Piłkarskie dzieciństwo: Krzysztof Nykiel

Krzysztof Nykiel, Paweł Golański oraz Przemysław Kaźmierczak kilka lat temu otworzyli w Łodzi własną szkółkę piłkarską. Jak wyglądały ich początki przygody z futbolem? O tym porozmawialiśmy z pierwszym z wymienionych wychowanków ŁKS-u Łódź. 

Piłkarskie dzieciństwo: Krzysztof Nykiel

Swoją przygodę z piłką rozpoczął pan w Łódzkim Klubie Sportowym. Co skłoniło pana, żeby zapisać się na treningi?

– Tak, jak poszedłem na pierwszy trening miałem bodajże 8 lat. Interesowałem się futbolem, lubiłem grać w piłkę na osiedlu czy zajęciach wychowania fizycznego. Myślę, że mój ojciec sprawił, że zapisałem się do ŁKS-u.

Tata też grał w piłkę?

– Nie, natomiast długo był kierownikiem w Piotrcovii Piotrków Trybunalski i interesował się tym sportem.

Karierę kończył pan jako prawy obrońca, a na jakiej pozycji ją zaczynał?

– W ŁKS-ie zaczynałem od gry w starszym roczniku, bo dopiero później stworzono drużynę rocznika ’82. Naszym trenerem został Mirosław Dawidowski, a do tego mieliśmy dość fajną ekipę, bo z tego zespołu chyba sześciu zawodników (m.in. Paweł Golański, Łukasz Madej czy Przemysław Kaźmierczak – dop. red.) zagrało później w Ekstraklasie. Od małego występowałem na pozycji prawego pomocnika, dopiero trener Dariusz Wdowczyk w Koronie Kielce zrobił ze mnie bocznego obrońcę.

Wspomniał pan, że waszym trenerem był Mirosław Dawidowski, więc zakładam, że wasze treningi już wtedy miały jakiś sens, a nie koncentrowały się na półtoragodzinnej gierce?

– Owszem. Już dokładnie nie pamiętam tych zajęć, bo to było jednak ponad 30 lat temu, jednakże trener Dawidowski miał doświadczenie i myślę, że nie przez przypadek tylu chłopakom udało się zagrać na szczeblu centralnym.

Jednym z wychowanków ŁKS-u, któremu się to udało, jest pan. Od małego należał pan do wyróżniających się zawodników?

– Mieliśmy taki zespół, że ciężko było się wyróżnić, a jeżeli miałbym wskazać jednego piłkarza, to największą różnicę robił Łukasz Madej. Był błyskotliwym zawodnikiem, miał dobrą technikę.

Pamięta pan swoją pierwszą piłkarską koszulkę, piłkę, buty?

– Jeżeli chodzi o pierwsze buty, to tata kupił mi „Patricki” na turnieju w Belgii. Nie potrafię sobie przypomnieć mojej pierwszej piłkarskiej koszulki, jaką miałem. Pamiętam tylko, że występowałem z numerem 33 na plecach.

Chodził pan w dzieciństwie na mecze ŁKS-u?

– Tak, później podawałem też piłki na stadionie.

Ma pan jeden mecz, który z różnych względów wyjątkowo pan wspomina?

– Końcówka sezonu 1992/93. ŁKS Łódź wygrywał 7:1 z Olimpią Poznań, ale jak się cieszyliśmy z kolejnych goli, to zaraz spiker podawał informację, że Legia również strzeliła i to „Legioniści” zdobędą mistrzostwo. Wtedy jeszcze człowiek nie wiedział, o co tam chodziło (śmiech).

Jak wyglądało pana podejście do szkoły i ocen? Nauka także była ważna?

– Dla mnie najważniejsza była piłka nożna, ale rodzice mnie pilnowali, żebym się uczył.

Często jeździliście z ŁKS-em na zagraniczne turnieje?

– Raz byliśmy na turnieju we Francji, a dwa razy w Belgii. Bardzo fajne wspomnienia.

Z racji wieku, nie mógł pan rywalizować w obecnie największym turnieju dziecięcym na Starym Kontynencie, ale miał pan później bezpośrednią styczność z Turniejem „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”?

– Słyszałem o tych zawodach, ale nie miałem z nimi bezpośredniej styczności. Nie braliśmy udziału jako Gol Academy w Turnieju, ponieważ… ciężko jest namówić rodziców na cokolwiek. Teraz zgłosiliśmy się do ligi i czasami bywa tak, że mamy problem ze skompletowaniem kadry meczowej, bo dzieciaki są na urodzinach, mają jakiś wyjazd i tak dalej.

Trenowanie dzieciaków jest czymś, co sprawia panu frajdę?

– Pięć lat temu założyliśmy wraz z Pawłem Golańskim i Przemysławem Kaźmierczakiem szkółkę piłkarską. Pomysł narodził się w naszych głowach już dużo wcześniej, ale z racji tego, że nadal byliśmy aktywnymi piłkarzami, ciężko byłoby to porządnie prowadzić. Nie jest to łatwa praca, szczególnie w grupach przedszkolnych, natomiast sprawia mi ona frajdę, uczy cierpliwości, a także przekłada się na wychowanie mojego dziecka.

Miał pan taki moment, w którym uświadomił sobie, że piłka nożna rzeczywiście jest tym, czym się będzie pan zajmował w życiu?

– Chyba nie miałem takiego momentu, ponieważ na profesjonalnym poziomie zacząłem grać długo po 20. urodzinach. Tułałem się po Piotrcovii Piotrków Trybunalski, byłem we wspomnianej już wcześniej Koronie Kielce, Unii Janikowo, na krótko trafiłem też do Polonii Warszawa. Muszę przyznać, że stolica mnie „wchłonęła”, ale równocześnie – nauczyła pokory. W Radomiaku Radom skoncentrowałem się w 100% na piłce nożnej, co też pozwoliło mi później występować przez kilka sezonów na szczeblu centralnym.

Jest pan zadowolony ze swojej piłkarskiej kariery?

– Zawsze mógłbym powiedzieć, że mogłem osiągnąć więcej, natomiast biorąc pod uwagę fakt, że na poważnie zacząłem grać dopiero w wieku 24 lat w Radomiaku, to i tak myślę, że sporo wycisnąłem ze swojej przygody z piłką.

ROZMAWIAŁ BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix