Szulczek: Warto być po prostu normalnym człowiekiem

Gościem 168. odcinka podcastu „Jak Uczyć Futbolu” był Dawid Szulczek, szkoleniowiec Warty Poznań. Spisaliśmy najciekawsze fragmenty z rozmowy z najmłodszym trenerem w Ekstraklasie.

Szulczek: Warto być po prostu normalnym człowiekiem

Dlaczego został trenerem?

– Zawsze lubiłem piłkę nożną, chciałem być najpierw piłkarzem, a jak skończę karierę, to trenerem. Dość szybko stwierdziłem, że pójście w stronę trenerki sprawi, że będę mógł żyć z pasji. Wówczas w ogóle sobie nie wyobrażałem, jaka to jest praca, co się z nią wiąże, natomiast sprawiało mi to przyjemność. Wiedziałem, że chcę to robić. 

Czy jest w swoim „prime time”?

– Nie wiem, ciężki mi odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno w ostatnim czasie jest większe zainteresowanie moją osobą, ale myślę, że nic to zmienia w moim codziennym funkcjonowaniu. W dalszym ciągu mocno skupiam się na swojej robocie.

Jak dobiera sobie współpracowników? 

– Zależy mi na tym, żeby mieć w sztabie ludzi o różnych charakterach. Dlaczego? Jeżeli wszyscy mamy podobne cechy charakteru, patrzymy na dany problem z podobnych perspektyw, a jeżeli różne – z różnych. Osoba spokojna, bardziej rodzinna inaczej spojrzy na problem niż ktoś, kto jest bardziej żywiołową osobą, przez co możemy podejmować lepsze decyzje.

Jego wiek bardziej mu pomaga czy przeszkadza? 

– Myślę, że ani jedno, ani drugie. W kontekście samego przyjęcia do Warty Poznań, mój wiek pewnie trochę pomógł, bo było przeświadczenie, że dają szansę komuś młodemu. Uważam, że koncentrowanie się na pracy i na tym, co mamy pilnego do zrobienia w danym dniu, sprawia, że nie koncentruję się na tym, ile mam lat.

Czy zmieniłby coś w swojej drodze do Ekstraklasy?

– Gdybym miał jeszcze raz przejść tę drogę, pewnie wiele bym w niej nie zmienił. Ponownie poszedłbym dwutorowo, czyli studia, gdzie zdobywa się wiedzę, nabywa kompetencji twardych i uczy się o kompetencjach miękkich, a do tego zdobywanie doświadczenia zawodowego, czyli funkcjonowanie w klubie, w szatni, poznawanie problemów, jakie w niej występują. Prawda jest taka, że nie ma znaczenia, czy mówimy o szatni czy III-ligowej, czy szatni w Ekstraklasie, bo ludzie zmagają się z podobnymi problemami i podobne rzeczy dzieją się w ich życiach. 

Jak nauczyć się taktyki? 

– Robiłem sporo analiz, oglądałem dużo spotkaniem. Gdy grałem w piłkę, najczęściej grałem jako szóstka, gdzie musiałem obserwować dużo sytuacji boiskowych, szukać swojego miejsca. Z racji, że gdy byłem nastolatkiem, mój tata nagrywał moje spotkania, to później oglądałem je i zastanawiałem się, dlaczego pobiegłem tam, a nie gdzieś indziej. Wtedy jeszcze nie było programów do analiz. Zadawałem sobie pytania, dlaczego wygraliśmy czy przegraliśmy mecz. W kolejnych klubach byłem odpowiedzialny za analizę przeciwników i analizując ich, bardzo się rozwijałem w kontekście tego, że widziałem pomysł danego trenera, wiedziałem, co chciał osiągnął. Po kilku latach miałem zbiór „dobrych rzeczy” i tego, jak reagować w danych sytuacjach. To mnie mocno rozwijało. 

Kto miał na niego największy wpływ, jeżeli chodzi o taktykę oraz analizę? 

– Nie było takiej jednej osoby, ale na pewno sporo ciekawych i merytorycznych dyskusji przeprowadziłem z Danielem Wojtaszem, z którym współpracowałem krótko w dwóch klubach, ale znamy się od wielu lat. Dużo od niego wyciągnąłem. Była też spora grupa innych ludzi, od których można było czerpać wiedzę. Znam się z chłopakami z Gangu Taktyków czy Deductora. Pamiętam, że kiedy robiłem kurs na Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach, potrafiliśmy z Adrianem Siemieńcem (obecnie prowadzi drugi zespół Jagiellonii Białystok – dop. red.) zostać na kilka godzin po zajęciach, które i tak trwały długo, dyskutować sobie, czasami odpalaliśmy jakiś mecz, gadaliśmy o tym, czemu dana drużyna gra w taki, a nie inny sposób. To był fajny czas, który też na pewno miał wpływ na to, jak wraz z Adrianem patrzymy na piłkę.  

Czy trenerzy za bardzo kombinują? 

– Marcin Wasilewski czy Paweł Brożek uważali, że nie ma sensu zbytnio komplikować futbolu. Nie chodzi o to, że piłka nożna to prosta gra, tylko, żeby nie wymyślać na siłę trudnych rozwiązań, a szukać prostych i skutecznych wariantów rozegrania akcji. Paweł często odnosił się do tego, że trenerzy chcą przy rzucie rożnym wymienić osiem podań, zanim dośrodkują piłkę w pole karne, a można dośrodkować ją po jednym podaniu lub od razu, kreując przestrzeń w danym miejscu. Takie rzeczy dawały mi do myślenia. Bramka z rzutu rożnego, przy którym wymienia się pięć czy więcej podań, jest fajna, bo jest to zaplanowane działanie, ale potrzeba mnóstwo takich prób, żeby udało się ją zdobyć. Być może, gdyby od razu się ją dośrodkowywało, tych goli padłoby więcej. 

Jak dotrzeć do piłkarzy?

– Szukanie wysublimowanych stwierdzeń i takie krasomówstwo często nie wpływa dobrze na piłkarzy. Mi też łatwiej współpracuje się z osobami, które są konkretne. Jestem typem zadaniowca. 

Dlaczego jego żona uważa, że jest pracoholikiem?

– Uważa tak, natomiast mówi o tym z własnej perspektywy. W tygodniu mam dla niej dwa popołudnia + dzień, w którym mamy wolne i zazwyczaj rano planuję sobie jakieś rzeczy do pracy na kolejne dni. Można powiedzieć, że tego czasu jest mało, bo tygodniowo wychodzi jakieś 16 godzin dla żony i córki. Z mojej perspektywy sądzę jednak, że nie jest tak źle, bo trzy razy w tygodniu poświęcam im całkiem sporą część dnia. Jak normalnie ludzie jeżdżą do pracy na 8:00 rano, wracają o 18:00 i pracują od poniedziałku do piątku, to też czasu nie mają zbyt dużo. Co prawda, mają wolny weekend. Trzeba pamiętać o tym, że pracujemy w innej branży i często za… inne wynagrodzenie. Mówię to o Ekstraklasie czy I lidze. Myślę, że zdecydowanie gorzej mają ludzie, którzy pracują na niższych szczeblach i jeszcze łączą to z pracą zawodową. Mam nadzieję, że moja żona nie będzie musiała nigdy się o tym przekonywać i przyjdzie taki moment, kiedy będę mógł jej poświęcić dużo czasu, bo mam też konkretny plan na to, co w przypadku, gdybym został zwolniony z jakiegoś klubu. 

Czy rzeczywiście trenerzy muszą poświęcać tak dużo czasu na pracę?

– Ciężko jest przyjść do klubu na 1-2 godziny przed treningiem, przeprowadzić świetną jednostkę i godzinę po zajęciach wrócić do domu, bo jest mnóstwo rzeczy oraz detali, które mają wpływ na końcowy efekt. Oczywiście, że najważniejsza jest jakość piłkarzy. Jeżeli ktoś nie pracuje mocno, ale ma świetnych piłkarzy, to tak czy inaczej osiągnie jakieś wyniki, natomiast biorąc pod uwagę to, że możemy sprawić, że ci zawodnicy będą osiągać wyniki o 10-20% lepsze, poświęcając swój czas na analizę, dobre przygotowanie treningu i tak dalej, to myślę, że warto to robić. Skoro podpisuję kontrakt z danym klubem i chcę w danym miejscu pracować, to chcę też, żeby ten klub się rozwijał, a moja drużyna osiągała dobre wyniki. 

Dlaczego zrezygnował ze znajomych?

– Chodzi mi o ludzi, z którymi wcześniej utrzymywałem większy kontakt. W ostatnich kilku latach ten kontakt jest ograniczony do np. jednego spotkania w roku. Gdybym miał wszystkim znajomym opowiadać, co dzieje się u mnie i u moich bliskich, to traciłbym czas, który mogę poświęcić dla klubu i swojej rodziny. Świadomie z tego zrezygnowałem. 

Jak dba o siebie?

– Patrzę na to, co jem, co piję, dbam o sen, dobrą energię i zdrowie psychiczne. Jeżeli jestem zmęczony, to nie organizuję dalszej pracy w danym dniu, tylko robię rzeczy totalnie najważniejsze, a z pewnych rzeczy mogę zrezygnować albo zrobić je później. Uważam, że można wszystko poukładać tak, żeby zadbać o zdrowie, swoją rodzinę i o to, żeby w klubie wszystko dobrze funkcjonowało. 

Dlaczego docenia starszych trenerów?

– Rozmawiam czasem z trenerami, którzy są np. po 60. roku życia i oni mają kapitalne przemyślenia, tylko nie używają mediów społecznościowych, nie przygotowują fragmentów meczów i rysują na nich strzałki, tylko włączają mecz i czasami widzą więcej od młodych. Trzeba zachować pokorę, bo jest spore grono bardzo doświadczonych szkoleniowców, które sporo widzi, tylko może nie uzewnętrzniają tego w taki sposób, jak młodsi trenerzy. 

Jakie błędy popełnił w Wigrach Suwałki? 

– Pierwszym błędem było to, że powiedziałem prezesowi, że wystarczy mi 13 dobrych zawodników. Wtedy wydaliśmy więcej pieniędzy na wartościowe wzmocnienia, a nie zadbałem o to, żeby zawodnicy numer czternaście, piętnaście byli na wystarczającym poziomie. Potem były takie mecze, jak z GKS-em Katowice, gdy zmagaliśmy się z kontuzjami, graliśmy bez żadnej zmiany i przegraliśmy bardzo ważny mecz. Ktoś może powiedzieć, że to się działo na ponad 20 kolejek przed końcem sezonu. No tak, ale jeżelibyśmy go wygrali, to GKS miałby trzy punkty mniej, a my – trzy punkty więcej. Drugim błędem było to, że wiosną nie zadbaliśmy o lepsze warunki do pracy. Nie przewidziałem, że będziemy mieć aż takie problemy z pogodą, boiskami, a w Suwałkach była wtedy zima stulecia. Tam normalna zima jest ciężka, a zima stulecia to już w ogóle. Wiele takich rzeczy nie zafunkcjonowało, przez co mieliśmy ciężkie wejście w rundę. Uważam też, że źle zorganizowałem końcówkę sezonu. Ciągle było mówione o pieniądzach z Pro Junior System i pod koniec sezonu zacząłem wystawiać więcej piłkarzy U-21, zamiast skoncentrować się na tym, żeby ci, którzy mieli zagrać w barażach, byli w rytmie meczowym. Nigdy więcej bym tak nie zrobił. Na każdy mecz wychodziłbym najmocniejszym składem, żeby wszyscy byli w normalnym rytmie i byli gotowi do barażu. 

Co wartościowego przekazał mu Jakub Błaszczykowski?

– Gdy pracowałem w Wiśle Kraków, Kuba Błaszczykowski powiedział mi, że z jego doświadczeń, dla piłkarzy liczą się dwie rzeczy – jako trener masz być normalnym człowiekiem i masz mieć profesjonalnie przygotowany trening. Jeżeli piłkarz widzi, że masz profesjonalnie zaplanowane zajęcia, a ty sam jesteś normalnym gościem, to wiele rzeczy dobrze się układa. Staram się dbać o to, żeby w wielu sytuacjach być po prostu normalnym człowiekiem i, żeby wszyscy dookoła widzieli, że mamy profesjonalnie przygotowaną pracę. 

Jakie ma plany na przyszłość?

– Kiedyś zapisałem sobie na kartce z planami i marzeniami, że w wieku 35 lat chcę być trenerem w Ekstraklasie. Znalazłem się na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w wieku 31 lat, więc przez następne trzy lata nie muszę tworzyć nowej kartki z celami, tylko postaram się nie wypaść z miejsca, w którym jestem.

ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Fot. Newspix