CLJ-ka od środka: „Wszystkie kluby z Wrocławia powinny szkolić dla Śląska”

Dziesięć lat temu z inicjatywy Dariusza Sztylki i Krzysztofa Wołczka powstała szkółka Olympic Wrocław. W tym roku po raz pierwszy ich drużyna awansowała do Centralnej Ligi Juniorów. Jakie mają podejście do szkolenia? Czy ta akademia jest zapleczem dla Śląska Wrocław? Jakie są ich mocne strony? Co jest najważniejsze w pracy z najmłodszymi zawodnikami? Rozmawiamy z Konradem Łągiewczykiem, dyrektorem akademii Olympic oraz trenerem edukatorem PZPN.

CLJ-ka od środka: „Wszystkie kluby z Wrocławia powinny szkolić dla Śląska”

Czym jest Centralna Liga Juniorów dla Olympicu Wrocław?

– Niewątpliwe awans naszej drużyny do Centralnej Ligi Juniorów jest historycznym sukcesem. Na pewno jest to zwieńczenie naszej dziesięcioletniej pracy. Jednak nie jest to najważniejsze wydarzenie dla naszego klubu w tym roku. CLJ-ka też nigdy nie była naszym celem sportowym. Mimo że w ostatnich dwóch latach trzykrotnie uczestniczyliśmy w barażach o awans na poziom centralny. Głównym architektem sukcesu są trener Szymon Iwanicki oraz jego zawodnicy. Chciałbym jednak podkreślić, że każdy pracownik i trener klubu przyłożył swoją cegiełkę do tego wyniku. Cieszymy się, że będziemy mogli konfrontować się w tej lidze z takimi markami jak Śląsk Wrocław, Zagłębie Lubin, Raków Częstochowa czy Górnik Zabrze. Na pewno jest to dla nas cenne doświadczenie. Natomiast podchodzimy do tych rozgrywek z dużą pokorą. Nie nakładamy na siebie żadnej presji. Nie uda nam się utrzymać? Nic się nie dzieje, dalej będziemy robić swoje i pracować w ciszy. Duży nacisk kładziemy na pracę organiczną, a kluczowy i najważniejszy jest dla nas rozwój zawodników.

Powiedział pan, że awans do CLJ-ki nie jest dla was najważniejszym wydarzeniem w tym roku. W takim razie co stoi wyżej w hierarchii od tego sukcesu? Pytam, dlatego, że w tej serii, gdy rozmawiamy z przedstawicielami klubów, które po raz pierwszy w historii awansowały do tej ligi, dowiadujemy się, że dla nich to wydarzenie ma wielką rangą i czują dumę, że osiągnęli ten sukces. Pan tonuje nastroje. Co jest cenniejsze dla Olympicu od awansu do CLJ-ki?

– Od dziesięciu lat w naszym klubie na pierwszym miejscu jest optymalny, indywidualny rozwój zawodnika. Za tym hasłem też idzie to, że przekazujemy naszych wychowanków do Śląska Wrocław. To jest nasz główny cel – dostarczanie najlepszych zawodników do akademii Śląska. Obecnie możemy pochwalić się trzydziestoma chłopakami, którzy obrali taką drogę rozwoju. W ostatnim czasie też dziesięciu zawodników trafiło do Miedzi Legnica. Zdarzają się też pojedyncze transfery do Legii Warszawa czy Zagłębia Lubin. Znamy swoje miejsce w szeregu, liczy się dla nas rozwój indywidualny zawodników i przekazywanie ich do większych klubów. Największym sukcesem naszego klubu jest to, że nasi wychowankowie robią ciągłe postępy, idą do renomowanych ośrodków szkoleniowych i tam też się wyróżniają. To nas najbardziej cieszy. Kolejną naszą chlubą są trenerzy, którzy też idą w świat, stawiając swoje pierwsze kroki w Olympicu.

Niektórzy z nich pracują w największych akademiach w Polsce, a np. Marcin Dymkowski jest asystentem Ivana Djurdjevicia w Śląsku Wrocław. Ponadto, w Akademii Śląska pracują obecnie Paweł Schidt i Sebastian Wilusz, a Jakub Renosik jest trenerem w Akademii Legi Warszawa. Skupiamy się na tym, żeby nasi zawodnicy i trenerzy jak najlepiej się rozwijali. Sukcesy drużynowe są dla nas ważne, ale nie najważniejsze. Nie musimy wygrywać lig. Nie mamy parcia na to, żeby grać zawsze na najwyższym możliwym poziomie. Wynik drużynowy jest pochodną naszej wspólnej pracy, a nie celem samym w sobie. Z drugiej strony nie chciałbym też iść w kierunku takiego alibi, że nie osiągamy żadnych wyników, dlatego też w taki sposób się wypowiadam. Od kategorii młodzika do juniora starszego mamy osiem zespołów w I ligach wojewódzkich. Cieszy nas to, że konsekwencją naszej pracy są nie tylko sukcesy indywidualne, ale i drużynowe.

Jak traktujecie CLJ-kę? To jest dla was przygoda i cenne doświadczenie? Czy podchodzicie do tych rozgrywek jak do każdych innych i nie nadajecie im większej rangi – to tylko liga młodzieżowa? 

– To nie jest tak, że CLJ-ka nie jest dla nas ważna. Nie ma co ukrywać, że obecnie drużyna, która występuje w tych rozgrywkach, jest dla nas najważniejsza. Jednak nic się nie stanie jak po rundzie jesiennej nie utrzymamy się w CLJ U-15. W zeszłym roku, gdy rywalizowaliśmy z GKS-em Katowice o awans do CLJ-ki, jeden z moich kolegów powiedział mi: „gdybyście nie oddali pięciu zawodników do akademii Śląska Wrocław, to spokojnie pokonalibyście GKS Katowice w tym barażu”. Odpowiedziałem mu: „w pierwszej kolejności niech nasi najlepsi zawodnicy trafiają do Śląska Wrocław. Naszą misją jest to, żeby chłopaków z największymi potencjałem i możliwościami pchać do przodu, aby dalej wchodzili na wyższy poziom. Walka o awans do CLJ-ki to jest nasz cel drugorzędny”. Mam inne obawy dotyczące CLJ-ki – może będę trochę kontrowersyjny – czy ona faktycznie będzie rozwijała naszych zawodników tak, jak to miało to miejsce do tej pory w I lidze wojewódzkiej. Tam nasze zespoły dominują na boisku, preferują otwarty, ofensywny styl gry. Natomiast w meczach Centralnej Ligi Juniorów często jest tak, że jesteśmy zespołem słabszym, zepchniętym do defensywny, który rzadko jest przy piłce. Zastanawiamy się, czy faktycznie ta CLJ-ka jest lepszą opcją dla rozwoju indywidualnego zawodnika niż I liga wojewódzka. Mamy sporo znaków zapytania. Centralna Liga Juniorów to dla nas ważne rozgrywki, ale podchodzimy do nich bez większych emocji.

Czy przez to chce pan powiedzieć, że w tych pierwszych czterech kolejkach nie mieliście nic do powiedzenia?

– Zwłaszcza w meczu ze Śląskiem Wrocław. Nie ma co ukrywać, że było to jednostronne spotkanie. Śląsk nas zdominował.

Aczkolwiek pokonaliście Śląsk 1:0.

– Paradoks jest taki, że wyszliśmy zwycięsko z tego starcia. Wynik poszedł w świat – historyczne pierwsze zwycięstwo w CLJ-ce. Jednak muszę przyznać, że nasz styl i gra pozostawia wiele do życzenia. Było za dużo nerwowości. Może nasi zawodnicy potrzebują czasu, żeby nabrać więcej pewności siebie i odwagi? Mamy nadzieję, że tak będzie. To dopiero początek sezonu, ale mamy już pierwsze wnioski obserwacyjne i po prostu zastanawiamy się, czy CLJ-ka to odpowiedni poziom do rozwoju naszych zawodników. Jednak jeszcze raz podkreślam, że cieszymy się z tego, że tutaj jesteśmy, bo to fajna przygoda, nowe doświadczenie i możliwość rywalizacji z najlepszymi w kraju.

Po prostu ma pan obawy, że CLJ-ka to jest za wysoki poziom dla waszego zespołu?

– Musimy zdać sobie sprawę, że jesteśmy akademią Grassroots. Obecnie w Olympicu funkcjonuje 1200 zawodników. Mamy w tej chwili 65 grup szkoleniowych, z czego zdecydowana większość to drużyny Grassroots. Owszem, mamy też zespoły, w których poziom zaawansowania jest wyższy, a zawodnicy chodzą do klas piłkarskich. Aczkolwiek w pewnym momencie występuje pewien konflikt interesów. Gdy kilku naszych najbardziej utalentowanych zawodników z kategorii młodzika odejdzie do najlepszych akademii w Polsce, to trudno nam później rywalizować z tymi dominującymi ośrodkami. Nie można nas stawiać na równi z Śląskiem, Górnikiem, Rakowem czy Zagłębiem.

Mówił pan o tym, że waszym głównym celem jest dostarczania zawodników do akademii Śląska Wrocław. Założycielami i prezesami szkółki są Dariusz Sztylka i Krzysztof Wołczek, ikony Śląska Wrocław, ale też obecni pracownicy tego klubu. Czy można powiedzieć, że Olympic Wrocław stanowi zaplecze kadrowe dla akademii Śląska Wrocław? To są takie rezerwy Śląska?

– Nie ma co ukrywać, że od samego powstania naszego klubu współpraca z Śląskiem Wrocław była bardzo ścisła. Ciekawostka – przez te dziesięć lat zmieniali się prezesi i dyrektorzy w Śląsku, a zawsze nasze relacje były bliskie i pozytywne. Obecnie jesteśmy złotym partnerem Śląska Wrocław. Czy jesteśmy rezerwami? Na pewno unikałbym tego słowa.

A zapleczem kadrowym dla akademii Śląska?

– Myślę, że tak, jesteśmy zapleczem Śląska Wrocław. Od dwudziestu lat funkcjonuje w zarządach klubów wrocławskich i sądzę, że to też powinna być rola każdego przedstawiciela piłkarskiego w tym mieście. We Wrocławiu sytuacja jest o tyle łatwiejsza, że w Ekstraklasie funkcjonuje tylko jedna drużyna – Śląsk Wrocław. Wszystkie kluby powinny pracować dla Śląska Wrocław, żeby nasi wychowankowie tam trafiali i w przyszłości debiutowali w  Ekstraklasie. Zapleczem Śląska Wrocław powinien być nie tylko Olympic, ale też Parasol Wrocław, FC Wrocław Academy czy Ślęza Wrocław. Z tych klubów też trafiają utalentowani chłopcy do Śląska. Uważam, że współpraca na linii Olympic – Śląska jest zażyła, szczera, uczciwa, co mnie niezmiernie cieszy. To jest naturalna i logiczna współpraca. Myślę, że błędem Olympicu byłoby obieranie sobie za cel bycie konkurencją dla Śląska Wrocław. Nasza mądrość polega na tym, że zdajemy sobie sprawę z tego, że akademia Śląska jest numerem jeden we Wrocławiu i to jest miejsce docelowe naszych najbardziej utalentowanych zawodników. Naszą rolą jest wydobycie tego, co najlepsze z zawodników i trenerów, żeby mogli wejść na wyższy poziom. Pracujemy w mniejszej presji i ciszy, dążąc do tych celów.

Zaznaczył pan, że: „przez te dziesięć lat zmieniali się prezesi i dyrektorzy w Śląsku, a zawsze nasze relacje były bliskie i pozytywne”. Myślę, że to wynika po prostu z tego, że założycielami waszego klubu są byli zawodnicy Śląska Wrocław, którzy dalej pracują w tym klubie. Dla nich to jest naturalna kolej rzeczy, skoro dalej są związani z tym klubem, a mają swoją szkółkę, to wiążą jeden interes z drugim.

– Zgadza się, fakt, że Dariusz Sztylka i Krzysztof Wołczek są założycielami Olympicu to kolejna wartość dodana i argument na to, że nasza współpraca ze Śląskiem Wrocław jest zażyła i ścisła. Jednak chciałbym podkreślić, że wielu byłych zawodników Śląska założyło swoje szkółki piłkarskie i oni raczej tak zaciekle nie dążyli do tego, żeby współpracować z akademią Śląska.

Tak, ale istotne jest to, że Sztylka i Wołczek do dziś pracują w Śląsku. Tego faktu nie można pominąć. 

– Tak, na pewno fakt, że obaj funkcjonują w strukturach Śląska Wrocław, ma duży wpływ na to, że tak dobrze żyją ze sobą te dwa podmioty. Dariusz Sztylka jest dyrektorem sportowym Śląska a Krzysztof Wołczek jest pierwszym trenerem drużyny rezerw. Mówiłem o tym, że nasi najlepsi zawodnicy trafiają do Śląska, ale warto zaznaczyć, że Olympic też jest świetnym miejscem dla chłopaków z tej akademii, którzy mają słabszy okres. Mogą do nas przyjść na wypożyczenie i się odbudować. Krzysztof Kurowski to świetny przykład na to, że można taką drogę przebyć. Był u nas pół roku, nabrał pewności siebie i gdy wrócił do Śląska, to otrzymał powołanie na konsultację szkoleniową do reprezentacji Polski U-15.

Czym się wyróżniacie jako szkółka we Wrocławiu? Jakie są wasze mocne strony?

– Na pierwszym miejscu wymieniłbym pozytywną atmosferę, jaka panuje w klubie i pasję, jaką odznaczają się pracownicy klubu. Pracuje u nas trzydziestu trenerów. Są to ludzie pełni pozytywnej energii, ambicji i pasji do piłki nożnej. Innowacyjnością, jaką możemy się pochwalić, jest to, że w naszym klubie funkcjonują trenerzy-mentorzy. Polega to na tym, że przez pierwsze trzy miesiące pracy nowego trenera w naszym klubie towarzyszy mu trener-mentor, który pomaga mu w realizacji zajęć treningowych – nagrywa je i później omawia. Duży nacisk kładziemy na rozwój trenerów, żeby podnosili ciągle swoje kompetencje. Stawiamy też na wewnętrzne szkolenia. Kolejnym naszym atutem jest to, że mamy czternastu koordynatorów (m.in. koordynator ds. kat. skrzatów, żaków, bramkarzy, ds. współpracy z przedszkolami i szkołami, koordynator ds. treningów indywidualnych, ds. ProTrainUp) oraz radę programową. Dbamy o to, żeby każda płaszczyzna szkoleniowa była jak najlepiej zorganizowana. Mamy koordynatora ds. skrzatów, żaków, orlików itd. Nasi koordynatorzy mają konkretne plany do zrealizowania, to nie jest tak, że oni tylko nadzorują prace innych – prowadzą też szkolenia, jeżdżą i hospitują trenerów, wydają na dany miesiąc suplementy. Dbamy o to, żeby każdy nasz szkoleniowiec był objęty jak najlepszą opieką merytoryczną. Mimo tego że jesteśmy zwolennikami systemowej pracy, to dajemy wolność i przestrzeń trenerom na to, żeby realizowali swoje pomysły i projekty. W zeszłym sezonie trener Kacper Walczyk wprowadził projekt dot. treningów indywidualnych. Ta inicjatywa się sprawdziła i jest nadal realizowana w naszym klubie. W każdy czwartek zawodnicy mają trening formacyjny z uwzględnieniem zadań indywidualnych. To co nas może jeszcze odróżniać od innych klubów, że jesteśmy nienasyceni i cały czas chcemy się rozwijać. Widzimy rezerwy i cały czas chcemy się polepszać.

Od wielu lat jest pan związany z szkoleniem dzieci i młodzieży. Co pana zdaniem jest najważniejsze w pracy z najmłodszymi, którzy stawiają swoje pierwsze kroki z piłką?

– To jest bardzo fajne pytanie, na które nie ma jednej poprawnej odpowiedzi. Z mojej perspektywy, osoby pracującej 18 lat z dziećmi w wieku 4-12 lat, mogę powiedzieć, że kluczowe jest stworzenie przyjaznego środowiska i atmosfery dla tych dzieci. Często my, trenerzy o tym zapominamy, a jest to bardzo ważne. Jeżeli o to zadbamy, a sami będziemy mocno zaangażowani w zajęcia i wręcz kipieli pozytywną energią, to sprawimy, że dziecko będzie chciało przychodzić na kolejne. Dlatego uważam, że podstawą powinno być stworzenie przyjaznej atmosfery na zajęciach. Szkoleniowcy często zwracają uwagę na to, żeby dopiąć wszystkie sprawy organizacyjne na ostatni guzik i to, żeby ćwiczenia były świetnie przygotowane, zgodnie z normami – oczywiście to też jest ważne – ale największa uwaga powinna być postawiona na kontakt z tymi małymi ludźmi. Gdy o to nie zadbamy, to wiele dzieci po czasie zrezygnuje z piłki. Gdy mały zawodnik nie ma więzi z trenerem i klubem, a do tego dojdą jeszcze inne okoliczności, to łatwiej mu rzucić treningi na dobre. A zależy nam na tym, żeby dzieci jak najdłużej ten sport uprawiały.

Ważna jest też konsekwentna praca trenera. Mam wrażenie, że młodzi szkoleniowcy często popadają ze skrajności w skrajność – przeczytają jeden artykuł i zmieniają całą koncepcję szkolenia. PZPN na platformie Łączy Nas Trening proponuje przykładowe konspekty zajęć. Kapitalna sprawa! Młodzi trenerzy mają możliwość pójścia drogą, gdzie wszystko jest zaplanowane. W Olympicu zauważamy, że dalej sprawność ogólna jest na niskim poziomie. Dlatego na każdym treningu dbamy o koordynację ruchową. To jest fundament, od którego należy zacząć i dopiero później można zająć się aspektami technicznymi czy rozumienia gry. W dalszym etapie trzeba dbać o każdy element – techniczny, motoryczny, mentalny, taktyczny i rozumienia gry. Wszystkie muszą być kompleksowe rozwijane. To jest jak z rowerem, które koło jest ważniejsze przednie czy tylne? Oba są równie ważne i tak samo jest w treningu piłki nożnej, należy zwracać uwagę na aspekty, które przed chwilą wymieniłem.

Co powinien robić trener piłki nożnej na zajęciach z najmłodszymi, żeby dziecko nie przestało chodzić na treningi? Rolą takiego szkoleniowca na pewno nie jest tylko przygotowanie i realizacja ćwiczeń.

– Na naszych wewnętrznych szkoleniach w Olympicu podkreślamy trenerom, żeby dbali o powiększanie wiedzy, jeśli chodzi o aspekty stricte związane z przeprowadzeniem ćwiczeń (tworzenie realnych warunków gry oraz podejście holistyczne), ale podkreślamy też istotną rolę rozwoju umiejętności miękkich – liderowanie, inspirowanie i komunikacja z zawodnikiem oraz rodzicem. Trener grup dziecięcych powinien być liderem, który inspiruje. W taki sposób możemy utrzymać dzieci dłużej przy piłce. Ostatnio pani dyrektor żłobka, do którego chodzi moja córka, powiedziała mi, że bardzo jej podoba się podejście jednego z trenerów Olympicu, który prowadzi zajęcia z najmłodszymi. Podkreślała, że szkoleniowiec rozmawiał z dziećmi, opowiadał różne historie i zachęcał do tego, żeby oglądały mecze czy efektywnie spędzały czas wolny, żeby się rozwijały. Widziała, że trener jest pełen pasji, którą stara się przekazywać tym dzieciom. Trener powinien być wzorem do naśladowania. Osobą, która sprawi, że dziecko pokocha piłkę.

Jakie są plany Olympica na przyszłość? Co możecie jeszcze zrobić, żeby usprawnić szkolenie? Na czym chcecie się skupić w najbliższym czasie?

– Każdego roku wyznaczamy sobie pięć strategicznych celów na dany sezon. Na pierwszym miejscu jest rozwój i szkolenie trenerów. Na drugim miejscu postawiliśmy budowę własnej bazy szkoleniowej. Jesteśmy już po pierwszych rozmowach z wójtem gminy pod Wrocławiem i mamy nadzieję, że uda nam się pozyskać grunty, na których zbudujemy od dwóch do czterech pełnowymiarowych boisk z pełnym zapleczem klubowym. Kolejnym naszym celem jest rozwój piłki kobiecej. Bierzemy udział w projekcie UEFA Playmakers. Nasza trenerka Paulina Łukaszewicz dba o rozwój tej inicjatywy. Mamy trzy grupy dziewczynek i chcemy, żeby dalej piłka dziewczęca w naszym klubie się rozwijała. Możemy pochwalić się tym, że od dwóch lat wraz z Dolnośląskim ZPN organizujemy cykliczne turnieje od poziomu skrzata, żaka i orlika. W tych turniejach w jeden weekend bierze udział sto zespołów dziecięcych. Chcemy być klubem, który organizuje wspaniałe wydarzenia sportowe zgodne z trendami, które wyznacza PZPN, czyli turniej bez ewidencji tabel i wyników. Najważniejsza jest radość dzieci z gry. Naszym piątym celem jest szeroko pojęty skauting. W klubach z małych miejscowości pod Wrocławiem jest wiele utalentowanych zawodników. Chcielibyśmy zbudować taki model funkcjonowania klubu, gdzie młody zawodnik z mniejszej miejscowości trafia do Olympicu, a później do ekstraklasowej akademii. 

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. PZPN