Łobodziński: „Alkohol już nie jest problemem szatni piłkarskich”

Gościem 178. odcinka podcastu „Jak Uczyć Futbolu” był Wojciech Łobodziński, legenda Miedzi Legnica, z której na początku października go zwolniono. Spisaliśmy najciekawsze wypowiedzi z tej ponad godzinnej audycji.

Łobodziński: „Alkohol już nie jest problemem szatni piłkarskich”

O zwolnieniu z Miedzi Legnica:

– Pierwszy raz się spotykam z taką sytuacją, że zostałem zwolniony i trzeba się z tym mierzyć. Oczywiście jako piłkarz byłem pogoniony z kilku klubów, ale taka sytuacja pierwszy raz się zdarzyła i nie powiem, że było mi łatwo, bo na pewno nie. 

O Jurichu Carolinie:

– To jest w ogóle ciekawy przypadek piłkarza o ogromnym potencjale, ale z fatalnym podejściem do swojej pracy. Mówiłem kiedyś, że nigdy w życiu nie będę pilnował piłkarzy, kontrolował, co robią wieczorami, jak się prowadzą, ale w tym przypadku mogłem zrobić więcej, bo gościowi rodzi się dziecko, zwalniam go dwa tygodnie wcześniej, wraca i ma na wadze 7 kilogramów więcej po urlopie… Co zrobić z takim gościem? On się tak naprawdę odkręca dopiero teraz, czyli praktycznie cała runda stracona. Wydawało mi się po sezonie I-ligowym, że gościu wyjedzie zagranicę albo pójdzie do lepszego klubu, bo to był najlepszy boczny obrońca w I lidze.

Dlaczego Łobodziński nie miał zamiaru kontrolować swoich piłkarzy?

– Ogólnie ufam ludziom i właśnie była prezes Miedzi, pani Martyna, mówiła mi, żebym… tego nie robił. Zawsze powtarzała, żebym zbyt łatwo ludziom nie ufał, bo mnie wysterują. To się bierze też z doświadczenia z pracy z trenerami, z którymi miałem przyjemność pracować, szczególnie tymi zagranicznym. Często to powtarzałem, że trenerzy Beenhakker czy Maaskant mieli to w nosie, bo argument jest jeden – zarabiasz ogromne pieniądze, jesteś zawodowcem i co to zmieni, że będziesz kontrolować tych piłkarzy i karał? Nic nie zmieni, zawodnik wyjdzie na trening, na boisko i tak to się odbije. To nie jest dziecko, to są dorośli mężczyźni, często ojcowie czy mężowie. Oni muszą sami wiedzieć, co mają robić. Nie da się wszystkich upilnować i nawet, gdy jakieś sygnały do mnie dochodziły, to mówiłem, że mnie to nie interesuje. Interesuje mnie boisko, szatnia. Wiadomo, że się człowiek sparzył na tym, ale nie zamierzam tego zmieniać, bo ja ogólnie ufam ludziom i w większości przypadków to się jednak sprawdza. 

O byłych piłkarzach w zawodzie trenera:

– Pamiętam, jak w Szkole Trenerów PZPN wykładał Jan Urban i powiedział, żebyśmy jako piłkarze, którzy grali na określonym poziomie, wchodząc do szatni, zapomnieli, że graliśmy w piłkę. Coś w tym jest, ja się z tym zgadzam. Piłkarskie doświadczenia mają nam pomóc, ale piłkarze teraz, szczególnie młodzi, nie pamiętają nas z boisk, mają to gdzieś – chcą trenera, a nie byłego piłkarza. To się przydaje, bo wiem, co oni myślą, ale docelowo to nie działa.

O międzynarodowej szatni w Legnicy:

– W pewnym momencie barierą był język. Ja, sztab oraz wszyscy lepiej lub gorzej radziliśmy sobie, jeżeli chodzi o język angielski i tu nie było problemów, natomiast nie wszyscy piłkarze mówili po angielsku, szczególnie Brazylijczyk Bruno, który mówił po portugalsku, trochę po francusku, ale po angielsku nic i trzeba było kombinować. Później prowadziliśmy odprawy w dwóch językach, czyli slajd po polsku, slajd po angielsku i dalej, bo inaczej się nie dało. Nie powiem, że to był problem, ale trochę rozpraszało. Mieliśmy różne podejście. Najpierw robiliśmy odprawę w języku polskim, a później chcieliśmy, żeby zostali zawodnicy anglojęzyczni, ale z drugiej strony robić dwie odprawy? Trochę bez sensu.

Jaki cel przed sezonem założyli sobie w Miedzi Legnica?

– Szczerze liczyłem na to, że będziemy w pierwszej dziesiątce. Nawet byłem przekonany o tym. Wiele rzeczy się złożyło na to, że tak się nie stało, ale… Ten awans przyszedł bardzo szybko i teraz można powiedzieć, że nadspodziewanie łatwo. Być może, ale to też jest dla mnie nauczka, że zgubiło mnie trochę, że to tak łatwo przyszło i myślisz sobie, że w sumie easy job. Życie nie jest łatwe i ja się o tym przekonałem. Mam mega nauczkę i każdego dnia myślę, że może trzeba było być bardziej czujnym, zwrócić na pewne rzeczy uwagę, a potem z drugiej strony przeglądam sobie konspekty, odprawy, rozmawiałem z Radkiem Bellą czy Mateuszem i mówiliśmy sobie, że my naprawdę dużo zrobiliśmy, żeby to się udało. To nie jest tak… Próbuję sobie znaleźć coś, co mógłbym sobie zarzucić, że tego nie zrobiłem. Może wcześniej ustawienie zmienić? To są wszystko aspekty taktyczne, to nie jest całość jako trenera. Wiadomo, że pierwszy trener w Ekstraklasie to jest bardzo dużo rzeczy obok dookoła i dlatego się trochę w mediach nie udzielam, bo ja się dalej uczę. Chcę być bardzo dobrze przygotowany do następnej pracy. Uważam, że zabrakło mi czujności.

Jak miała grać „Miedzianka” w Ekstraklasie?

– Na pewno po awansie dużo rozmawialiśmy o bronieniu. Wiedzieliśmy, że jakość ofensywna przeciwników będzie na wyższym poziomie, ale z drugiej strony nie chcieliśmy zmieniać ustawienia, szczególnie na początku sezonu i postawiliśmy na niemal tę samą grupę ludzi. Wiadomo, że Damian, Carolina czy “Maki” wypadli i… to się nie sprawdziło. Wypada ci trzech ludzi, transfery są trochę niewiadomą i to się nie sprawdziło. Zaczęliśmy szukać rozwiązań. Ustawienie 4-1-4-1 było moim ulubionym, chociaż w I lidze zaczynaliśmy od gry w ustawieniu 3-4-3. 4-1-4-1 na przykładzie reprezentacji Włoch wcześniej to jest rewelacja. To jest moje ulubione ustawienie, ale ono się nie sprawdziło. Z jednym defensywnym pomocnikiem, z dwoma 10-tkami nieźle broniącymi, ale mimo wszystko dziesiątkami, to już po penetrujących podaniach na Radomiaku widziałem, że może być problem. Już wtedy widziałem, że jest problem…

O szoku, jaki przeżył, gdy poszedł na pierwszy kurs trenerski:

– Rozmawiam często z Łukaszem Gargułą, który jest teraz na kursie UEFA A i on mówi, że otworzył oczy. Wydawało mu się, że wszystko wiedział, a to nie jest tak do końca. Ja też przyjechałem na pierwsze zjazdy z nastawieniem, że co wy mi tu gadacie, wszystko wiem o piłce. Nic nie wiedziałem. 

O łączeniu pracy trenera z… grą w Ekstraklasie:

– Trener Nowak miał do mnie trochę pretensji w Miedzi o to, że gramy w Ekstraklasie, a ja o godz. 8:00 rano mam trening z juniorami. Trochę miał racji, ale wstawałem, jechałem do akademii, byłem asystentem w juniorach. W sobotę graliśmy mecz z Wisłą Kraków, a w niedzielę jechałem do Oławy na mecz juniorów jako trener. Okej, wiem, że z perspektywy trenera to faktycznie, że tej regeneracji trochę mniej, ale ja też myślałem o sobie wtedy i o tym, żeby już wtedy się rozwijać.

O Szkole Trenerów PZPN:

– To jest troszkę niesprawiedliwa ocena, że Szkoła Trenerów PZPN jest zła. Jeżeli ktoś takie rzeczy mówi, to jest bzdura i nie ma o niczym pojęcia. Nawet rozmawiając z kolegami, którzy gdzieś tam za granicą byli i robili kursy, to mówili, że u nas dawka tej wiedzy jest ogromna.

O pierwszej odprawie przed meczem z Odrą Opole:

– Pamiętam swoją pierwszą odprawę w I lidze. Jak prowadziłem rezerwy w III lidze, to miałem odprawy na luziku, ale moją pierwszą odprawę przed Odrą Opole, to po niej zeszło ciśnienie ze mnie, siedzę, Szymon Matuszek podszedł i mówi: denerwował się trener trochę. Wtedy mnie puściło, bo… Szymon jest super przykładem inteligentnego, doświadczonego, świadomego piłkarza, który takie rzeczy wychwytuje. Piłkarze są coraz bardziej elokwentni, wykształceni, inteligentni i oni takie rzeczy wyłapują. O to chodzi, że musisz być przygotowany. Emocje są fajne, bo jak adrenalina buzuje, to znaczy, że ci też zależy, ale jak jeden wychwycił, to może sześciu wychwycić. Trzeba tego pilnować.   

O większej świadomości piłkarzy:

– To nie są lata 90., gdy chodziło się po baletach i wódka latała po autobusie. Może dam przykład nie na miejscu trochę, ale chyba mogę to powiedzieć. Byliśmy już po awansie, więc można sobie pozwolić na więcej. Nie dość, że wygraliśmy w tej Gdyni, to wracamy i tak po sobie patrzymy, że kurde, ale będzie wesoły autobus, tyle godzin do Legnicy, to mówię chłopakom ze sztabu, że trzeba będzie uważać na nich. Ja się nie będę angażował, ale wy tam ich pilnujcie. Stajemy. Jedna, druga stacja, przychodzą zawodnicy z pytaniem, czy można po piwku, a ja mówię, że… chyba trzeba. Powiedziałem im, żeby sami nie kupowali, tylko niech kierowca kupi. Kierowca idzie, wraca i się cieszy. Pytam się go, co się tak cieszy, a on, że kilka Desperadosów kupili i to wszystko (śmiech). To pokazało, jak to się zmieniło, że naprawdę zawodnicy się pilnują i oni sami wiedzą, że to już nie jest im do niczego potrzebne, to już nie te czasy.

O alkoholu w polskich szatniach:

– Trzeba sobie wprost powiedzieć, że alkohol był problemem w szatniach piłkarskich. Nie tylko piłkarskich, u sportowców w ogóle. Z tego, co wiem, mówili o tym też skoczkowie narciarscy czy piłkarze ręczni. 

O młodych trenerach:

– Jeżeli chodzi o nowych, młodych i bardzo dobrze wykształconych trenerów, myślę, że problemem jest to, że im się wydaje, że to, co oni sobie wymyślili, to że zawodnik w moment to złapie. Między innymi z Radkiem o tym rozmawiałem, że wy sobie nie myślcie, że oni to wszystko zrozumieją. Nie ma takiej możliwości. To, że tobie się wydaje to mega łatwe, że ten tu, ten tam… Nie, nie – postaw się trochę w jego roli i pomyśl, jaką on ma perspektywę. 

O „ładnej” grze swojego zespołu:

– Dalej uważam, że chciałbym, że moja drużyna grała ładnie. Nie chcę być tylko i wyłącznie nastawiony na wynik. Wynik jest oczywiście najważniejszy, ale jak mam umierać, to za swoje przekonania. Trochę za to umarłem trenersko w tym sezonie, bo my naprawdę momentami graliśmy nieźle. Nie mówię, że tak, jak na Legii, na każdy mecz mamy wyjść z szablą na przeciwnika w teorii mocniejszego, ale mimo wszystko ta estetyka… Futbol ma cieszyć i patrząc na finał Francja – Argentyna, to aż się człowiek modlił, żeby to trwało i trwało. 

O odpoczynku:

– Nie umiem odpoczywać. To był największy mój problem. Kurczę, byłem na wakacjach z żoną dwa tygodnie teraz, te mistrzostwa świata i tyle oglądania. Byłem na Teneryfie, były dwa dni przerwy od meczów, ale patrzę, że Segunda Division gra, to poszedłem na mecz Tenerife z Deportivo Alaves. Super mecz, obejrzałem na żywo (śmiech). Nie potrafię odpoczywać. Wiem, że przynajmniej przez ostatnie 2 lata trochę się to odbiło na mojej rodzinie, ale na razie nie potrafię przeżyć jednego dnia bez piłki.

O braku cierpliwości:

– Nie mam do nikogo w Miedzi pretensji, że nie wytrzymali ciśnienia, bo wydaje mi się, że pan Andrzej Dadełło bał się powtórzyć sytuacji Miedzi z poprzedniego pobytu w Ekstraklasie i spadku. Cierpliwości brakuje na każdym szczeblu. Są przykłady na świecie czy w Polsce, gdzie cierpliwość popłaca. Dajmy ludziom się wykazać, dajmy ludziom pracować i dopiero wtedy oceniajmy. Co trener może pokazać w 7-10 kolejek?

Jakie rady dałby Wojciech Łobodziński młodym szkoleniowcom, którzy marzą o wejściu na szczyt?

– Nie będę powielał tego, co wszyscy mówią, żeby wierzyć w siebie i tak dalej, bo to jest oczywiste. Powiedziałbym, że należy łapać okazję, brać, co dają i nie zastanawiać się. Ja się nie zastanawiałem w przypadku kluczowych decyzji w mojej karierze piłkarskiej czy trenerskiej. Brać, nie wahać się, nie zastanawiać, bo drugi raz może się nie trafić.

ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Fot. FotoPyk