Pierwszy trener: Grzegorz Tomasiewicz

Czy można być w czołówce najlepszych strzelców polskiej ligi, wykonując same rzuty karne? Tak, co udowadnia w tym sezonie Grzegorz Tomasiewicz, pomocnik Stali Mielec. Jak wyglądały początki jego kariery? Czym się wyróżniał? Jak wspomina go trener ze Szczakowianki Jaworzno?

Pierwszy trener: Grzegorz Tomasiewicz

Tomasiewicz urodził się w Jaworznie, tutaj też rozpoczął swoją przygodę z piłką. Jak trafił do Szczakowianki? Jeden z trenerów… wypatrzył go na osiedlowym boisku i zaproponował, żeby przyszedł na trening. – Prowadziłem go przez kilka lat, natomiast jego talent na jednym z osiedlowych boisk odkrył trener Grzesiek Stadler. Dostrzegł wówczas potencjał w dwóch chłopakach, wziął ich do Szczakowianki i tak już zostali. Niedługo później wylądowali w mojej, starszej drużynie, bo prowadziłem zespół rocznika 93-94′ (Grzegorz Tomasiewicz jest z 96′ – dop. red.), a ta dwójka naprawdę się wyróżniała – mówi nam Andrzej Dylowicz.

„Trener Stadler dostrzegł potencjał w dwóch chłopakach” – kto w takim razie był tym drugim? Chodzi o Kamila Włodykę, byłego piłkarza Ruchu Chorzów czy Termaliki Bruk-Bet Nieciecza, który aktualnie świetnie radzi sobie na wypożyczeniu w III-ligowej Elanie Toruń. Co by nie mówić, jest to jednak zdecydowanie niższy poziom niż Ekstraklasa.

– Mieliśmy jeszcze jednego bardzo zdolnego chłopaka. Łukasz Łukowicz, jeden z największych talentów z rocznika 95′ na Śląsku. Był niewysoki, jak Grzesiek, ale bardzo szybki, miał dobrą lewą nogę. Trenerzy w kadrze wojewódzkiej powtarzali, że warto zapamiętać to nazwisko. Niestety na jednym z turniejów tak pechowo złamali mu nogę, że już nie wrócił do wielkiej piłki – tłumaczy Dylowicz.

25-letni pomocnik Stali Mielec nie słynie z najlepszych warunków fizycznych. Czym wyróżniał się w dzieciństwie? Jak radził sobie ze starszymi oraz zdecydowanie bardziej wyrośniętymi przeciwnikami? – Bardzo spokojny chłopak, zawsze był koleżeński. U mnie zawsze występował jako skrzydłowy lub boczny pomocnik, ze względu na niewielki wzrost. Grał w dwa lata starszym roczniku, przy okazji był dość niski, więc bardzo odstawał fizycznie, natomiast dawał sobie radę, dlatego też grał. Nigdy nie narzekał, zawsze chciał grać i powiem szczerze, że nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek zostawił go na ławce rezerwowych. Przewyższał innych chłopaków techniką – wspomina szkoleniowiec Szczakowianki Jaworzno.

Ważnym czynnikiem, na który stosunkowo rzadko zwraca się uwagę, jest to, żeby wyróżniający się chłopcy z mniejszych ośrodków szkolenia stale rywalizowali z lepszymi zawodnikami, a najlepiej, żeby tacy byli w klubie. Sytuacja, w której jeden chłopak przerasta o kilka długości całą resztę, nie jest dla niego dobra, bo wtedy się nie rozwija. W Jaworznie takiego problemu nie było, bo każdy z trójki Włodyka-Łukowicz-Tomasiewicz miał papiery na granie.

– Regularnie startowaliśmy w różnych turniejach, często graliśmy z Rozwojem Katowice, w którym występował Arkadiusz Milik. Dwa razy byliśmy na turnieju w Gdyni, gdzie mogliśmy się zmierzyć z Lechem Poznań czy Cracovią. Bardzo dobrze wyglądaliśmy na tle innych topowych drużyn, chłopcy sobie radzili. W 2007 roku wywalczyliśmy mistrzostwo podokręgu, a następnie zostaliśmy mistrzami Śląska, jeżeli dobrze pamiętam, pokonaliśmy po karnych Odrę Wodzisław. Musieliśmy zmienić nazwę, bo w Szczakowiance były wówczas różne afery i zawirowania. Rozwiązano drużynę, nie było w ogóle pieniędzy, więc przekazano mnie z chłopakami pod miasto. Przez trzy i pół roku graliśmy jako MCKiS Jaworzno – dodaje Dylowicz.

Dla fanów Ekstraklasy Grzegorz Tomasiewicz jest nową postacią, bo na tym poziomie występuje dopiero od dwóch lat, natomiast dla obserwatorów piłki młodzieżowej wychowanek Szczakowianki Jaworzno nie należał do anonimowych zawodników. Po odejściu ze swojego macierzystego klubu przeszedł do chorzowskiego Ruchu, a następnie trafił do Legii Warszawa. Miał wówczas oferty z Anglii czy Włoszech, ale zdecydował się pozostać w kraju.

Tomasiewicz w stolicy spędził trzy i pół roku. Miał „łatkę” sporego talentu, był powoływany do wszystkich młodzieżowych reprezentacji kraju, dobrze radził sobie w rezerwach oraz rozpoczął treningi z jedynką. Chciał grać w pierwszym zespole, jednakże nigdy nie udało mu się w nim zadebiutować. 25-latek, jak wspominał później w wywiadach, trochę pośpieszył się z decyzją o odejściu z Legii, ale odszedł do Arki Gdynia, bo zależało mu na występach na jak najwyższym poziomie.

Ile w karierze piłkarza może zmienić jedna decyzja? Właściwie wszystko. Nie wiadomo, gdzie byłby teraz Grzegorz Tomasiewicz, gdyby wtedy pozostał w Warszawie, a tak… udało mu się zaistnieć na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce, lecz żeby tak się stało, musiał przebijać się przez Arkę, Pogoń Siedlce oraz Stal Mielec. Z tym ostatnim klubem jest związany od trzech lat, awansował z nim do Ekstraklasy, w niedawnym starciu z Wisłą Płock był nawet kapitanem zespołu. Piłkarz z Jaworzna wyspecjalizował się w rzutach karnych, a fakt, że w tym sezonie wykorzystał ich już pięć, sprawia, że obecnie jest w czołówce klasyfikacji najlepszych strzelców ligi.

BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix