bo to ich dotyczy: – Najlepiej spytać dzieci, co o tym sądzą. Czy ktoś kiedykolwiek zapytał się dziecka, jak ono się czuje, gdy ktoś cały czas krzyczy poza boiskiem? Dzieci są szczere i odpowiedzą, czego chcą. Na tej podstawie można zbudować wszystko. Każde dziecko czuje i lubi rywalizację. Tabele nie mają tutaj nic do tego. Tutaj chodzi o to, że my dorośli wyznaczamy złe trendy. Niepotrzebnie wpierniczamy się z butami do środowiska dzieci. Wydaje nam się, że wszystko wiemy i chcielibyśmy robić po swojemu. Zróbmy ankietę i zapytajmy dzieci, czego one oczekują. Tak zrobiła Angielska Federacja Piłki Nożnej, przeprowadziła kilka ankiet z dziećmi i na tej podstawie powstał ten program. Tabele nie mają nic do tego.

– To rodzice, trenerzy, sędziowie i kibice wkoło, mają wpływ na to, w jaki sposób dziecko zrozumie rywalizację. Jeśli źle im to przekażemy, to będą powtarzali te błędy, bo dzieci powielają zachowania dorosłych. Tabele nie mają większego znaczenia. Dzieci i tak grają mecze, więc uczą się przegrywania i zwyciężania. My jesteśmy bacznymi obserwatorami tych wydarzeń. W piłce dziecięcej i młodzieżowej panuje przede wszystkim chaos. Z kolei chaos jest dobry dla rozwoju mózgu dziecka i całego procesu uczenia się. To jest najważniejsze – puentuje.

To nic nowego, w Polsce nie ma lig dziecięcych od kilku lat!

To prawda, są województwa, które już od kilku lat nie prowadzą ewidencji tabel i wyników. Ta reforma teraz sprawia to, że w całym kraju będzie to ujednolicone. W Zachodniopomorskim grają w ten sposób od 2018 roku.

– Gdy wprowadzaliśmy tę reformę w naszym związku, to 68% trenerów wypełniających naszą ankietę było za tym pomysłem. Teraz mamy 87-90% ludzi zadowolonych z tego, jak to wygląda w praktyce. Proces edukacyjny jest kluczowy, a my w ten sposób zabraliśmy argument trenerem i rodzicom – hierarchizowania drużyn, zawodników poprzez wyniki w lidze. Na samym początku robiliśmy cykl darmowych szkoleń, konferencji i do tego stale informowaliśmy o naszej inicjatywie w mediach społecznościowych. Małymi kroczkami szliśmy do przodu. Wbrew pozorom, przy małej zmianie, musi nastąpić gruntowne przekodowanie trenerów. Starsi szkoleniowcy muszą zredefiniować spojrzenie na szkolenie dzieci i nauczyć się grania bez ligi, punktów i tabel. Młodsi trenerzy mają łatwiej, bo są na bieżąco uczeni na kursach. To jest proces, który powoduje, że inaczej szkoleniowcy zrozumieją współzawodnictwo, zwrócą uwagę na indywidualany rozwój jednostki, jego postępy i predyspozycje na różnych pozycjach boiskowych, a przede wszystkim, wszystkie dzieci będą mniej więcej tyle samo czasu spędzać na placu – opowiada Marek Safanów.

Jak to wyglądało w Wielkopolsce, gdzie zrezygnowano w 2020 roku z ligi żaków, a rok później z ligi orlika? – Gdy wprowadzaliśmy w Wielkopolskim ZPN tę reformę, to na początku nie przyjęto jej z wielkim entuzjazmem. Ludzie za bardzo nie wiedzieli, o co w tym chodzi i mieli obawy wynikające z niewiedzy. Później stopniowo poprzez koordynatorów powiatowych edukowaliśmy, jak to będzie wyglądać. Z kolei turniej pokazowy w Racocie rozwiał wszelkie wątpliwości u trenerów, bo zobaczyli, jak to wszystko sprawnie wyszło i, że dla dzieci było to święto piłki nożnej, mimo braku tabel i niezapisywanych wyników w raportach pomeczowych. Każdy ma we krwi rywalizację i też to widać na tych turniejach bez wyników i tabel. Dzieci są tak samo zaangażowane, bo gdy grają, zawsze chcą kiwać i strzelać bramki  – opowiada Dawid Dominiczak.

Co potem? Kto będzie grał w lidze młodzika, kiedy już przyjdzie grać ponownie z wynikami i tabelami? Wiele osób zadaje takie pytania w mediach społecznościowych, na jakiej podstawie będą układane ligi, gdy młodzi zawodnicy dojdą do etapu młodzika. Drużyny będą losowane do poszczególnych rozgrywek? Będą w jednej lidze nierówne zespoły pod względem poziomu? Jaki ma na to pomysł PZPN?

– Nie ma z tym problemu, jeśli dobrze się do tego podejdzie i będzie ze sobą konsultowało te przydziały. Kluczowi w tym wszystkim są trenerzy koordynatorzy, którzy bacznie obserwują te turnieje i wiedzą, na jakim poziomie są dane zespoły. Tak do tego podchodzimy w województwie Zachodniopomorskim – wyjaśnia Safanów.

– To w jaką stronę pójdzie zarząd PZPN nie jest przesądzone, mają kilka opcji. Drużyny same mogą się zgłaszać do lig. Można też dokonać doboru do lig, bo przecież te drużyny będą ze sobą grały w turniejach i sparingach przez kolejne cztery lata bez punktów, więc przez ten czas można określić to, kto jest na jakim poziomie. Aczkolwiek, wiem, że będzie to wiązało się z kontrowersjami: „dlaczego ten zespół, a nie ten?”. Rozwiązań jest sporo. Nie wiem, jaką drogą pójdzie prezes Mateńko, ale wiem, że wybierze taką, która będzie odpowiednia dla wszystkich województw – uważa Libich.

Zbigniew Boniek nie rozumie reformy

Ledwo co zaczęła się nowa kadencja PZPN-u i od razu została wprowadzona uchwała, dzięki której zostanie zlikwidowana ewidencja wyników i tabel od kategorii skrzata do orlika. Były już prezes PZPN-u, Zbigniew Boniek w programie „Hejt Park” na Kanale Sportowym powiedział, że nie wprowadził tej uchwały w życie, bo nie był do niej do końca przekonany. Do tego też powiedział kilka zdań, które pokazały, że nie za bardzo wie, jaki jest cel tej uchwały.

– Dzisiaj nie chcemy rywalizacji. Broń Boże, żeby dzieci rywalizowały! Nie mogą tego robić. Jak ja przychodziłem ze szkoły do domu, to codziennie grałem w piłkę od 15:00 do 20:00. Ulica na ulicę itd. Cały czas spędzałem czas na świeżym powietrzu z kolegami. Byliśmy sami, nie kierował nami żaden starszy człowiek i nie mówił nam, co mamy robić. My sami wiedzieliśmy, kto jest lepszy, słabszy, silniejszy, szybszy itd. Przychodziliśmy jedenastu na plac i graliśmy po pięciu. Dochodziło do wyboru składów i na końcu zostawał jeden. Mówiło się do niego: „ty nie umiesz grać, będziesz sędzią tego meczu”. I co? Nic się nie stało. Dzisiaj odbieramy to jako odtrącenie od grupy. Świat się zmienił – podkreślał Boniek.

Kto mówi o tym, żeby dzieci ze sobą nie rywalizowały? One będą robić to samo, co w tym przykładzie przytoczonym przez Zbigniewa Bońka – dzieci przyjdą na boisko w sobotę czy niedzielę, będą grać i rywalizować z rówieśnikami. Nie jest do tego potrzebny sędzia, wyniki, tabele, spadki, awanse itd. Taka sama zasada, jak na podwórku.

We wspomnianym programie padła również taka wymiana zdań między prowadzącym Krzysztofem Stanowskim a byłym prezesem PZPN:

– Jeżeli ustalisz z Leonem (syn Krzysztofa), że strzelacie rzuty karne, to nie liczy się, kto strzeli, a kto nie strzeli? – Boniek.

– Liczymy, oczywiście – Stanowski.

– No nie, nie może się liczyć, jak to?! “Nie może być rywalizacji, bo to szkodzi” – panowie, o czym my kur** mówimy? – Boniek.

I dzieci też będą liczyć między sobą, jaki jest wynik meczu w tych cotygodniowych rozgrywkach. W tej uchwale chodzi o to, że wyniki nie będą wpisywane do protokołów sędziowskich i nie będzie to nigdzie publikowane, tak samo jak w przypadku rywalizacji w rzutach karnych między Krzysztofem Stanowskim a jego synem Leonem. Ta sama analogia. O to w tym chodzi! Będziemy to powtarzać aż do znudzenia, bo źle jest interpretowana ta decyzja PZPN-u.

Często pada taki argument, że: “trzeba przyzwyczajać dziecko do rywalizacji”. Nie trzeba, bo dziecko chce rywalizować. Oczywiście są takie, które tego nie lubią, tylko, że takie dzieci nie nadają się do sportu zawodowego. Ta reforma uwolni tych, którzy chcą wygrywać, a takich jest zdecydowanie więcej, gdzie nikt nie będzie ich ograniczał. Dam taki przykład: na ostatnim LAMO zapytałem grupę chłopców 13-letnich: “co byście zrobili, gdyby po waszym przyjeździe domu okazało się, że nie macie ligi, a gracie tylko sparingi i turnieje? Który z was zrezygnowałby z piłki nożnej?”. Byli jednogłośni w tym, że nie zrezygnowaliby. Kontynuowałem temat: “ale jak to? Po co grać, jak nie ma ligi? Jaki jest w tym sens?”. Padały takie odpowiedzi: “my lubimy grać”, “chcemy się rozwijać”, “lubimy grać z kolegami”. Chętnie zapytałbym się rodziców, czy przychodziliby na sparingi i turnieje towarzyskie, gdyby nie było lig? Bo można zauważyć, że na meczu ligowym zawsze jest spora publika, a na sparingu już nie. To też pokazuje, że my dorośli jesteśmy spięci na to, żeby była liga, punkty. Z kolei dzieci chcą po prostu grać. I nie możemy im tego zabierać – podkreśla Michał Libich.

 – Nie uważam, że PZPN chcąc wprowadzić tę reformę, popełnił błąd. Taką reformę nie jest prosto wprowadzić, my też o tym myśleliśmy. Dam prosty przykład. W województwie mazowieckim jest ponad 600 drużyn w najmłodszych kategoriach wiekowych. Jak stworzysz sobie drużynę, to Mazowiecki Związek Piłki Nożnej zrobi ci kalendarz rozgrywek. Wiesz, kiedy grasz, o której godzinie, czy potrzebujesz mieć sędziego i tak dalej. Teraz tego nie będzie. Powiedz mi, ile ty zorganizujesz turniejów? Czy to jest takie proste każdego tygodnia organizować jakiś turniej? Nie wiadomo z kim, nie wiadomo, czy ktoś będzie miał chęci, czy ich nie będzie miał? Nie miałem odwagi, chęci robić tego projektu na siłę. Rozmawiałem z niektórymi wojewódzkimi związkami i nie chciałem. Jeżeli jutro (tj. dzisiaj) Polski Związek Piłki Nożnej wprowadzi tę reformę, niech ją wprowadzi. Potem zobaczymy, jak ciężko będzie to wszystko wyegzekwować – uważa Boniek.

Czy faktycznie ciężko wprowadzić tę reformę? – Dwa lata pracowałem nad tym projektem bez lig dziecięcych. Próbowałem to rozgryźć na wiele różnych sposobów, tym bardziej mając na uwadze województwo mazowieckie, bo pracuję tu od lat i tutaj jest najwięcej dzieci. Są różne rozwiązania. W jeden weekend na Mazowszu odbywa się ok. sto meczów w kategorii żaka. Jeżeli będą turnieje trzy-, czterozespołowe to wtedy będziemy mieli już trzydzieści mniejszych turniejów, a nie sto spotkań, które odbędą się w podobnym czasie i będą też trwały niewiele dłużej. Wyliczyłem, że te różnice między meczem ligowym a turniejowym będą wynosić dwadzieścia, trzydzieści minut. Na turnieju jest więcej intensywnego grania. Do tego jest to bardziej atrakcyjne rozwiązanie, bo dzieci nie mierzą się tylko z jednym rywalem danego dnia. Wystarczy tylko to dobrze zaplanować i może to nawet leżeć w gestii Wojewódzkich ZPN. Oni mogą przekazywać szczegółowe rozpiski klubom ze swojego regionu. Najpierw drużyny się zgłaszają, a później dzielimy – wyjaśnia Michał Libich.

***

Oczy wielu osób będą skierowane na tę uchwałę PZPN-u. Krytycy będą czyhać na potknięcia. Zmiany od razu nie przyniosą oczekiwanego rezultatu. Wprowadzenie reformy w życie to jedna rzecz, inną jest ciągła edukacja trenerów i rodziców, żeby pokazać im, że mecz jest dla dzieci. To one mają się czuć tak samo komfortowo jak my, gdy graliśmy na podwórkach. Przypomnijmy sobie, ile frajdy nam sprawiała gra w piłkę i pozwólmy na to, żeby dzieci mogły robić to samo.

ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Newspix