Ze wszystkich zawodników powołanych przez Czesława Michniewicza na marcowe zgrupowanie reprezentacji Polski, Patryk Kun jest prawdopodobnie tym najbardziej… anonimowym. Jak wyglądały jego początki przygody z piłką? Porozmawialiśmy o tym z Mariuszem Niedziółką, który prowadził go w Vęgorii Węgorzewo.

Pierwszy trener: Patryk Kun

26-latek miał okazję wychowywać się w naprawdę usportowionej rodzinie. Brat Dominik? Również zawodowy piłkarz. Brat Marcin? Medalista młodzieżowych mistrzostw kraju w kajakarstwie. Brat Adam? Gra w Vęgorii. Tata Rafał? Pasjonuje się żeglarstwem, poza tym ma licencję UEFA B i w przeszłości pracował w miejscowych klubach. – Myślę, że tę ruchliwość i dryg do sportu odziedziczyli w genach – uważa trener Niedziółka.

„My od początku graliśmy w piłkę. Później najstarszy z nas, Marcin, wykruszył się i poszedł w kajakarstwo. W Węgorzewie jest mocny klub kajakarski, także jest to też sport popularny u nas. To pewnie skusiło Marcina do tego i dobrze wybrał, bo osiągał sukcesy. Mnie i Patryka tata wspierał w karierze piłkarskiej i też zaraził trochę pasją do futbolu. Wyróżnialiśmy się od najmłodszych lat z tego, co pamiętam. Pochodzimy z mniejszej miejscowości, więc możliwości były ograniczone, staraliśmy się jednak dążyć do naszych celów i udało się nam wypłynąć na szerokie wody. Z rocznika Patryka też było kilku chłopaków, którzy grali w wyższych ligach, dlatego nasze lata były dobre dla węgorzewskiej piłki – mówił w rozmowie ze „sport.tvp.pl” Dominik Kun, aktualnie gracz Widzewa Łódź.

Rodzina Kunów pochodzi z Węgorzewa, niewielkiego miasteczka w województwie warmińsko-mazurskim. To właśnie w rodzinnej miejscowości bracia rozpoczynali swoje przygody z piłką. – Ciężko jednoznacznie stwierdzić, który z nich (Patryk czy Dominik – dop. red.) był wówczas lepszy, bo obaj na nasze węgorzewskie warunki byli wybitni. Od początku było widać, że robią różnicę na boisku, najczęściej grali z zawodnikami o 2-3 lata starszymi. Piłka się ich słuchała, zarówno jednemu, jak i drugiemu nie brakowało woli walki, zaangażowania oraz umiejętności technicznych – wspomina Mariusz Niedziółka.

Patryk Kun nie jest zawodnikiem, który słynie z… wybitnych warunków fizycznych. Jak wyglądało to w dzieciństwie? Czy niewielki wzrost przeszkadzał mu na boisku? Na jakiej pozycji wówczas występował? – Doskonale zdajemy sobie sprawę, jak są konstruowane składy młodzieżowych drużyn, i jak wielką rolę odgrywają warunki fizyczne, których Patryk nie ma najlepszych. Wiele tutaj zależy od podejścia trenera. Stawiałem na kreację akcji, piłkę techniczną, a nie tylko zwykłe kopanie do przodu. Jego warunki nie zmieniły się znacząco od tamtego czasu, liczyły się umiejętności piłkarskie. U mnie grał z przodu, najczęściej na lewym skrzydle. On i Dominik występowali na ofensywnych pozycjach – mówi nam Niedziółka.

Po skończeniu podstawówki, 12-letni wówczas Kun „podjął męską decyzję” i przeniósł się do Olsztyna, gdzie zamieszkał w internacie oraz rozpoczął naukę w gimnazjum sportowym. Tak się złożyło, że uczęszczał do jednej klasy z… Dawidem Szymonowiczem oraz Pawłem Dawidowiczem. Ich opiekunem był Adam Łopatko, który prowadził go później też w Stomilu. Trener Niedziółka, z którym mieliśmy okazję porozmawiać, uważa, że to właśnie Łopatko miał decydujący wpływ na rozwój piłkarski Patryka. Los chciał, że jeden z nich został wyróżniającym się lewym wahadłowym ligi, natomiast drugi Krajowym Koordynatorem Kształcenia i Licencjonowania Trenerów w Polskim Związku Piłki Nożnej.

Kariera wychowanka Koszałka Opałek Węgorzewo początkowo wcale nie była usłana różami. Wydawało się, że to Dominik, który jako 20-latek zadebiutował w Ekstraklasie w barwach Pogoni Szczecin, osiągnie w futbolu zdecydowanie więcej, tymczasem teraz to starszy z braci gra na I-ligowym poziomie, a młodszy – walczy z Rakowem Częstochowa o mistrzostwo Polski. Dlaczego Patryk może mówić o ogromnym pechu? Gdy grał w Stomilu, klub zmagał się z problemami finansowymi i zalegał z wypłatami. Dodatkowo, młody zawodnik popadł w konflikt z Robertem Kiłdanowiczem, prezesem klubu. „Ten człowiek potrafił powiedzieć w jakiejś gazecie, że Patryk negocjuje potajemnie z działaczami Pogoni i próbują jakoś obejść opłatę za ekwiwalent. To była bzdura. Sytuacja wyglądała tak: drużyny z Ekstraklasy musiały wyłożyć za niego ponad 100 tysięcy złotych ekwiwalentu, ale im w niższej lidze grał zespół, tym te pieniądze były mniejsze. Ostatecznie Patryk wrócił do Vęgorii, więc przeniósł się z I ligi do okręgówki, co było sytuacją kuriozalną. Klub z naszego miasta musiał zapłacić sześć tysięcy złotych. Stomil dostał te pieniądze, a mimo to poszedł ze sprawą do sądu i Patryk został zawieszony przez warmińsko-mazurski związek. Czyli spadł o kilka lig w dół i jeszcze nie mógł w tej okręgówce grać” – powiedział „Przeglądowi Sportowemu” Marcin Kun, starszy brat piłkarza.

26-latek znał się z trenerem Niedziółką od dziecka, jednakże ich drogi skrzyżowały się ze sobą dopiero w seniorach. Jak obecny dyrektor OSiR-u w Węgorzewie wspomina swojego byłego podopiecznego? – Patryk był cichym, spokojnym oraz skrytym chłopakiem i… nic się chyba nie zmieniło u niego w tej kwestii na przestrzeni lat. Żeby wydusić od niego jakieś zdanie, to był nie lada wyczyn (śmiech). Wiadomo, jak już oswoił się z grupą, to wyglądało to o wiele lepiej, natomiast nigdy nie był duszą towarzystwa. Dla niego i Dominika zawsze największą miłością była piłka. W futbolu dużo zależy od szczęścia. Jest wielu młodych zawodników, którzy wyróżniają się w piłce juniorskiej, a potem mają problem z przeskokiem do seniorskiego grania. Praca oraz chęć dążenia do perfekcji spowodowała, że są w tym miejscu, w którym są – wyjaśnia nam.

Z Vęgorii trafił do II-ligowego Rozwoju, w którym szybko wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. Klub z Katowic w sezonie 2014/15 awansował do I ligi, a rok później… cudem się w niej utrzymał, gdyż mimo zajęcia miejsca oznaczającego spadek, pozostał w rozgrywkach, ze względu na wycofanie się z nich Kolejarza Stróże. Kun na zapleczu prezentował się całkiem przyzwoicie, co zaowocowało później wypożyczeniem do Stomilu, a następnie do grającej już na najwyższym szczeblu rozgrywkowym Arki Gdynia. W „żółto-niebieskich” barwach wywalczył również swoje pierwsze trofeum, jakim był Superpuchar Polski. „Arkowcy” pokonali wówczas w serii rzutów karnych Legię Warszawa, a 26-latek rozegrał całe spotkanie.

Dotychczas najbardziej udane lata kariery Patryka przypadają jednak na okres jego gry w Rakowie Częstochowa, z którym trzy lata temu wywalczył awans do Ekstraklasy, a teraz bije się o mistrzostwo Polski. Pod wodzą Marka Papszuna wyrósł na czołowego lewego wahadłowego ligi, natomiast o jego powołaniu do pierwszej reprezentacji mówiło się już od jakiegoś czasu. Mecz ze Szkocją oglądał z perspektywy ławki rezerwowych i prawdopodobnie podobnie będzie we wtorkowym starciu ze Szwecją, ale w przyszłości nic nie stoi na przeszkodzie, żeby mógł sobie dopisać obok nazwiska „1A”. Szczególnie, że występuje na pozycji, na której delikatnie mówiąc, nie mamy kłopotu bogactwa…

– Dalej mamy ze sobą kontakt, jak tylko jest możliwość i sposobność, to staramy się spotkać. Nawet organizujemy w Węgorzewie „mecz braci Kun”, który jest rozgrywany między świętami Bożego Narodzenia a Sylwestrem, gdy akurat nie ma rozgrywek ligowych. Na pewno zawsze ich miło gościmy – kończy Mariusz Niedziółka.

BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix