Pierwszy trener: Lucjan Klisiewicz

Z niewielkiego klubiku do średniej wielkości szkółki, ze średniej wielkości szkółki do dużej akademii. Właśnie taką drogę przeszedł Lucjan Klisiewicz, młodzieżowy reprezentant Polski oraz napastnik I-ligowej Puszczy Niepołomice.

Pierwszy trener: Lucjan Klisiewicz

20-latek rozpoczął swoją przygodę z piłką od gry w Głogovii Głogów Małopolski, a następnie trafił do Akademii Piłkarskiej Ziomki Rzeszów. – Od początku powstania naszej akademii grał u mnie jeden chłopak z Głogowa, który był dobrym kolegą Lucka. Chyba chodzili nawet do jednej klasy w szkole podstawowej. W każdym bądź razie, przyprowadził go kiedyś na trening, to był 2011 lub 2012 rok. Gdy dzieciak trafia do nowego zespołu, gdzie jest dwudziestu innych chłopaków, to zazwyczaj początkowo ciężko jest mu się odnaleźć, a Lucek zrobił takie wrażenie, że wszyscy się zastanawiali, skąd on się wziął? – wspomina Maciej Baran, jeden z pierwszych trenerów Lucjana Klisiewicza.

Co sprawiło, że pozostali zawodnicy tak na niego zareagowali? Czym się wyróżniał? – Przede wszystkim fizycznie i motorycznie. Był bardzo szybki i miał mocne uderzenie. Prowadziłem go przez pięć lat i największą różnicę robił właśnie w tych dwóch aspektach. Jak do mnie trafił, to nie miał zbyt dobrej techniki, ale jak na swój wiek, był bardzo wyrośnięty. Technikę nabył z czasem. Gdy wypuszczał sobie piłkę do przodu, to nikt nie był w stanie go dogonić – tłumaczy Baran.

Myśląc o rzeszowskich akademiach, od razu do głowy przychodzą Resovia i Stal, które mają swoje zespoły w CLJ-kach, aczkolwiek w roczniku Klisiewicza najmocniejsi w stolicy województwa podkarpackiego byli chłopcy z Ziomków Rzeszów. – Mieliśmy bardzo dobry rocznik 2002, niektórzy dalej grają na fajnym poziomie. Pamiętam, że w pierwszym sezonie w młodziku młodszym wygraliśmy ligę podkarpacką, a Lucek wówczas rywalizował z kolegą z drużyny – Bartkiem Korbeckim, który dzisiaj jest w rezerwach Górnika Zabrze – o tytuł króla strzelców rozgrywek. Przed ostatnim meczem chłopcy mieli po ok. pięćdziesiąt bramek na koncie, jednakże Lucek doznał kontuzji, więc nie mógł poprawić swojego dorobku strzeleckiego i praktycznie był zmuszony się poddać. Bardzo chciał zagrać, ale mówię mu, że nie rady. Pobiegał z dziesięć minut i musiał zejść z boiska. Tyle szczęścia dla niego, że Bartek nie strzelił gola, więc to on został królem strzelców ligi – wyjaśnia Maciej Baran.

Lucjan Klisiewicz był wyróżniającym się napastnikiem w swoim roczniku na Podkarpaciu, natomiast do kadry województwa się nie łapał. Inaczej, był na kilku zgrupowaniach, ale przegrywał rywalizację m.in. z… Michałem Rakoczym z UKS-u Szóstka Jasło czy Kacprem Sadłochą ze Stali Mielec. – Nie wiem, dlaczego tak było… – mówi szczerze jeden z jego pierwszych szkoleniowców.

Jakim dzieckiem był młody napastnik? – Był bardzo spokojnym i grzecznym dzieckiem. Nie był typem lidera, nigdy też nie był kapitanem zespołu, chociaż wyróżniał się umiejętnościami piłkarskimi. Rodzice dobrze go wychowali, ale z racji swoich obowiązków zawodowych i pracy na różne zmiany rzadko mogli przywozić go na treningi do Rzeszowa, więc bardzo prosiłem jego mamę, żeby Lucek dojeżdżał z tym drugim chłopakiem, Łukaszem. Później doszedł do nas jeszcze trzeci chłopak z Głogowa Małopolskiego, więc było trochę prościej – odpowiada Baran.

Kolejnym przystankiem w karierze 20-latka była Akademia Piłkarska Ruchu Chorzów. – Nie mieliśmy sobie równych na Podkarpaciu, a to też nie była np. ta Stal, co jest teraz. Mówiłem jego rodzicom, że jeżeli ma odejść, to tylko do lepszego klubu, żeby mógł się dalej rozwijać. Nie ma sensu, żeby był gwiazdą słabszego zespołu, skoro było widać, że ma potencjał. Rodzice przywiązywali również dużą wagę do jego edukacji, spokojnie skończył gimnazjum w Rzeszowie i dopiero później trafił do Ruchu. Wcześniej do Chorzowa przeniósł się Bartłomiej Korbecki. Jak byli tam we dwójkę, to stworzyli taki duet, że Lucek zdobywał bramki, a Bartek mu asystował, bo najczęściej grał na ósemce lub dziesiątce – zaznacza Maciej Baran.

Wejście do „Niebieskich” miał iście piorunujące. W debiucie w Centralnej Lidze Juniorów U-17 zdobył cztery bramki w starciu ze Stilonem Gorzów Wielkopolski, a rundę jesienną zamknął z dorobkiem 16 goli i… kolejnym tytułem króla strzelców rozgrywek. – Początki były ciężkie. Zamieszkałem w internacie, pojawiły się nowe obowiązki, do tego doszła rozłąka z rodzicami. Ale z czasem się przyzwyczaiłem. W szatni mamy świetną atmosferę, wszyscy się ze sobą dobrze dogadują. To był mój pierwszy mecz w tej lidze, więc było to dla mnie spore przeżycie, ale po strzeleniu tych czterech bramek stres zszedł i do kolejnego spotkania podchodziłem już tylko z myślą o zdobywaniu kolejnych goli – przyznał zawodnik w rozmowie z klubową stroną.

Klisiewicz nie zdążył zadebiutować w seniorach Ruchu, ponieważ został sprzedany do Puszczy Niepołomice. Jego początki w tym klubie nie należały do najlepszych, więc zimą sezonu 2020/21 został wypożyczony do Skry Częstochowa. Tam również się nie przebił, minuty zbierał głównie z ławki, ale za to wystąpił w obu spotkaniach barażowych, które przesądziły o awansie do I ligi. Ubiegłą kampanię znów spędził na wypożyczeniu, tym razem w IV-ligowej Watrze Białka Tatrzańska.

Pierwszy mecz tegorocznego sezonu, rywalem Puszczy Niepołomice był Górnik Łęczna. 20-latek wychodzi w wyjściowym składzie i… przedwcześnie musi zejść do szatni, ponieważ obejrzał czerwoną kartkę. Zaczęło się słabo, aczkolwiek Tomasz Tułacz nadal na niego stawia, a „Lucek” odwdzięcza się w czwartej kolejce hat-trickiem w rywalizacji z Chojniczanką Chojnice. – Potrzebował się przełamać, akurat jak pan dzwonił, to chwilę wcześniej oglądałem jego występ w reprezentacji Polski U-20, wszedł na boisko w 81. minucie. Wierzyłem w to, że mu się uda, bo wiedziałem, jakie ma możliwości. W Ruchu Chorzów mocno się rozwinął, trafił tam na dobrego trenera. Jak od nas odchodził, to też nie był ten sam zawodnik, który trafił do nas z Głogovii. Mamy ze sobą regularny kontakt, dwa lata temu odwiedził nas w Rzeszowie i pomógł trenerowi w przeprowadzeniu zajęć z dzieciakami. Myślę, że trochę nam zawdzięcza. On potrzebował iść do nas z Głogowa, a następnie do jeszcze lepszego klubu. Mam nadzieję, że będzie bardziej regularny – tego mu życzę – kończy Maciej Baran.

ROZMAWIAŁ BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix