Historia braci bliźniaków z Gubina, którzy pasjonują się szkoleniem dzieci

Bracia bliźniacy grający w piłkę nożną? Nic nowego, kilka takich par znajdziemy: Ronald i Franck de Boer, Lars i Sven Bender, Michał i Marcin Żewłakowie, czy Paweł i Piotr Brożkowie. Bracia bliźniacy, którzy są trenerami, pracują w jednym sztabie szkoleniowym i razem założyli szkółkę piłkarską? O takich już trudniej, ale to nie oznacza, że takich osób nie ma. W 2015 roku powstał klub MLUKS Dwójka MOS Gubin z inicjatywy Patryka i Piotra Sobolewskich, którzy zafiksowali się na punkcie szkolenia dzieci i młodzieży, pracując w niewielkiej miejscowości w województwie lubuskim. Poznajcie ich historię!

Historia braci bliźniaków z Gubina, którzy pasjonują się szkoleniem dzieci

Patryka i Piotra po raz pierwszy zobaczyliśmy na tegorocznych finałach wojewódzkich Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” w Zbąszynku. Aczkolwiek musimy przyznać, że na początku nie wyłapaliśmy tego, że są bliźniakami, bo nie stali obok siebie. Jeden prowadził zespół U-8, a drugi U-10. Z naszego punktu widzenia wyglądało to tak, że Dwójka Gubin ma jednego trenera, który raz jest z jedną ekipą, a później z drugą. Nie ukrywamy, że byliśmy mocno zaskoczeni faktem, gdy jeden ze szkoleniowców odbierał wraz z drużyną nagrody za zajęcie drugiego miejsca, a drugi… stał obok nas.

W starszej kategorii chłopcy przeszli jak burza przez finały wojewódzkie, wszystkie mecze wygrywali bardzo wysoko, nawet finał zakończył się wynikiem 10:3. Niewielki Gubin po drodze odprawił z kwitkiem ekipy z Zielonej Góry czy Gorzowa Wielkopolskiego. Było to dla nas spore zaskoczenie, tym bardziej że Dwójka nie grała defensywnego futbolu, a mecze nie kończyły się zwycięstwami jedną bramką. Chłopacy podejmowali mnóstwo pojedynków jeden na jeden i oddawali wiele strzałów na bramkę. Byliśmy bardzo ciekawi tego, jak ta ekipa wypadnie w Warszawie na finałach ogólnopolskich. Mieliśmy taką rozkminę: „Dwójka Gubin jest aż taka mocna, czy województwo lubuskie jest aż tak słabe?”.

Dwójka Gubin o krok od Narodowego

W Warszawie Dwójka Gubin była prowadzana przez Patryka i Piotra Sobolewskich. Patryk był asystentem Piotra w zespole U-10, choć 12 czerwca, kiedy rozpoczynały się finały ogólnopolskie, nie widzieliśmy go na obiektach Hutnika Warszawa, gdyż dzień wcześniej… brał ślub. Dopiero drugiego dnia zgrany duet mógł funkcjonować w komplecie. A ich podopieczni spisywali się z kapitalnej strony na całym Turnieju. Przyjemnie patrzyło się na poczynania tych chłopców na boisku. I z naszej perspektywy była to ekipa, którą uznaliśmy za faworyta do awansu do wielkiego finału na Stadionie Narodowym.

– Przed finałami ogólnopolskimi po cichu liczyłem na finał na Stadionie Narodowym. Prowadzę ten zespół już prawie cztery lata, jeżdżę z nimi po całej Polsce po różnych turniejach i znam dobrze drużyny z tego rocznika, z którymi często wygrywaliśmy. Biorąc pod uwagę jeszcze fakt, że w tym Turnieju mogły występować tylko UKS-y i kluby, które nie grają w lidze, miałem takie przeczucie, że może uda nam się zagrać na Narodowym. Tak się nie stało, było blisko, spróbujemy swoich sił za rok czy dwa — podkreśla Piotr Sobolewski.

Naprawdę było blisko tego finału, bowiem doszli do najlepszej czwórki na tym Turnieju. W taki sposób relacjonowaliśmy półfinał na naszym portalu: – Cóż to był za epicki półfinał w kategorii U-10 między MG 13 Łódź a Dwójką Gubin! Ci pierwsi prowadzili 2:0, ale nie byli w stanie utrzymać tej przewagi. Nie od dziś też wiadomo, że 2:0 to niebezpieczny wynik. Z boku wydawało się, że łodzianie z każdą minutą gasną, a Gubin noszony głośnym dopingiem rodziców, rozkręcał się jak lokomotywa. Przez długi czas dominowali i po pięknych, składnych akcjach doprowadzili do stanu 2:2.

Jak to spotkanie wyglądało oczami trenera?- Źle weszliśmy w ten mecz. Pierwszego gola straciliśmy już w… 30 sekundzie tego półfinału. Zaznaczę, że nie mam żadnych pretensji do swojego zawodnika, który podjął działanie indywidualne przy otwarciu gry. Bo to wynika z naszego odważnego stylu. Nie udało się, przeciwnik przejął piłkę i pierwsi straciliśmy bramkę, a po chwili już było 0:2. Jednak chłopcy się podnieśli, zdołali doprowadzić do wyrównania, co więcej w końcówce mieliśmy dogodną sytuację na 3:2, gdzie Hubert wychodził sam na sam z bramkarzem, myślał, że ma rywala na plecach, dlatego oddał strzał swoją słabszą prawą nogą i chybił. Było bardzo blisko tego, żebyśmy wygrali ten mecz 3:2  — opowiada Piotr Sobolewski.

Z perspektywy bocznego obserwatora mogliśmy zauważyć ogromny charakter i serce do walki u zawodników z Gubina. Szybko dostali dwie bramki, ale nie załamali się, szli do przodu, doprowadzili do wyrównania i byli blisko wygrania tego meczu. Na tym Turnieju oglądaliśmy wiele ekip, które poddawały się w trakcie spotkania, gdy traciły szybko dwie bramki. W tym wypadku tak nie było, wręcz to przeciwnik wyglądał gorzej od strony mentalnej w końcówce. Rezerwowi MG13 płakali i wręcz lamentowali, że zaraz przegrają.

Muszę swoich chłopaków za to pochwalić, mają charakter i ząb do walki, w poprzednich turniejach też to pokazywali. Nie tak dawno graliśmy z Zagłębiem Sosnowiec, przegrywaliśmy 0:3, żeby wygrać 4:3. To samo pokazali w tym półfinale. Dla nich mecz kończy się wtedy, gdy sędzia gwiżdże po raz ostatni, a nie w momencie, gdy tracą drugą, trzecią czy czwartą bramkę. Jestem dumny z ich postawy — dodaje trener.

W rzutach karnych Dwójka Gubin zaczęła wyśmienicie, bo od strzelonego gola i obronionego strzału. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że chłopcy ze Szkoły Marcina Gortata już się nie podniosą, bo wyglądali tak, jakby już nie wierzyli w to, że mogą jeszcze odwrócić losy jedenastek. A to im się udało! Bo to chłopcy z Gubina nie wytrzymali presji tego, że są o krok od finału. – Chyba do końca życia zapamiętam ten ostatni rzut karny. Dlatego, że jeszcze w piątek ćwiczyliśmy je na treningu. Podpowiedziałem bramkarzowi, żeby przy ostatnim karnym został w środku i… jesteśmy w finale! – mówił nam bezpośrednio po tym spotkaniu Adam Gołaszewski, trener drużyny MG13 Łódź.

– Do tej pory mam kaca moralnego po tym meczu, bo chłopcy byli bardzo blisko spełnienia swoich marzeń i przeżycia niesamowitej otoczki finału na Stadionie Narodowym. Jak to się mówi, Polak jest zawsze mądry po szkodzie. Miałem wyznaczoną trójkę zawodników do rzutów karnych: Huberta, Gniewosza i  Wiktora. Każdy z nich wyraził chęć podejścia do jedenastki. Nie zganiam na brata, ale on mi podpowiedział jedną rzecz: „jeśli Filip obroni pierwszego karnego, to niech idzie na adrenalinie do kolejnej jedenastki. W mojej drużynie z rocznika 2011 zawsze tak to robiłem i się sprawdzało” – opowiada Piotr Sobolewski.

– Filip obronił i już szykował się Wiktor do strzału, a ja krzyknąłem: „nie, niech strzela Filip”. To był ruch, którym obniżyłem morale Wiktora i zaskoczyłem Filipa, który nie był przygotowany na to, żeby uderzyć. Na treningu Filip strzela 10 na 10 karnych. A tutaj się pomylił. Z perspektywy czasu na pewno to bym zmienił. I Wiktor podszedłby do jedenastki. Za mocno zaingerowałem w przebieg tego konkursu, osłabiając pewność siebie mojego zawodnika. Emocje, adrenalina i to, że wszystko szybko się działo, spowodowało, że tak to wyglądało. Mam pretensje do siebie — dodaje.

Wymowny był obrazek po tych karnych, gdzie zwycięscy chłopcy nie wybuchli z radości, a zaczęli… płakać. Gdyby w tamtym momencie ktoś przechodziłby obok, kto nie oglądał tego meczu, mógłby sobie pomyśleć, że to łodzianie przegrali półfinał. Łzy zalały ich uśmiechy. – Moi zawodnicy podchodzili do tego Turnieju bardzo emocjonalnie, na każdym jego etapie, a półfinał? Ten mecz to był emocjonalny rollercoaster, stąd te łzy… nawet po zwycięstwie. Mocno im zależało na tym, żeby zagrać na Stadionie Narodowym. Są to łzy szczęścia – podkreślał trener łódzkiej ekipy.

– Chłopcy czuli duży stres w meczu półfinałowym. Do tej pory jeszcze nie grali przed taką publiką i intensywnym dopingiem. Dlatego, że u nas w klubie panuje taka zasada, że na trybunach jest cisza, gdy rozgrywamy spotkania ligowe. Instruujemy rodziców, żeby nie dopingowali swoich pociech. Ważne dla nas w szkoleniu jest to, żeby młodzi zawodni podejmowali decyzje ze spokojem, bez nerwów. A tutaj musieli sobie poradzić z presją trybun. Podobało mi się, że mimo tej otoczki moi chłopcy dalej grali w piłkę. Za to szacun – dodawał Gołaszewski.

Dwójka Gubin czwartą drużyną w Polsce

Jednak porażka w półfinale wcale nie oznaczała, że to już koniec Turnieju. Trzeba było się szybko ogarnąć, gdyż mecz o 3. miejsce z Aserekteam Gorlice był rozgrywany kilkanaście, może kilkadziesiąt minut po zakończonym półfinale. To jest bardzo mało czasu, żeby pozbierać zespół mentalnie po tak dramatycznym spotkaniu, gdzie byli bardzo blisko upragnionego finału na Narodowym? – Gdy wygrywasz to te odstępy czasu między spotkaniami, nie mają znaczenia, bo drużyna ciągle się napędza. Jednak, gdy masz za sobą taki dramaturgiczny mecz w półfinale, który dzielił cię od spełnienia marzeń, to trudno w tak krótkim czasie pozbierać zespół. Porażka po rzutach karnych podcięła im skrzydła — uważa szkoleniowiec Dwójki Gubin.

– Aserekteam nas zdominował i zasłużenie zajął trzecie miejsce w Turnieju. Warunki atmosferyczne były takie same dla obu drużyn, ale na pewno też miały wpływ na to, co się działo, bo jak pan dobrze pamięta, to w tamtym momencie zaczął mocno padać deszcz. Aczkolwiek już przed pierwszym gwizdkiem sędziego widziałem pospuszczane głowy u moich chłopców, to był zły omen. Próbowałem ich dopingować, podnieść na duchu i zmobilizować do walki o 3. miejsce, ale nic nie pomogło. Nie potrafili wyrzucić z głowy porażki po rzutach karnych w półfinale. Zresztą nie ma co im się dziwić, bardzo zależało im na tym, żeby zagrać na Narodowym, a zabrakło im naprawdę niewiele — podkreśla Piotr Sobolewski.

Jesteś tak dobry, jak twoje najsłabsze ogniwo. To jest największa siła tej drużyny. Trafił nam się bardzo silny rocznik. Na każdej pozycji mamy świetnych zawodników, którzy nie boją się wziąć ciężaru gry na siebie. Preferujemy otwarty styl gry, bazujący na podejmowaniu indywidualnych decyzji. Nasi chłopcy najpierw podejmują drybling, później szukają partnerów do gry. Pokazali się ze świetnej strony w Warszawie, udowodnili, że nie tylko są mocni w województwie, ale mogą rywalizować z najlepszymi w kraju. Niezmiernie cieszy nas to, że taki malutki Gubin jest w stanie ucierać większym nosa, preferując ofensywny styl gry. Mamy mniejsze możliwości selekcyjne od dużych ośrodków, a mimo to potrafimy zbudować drużynę opartą na indywidualnościach — zaznacza Paweł Sobolewski.

Jak sami zawodnicy ocenili swój udział w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”? Jak wyglądała podróż do domu, byli zadowolenie ze swojej postawy, czy czuli ogromne rozczarowanie? – Euforii nie było, bo każdy z nas tj. trenerzy, rodzice i zawodnicy, liczył na finał. Aczkolwiek, gdy po czasie spoglądamy na ten puchar za czwarte miejsce, mamy świadomość, że jest to ogromny sukces. On też będzie rósł z każdym rokiem. Co do moich zawodników to powiem, że dalej są to dzieci i nie zaprzątają sobie tym głowy. Cieszą się, że przeżyli fajną przygodę, byli na meczu reprezentacji Polski. Cała otoczka zrobiła na nich ogromne wrażenie — zaznacza.

Turniej „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” to jedno z najważniejszych wydarzeń dla naszego klubu w roku. My na co dzień nie występujemy w lidze, gdyż wychodzimy z założenia, że nie ma tam za wielu mocnych zespołów, z którymi moglibyśmy rywalizować na wysokim poziomie, dlatego bierzemy udział w licznych turniejach i gramy z wymagającymi sparingpartnerami. Z kolei na tym Turnieju dzieciaki mogą przeżyć bardzo fajną przygodę i zmierzyć się z najlepszymi drużynami w Polsce, co sprzyja ich rozwoju — uważa Patryk Sobolewski, koordynator szkolenia w MLUKS-ie Dwójka MOS Gubin.

– Ten Turniej to niesamowite przeżycie dla tych chłopców, który może być wielkim bodźcem do cięższej pracy na treningach, żeby spełnić swoje marzenia o byciu profesjonalnym piłkarzem. Perspektywa gry na Narodowym sprawia, że dzieciaki są w pełni zaangażowane, skupione na celu, które same sobie wyznaczyły, przez co się rozwijają. Ranga i otoczka tego Turnieju sprawiła, że w ogóle zdecydowaliśmy się założyć ten klub, żeby dzieciaki mogły przeżywać niezapomniane przygody. To jest najpiękniejsze w tym Turnieju — tłumaczy Piotr.

Wszystko zaczęło się od Pucharu Tymbarku

MLUKS Dwójka MOS Gubin powstał w 2015 roku po to, żeby… móc wystąpić w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”. – Z bratem wiedzieliśmy, jaką renomę ma ten Turniej, że jest to świetna okazja do tego, żeby chłopcy z mniejszej miejscowości mogli przeżyć piękną piłkarską przygodę. Tym bardziej że nie mogą tutaj występować kluby zrzeszone w rozgrywkach PZPN-u, tylko UKS-y i szkolne drużyny, dlatego chcieliśmy dać szansę dzieciom z naszego miasteczka na to, żeby mogły przeżyć piękne chwile z piłką — wyjaśnia Paweł Sobolewski, trener koordynator.

W Dwójce Gubin pracuje trzech trenerów, którzy prowadzą sześć grup szkoleniowych (każdy po dwie). – Zrzeszamy wszystkie dzieci nie tylko z Gubina, ale i całej gminy. Bo przyjeżdżają do nas również zawodnicy z Żar, Krosna Odrzańskiego. Szkolimy od 5. roku życia do orlika starszego. Mamy podpisaną współpracę z MKP Cariną Gubin, na mocy której 80-90% naszych zawodników przechodzi do kategorii młodzika i tam się rozwija. Aczkolwiek nie zamykamy się na inne kluby. Nigdy nie zakazujemy testów, wręcz dążymy do tego, żeby utalentowany zawodnik mógł się rozwijać w lepszym miejscu. Na końcu to zawsze rodzic decyduje, gdzie puści swoje dziecko — tłumaczy.

Z uwagi na krótki staż szkółki nie mogą się jeszcze pochwalić zawodnikami, którzy zrobili profesjonalne kariery, ale mają dwóch wychowanków, którzy zagrali w reprezentacji Polski U-15 – Dominik Gregorski (obecnie Zagłębie Lubin) oraz Ziemowit Witczak (aktualnie Lechia Zielona Góra). – Nie ma złotego środka na wychowanie Messiego, Ronaldo czy Lewandowskiego. Środki treningowe zawsze musisz dostosować do tego, jaką masz grupę zawodników. Bazujemy na trenerach, którzy mają dobre podejście do dzieci. Jednak pracujemy z najmłodszymi, więc ten kontakt z dzieckiem jest bardzo ważny. Wszyscy nasi szkoleniowcy mają wykształcenie pedagogiczne i do tego uprawnienia trenerskie UEFA A lub UEFA B — mówi Patryk Sobolewski.

Jaki plan na szkolenie ma Dwójka Gubin? Czy działają według jednolitej metodologii, czy każdy trener pracuje po swojemu? – W każdym mikrocyklu realizujemy wcześniej ustalone założenia. Jako koordynator staram się dopasować środki treningowe do danej grupy. W jednym mikrocyklu bazujemy na grze jeden na jeden, w następnym na inteligencji piłkarskiej, a w kolejnym na finalizacji akcji. Nie mamy jednego dokumentu, nad którym bazujemy, ale nasz praca ma ręce i nogi. Wszystko mamy poukładane i działamy według jednolitego schematu — wyjaśnia.

Mimo że Gubin jest małą miejscowością, to w tych młodszych rocznikach liczy się w województwie, wręcz trenerzy mówią o tym, że nie mają za bardzo z kim rywalizować. – Są plusy i minusy tego, że jesteśmy z małej miejscowości. Gubin liczy ok. 17 tysięcy mieszkańców. Z kolei taka Zielona Góra jest kilkukrotnie większa od Gubina. Rodzic nie zawsze ma czas, żeby zawieźć dziecko na trening z jednego końca miasta na drugi. Dlatego często wybierają klub, który nie jest wiodący, ale ten bliższy miejsca zamieszkania. Trafiają się nam zdolni chłopcy. Aczkolwiek przede wszystkim z bratem w pełni oddajemy się pracy. Wyznajemy taką zasadę albo robimy coś na 100% albo wcale. Pracę często przenoszę do domu. To zaangażowanie ma później przełożenie na nasze wyniki sporotwe, ale przede wszystkim na rozwój indywidualny zawodników — uważa koordynator.

Jednak, jeśli chodzi o rywalizację w województwie lubuskim to czy mają z kim grać na równym poziomie? Na Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” z każdym przeciwnikiem wygrywali bardzo wysoko. To nie jest tak, że Dwójka Gubin postawiła mur i wygrała finały wojewódzkie. Oni każdy mecz, nawet z ekipami z Zielonej Góry czy z Gorzowa Wielkopolskiego wygrywali, strzelając ponad 10 bramek. – Najważniejsze dla nas jest podnoszenie umiejętności sportowych zawodnika, a można to robić poprzez rywalizację z lepszymi zespołami. Z kolei często lepsze zespoły to te składające się ze starszych chłopaków. Przez ostatnie dwa lata nasz rocznik 2012 rywalizował głównie z rocznikiem 2011, co przyniosło efekt. Nie ukrywam, że jesteśmy liczącym się zespołem w tej kategorii wiekowej nie tylko w województwie, ale i całej w Polsce, co pokazał Turniej „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” – zauważa Patryk Sobolewski.

– To nie jest tak, że my zawsze wygrywamy ze wszystkimi w tak okazały sposób w naszym województwie. AP Macieja Murawskiego, Progres Gorzów Wielkopolski i Warta Gorzów Wielkopolski mają mocne zespoły. Na co dzień też z nimi wygrywamy, może nie tak wysoko, ale potrafimy z nimi rywalizować, jak równy z równym. Jeśli chodzi stricte o ten Turniej, to te wysokie wyniki wynikały też z tego, że Gubin to mała miejscowość i w tej kategorii wiekowej jesteśmy w stanie swoich najlepszych chłopców umieścić w jednej szkole, a w Zielonej Górze czy Gorzowie jest o to trudniej. My w finałach wojewódzkich graliśmy w swoim najmocniejszym zestawieniu — podkreśla drugi z braci.

Jakimi trenerami są bracia Sobolewscy?

Co sprawiło, że bracia Sobolewscy obrali taką, a nie inną drogę zawodową i dlaczego jest ona taka sama? – Obaj kochamy piłkę. Razem graliśmy w miejscowej MKP Carinie Gubin. Kontuzje nas nie omijały i były przyczynkiem do tego, że zawiesiliśmy buty na kołku. Poszliśmy w trenerkę, żeby swoją pasję i wiedzę przekazywać innym. Wiadomo, że nie każdy chłopak, który u nas będzie trenował, zostanie profesjonalnym piłkarzem, ale naszym celem jest wychowywać dobrych ludzi, kształtować ich charakter. Cechy, które nabędą w klubie, mogą im się przydać w późniejszym życiu — uważa Patryk Sobolewski.

Po ukończeniu studiów na AWF-ie wraz z bratem podjęliśmy pracę trenerską w MKP Carinie Gubin. Jednak, z uwagi na fakt, że bardzo chcieliśmy, żeby dzieci mogły wziąć udział z Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” postanowiliśmy założyć swoją szkółkę. Wiedzieliśmy, że jest to świetny Turniej, w którym można przeżyć niesamowite przygody. Z kolei zapis regulaminu rozgrywek mówi o tym, że kluby nie mogą tam wystawiać swoich drużyn, dlatego powstał MLUKS Dwójka MOS Gubin. Ten Turniej daje duże większe możliwości rozwoju aniżeli udział w lidze w naszym województwie. Dlatego nie zgłaszamy naszych ekip do rozgrywek Lubuskiego ZPN, szukamy innych alternatyw, żeby nasi zawodnicy się płynnie rozwijali  — opowiada Piotr.

Czy Patryk i Piotr mają takie samo spojrzenie na piłkę? – Korzystamy z podobnych środków treningowych, mamy podobną wizję i metody treningowe. Gdy brat nie może poprowadzić treningu, to nie jest to dla mnie kłopot, żeby wejść w jego buty. Tylko podkreśla mi, nad czym chciałby pracować w danym mikrocyklu treningowym, a ja tworzę konspekt i realizuję. W drugą stronę wygląda to tak samo, jesteśmy podobni do siebie, nie tylko z uwagi na wygląd, ale styl pracy. Gdy byłem pierwszy raz na zastępstwie u brata na treningu, to jedna z matek zorientowała się na samym końcu zajęć, że to nie trener Piotr prowadzi zajęcia, a trener Patryk — opowiada Patryk Sobolewski. 

– Jeżeli chodzi o spojrzenie na piłkę to mamy bardzo podobne. Skupiamy się na działaniach indywidualnych tj. drybling, prowadzenie piłki, podania, przyjęcia i strzały. W tym wieku to jest najważniejsze w rozwoju dziecka, gdy na tym się nie skupimy na początkowym etapie szkolenia, to później trudno będzie im to wypracować. Nigdy nie było między nami większych sprzeczek, jeśli chodzi o zawód trenerski. Zawsze sobie nawzajem pomagamy i podpowiadamy — dodaje Piotr.

Z kolei, jeżeli chodzi o aspekty charakterologiczne, to mocno różnią się od siebie? – Wszyscy mówią, że mamy dwa różne charaktery. Jestem bardziej otwartą i delikatną osobę. Z kolei brat jest bardziej impulsywny i wybuchowy. Nerwy są złym doradcą i nieraz staram się nieco uspokoić swojego brata — mówi nam Patryk. – Trudno powiedzieć, bo ludzie różnie nas odbierają. Jedni mówią, że to ja jestem bardziej wybuchowy. Inni wskazują Patryka. Na Turnieju w Warszawie to brat musiał mnie uspokajać, bo emocje już mi się udzielały, ale nie pokusiłbym się o takie stwierdzenie, że zawsze tak jest — kontruje Piotr. 

Jednak na samym końcu tworzą zgrany duet, który wzajemnie się uzupełnia. Mają wspólną pasję i cel, jakim jest wszczepianie dzieciom pasji do piłki nożnej. Na pierwszym rzut oka widać, że są to ludzie, którzy w pełni oddają się temu, co robią. I to jest chyba najważniejsze w pracy z dziećmi i młodzieżą, bo one nie są ślepe i widzą, czy komuś zależy, czy nie. Jeśli trener daje całego siebie, to małym zawodnikom też jest łatwiej mu zaufać i podążyć ścieżką przez niego wyznaczoną. 

ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. MLUKS Dwójka MOS Gubin