„Czy to dziecko potrzebuje rozgłosu i sztucznej burzy wokół swojej osoby?”

W ostatnim czasie piłkarskie media żyły sagą transferową wokół… 13-letniego Michała Żuka, który opuścił akademię FC Barcelony. Dlaczego? Prosta sprawa, artykuły o tym chłopaku generują duży ruch na stronie, a odbiorcy masowo komentują i udostępniają te treści, często pisząc: „i tak nic będzie z tego chłopaka”. Jednak, czy ktoś pomyślał o tym, że ten chłopak może to czytać i jaki wpływ mogą mieć na niego takie słowa? Janusz Dajwłowski, trener związany z Vfl Wolfsburg pyta: – Czy to dziecko potrzebuje rozgłosu i sztucznej burzy wokół swojej osoby? Dlaczego rodzice Michała zamiast chronić to dziecko narazili go na niespotykaną do tej pory w polskiej piłce dziecięcej presję? 

„Czy to dziecko potrzebuje rozgłosu i sztucznej burzy wokół swojej osoby?”

Postanowiliśmy napisać kilka słów fenomenie Michała Żuka i zastanowić się, czy rozgłos i duża popularność, nie zastopują rozwoju piłkarskiego tego chłopaka? Tym bardziej, że będzie kontynuował swoją przygodę z piłką w Polsce. W Hiszpanii rodzice mogli zadbać o to, żeby chłopak nie miał świadomości, co dzieje się wokół jego osoby w polskiej sieci, bo na co dzień obcował w innym środowisku. Teraz trafia do akademii Pogoni Szczecin, gdzie codziennie będzie miał styczność z polskimi rówieśnikami, którzy żyją mediami społecznościowymi i wiedzą, co pisze się o braciach Żuk.

O rodzinie Żuków zrobiło się głośno kilka lat temu za sprawą dwójki braci – Michała oraz Miłosza. Starszy z rodzeństwa był wyróżniającym się zawodnikiem w swoim roczniku w słynnej La Masii, a filmiki z jego piłkarskimi popisami podbijały media społecznościowe. Szybko został nazwany „wielkim talentem”, „nowym Iniestą” i „nadzieją polskiej piłki”. 13-latek już teraz ma kontrakt z Adidasem, natomiast jego profil na Instagramie śledzi ponad 100 tysięcy osób.

To jest wręcz niepojęte, że tak ogromny szum powstał wokół tego chłopca. Czy ma wielki talent? Na pewno na tych filmikach się wyróżnia, ale, co z tego? Mówimy cały czas o bardzo młodym zawodniku, który do seniorskiej piłki ma bardzo daleko, a na tej drodze będzie miał jeszcze wiele przeszkód. Niewykluczone, że sam zrezygnuje z piłki na rzecz innej zajawki i nie dojdzie do piłki seniorskiej lub tam sobie nie poradzi. Od wielu lat specjaliści od szkolenia mówią, że trudno mówić o wielkim talencie i przyszłej gwieździe futbolu, gdy zainteresowany ma poniżej 14 lat. A „o niesamowitym Michale Żuku z FC Barcelony” słyszymy od momentu, kiedy skończył… 10. rok życia! Absurd!

– Wielu dorosłych zawodników nie umie poradzić sobie z presją, jaka jest wokół, przed, w trakcie i po meczu. Profesjonalni zawodnicy latami są przygotowywani do presji, szkoleni w zakresie udzielania wywiadów, a często wszystko kończy się czasami tragicznie. Wielu z nich popełniło samobójstwo, bo presja była zbyt wielka. Trzynastolatek powinien być chroniony prawnie przed tym, co spotyka Michał Żuka i jego rodzinę. Pisać o wielkim talencie w wieku 13 lat to jedno wielkie nieporozumienie i może zdarzyć się tak, że rodzinie Michała i jemu pozostaną kiedyś tylko wycinki z gazet i portali o wielkim polskim talencie – pisze w ostrych słowach na Facebooku, Janusz Dajwłowski, trener związany z Vfl Wolfsburg.

– Proszę spojrzeć na okres dojrzewania u nastolatków to może wywrócić wszystko do góry nogami w kontekście ich przyszłości. Dlatego uważam, że bez sensu jest mówienie o tym, że 11-latek będzie w przyszłości grał profesjonalnie w piłkę. Dużo zależy od samego zainteresowanego, środowiska, w którym się wychował, podejścia rodziców itd. Kluczową rolę w tym procesie odgrywają serce i mózg, na samym końcu są nogi, które uchodzą tylko za narzędzie do gry w piłkę. Potencjał tkwi w mózgu i sercu danego chłopaka czy dziewczyny. Jeżeli my, trenerzy będziemy skupiać się tylko na środkach treningowych to dużo rzeczy nam po prostu ucieknie – podkreślał nam Paweł Guziejko, trener, który od wielu lat zajmuje się szkoleniem dzieci w Anglii.

Bracia Żuk do akademii FC Barcelony trafili w 2016 roku. Czy jest to coś niespotykanego i niezwykłego, że polskie dzieci trafiły do La Masii? Nie, bo nawet obecnie jest tam jest kilku, może kilkunastu małych polskich (lub z polskimi korzeniami) zawodników, którzy tam trenują. To, że jakiś dzieciak trafia do „Dumy Katalonii” nie oznacza, że ma wielki talent i w przyszłości na pewno zrobi karierę. Ktoś powie: „Michał Żuk strzelił ponad 400 goli w drużynach dziecięcych i młodzieżowych Barcelony”. Spoko, te liczby mogą na niektórych robić wrażenie, ale, jakie to znaczenie w kontekście jego przyszłości? Żadne.

Dajwłowski w swoim tekście pyta: – Czy to dziecko potrzebuje rozgłosu i sztucznej burzy wokół swojej osoby? Dlaczego rodzice Michała zamiast chronić to dziecko narazili go na niespotykaną do tej pory w polskiej piłce dziecięcej presję? Dlaczego rodzice Michała zamiast chronić to dziecko narazili go na nie spotykaną do tej pory w polskiej piłce dziecięcej presję?

– Presja, a może bardziej oczekiwania, płyną głównie z Polski, bo powstało kilka artykułów, że gra w Barcelonie i dobrze mu idzie, więc już wszyscy liczą, że się przebije do pierwszej drużyny. Niby jest w tym dobra wiara, ale wiem, co będzie, jeśli mu się nie uda. Ludzie zakładają, że ma się przebić i koniec. Na szczęście Michał się tym nie interesuje. Takie ma podejście, że nawet swojego Instagrama nie ogląda. Nie interesuje go to. Założyłem mu konto, bo było kilka fałszywych, na których ktoś się pod niego podszywał. Chciałem mieć nad tym kontrolę. Presja związana z meczami też go nie paraliżuje. Niektórzy jego koledzy w spotkaniach z Realem Madryt przepadają, choć na co dzień grają bardzo dobrze. Michał żyje dla takich meczów, nie może się ich doczekać – przekonywał Mariusz Żuk, ojciec Michała i Miłosza w rozmowie z sport.pl przeprowadzonej pod koniec 2020 roku.

Tylko tak, jak pisaliśmy na wstępie, teraz bracia Żuk będą wychowywać się na polskiej ziemi i obcować z rówieśnikami, którzy świetnie obsługują media społecznościowe i niewykluczone, że będą ich karmić tym, co o nich się pisze i mówi w naszym kraju. W Hiszpanii rodzice mogli nad tym zapanować, a tutaj niekoniecznie. W Polsce chłopcy mogą zderzyć się z presją rówieśniczą, nieprzechylnymi komentarzami i głupimi żartami.

Dawid Hanc, gdy miał 10 lat został okrzyknięty „młodym następcą Cristiano Ronaldo”, a filmik z jego popisami piłkarskimi zrobił ponad 34 miliony wyświetleń na Youtubie. W rozmowie z nami wspominał o tym, że nie miał łatwo, gdy był nastolatkiem. –  Były pojedyncze sytuacje, gdzie podczas meczu ktoś mi docinał lub polował na moje nogi, z uwagi na ten filmik, lecz to były incydenty. Raczej spotykały mnie pozytywne sytuacje i komentarze. Aczkolwiek, jeśli chodzi o moje początki w internacie Zagłębia Lubin to było tak, że czasem starsi koledzy przychodzili do mnie, czytali komentarze, jakie pojawiały się na mój temat w Internecie i po prostu się ze mnie nabijali. Nie mówię, że nie, bo wtedy było mi smutno i lekko się podłamywałem, ale z czasem to przeszło i do tego przywykłem.

– W dzisiejszych czasach social mediów i ich wpływie na nasze życie często zwykły szary posiadacz konta w social mediach nie umie poradzić sobie z kilkoma negatywnymi komentarzami czy falą „hejciku” ze strony znajomych. Dzieci i młodzież o mniejszej popularności, czy mniejszej styczności z tik tokami itp. lub po prostu gorzej ubrane są „mobbingowane” a wręcz prześladowane w klubach czy szkołach i muszą rozpoczynać terapie psychologiczne lub leczenie psychiatryczne w gabinetach lekarzy – zauważa Dajwłowski.

W przypadku zarówno Hanca, jak i braci Żuk dużo zarzuca się rodzicom, że nie zadbali o to, żeby o tych chłopcach było cicho. Presja medialna jest im do niczego niepotrzebna, a może zaszkodzić. Owszem, każdy rodzic cieszy się z faktu, gdy inni chwalą i doceniają jego dziecko. Do tego odzywają się menadżerowie, najlepsze kluby z Polski czy nawet z Europy, sponsorzy i media, jednak pamiętajmy, że mówimy o małych zawodnikach, którzy dopiero stawiają swoje pierwsze kroki z piłką.

 Ja też wiem, że mógłbym być nakręcony: że synowie grają w znanych klubach, że mają sponsora, że trenerzy i skauci widzą ich talent. Pod dachem mam dwóch najmłodszych chłopców na świecie, którzy podpisali kontrakt z Adidasem. Jak do mnie pierwszy raz zadzwonili z propozycją, to myślałem, że ktoś sobie robi żarty. Bo jak: do takich dzieciaków z kontraktem? Jednak nie mamy z tego pieniędzy. Michał i Miłosz dostają co jakiś czas nowe buty, koszulki, spodenki. Czasami im zrobią jakąś niespodziankę – zaproszą na imprezę sponsorską ze znanymi piłkarzami. Dzisiaj jesteśmy z tego zadowoleni, ale zobaczymy czy jutro też tak będzie i ten sen będzie dalej trwał – mówił Mariusz Żuk.

– Pierwsze zainteresowanie było przyjemne, bo to był dla nas sygnał, że filmik się spodobał. Aczkolwiek z czasem zrobił się po prostu za duży szum, bo odzywały się różne gazety, portale, stacje telewizyjne i pierwsi menadżerowie. Gdy ta skala rosła to stwierdziliśmy, że to czas najwyższy, żeby odciąć się od tego, bo to nie było potrzebne Dawidowi. Droga do sukcesu w piłce nożnej była jeszcze bardzo odległa. Byliśmy świadomi tego jako rodzice, że przed nim wiele pracy, a najważniejsze było dla nas to, żeby cały czas czerpał radość z gry w piłkę. Fajnie, że ten filmik powstał i pojawiło się pierwsze zainteresowanie, ale nie chcieliśmy, żeby to zajmowało mu głowę. Gdyby pojawił się menadżer to zaraz pojawiłby się kontrakty sponsorskie i różne zobowiązania. Nie chcieliśmy go niczym uwiązywać. Miał pełną swobodę. Nigdy nie chcieliśmy, żeby był do czegoś zmuszany – podkreślał nam Bogdan Hanc, ojciec Dawida.

Czy rozgłos i duża popularność zastopują rozwój Michała Żuka? Nie wiadomo, ale na pewno przed nim i jego rodziną spore wyzwanie i trudny czas. Bo w Polsce temu młodemu chłopakowi została przypięta łatka „młodej gwiazdy z FC Barcelony„, z którą będzie mierzył się na co dzień w akademii Pogoni i pewnie nigdy jej się nie pozbędzie. Do tego chłopak zaraz wejdzie w okres dojrzewania i zderzy się nowym dla niego światem, gdzie rodzice mogą zejść na dalszy plan. – Rolą rodzica jest ochrona ochrona życia dziecka, nie w sposób przyzwoleń na wszystko, nie dlatego, że zapewnimy dziecku dobra materialne. Rolą rodzica jest dobre wychowanie i pamiętajmy o tym. Dziecko musi czasami upaść i same wstać na nogi, by potem poradzić sobie w tym naszym coraz bardziej ciężkim życiu – puentuje Janusz Dajwłowski.

ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. FotoPyK