Krótki traktat o… krótkowzroczności kibiców

Reprezentacja Polski do lat 17 poległa ostatnio aż 1:10 w sparingu z Niemcami, który rozegrano na nietypowych zasadach, bo mecz trwał 4×30 minut. Czy stało się coś wielkiego? Nie ma sensu się oszukiwać, że ten wynik nie jest kompromitacją, natomiast na zawodników i trenera „wylał się” w Internecie spory hejt. Ta sama kadra, pod wodzą tego samego selekcjonera niecały miesiąc później ograła Portugalię i dopiero po karnych przegrała z Holandią, czyli bezapelacyjnie dwoma topowymi zespołami. Dlaczego, dla odmiany, teraz nikt ich za to nie pochwali?

Krótki traktat o… krótkowzroczności kibiców

Nie chcę brzmieć jak Arkadiusz Onyszko, który pewnego razu kazał wszystkim użytkownikom Twittera naśmiewającym się z Jerzego Brzęczka, napisać wielkimi literami PRZEPRASZAM, bo to nie jest tekst, po którym oczekiwałbym od ludzi, że napiszą w komentarzach, że nasza młodzież jest najlepsza na świecie, skoro sam tak nie uważam.

Nic z tych rzeczy.

Powiedzmy sobie szczerze, spotkanie z Niemcami nie miało żadnego znaczenia. Absolutnie żadnego. Ani nie było rozgrywane o jakąś rangę, ani nawet w standardowej formule, bo o ile dobrze kojarzę, mecz piłkarski trwa 2×45, a nie 4×30 minut. „Biało-czerwoni” pojechali mocnym, ale nie najmocniejszym składem do Frankfurtu i dostali oklep. Bywa.

– To miał być sparing, chcieliśmy sprawdzić nowych zawodników i przegraliśmy 1:10 z Niemcami. Nie chcę się usprawiedliwiać. Ja nie przegrałem 1:10, byłem prezesem reprezentacji, która pojechała i przegrała 1:10. To był martwy okres, kiedy nikt nie grał, kluby nie trenowały, dzieci rozjechały się na wakacje. Mam nadzieję, że ktoś za to beknął, bo ja o tym meczu dowiedziałem się dopiero z mediów – powiedział w „Hejt Parku” Zbigniew Boniek.

Kto miał beknąć? Za co? Za porażkę w nieistotnym sparingu? Nie oglądałem tego starcia, ponieważ nie było transmitowane, ale zakładam, że Polacy mogli przegrać np. 1:8. Tylko, że jak się traci piątą, szóstą i siódmą bramkę, to już nikomu za bardzo nie zależy, czy wpadnie jeszcze ósma, dziewiąta oraz dziesiąta.

Za organizację spotkania w niedogodnym terminie? 11 dni później ruszyła Centralna Liga Juniorów U-18, w której gra kilku zawodników z tej reprezentacji. Zakładam, że na niecałe dwa tygodnie przed startem rozgrywek byli w regularnym treningu oraz po kilku meczach kontrolnych. Tego sparingu nie rozegrano pod koniec czerwca czy na początku lipca, gdy piłkarze rzeczywiście mają wolne.

Kadra Dariusza Gęsiora wróciła do Polski i musiała zmierzyć się z nieprzychylnymi komentarzami, które częściowo były słuszne, a częściowo… nie do końca, bo może kogoś teraz zaskoczę, ale na szczęście losowy mecz nie ma większego wpływu na poziom szkolenia w danym kraju.

Oliwier Sławiński i spółka z początkiem września wzięli udział w Pucharze Syrenki. O wygranej 6:0 z Mołdawią wystarczy tylko wspomnieć, bo zwycięstwo z takim rywalem było obowiązkiem, natomiast, biorąc pod uwagę chociażby mecz z Niemcami, z Holandią powinnyśmy wysoko przegrać. Stało się inaczej, Polacy dali radę zremisować 2:2, ale ulegli w serii jedenastek.

– Ten mecz pokazał, że zespół rozwija się w dobrym kierunku. Przegraliśmy z nimi dopiero po rzutach karnych. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu, by się przygotować. Mieliśmy tylko jedną konsultację, mecz ze Słowenią i szkoleniową grę z Niemcami. To nam dało odpowiedzi, którzy zawodnicy powinni podołać wyzwaniu. Wybraliśmy dobry skład, bo tak naprawdę nie przegraliśmy meczu. Jestem przy kadrach młodzieżowych od 11 lat i ta Holandia wydaje mi się najlepszym zespołem, jaki widziałem. Wiele zawodników mogłoby sobie poradzić w Ekstraklasie. Siła, technika, szybkość to są ich atuty. Oni wygrali 6:1 z Hiszpanią, a nam udało się im przeciwstawić. Im dłużej ten mecz trwał, tym nasi zawodnicy pokazali, że potrafią zagrać agresywnie, doskoczyć do rywala i go wyprzedzić. Dzięki temu mieliśmy sytuacje bramkowe i odrobiliśmy dwie bramki straty – mówił selekcjoner polskiej kadry w rozmowie z „Łączy Nas Piłka”.

Hiszpania przegrała z tą samą Holandią 1:6. Czy to oznacza, że na Półwyspie Iberyjskim nie potrafią szkolić dzieci i młodzieży? Nie. Czy to znaczy, że „biało-czerwoni” są wyraźnie lepsi od Hiszpanów? Też nie. Oni zagrali słabo, a my całkiem dobrze. Ale jak już zdarzają nam się spotkania, w których udaje nam się zatrzymać jakąś futbolową potęgę, to wypadałoby za to pochwalić zawodników oraz trenera. Taki jest cel tego tekstu. Jeżeli jest źle, mówmy, że jest źle i nie ukrywajmy tego, ale jeśli jest dobrze albo chociaż przyzwoicie, to również należy o tym powiedzieć czy napisać.

Z „Oranje” zmierzyliśmy się w półfinale, z kolei w meczu o trzecie miejsce naszym rywalem była Portugalia. Nie wiem, czy widzieliście bramki Kacpra Masiaka i Oliwiera Sławińskiego, ale jeżeli takie same gole zdobyliby przeciwnicy, mówiłoby się tylko o tym, ile to ci Portugalczycy mają luzu, a jaka technika wspaniała i na pewno trenerzy nie zabraniają im dryblować.

„Seleção das Quinas” zdołali tylko raz pokonać naszego bramkarza, a właściwie – Michał Matys sam się pokonał, bo podał piłkę wprost pod nogi przeciwnika. No cóż, ogromny błąd, ale ten sam chłopak niedawno… zapewnił Zagłębiu Lubin mistrzostwo Polski U-15.

– Od pierwszej minuty było widać, że chcemy grać to, co sobie założyliśmy. Oczywiście wiedzieliśmy, że nie będziemy dominować, rozgrywać ataku pozycyjnego czy długo utrzymywać się przy piłce, ale mamy inne atuty jak szybkie wyjście z kontratakiem. I to dało efekty. Mogliśmy to spotkanie wygrać dużo wyżej niż 2:1. Było widać, że lepiej wyglądamy od Portugalii – dodał Dariusz Gęsior.

Skompromitowaliśmy się z Niemcami, pokazaliśmy charakter z Holendrami i ograliśmy Portugalczyków. Rozegraliśmy jeden bardzo słaby i dwa dobre spotkania. W Internecie było głośno tylko o pierwszym starciu, natomiast o dwóch pozostałych… również powinno.

Może nie zawsze jesteśmy tacy beznadziejni?

BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix