CLJ-ka od środka: „Będziemy cieszyć się z każdej minuty spędzonej w CLJ”

Historyczny sukces osiągnęła w tym roku Lechia Tomaszów Mazowiecki, jeśli chodzi o młodzieżową piłkę, gdyż wywalczyli awans do Centralnej Ligi Juniorów U-15. Jak tego dokonali? Przed sezonem założyli sobie taki cel, żeby się utrzymać w I lidze wojewódzkiej, a ostatecznie… awansowali do CLJ. Jaką rolę w tym sukcesie odegrał znany z boisk Ekstraklasy bramkarz, Krzysztof Baran? Jaki mają pomysł na szkolenie dzieci i młodzieży? Co zmieni CLJ-ka w funkcjonowaniu ich szkółki? Rozmawiamy z Wiesławem Żmudą, doświadczonym szkoleniowcem, który doprowadził ekipę trampkarza Lechii na poziom centralny.

CLJ-ka od środka: „Będziemy cieszyć się z każdej minuty spędzonej w CLJ”

Gratuluję pierwszego w historii awansu do Centralnej Ligi Juniorów U-15. Czym on jest dla takiego klubu, jak Lechia Tomaszów Mazowiecki? Jak ciężko pracowaliście na to osiągnięcie?

– Dziękujemy, Centralną Ligę Juniorów odbieramy jako fajną nagrodę za naszą pracę. Przed tą rundą postawiliśmy sobie taki cel, żeby utrzymać się w I lidze wojewódzkiej i zająć jak najwyższą lokatę w tabeli. Do tego nasz start nie wskazywał na to, że możemy awansować do CLJ-ki, bo po 3. kolejkach na naszym koncie były zaledwie 3 punkty. Mieliśmy za sobą bardzo udany okres przygotowawczy, gdzie wyglądaliśmy naprawdę dobrze i te pierwsze niepowodzenia w lidze były dla nas sporym zaskoczeniem, nie wiedzieliśmy, co jest nie tak. Jednak później przydarzyła się nam seria sześciu zwycięstw z rzędu, która dała nam pozytywnego kopa, zwiększając pewność siebie chłopakom. Wskoczyliśmy na drugie miejsce w tabeli i staraliśmy się je utrzymać do końca sezonu, co się nam udało. Naszą ligę wygrał Widzew Łódź, ale ze względu na spadek swojej drużyny z rocznika 2007 z CLJ U-15, zgodnie z regulaminem PZPN, nie mógł uczestniczyć w barażach o awans do CLJ. Wobec tego w barażach uczestniczyła drużyna, która zajęła drugie miejsce w I lidze wojewódzkiej, czyli Lechia Tomaszów Mazowiecki. Jak to się mówi, apetyt rośnie w miarę jedzenia, gdy pojawiła się szansa, żeby powalczyć o CLJ-kę, spróbowaliśmy swoich sił i spełniliśmy nasze marzenia, awansując do CLJ.

Przed rundą wiosenną celem waszego zespołu było utrzymanie w I lidze wojewódzkiej, a nie awans do CLJ U-15?

– Tak, chcieliśmy zająć takie miejsce w tabeli, które zagwarantowałoby nam utrzymanie w I lidze wojewódzkiej.

W którym momencie do was dotarło, że macie dużą szansę na to, żeby awansować do CLJ-ki? Były to dopiero baraże?

– Myślę, że było to po tej serii sześciu zwycięstw z rzędu. Naszego najgroźniejszego rywala UKS SMS Łódź pokonaliśmy 4:0 i zbudowaliśmy nad nimi na tyle wyraźną przewagę punktową, że po naszych głowach zaczęły krążyć myśli o CLJ-ce. Aczkolwiek im dalej w las to SMS Łódź zaczął się do nas zbliżać, więc nic nie było pewne. Tym bardziej że wygrali z nami rewanżowe spotkanie 2:0, więc w końcówce rundy zaczęło się robić nerwowo. Jednak my też punktowaliśmy w ostatnich kolejkach, co sprawiło, że mogliśmy przystąpić do baraży o CLJ-kę.

Co zadecydowało o tym, że udało się wam wszystkich zaskoczyć i awansować do CLJ-ki?

– W I lidze wojewódzkiej kluczowy był mecz z Widzewem Łódź u siebie, choć go przegraliśmy 0:2. Dlatego, że ta porażka pokazała nam, że jeszcze nie awansowaliśmy do baraży i musimy dalej walczyć. Gdybyśmy wygrali, mogłoby się pojawić rozluźnienie w drużynie, które niekoniecznie musiałoby dać pozytywny efekt, bo UKS SMS Łódź miał świetną końcówkę. Kulminacyjnym momentem była przedostatnia kolejka, gdzie Widzew Łódź mierzył się ze SMS-em, a my z groźnym PSV Łódź. Te spotkania odbyły się w środku tygodnia, byliśmy przekonani o tym, że Widzew wygra. Aczkolwiek tak się nie stało. Przed naszym starciem z PSV Łódź byliśmy świadomi tego, jaki padł wynik między nimi i chłopcy wyszli bardzo zmotywowani na ten mecz, wiedzieli, że SMS depcze nam po piętach. Z PSV zagraliśmy najlepsze spotkanie w sezonie. Owszem, wygraliśmy tylko 1:0, ale na boisku naprawdę wyglądaliśmy rewelacyjnie.

Jak wyglądał dwumecz barażowy o CLJ-kę z MOSP-em Białystok?

– W ostatniej kolejce I ligi wojewódzkiej graliśmy z ŁKS-em w Łodzi. Tam w 20. minucie kapitan,  kluczowa postać naszej drużyny, Oliwier Sobczyk niefortunnie upadł na murawę po faulu rywala i złamał lewą ręką w przedramieniu. Z ŁKS-em zremisowaliśmy i zapewniliśmy sobie udział w barażach, ale wiadomość o tym, że nasz czołowy napastnik nie będzie mógł zagrać w kolejncyh spotkaniach, podcięła morale zespołu. Jako trener, wychowawca długo zastanawiałem się nad tym, co mogę zrobić, żeby zespół uwierzył w siebie i naładowany determinacją, mógł przystąpić do walki o CLJ-kę. Pierwszy mecz rozegraliśmy w Tomaszowie Mazowieckim. Wpadłem na taki pomysł, żeby zamówić okolicznościowe koszulki dla naszych zawodników, gdzie na ich przodzie widniał napis: „Oliwier i Dawid, gramy dla was”. Chciałem w ten sposób wpłynąć na nich, żeby nie zapomnieli, co dla zespołu zrobił Oliwier Sobczyk i dali z siebie wszystko na boisku. I tak było. Chłopcy zagrali bardzo dobry mecz u siebie, wygrywając 3:1. I z dwubramkową zaliczką jechaliśmy do Białegostoku. Wiedzieliśmy, na co stać rywali, a naszym priorytetem było to, żeby nie dać się im rozkręcić. MOSP strzelił gola na 1:0? My szybko odpowiedzieliśmy na 1:1. Gospodarze później wyszli na 2:1? To my po kilku minutach zdobyliśmy bramkę na 2:2. Nasza drużyna była dobrze nastawiona mentalnie na rywalizację w barażach, nie podłamywali się po straconych bramkach, cały czas dążyli do realizacji swojego marzenia. Jestem dumny z postawy chłopaków, nie tylko w barażach, ale i całym sezonie. Zrobili duży progres i wykręcili historyczny wynik dla naszego klubu. 

Czego się pan spodziewa po Centralnej Lidze Juniorów?

– Nie da się ukryć, że dla nas będzie to bardzo wymagająca liga. Czas szybko wydorośleć. Chodzi mi o to, że będą musieli zmienić podejście do tego, co robią i stać się dojrzałymi piłkarzami. Będą musieli poukładać swoje życie tak, żeby efektywnie pracować na treningach, przygotowując się do ligi, nie zaniedbując przy tym edukacji. Bo nauka jest zawsze na pierwszym miejscu. W CLJ-ce zyskają takie doświadczenie, które przyda im się w przyszłości. Jesteśmy świadomi tego, że nie będziemy należeć do faworytów tej ligi. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby jak najlepiej wypaść w każdym meczu. 

Celem będzie utrzymanie w lidze? Czy raczej traktujecie CLJ-kę jako fajną przygodę i chcecie się cieszyć z każdej chwili spędzonej na tym poziomie?

– Bardzo chcemy utrzymać się w CLJ-ce. Czy to nam się uda? Czas pokaże. Na pewno będziemy cieszyć z każdej minuty spędzonej w tej lidze. Dlatego, że na naszym podwórku tomaszowskim nikomu wcześniej nie udało się osiągnąć takiego sukcesu. Jestem trenerem od kilkudziesięciu lat. Gdy prowadziłem rocznik 1994, byliśmy blisko awansu na poziom centralny. Zabrakło nam dwóch punktów do bezpośredniego awansu. W późniejszych latach nigdy nie byliśmy, nawet o krok od CLJ-ki. Tegoroczny promocja do Centralnej Ligi Juniorów to jest duży sukces i świetna reklama naszego klubu, akademii, miasta i całego powiatu. Z tego miejsca też chciałbym podziękować rodzicom za kapitalne wsparcie. Zebrali ekipę i pojechali do Białegostoku, żeby dopingować naszą drużynę. Zawsze są skłonni do pomocy, dużo zrobili dla tego zespołu. Pomaga nam też Tomaszowskie Centrum Sportu, którym zarządza Roman Derks, co też mocno doceniamy. Na pewno wkład w ten awans ma również prezes klubu, Michał Farmas vel Król. Dziękuję wszystkim, którzy nam pomagali, każda mała cegiełka miała wpływ na ten sukces. Cieszymy się, że wchodzimy do CLJ-ki, ale nie chcemy spocząć na laurach. Będziemy walczyć o utrzymanie, niech ta przygoda trwa jak najdłużej!

Co może być największą siłą Lechii Tomaszów Mazowiecki w CLJ U-15?

– Największą siłą naszego zespołu może być kolektyw. Nie ma u nas wielkich gwiazd. Chłopcy wyróżniają się solidną pracą na treningach, a na boisku tworzą jedność. Charakteryzuje ich wola walki oraz ambicja. Bazujemy w głównej mierze na wychowankach. Z tą ekipą pracuję od 2019 roku. Zaczynaliśmy od ligi okręgowej, a teraz jesteśmy w CLJ. Nie pozyskiwaliśmy zawodników z zewnątrz. Czujemy dumę, że historyczny sukces osiągnęliśmy swoimi chłopakami. Jesteśmy świadomi też tego, że dobra dyspozycja naszych podopiecznych sprawiła, że są teraz zapraszani na testy do bardziej renomowanych akademii i niewykluczone, że osłabimy się przed startem rozgrywek. Aczkolwiek najważniejsze jest to, że nasi zawodnicy się rozwijają.

Jaką rolę w tym sukcesie odegrał znany z boisk Ekstraklasy, Krzysztof Baran? W relacjach tekstowych podsumowujących wasz awans do CLJ-ki, nieraz pada jego nazwisko. Mocno wpłynął na rozwój waszych młodych bramkarzy?

– Dużo zmieniło się w funkcjonowaniu naszego zespołu, kiedy przeszliśmy na piłkę jedenastoosobową. Wcześniej graliśmy na mniejsze bramki, więc nasi golkiperzy musieli poznać i nauczyć się nowych realiów. Odkąd Krzysztof Baran wrócił do Tomaszowa Mazowieckiego i założył swoją akademię, pracuje w naszym klubie i trenuje moich bramkarzy. Duży postęp zrobili pod jego okiem. Gdy tylko mógł, to nam pomagał. Bardzo go cenię i szanuję. Obecnie pracuję nad tym, żeby powiększyć mój sztab szkoleniowy. Niewykluczone, że w niedalekiej przyszłości dołączy do mnie znany trener, którego próbuje przekonać do współpracy. W I lidze wojewódzkiej byliśmy ewenementem, jeśli chodzi o liczebność sztabu. Inne zespoły miały trzech, czterech szkoleniowców, a u nas… był tylko jeden. 

Pracuje pan z młodzieżą od 28 lat. To jest naprawdę kawał czasu. Dlaczego obrał pan taki kierunek i nie próbował pójść w świat? Do tego nieodłącznie jest trener kojarzony z Tomaszowem Mazowieckim. Tutaj pan zakorzenił się na stałe?

– Pochodzę z Podkarpacia. Grałem w juniorach Stali Rzeszów. Później występowałem w III-ligowym Podlasiu Biała Podlaska oraz studiowałem na Akademii Wychowania Fizycznego Józefa Piłsudskiego w Warszawie, filia w Białej Podlaskiej, gdzie poznałem moją żonę. Ona pochodzi z Tomaszowa Mazowieckiego, dlatego też tam z nią zamieszkałem i rozpocząłem pracę z młodzieżą. Później był taki moment, gdzie w Lechii Tomaszów Mazowiecki powstała drużyna rezerw na bazie juniora starszego, którą miałem okazję prowadzić i wywalczyć awans do klasy okręgowej. Obecnie funkcjonuje u nas tylko III-ligowa drużyna. Po rozwiązaniu drugiego zespołu Paweł Magdoń, który wtedy był dyrektorem sporotwym Lechii Tomaszów Mazowiecki, przekonał mnie do pracy w akademii. Zaznaczę, że ja przede wszystkim jestem nauczycielem, wychowawcą. Pracuję w tym zawodzie od 1994 roku, mam dobry kontakt z młodzieżą i zawsze był to mój priorytet. Owszem, miałem propozycje pracy w innych klubach, ale nie chciałem stąd odchodzić. Przywiązałem się do tego miasta i chłopców, z którymi pracuję. Nigdy nie chciałem ich zawieźć.

Kibice piłki nożnej bardzo dobrze znają nazwisko Żmuda. Nigdzie nie mogłem znaleźć takiej informacji, dlatego spytam, czy ma pan jakieś konotacje rodzinne z jednym bądź drugim Władysławem Żmudą?

– Nie, zbieżność nazwisk. Aczkolwiek powiem ciekawostkę, że w Białymstoku przekręcono moje personalia i spiker przeczytał: „trenerem Lechii Tomaszów Mazowiecki jest Władysław Żmuda„.  Wywołało to uśmiech na  mojej twarzy. Nie miałem z tym problemu, każdy może się pomylić, a Wiesław i Władysław to podobne imienia, więc nie ma w tym nic złego. Mogę wręcz powiedzieć, że miło mi się zrobiło, bo być pomylonym z Władysławem Żmudą to zaszczyt, a nie ujma.

Jaki pomysł na szkolenie ma Lechia Tomaszów Mazowiecki? Głównym celem jest doprowadzenie młodzieży do pierwszego zespołu czy wypromowanie wychowanka do bardziej renomowanej akademii?

– Jeśli ktoś ma szansę grać na wysokim poziomie, to nikt w klubie nie będzie robił z tym problemu, żeby młody zawodnik poszedł w Polskę. W niedalekiej przeszłości nasi wychowankowie przechodzili do akademii Pogoni czy ŁKS-u. Celem naszej akademii jest kształtowanie młodego piłkarza pod grę w seniorach, ale to nie jest tak, że jesteśmy zamknięci tylko na nasz zespół seniorski. Gramy w III lidze, więc jest to fajne miejsce do ogrania i obycia się w seniorach. Na tym poziomie, gdy zaprezentujesz się z dobrej strony, to łatwo możesz trafić do klubu z wyższej ligi. Skupiamy się na tym, żeby wprowadzać naszych wychowanków do drużyny seniorskiej, ale nie blokujemy transferów do bardziej renomowanych akademii. 

Czy może się pan pochwalić jakimiś zawodnikami, którzy zaistnieli na poziomie centralnym w Polsce?

– Niestety nie, gdy zaczynałem swoją przygodę trenerską, nie było wtedy takich możliwości do rozwoju, jakie są teraz. Swoją wiedzę opierałem na doświadczeniu starszych szkoleniowców, a nie kursach, czy szkoleniach. Wspomniany wcześniej rocznik 1994 był naprawdę mocny, prowadziłem go w Trójce Tomaszów Mazowiecki. Z tamtej ekipy Artur Dębiec trafił do Legii Warszawa, ale nie przebił się na wyższy poziom w piłce seniorskiej. Jego plany mocno pokrzyżowały zerwane więzadła krzyżowe w kolanie. Później próbował jeszcze wrócić do piłki, ale męczyły go kontuzje. W pewnym momencie definitywnie zrezygnował z gry, mimo młodego wieku. Ten zespół miałem w klasie sportowej, dobrze się rozwijał. Dlaczego chłopcy nie zrobili większych karier? Bo zmienili swoje życiowe priorytety. Postanowili postawić na naukę. Nie było wtedy też takich możliwości w Lechii, żeby młody zawodnik mógł żyć z piłki. Kilku chłopaków pograło w III lidze, ale nikt nie zaistniał na poziomie I ligi czy Ekstraklasy. 

Jakim trenerem jest Wiesław Żmuda?

– Staram się być wiarygodnym trenerem dla chłopaków. Dążę też do tego, żeby zawsze być sprawiedliwym szkoleniowcem i sądzę, że zawodnicy to doceniają. Chcę być nie tylko trenerem, ale i dobrym przyjacielem. Poza tym jestem wymagający, bo bez tego nie byłoby progresu. 

Co jest dla pana najważniejsze podczas pracy z młodzieżą?

– Ich uśmiech, radość z tego, co wspólnie osiągnęliśmy. Cieszy mnie, to gdy chłopcy uświadamiają sobie, że to, co robiliśmy na treningach, przynosi efekty. Liczy się dla mnie rozwój zawodnika i jego świadomość. Wiele lat pracuję w tym zawodzie i zdarzały mi się przypadki osób, które przyjeżdżały na zajęcia i nie wykazywały żadnego zaangażowania. Często powtarzam swoim podopiecznym: „skoro już przyjechałeś na trening, to nie marnuj tego czasu. Jeśli jesteś tutaj, bo rodzice ci kazali, to lepiej idź do domu, odrób lekcje. Na treningu trzeba być zawsze skoncentrowanym i dokładnym, jeśli chce się osiągnąć oczekiwany efekt”. 

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Lechia Tomaszów Mazowiecki