Kacper Kozłowski nie zdążył jeszcze zagrać na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w kraju, a mimo to o jego ponadprzeciętnych umiejętnościach wiedziała już spora część kibiców piłki nożnej nad Wisłą. Podobnie jest teraz z Karolem Borysem, najmłodszym debiutantem w historii Śląska Wrocław.

Pierwszy trener: Karol Borys

Początek tej historii rozpoczyna się tak, jak wielu innych. Młody chłopak trafia do lokalnego klubu, gdzie od pierwszych zajęć gra w starszym roczniku, co oczywiście w niczym mu nie przeszkadza, bo pomimo słabszych warunków fizycznych i tak się wyróżnia. – Początkowo w Czarnych Otmuchów prowadziłem najmłodszą grupę, a więc chłopców z rocznika 2003-2004. Trenował z nami również Karol, który jest przecież z rocznika… 2006. Treningi w klubie rozpoczął w wieku ok. 4-5 lat – wspomina Kazimierz Michałowicz, pierwszy szkoleniowiec Karola Borysa.

Technika – to właśnie w tym aspekcie 16-latek górował nad pozostałymi zawodnikami. Ta nie wzięła się znikąd, tylko była efektem wielu godzin spędzonych na boisku, na którym młody pomocnik uczył się różnych trików i sztuczek. – Miał niesamowitą technikę, lecz naturalnie odstawał od reszty warunkami fizycznymi. Nie spotkałem zdolniejszego zawodnika. Można dużo pracować, ale jak się nie ma talentu, to samą pracą nie da się dojść do takiego poziomu – tłumaczy Michałowicz.

Jakim dzieckiem był Karol? – Nigdy nie był typem lidera. Nie ma do tego odpowiedniego charakteru, to zawsze był cichutki chłopak, żaden łobuz, natomiast nie można mu odmówić tego, że zawsze był skoncentrowany na treningach. Po nich nieraz ponownie szedł na boisko – wyjaśnia pierwszy trener Borysa.

Być może Karol Borys nie byłby aktualnie jednym z najbardziej perspektywicznych zawodników w kraju, gdyby nie jego rodzice. – Często rozmawiam z jego ojcem i drugiego tak rozważnego rodzica, jeżeli chodzi o piłkę nożną i dbanie o karierę dziecka, nie znam. Sporo widziałem, zresztą sam pan doskonale wie, jak to jest, że dzieciak dwa razy uderzy prosto w piłkę, a rodzice już podekscytowani, że rośnie im przyszły piłkarz. Marcin (ojciec Karola – dop. red.) wszystko analizował, nie podpalał się, mimo że wiedział, że jego syn ma talent – mówi nam Kazimierz Michałowicz.

Wychowanek Czarnych Otmuchów na pierwszym treningu w Akademii Śląska Wrocław pojawił się dziewięć lat temu. Od dawna mówiło się o nim, że jest „wyjątkowym” dzieckiem, natomiast wiele w jego dotychczasowej przygodzie z piłką ruszyło do przodu w przeciągu ostatniego roku. W październiku podpisał swój pierwszy profesjonalny kontrakt z klubem, kilka miesięcy później pojechał na testy do Manchesteru United, a także spotkał się z Czesławem Michniewiczem, selekcjonerem reprezentacji Polski, który na swoim Instagramie napisał, że warto zapamiętać tego chłopaka.

Co więcej, Karol w poprzednim sezonie został pierwszym zawodnikiem z rocznika 2006, który zagrał na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w kraju, a do tego najmłodszym debiutantem w historii Śląska, przebijając o kilka miesięcy wynik Mirosława Pękali, który występował we wrocławskim klubie na przełomie lat 70. i 80. Piotr Tworek (na treningach pierwszego zespołu pojawiał się już za kadencji Jacka Magiery) dał mu szansę w kończącym kampanię starciu z Górnikiem Zabrze, Borys na placu gry zmienił Patricka Olsena. W weekend ponownie otrzymał kilka minut na zaprezentowanie swoich umiejętności, tym razem od Ivana Djurdjevicia w meczu z Rakowem Częstochowa. Na razie 16-latek jest rezerwowym w pierwszej drużynie (dość regularnie gra w II-ligowych rezerwach), natomiast wydaje się, że wyłącznie kwestią czasu jest, kiedy zacznie systematycznie dostawać coraz więcej szans na grę w Ekstraklasie.

Na Dolnym Śląsku wszyscy zdają sobie sprawę, że mają do czynienia z bardzo utalentowanym młodym pomocnikiem, a więc ich zadaniem jest stworzenie mu możliwie jak najlepszych warunków do dalszego rozwoju, bo w przyszłości Borys może im dać wiele powodów do radości.

BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix