To się wydarzyło! 75-letni sędzia poprowadził mecz prawnukowi

W minioną sobotę na stadionie w Sycewicach doszło do symbolicznego wydarzenia. 75-letni sędzia, Jerzy Szeląg poprowadził mecz, w którym wystąpił… jego 7-letni prawnuk! Jak do tego doszło? To spotkanie odbyło się w ramach II Pikniku Piłkarskiego połączonego z 35-leciem pracy trenerskiej, ikony Sycewic, Ryszarda Hendryka.  

To się wydarzyło! 75-letni sędzia poprowadził mecz prawnukowi

Miesiąc temu przybliżyliśmy wam postać Jerzego Szeląga, wciąż aktywnego sędziego, który z wielką pasją i radością prowadził mecze dzieciom na finałach wojewódzkich Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” w Szczecinku. Tam powiedział nam, że jego 7-letni prawnuk, Natan gra w piłkę i ostatnio wygrał ze swoją drużyną UKS Spartą Sycewice finały wojewódzkiego Turnieju w kategorii U-8 w Gdańsku. Wówczas zdradził nam, że kiedyś były takie pomysły, żeby posędziował spotkanie, w którym wystąpi jego prawnuk, ale stanęło tylko na przymiarkach.

Z kolei w minioną sobotę doszło do tego symbolicznego wydarzenia, który z pewnością jest ewenementem na skalę światową. – Nie ukrywam, że wzruszyłem się, kiedy Jerzy Szeląg sędziował mecz swojemu prawnukowi. Fajnie się na to patrzyło. Dodam, że mama 7-letniego Natana chodziła do SMS-u i grała w piłkę, a tata dalej jest czynnym zawodnikiem. Cała ich rodzina jest związana z piłką nożną. Babcia Natana, a córka Jerzego też mocno żyje futbolem. Nieunikniony jest scenariusz, w którym praprawnuczek też będzie zżyty z tym sportem. To jest romantyczna historia, która pokazuje, że wiek to tylko liczba, a pasja do piłki nożnej to jest paliwo do życia. Też wiele lat jestem związany z futbolem i taki obrazek dodaje mi energii do dalszego działania – mówi nam Ryszard Hendryk, który tego dnia świętował 35-lecie pracy trenerskiej.

Jerzy Szeląg swój pierwszy mecz poprowadził w… 1980 roku i jak sam nam mówił, ma już na swoim koncie ponad 4 tysiące oficjalnych spotkań w roli arbitra piłkarskiego. W październiku skończy 75 lat, a dalej możemy oglądać go, jak biega po linii z chorągiewką na boiskach A-klasy, czy występuje w roli sędziego głównego na turnieju dla dzieci. – Piłka nożna jest ze mną od zawsze. Grałem w nią przez siedemnaście lat, dopóki nie złamali mi lewej nogi. Na boisku występowałem na każdej pozycji, choć najdłużej na bramce. Futbol to całe moje życie. Kocham ten sport to moja wielka pasja. Nie potrafię z tego zrezygnować. Jeszcze trzy lata temu potrafiłem wyjść na boisko i pograć z oldbojami. Piłka nożna to teraz dla mnie też furtka do wyjścia do ludzi. Przyjeżdżam na taki turniej i mogę sobie porozmawiać z sędziami, zawodnikami, rodzicami, dziećmi. Od razu poprawia mi to humor – mówił nam o swojej pasji wieloletni arbiter piłkarski.

Ryszard Hendryk (z lewej) 7-letni Natan (w środku) 75-letni sędzia, Jerzy Szeląg (po prawej)

– Jerzy Szeląg to niesamowity gość. Sprawia wrażenia człowieka, który urodził się po to, żeby długowiecznie sędziować. Wielki pasjonata. Pamiętam, jak sędziował mi mecze, gdy jeszcze grałem w piłkę, a było to… 43 lata temu! Czas mija nieubłaganie, a on dalej sędziuje z taką samą, a może i nawet większą werwą i energią – podkreśla Hendryk. Czy na II Pikniku Piłkarskim były jakieś kontrowersje związane z sędziowaniem Szeląga? Czy można mu zarzucić nepotyzm i przychylne sędziowanie swojemu prawnukowi? – Absolutnie nie, co więcej dodam, że odgwizdał prawnukowi faul na rywalu. Aczkolwiek nie było mowy o żadnych kontrowersjach. Jurek rzadko używał gwizdka i w swoim stylu często powtarzał: „nie było gwizdka! Grać dalej! Grać dalej!”. On żyje tymi meczami i nie przeszkadza dzieciom na boisku. One mają się bawić, a sędzia wraz z nimi – dodaje Ryszard Hendryk.

Przy okazji nie możemy też nie wspomnieć i nie wyartykułować jednej rzeczy, że tego dnia Ryszard Hendryk świętował 35-lecie pracy trenerskiej. To postać, która jest żywą legendą Sycewic i powiatu słupskiego. Przez te wszystkie lata osiągnął wiele sukcesów sportowych ze swoimi podopiecznymi (więcej o sukcesach Hendryka) i wychował też kilku zawodowych piłkarzy tj. Karol Czubak czy Piotr Janczukowicz. W rozmowie z nami zdradził, że nie był pomysłodawcą organizacji tego jubileuszu: – Nie ukrywam, że lubię pomagać innym i niezręcznie czułbym się z tym, gdybym sam sobie zorganizował taki jubileusz. Aczkolwiek bardzo się cieszę, że inni pomyśleli o mnie, doceniają moją pracę i dążyli do tego, żeby ta impreza się odbyła.

– Tego dnia było gorąco, ale to nam nie przeszkadzało. Przed zmaganiami piłkarskim oddano do użytku budynek szatniowo-sanitarny. Świetna atmosfera, wiele znajomych twarzy i przede wszystkim dzieci, które miały okazje zagrać w ciekawym Turnieju. Fajna impreza, którą będę mile wspominał – podsumowuje wydarzenie prezes klubu UKS Sparta Sycewice.

Jubileusz to też dobry czas na wspominki, jaki Turniej najlepiej pamięta trener Hendryk? – Najlepiej wspominam ogólnopolski Turniej Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” z 2010 roku, który wygraliśmy. Mały klub z małej wioski, a dokonał tak wielkiej rzeczy i w nagrodę pojechał do Mediolanu. Chłopcy zobaczyli San Siro, byli na meczu AC Milan – Fiorentina, a później spotkali się z Arturem Borucem, który występował wtedy we „Violi”. Tym bardziej jest to dla mnie bardzo ważne wydarzenie, bo grał tam mój syn Aleks, który teraz występuje na poziomie III ligi, ale nie omijają go kontuzje i ten rozwój też nie idzie tak, jakbyśmy wszyscy chcieli. W tej drużynie byli też Piotr Janczukowicz i Karol Czubak. Ten pierwszy gra w ŁKS-ie, a drugi strzela bramki dla Arki Gdynia. To są piękne wspomnienia – opowiada Hendryk.

Czy Ryszard Hendryk dalej zamierza wykonywać swój zawód? Czy ten jubileusz oznacza też emeryturę? – W mojej 35-letniej pracy nigdy nie miałem dnia, w którym byłem znużony, zmęczony piłką. Nie myślę o zakończeniu swojego zawodu, bo sprawia mi dużo radości. Dopóki będę czerpał z tego przyjemność, będę pracował z dziećmi. Nie chcę też wykonywać swojej pracy na odwał. Jestem osobą pracowitą, kreatywną, jeszcze się nie wypaliłem, chcę dalej się rozwijać i przekazywać swoją wiedzę dzieciom. Mam w sobie duży zapał i chęci do działania. Nie powiedziałem ostatniego słowa. To jest moja pasja. Cieszę się życiem, dalej chcę to robić. Buduję mnie widok małych zawodników, którzy przy mnie się rozwijają – zapowiada doświadczony szkoleniowiec.

Dlaczego Hendryk nigdy nie postawił na samorozwój i nie wyjechał w świat? Dlaczego tyle lat poświęcił na trenowanie dzieci? – Gdy zaczynałem pracę trenerską to nie było takich możliwości rozwoju. Na początku lat 90-tych chciałem się wybudować i dodatkowo pracowałem na truskawkach, żeby szybciej zebrać pieniądze na dom. Ważna była dla mnie rodzina i stabilizacja. Owszem, miałem oferty z innych klubów, ale niech pan spojrzy na to, że tutaj działałem przy klubie, pracowałem jako nauczyciel, ożeniłem się i założyłem rodzinę. Sycewice to moje miejsce na ziemi. To tutaj postanowiłem  rozwijać się jako trener, bo zależało mi na tym, żeby dzieci z małej miejscowości przeżywały piękne przygody z piłką – zaznacza Hendryk.

Gdy widzimy takich ludzi jak Jerzy Szeląg czy Ryszard Hendryk to naprawdę serce nam się raduje i czujemy przypływ dodatkowej energii. Bo oni działają przy tym sporcie kilkadziesiąt lat, a dalej czerpią z tego radość i zarażają swoją pasją innych. Piłka nożna to piękny sport, za którym zawsze stoją ludzie. Bez nich futbol byłby nudny i przewidywalny. Takie historie tylko potwierdzają ten fakt i mogą być inspiracją dla innych, że można robić coś z pasji i warto to robić!

ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Krzysztof Piotrkowski/Głos Pomorza