CLJ-ka od środka: „Ciężko wejść na wyższy poziom bez odpowiedniej bazy”

Kilka lat temu Robert Wilczyński powiedział, że jeżeli w Gdyni nie powstanie wiele boisk naturalnych, można zapomnieć o postępach w rywalizacji sportowej w Arce. Co zmieniło się od tamtego czasu? Czy mimo braku boisk naturalnych Arka Gdynia jest w stanie wejść na wyższy poziom i robić postępy? Rozmawiamy z koordynatorem grup młodzieżowych, trenerem drużyny U-18, Arki Gdynia, Robertem Wilczyńskim.

CLJ-ka od środka: „Ciężko wejść na wyższy poziom bez odpowiedniej bazy”

W miniony weekend pokonaliście 2:1 świetnie dysponowany do tej pory, Lech Poznań, który przyjeżdżał do Gdyni jako lider CLJ. Jak ten mecz wyglądał z trenera perspektywy?

– Na pewno spodziewaliśmy się, że będzie to ciężki mecz. Lech Poznań to uznana marka, gdzie w składzie zawsze znajdziemy wyróżniających się zawodników. Nie ma co ukrywać, że jest to ścisła czołówka w Polsce, jeśli chodzi o juniorów. Aczkolwiek znamy też wartość swojego zespołu. Do tego jest to liga juniorska, gdzie każdy może wygrać z każdym. Uważam, że było to zwycięstwo w pełni zasłużone.

Jak ocenia trener początek sezonu w wykonaniu swojego zespołu? Trzy zwycięstwa, jeden remis i trzy porażki – tak wygląda bilans Arki Gdynia po 7. kolejkach. Jest pan zadowolony z postawy swojej drużyny, czy więcej ma im do zarzucenia i czeka was jeszcze sporo pracy, żeby wyglądało to tak, jak powinno?

– Najważniejsza jest wewnętrzna rywalizacja i cieszy mnie to, że mamy szeroką kadrę. Każdy zawodnik wchodząc z ławki rezerwowych, daje jakość zespołowi. W ostatnich latach jako trener pracowałem w drugim zespole i można powiedzieć, że teraz uczę się CLJ-ki na nowo. Owszem, pracowałem niegdyś w juniorach, ale to było dawno temu. Każdy rocznik jest inny i nie można wyciągać wniosków z poprzednich sezonów. Dla nas była to duża niewiadoma przed startem tych rozgrywek – jak będziemy wyglądać na tle najlepszych drużyn w Polsce. Za nami siedem kolejek, widzimy już pewny zarys tabeli, ale będziemy mądrzejsi dopiero w połowie sezonu, wtedy będzie można określić poziom naszej drużyny, jak i przeciwników. Na pewno jestem zadowolony z postawy mojego zespołu. Trzeba dalej ciężko pracować na treningach, bo w tej lidze każdy może wygrać z każdym.

Czy jest trener w stanie odpowiedzieć na to pytanie – na co stać Arkę Gdynia w tym sezonie CLJ? Czy jeszcze jest za wcześnie, żeby określić potencjał zespołu?

– Jeszcze nie czas na to, żeby wyciągać wnioski. Zobaczymy, jak ten sezon będzie się układał. Mogą się przecież pojawić urazy, kwarantanny, wahania formy i to może zaburzyć obraz postawy naszego zespołu. Wiele odpowiedzi uzyskamy po rozegraniu połowy ligowych spotkań, choć trzeba pamiętać, że runda rewanżowa będzie trudniejsza.

Wspomniał trener, że uczy się tej ligi na nowo, choć pracował w niej wiele lat. Aż tak mocno zmieniła się CLJ-ka na przestrzeni dekady?

– Za moich czasów, gdy zdobywaliśmy medale mistrzostw Polski juniorów młodszych i starszych, mieliśmy do czynienia z zupełnie inną formułą rozgrywek. Teraz mamy 16 zespołów na zróżnicowanym poziomie i nie ma to większego znaczenia, kto jest na jakim miejscu w tabeli, bo i tak każdy może wygrać z każdym w tej lidze.

Poziom CLJ-ki jest wyższy niż we wcześniejszych latach?

– Na pewno jest wyższy. Można śmiało powiedzieć, że występuje tutaj 16 najlepszych drużyn w Polsce. Jednak jest to piłka juniorska, a ta ma to do siebie, że jest nieprzewidywalna. Na boisku może się wiele wydarzyć. Mam w głowie mecz z poprzedniego sezonu, gdzie prowadziliśmy z Wisłą Kraków 4:1, by ostatecznie zremisować 4:4.

W 2012 roku zdobył pan mistrzostwo Polski juniorów starszych z Arką Gdynia. Mimo dużego sukcesu, niewielu zawodników przebiło się na wyższy poziom. Zmarnowane pokolenie? Czy to był stricte sukces drużynowy, gdzie nie było wielu indywidualności?

– Wiele osób w klubie pracowało na ten sukces, począwszy od skautów, kończąc na trenerach, którzy pomagali przy tym zespołem. Nie zgodzę się z panem, że mało zawodników przebiło się na wyższy poziom z tamtej kadry, wręcz przeciwnie – Michał Szromnik, Przemysław Stolc, Dariusz Formella, Michał Nalepa, Michał Marcjanik, Paweł Wojowski czy Mateusz Szwoch. Spora grupa piłkarzy miała okazję zagrać na poziomie Ekstraklasy czy I ligi.

W tym momencie w Ekstraklasie jest i gra Michał Szromnik, któremu po kilku latach występów w pierwszej lidze udało się przejść do Śląska Wrocław. Do tego jest jeszcze Mateusz Szwoch, który jest solidnym ligowcem i to tyle. 

– Aczkolwiek jest jeszcze Marcjanik czy Formella, którzy grają na solidnym poziomie. Myślę, że gdybyśmy przeanalizowali kadry poprzednich mistrzów Polski juniorów starszych to Arka Gdynia wcale tak źle nie wyglądałaby pod względem zawodników, którzy przebili się do zawodowej piłki. Aczkolwiek są to tylko moje przypuszczenia, trzeba to sprawdzić.

Wymienia trener konsekwentnie Michała Marcjanika, a nie pamiętam, żeby zdobył mistrzostwo Polski w 2012 roku…

– Marcjanika nie było w finałach, ale grał w eliminacjach. Aczkolwiek w 2010 roku zdobył srebrny medal mistrzostw Polski juniorów młodszych w Grudziądzu.

Tak wyglądał skład Arki Gdynia, który zdobywał mistrzostwo Polski juniorów starszych w 2012 roku: Michał Szromnik, Patryk Kamola, Kamil Haberka, Radosław Robakowski, Przemysław Stolc, Łukasz Kwaśnik, Krystian Żołnierewicz, Karol Róg, Robert Sulewski, Paweł Brzuzy, Mateusz Szwoch, Mikołaj Kreft, Adam Bębenek, Fabian Słowiński, Maciej Wardziński, Dawid Patelczyk, Filip Patok, Dariusz Formella. Nie wygląda to zbyt imponująco, gdy dzisiaj patrzymy na to zestawienie.

– Tak, ale warto powiedzieć kilka słów o Krystianie Żołnierewiczu, który był bardzo ważną postacią tamtego zespołu, a mając 17 lat zadebiutował w Ekstraklasie w starciu z Legią Warszawa. Niestety, kontuzje zahamowały jego rozwój i karierę.

Skupiliśmy się na personaliach, ale jak pan pamięta tamtą drużynę i mistrzostwo Polski?

– Bardzo miło wspominam tamten czas. Byliśmy w wyrównanej grupie, udało nam się awansować do finałów, a tam zadecydowała dyspozycja dnia, ponieważ były tam cztery bardzo silne zespoły i każdy z nich mógł sięgnąć po mistrzostwo Polski.

Od kilku miesięcy na stronie Pomorskiego Związku Piłki Nożnej widnieje informacja, że Robert Wilczyński szuka pracy jako trener. Czy jest to nadal aktualne?

– Nie, dalej pracuję jako koordynator grup młodzieżowych w Arce Gdynia oraz jestem trenerem drużyny U-18. Myślę, że nie ma co się rozwodzić nad tym tematem.

To pytanie zadałem nie bez powodu. Czy chciałby pan poszukać nowych wyzwań? Bo na pewno jest trener emocjonalnie związany z Arką Gdynia, bo tutaj zaczynał grać w piłkę, a później rozpoczął trenerkę. Podejrzewam, że decyzja o odejściu z klubu, z którym jest się tak mocno związanym, nie należy do najłatwiejszych.

– Jestem emocjonalnie związany z Arką Gdynia. Mieszkałem 50 metrów od stadionu przy ulicy Ejsmonda, czyli poprzednim obiekcie sportowym klubu. Tutaj grałem w piłkę, a od dwudziestu pięciu lat jestem trenerem. Pracowałem w grupach młodzieżowych, miałem epizod w pierwszym zespole. Cieszę się, że dalej tu pracuję. Oczywiście, tak, jak w życiu bywa, trzeba szukać alternatyw. Aczkolwiek na tę chwilę jestem w Arce, a życie samo napisze kolejne scenariusze.

Jakie są pana sportowe ambicje? Chciałby trener poprowadzić pierwszy zespół Arki Gdynia? Ma pan licencję UEFA Pro, więc mógłby trener poprowadzić drużynę nawet na najwyższym poziomie rozgrywkowym.

– Miałem już przyjemność pracy w pierwszym zespole Arki Gdynia. Wiem, z czym się to je. Pracowałem również z wszystkimi zespołami juniorskimi. Na ten moment cel jest taki, żeby Arka była silnym zespołem zarówno na poziomie seniorskim jak i juniorskim. Naszym zadaniem jest dostarczenie jak największej liczby zawodników do pierwszego zespołu.

Pięć lat temu na łamach Dziennika Bałtyckiego powiedział pan: „jeżeli w Gdyni nie powstanie wiele boisk naturalnych, możemy zapomnieć o postępach w rywalizacji sportowej. Przestańmy się oszukiwać, gra na naturalnym i sztucznym boisku to „dwie różne dyscypliny”. Czy podtrzymuje pan tę opinię? Coś się zmieniło od tamtego czasu? Z tego, co kojarzę za wiele nowych boisk naturalnych w Gdyni nie powstało…

– Tak, dalej zbyt wielu boisk naturalnych nie mamy do dyspozycji. W mojej wypowiedzi chodziło głównie o to, że drużynom, które na co dzień trenują na sztucznej nawierzchni, trudniej się gra na naturalnej. Ta zależność również występuje w przypadku, gdy zawodnicy codziennie grają na trawie, a w weekend rywalizują na sztucznej. Trudno jest nam się przyzwyczaić do gry na naturalnej nawierzchni, gdy na co dzień z nią nie obcujemy. Piłka inaczej się zachowuje na takim boisku. Z kolei częsta zmiana gry na różnych murawach może doprowadzić do urazów mechanicznych.

W tamtym wywiadzie dał pan mocne oświadczenie: „możemy zapomnieć o postępach w rywalizacji sportowej, jeżeli w Gdyni nie powstanie wiele boisk naturalnych”. Czy uważa trener, że brak naturalnych boisk to jest jedna z głównych przyczyn, że Arka nie jest w stanie wejść na wyższy poziom? Jeśli nie powstaną naturalne boiska to nigdy się nie rozwiniecie i będziecie stać w miejscu?

– Nie, nigdy nie ma jednej przyczyn. Na sukces wpływa wiele czynników. Coraz więcej klubów się rozwija dzięki swoim kompleksom boisk naturalnych. Tam będziemy widzieć stopniowe postępy. Ciężko będzie nam wyjść na wyższy poziom bez odpowiedniej bazy treningowej. Aczkolwiek nie możemy narzekać. Mamy świetny stadion, na którym mecze rozgrywa pierwsza drużyna. Obok boisko naturalne również na potrzeby pierwszej drużyny. Juniorzy trenują i rozgrywają swoje mecze na Narodowym Stadionie Rugby, który jest dobrym obiektem, ale ze sztuczną murawą. Nie jest tak, że nie mamy boisk i nic nie robimy.

Odkąd jest pan koordynatorem grup młodzieżowych w Arce Gdynia, co się zmieniło w funkcjonowaniu tych drużyn?

– Można powiedzieć, że kontynuuję proces szkoleniowy śp. trenera Jacka Dziubińskiego. Wspólnie z doświadczonymi trenerami skupiamy się na indywidualnych jednostkach. Nie chodzi nam o wyniki drużynowe, a o to, żeby jak najwięcej zawodników dostarczyć do pierwszego zespołu. To jest nasz główny cel.

Czy mimo ograniczeń infrastrukturalnych uważa pan, że Arka Gdynia jest jednym z najlepszych ośrodków szkoleniowych w kraju? 

– Rywalizacja jest duża – Lech Poznań, Legia Warszawa, Zagłębie Lubin, a także Raków Częstochowa czy Stal Rzeszów. Konkurencja na rynku jest naprawdę ogromna, bo mógłbym wymienić jeszcze kilka innych mocnych ośrodków w Polsce. Nie ukrywamy, że jednym z naszych największych ograniczeń to brak boisk naturalnych, ale nie możemy też się ciągle zakrywać jednym hasłem. I nie nam oceniać, czy jesteśmy w tej czołówce, czy nie.

Jakie cele postawiliście sobie przed sezonem na CLJ U-18?

– Główne cele: w każdym meczu walczyć o zwycięstwo i dostarczyć jak najwięcej zawodników do pierwszego zespołu.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Newspix