„Nie możesz robić czegoś innego niż grupa. Liczy się kolektyw, a nie jednostka”

Kilka tygodni temu na mundialu w Katarze reprezentacja Japonii pokonała Niemcy i Hiszpanię, odpadając dopiero w 1/8 finału z późniejszym brązowym medalistą, a więc Chorwacją. Jak wygląda szkolenie w Kraju Kwitnącej Wiśni? Odpowiada Tomasz Motyka, polski trener od lat mieszkający w Tokio.

„Nie możesz robić czegoś innego niż grupa. Liczy się kolektyw, a nie jednostka”

Kiedyś już o tym rozmawialiśmy, ale pisałeś też o tym w Asystencie Trenera, że młodzi kandydaci na piłkarzy w Japonii są mocno ukierunkowani w stronę… techniki cyrkowej. Skąd się to bierze?

– Pierwszy boom na piłkę nożną w Japonii miał miejsce w latach 70. i 80. ubiegłego wieku. Wówczas największe triumfy święcili Brazylijczycy i Argentyńczycy. Z tamtego okresu można znaleźć urywki, gdy do Japonii przyjeżdżały największe brazylijskie gwiazdy jak Jairzinho. Ci piłkarze mieli już swoje lata, ale dalej czarowali techniką. Japończycy nie mieli swojej tożsamości piłkarskiej. Wyszli więc z założenia, że to jest coś, czego trzeba się nauczyć. Według nich to świadczy o tym, że jesteś dobrym piłkarzem.

Różnica jest jednak zasadnicza. W Brazylii dziecko gra w klubie piłkarskim, futsalowym, kopie piłkę na ulicy, spędza mnóstwo czasu aktywnie. To nie jest jeszcze kraj tak rozwinięty w wielu miejscach, jak Europa czy Japonia, gdzie dzieci w dużej mierze przebywają ze smartfonami. Ogólnie rzecz biorąc, ilość ruchu i liczba treningów jest okrojona w tym porównaniu. Technika jest fundamentem. Tylko kwestia, jaka technika? Lawirowanie między pachołkami na treningu czy trochę bardziej ukierunkowana na grę z przeciwnikiem w meczu, z deficytem czasu? To się zmienia cały czas. Gdy pisałem wspomniany artykuł, trwała pandemia. Od tamtej pory nieco się zmieniło, aczkolwiek nadal w dużej mierze technika cyrkowa jest czymś, na co mocno się stawia.

Jaki procent czasu poświęcony jest na taki rodzaj techniki w treningu w danych kategoriach wiekowych?

– W kategorii, w której jestem, czyli U-12, a zwłaszcza w młodszych, czyli U-8 lub U-9 schodzi na to bardzo dużo czasu. Oczywiście to wszystko zależy od klubu, akademii, trenera. Jak może wyglądać 2-godzinny trening? Rozpoczynają zbiórką, kilka minut na przywitanie, omówienie zajęć, a następnie przez kwadrans żonglerka. Są dodatkowe zadania: prawa, lewa noga, główka, w zależności od stopnia zaawansowania grupy. Później trener rozstawia pachołki w rzędzie. Jeśli trafi się w miarę świadomy szkoleniowiec, to zrobi kilka rzędów i będą małe kolejki. Jeśli jest wolontariuszem, co jest bardzo popularne lub po prostu rodzicem prowadzącym zajęcia za darmo, wówczas mogą być kolejki nawet do dziesięciu dzieci – każdy z piłką i dryblują wokół pachołków. To trwa kolejne 20-25 minut. Mamy już nawet 40 minut treningu…

Jeszcze nie pojawił się przeciwnik!

– Tak… Następnie pojawiają się strzały na bramkę. Tak, jak to wyglądało kilkanaście lat temu w okręgówce czy A-klasie. Trener na linii pola karnego, pozostali podają do niego, on odgrywa i jest popularna „strzelba”. Na koniec gra 8×8.

Wychodzi na to, że dopiero w grze pojawia się przeciwnik.

– Niestety nadal w wielu klubach tak to wygląda. Tendencja jest taka, że się odchodzi od tego, ale na najniższych poziomach dalej zajęcia są prowadzone w ten sposób.

Reprezentacja służy za wizytówkę. Jednak nawet Japończycy, którzy pojawiają się w polskiej lidze, wyróżniają się techniką na tle polskich piłkarzy. Czy to samo można powiedzieć o dzieciach i młodzieży?

– Nie pracowałem w Polsce jako trener i dawno nie było mnie w kraju. Nie mogą zatem powiedzieć tego z całą stanowczością. Wydaje mi się jednak, że tak może być.

W ubiegłym roku mój klub był na turnieju Iber Cup w Hiszpanii. Były tam zespoły z całego świata – miejscowi, ekipy z USA, Zatoki Perskiej i tak dalej. Na tym tle nasz zespół wypadał na bardzo dobrze wyszkolony technicznie. Ogólnie w Japonii to nie jest tylko technika cyrkowa. Ma to przełożenie na grę. Japończycy bardzo lubią także 1×1, w różnych formach, gry na utrzymanie się przy piłce czt ze strzałem na bramkę. Jest tego bardzo dużo i dzięki temu, zwłaszcza w młodszych kategoriach, to naprawdę daje efekty.

Gra 1×1 dotyczy w Japonii najmłodszych kategorii wiekowych czy utrzymują to także u starszych?

– Najmocniejszy nacisk jest kładziony do U-12. Tego jest bardzo dużo w tym wieku. Później w piłce 11-osobowej zmienia się trening, zmieniają się wymagania. Może nie odchodzą kompletnie od tego, ale jest to bardziej zbilansowane. W najmłodszych kategoriach wiekowych gier 1×1 i techniki bez przeciwnika jest bardzo dużo. Warto też wiedzieć, że od początku tam gra się – według wytycznych Związku – 8×8.

Od najmłodszych 8×8 trochę mi się kłóci z tym stawianiem na grę 1×1

– To są wytyczne Związku. Taka liczebność występuje w rozgrywkach oficjalnych. Jednak trzeba wiedzieć, że w Japonii nie ma rozgrywek ligowych aż do U-12, w ogóle. Raz do roku jest oficjalny turniej związkowy, z eliminacjami w swoim okręgu. Wszystko na zasadach pucharowych. Przegrywasz pierwszy mecz i koniec. Możesz zagrać jeden oficjalny mecz w roku.

Związek jedno. Jak trenerzy do tego podchodzą w sparingach? Nadal 8×8 czy jest świadomość trenerów, żeby zmniejszać liczebność drużyn?

– Zależy od wielu czynników. Od trenera, klubu, warunków. Jeżeli masz pełnowymiarowe boisko, to dla nich jest możliwość stworzenia dwóch boisk 8×8 w poprzek, na każdej połowie. Takich boisk jest jednak mało, zwłaszcza w Tokio. Wiele meczów odbywa się zatem na kortach futsalowych, z rozmiarami 40×20 metrów – wtedy nie da się grać 8×8. Jednak zamiast grać 5×5 i tak próbują jednego dołożyć i zagrać 6×6.

Po dziesięciu latach widzę pewne aspekty kulturowe w tym względzie. Tu jest bardzo ważne, żebyś brał w czymś udział. Nie jest ważne, jak ci pójdzie i czy jesteś w tym dobry. Ważne, że jesteś w grupie i bierzesz udział. Dlatego oni wolą, wiem to na podstawie rozmów z trenerami i ludźmi, by wszyscy grali. Masz ośmiu zawodników w drużynie i boisko do futsalu? Jeżeli to tylko możliwe, starają się ich „upchnąć”. Wtedy wszyscy grają. A to, że jest jeden wielki chaos, mała powierzchnia do gry 8×8 i rzadko dotykasz piłkę, to nikogo nie obchodzi. Ważne, że jesteś na boisku i „grasz”. Ja bym zrobił 4×4 i dwie grupy, które się wymieniają. Dla nich to jednak czterech, którzy nie grają.

Rozumiem ich punkt widzenia, zwłaszcza w kontekście najmłodszych – udział jest ważny. Sama realizacja jednak już nie ma podstaw do obrony.

– To jest kulturowe i nie ogranicza się do piłki nożnej. W szkole, pracy czy innych aktywnościach najważniejsze jest, żebyś brał udział. Skoro jak najwięcej osób bierze w czymś udział, ty też musisz. Nie możesz czuć się wyalienowany. Nie możesz robić czegoś innego niż grupa. To jest Azja i filozofia konfucjańska. Liczy się kolektyw, a nie jednostka.

Trenerzy zdają sobie sprawę, że mniejsza liczba zawodników na boisku równa się większej liczbie kontaktów z piłką. Jest także efektywniejszy trening. Ale wtedy część osób nie gra. Martwią się tym, jak to będzie odebrane z zewnątrz. Rodzic będzie się martwił, dlaczego ich dziecko nie gra. „Przecież można dołożyć dwie osoby i wszyscy zagrają” – takie jest myślenie. Dla nich fakt, że ktoś będzie miał więcej kontaktów z piłką, nie jest kwestią pierwszorzędną. Oczywiście to zależy od klubu, ale to zdecydowanie kwestia kulturowa.

Trochę się to kłóci z tym graniem 1×1. Tutaj jednostka, mnóstwo kontaktów z piłką, czyli coś, co jest pożądane od najmłodszych lat. Z drugiej strony kwestie kulturowe i ten kolektyw, o którym mówisz.

– To jest kwestia: trening a gra. W treningu jesteś ty i piłka. W meczu wszyscy mają być na boisku. Kluczem jest znalezienie balansu między jednostką a grupą.

Nie trudno znaleźć w internecie treści o innym aspekcie japońskiej kultury. Japończycy nie wychodzą z pracy, dopóki nie wyjdzie szef. Można nie mieć nic do roboty, ale siedzieć, żeby pokazać, ile czasu spędza się w pracy. W swoim artykule wspominałeś, że treningi potrafią trwać 3-4 godziny, mimo że ich intensywność jest zerowa.

– To jest ta sama kwestia. Nie ważna jest jakość, tylko ile czasu nad czymś spędzisz. Zamiast zrobić dobry i krótszy trening, to wszystko się rozwleka. Jeżeli masz boisko na trzy godziny, a trening zrobisz w półtorej, wiadomo, że nie schodzisz, bo szkoda tego czasu. Ja robię zaplanowany trening, a jeśli zostanie czas, wówczas zostaje z dziećmi i niech one sobie same grają. Mierzę im czas, ale moja rola jako trenera się skończyła – to jest czas dla nich. W wielu klubach to wygląda tak, że jeśli boisko jest na cztery godziny, to trening trwa cztery godziny. Dzieciaki stoją, nie są w stanie utrzymać koncentracji, bo nic się nie dzieje.

Dorosły nie utrzyma tyle koncentracji.

– Dokładnie, ale „trenowałeś” cztery godziny… To się bierze pod uwagę.

Jak wygląda relacja na linii trener-zawodnik? Mamy w głowie, że na Wschodzie jest zakorzeniona relacja mistrz i uczeń. Coś, co daje ogromną “przewagę” trenerowi. Niekoniecznie jednak daje pole manewru do inwencji dla zawodnika.

– To się zmienia. Tutaj bardzo łatwo jest być trenerem. Dzieci cię słuchają, a rodzic zawsze stanie po twojej stronie. Nawet, jeśli podczas meczu zachowuje się, jak szalony i ma negatywny wpływ na dziecko. Wszystko, co zawodnik usłyszy od trenera, musi respektować. Taki jest wzorzec.

Słyszałem o sytuacjach w Polsce, gdy zawodnik usiadł na ławce, poskarżył się rodzicom i oni już wpadają do trenera z ogromnymi pretensjami. Tutaj nie ma takich sytuacji. Jakakolwiek jest decyzja trenera – dobra czy zła – to tak ma być. Dzieci są dużo bardziej karne, zdyscyplinowane i skupione na swoim celu. Gdy rozmawiam ze swoimi znajomymi z Polski, mówią, że mają kłopoty z frekwencją na treningach. W Japonii jest inaczej. Nie prowadzę ewidencji obecności na treningach, ale w 95% przypadkach są wszyscy. Jest dużo większa dyscyplina i hierarchizacja. Z drugiej strony to też nie jest do końca dobre, bo nie można zapomnieć o  kwestii kreatywności i samoświadomości zawodnika. Dużą rolę na to zaczęli zwracać uwagę w japońskim Związku. Niedawno skończyłem kurs futsalowy – JFA B. Bardzo duża część była poświęcona temu, by wspomagać kreatywność zawodników czy starać się nawiązywać komunikację z równej pozycji, a nie wykorzystywać hierarchii do bycia tym „wyższym” w komunikacji.

W kategorii U-12 jeszcze nie ma z tym problemu, natomiast w U-15 i U-18 zawodnicy mówią to, co myślą. Dość szybko zauważyłem, że raczej nikt się nie przyzna, że czegoś nie wie. Na przykład, gdy im tłumaczę pewne ćwiczenia, zawsze ich się pytam, czy wszystko zrozumieli. Czy każdy wie, co ma robić. Wszyscy odpowiadają, że tak, a potem wychodzi, że może 3 na 10 osób faktycznie zrozumiały.

Na swoim przykładzie powiem, że w Polsce też jest to obecne. Mi się wydaje, że dane ćwiczenie jest zrozumiałe i niby wszyscy potakują. Potem jednak widać, że kilku załapało, a wielu nie wie, o co chodzi.

– Musiałem ich nauczyć, że jeśli czegoś nie rozumieją, to chciałbym, żeby zapytali. Nie ma nic złego w tym, że czegoś nie zrozumiałeś. Ze względu na moje możliwości językowe, komunikacja jest jednak w jakimś stopniu zaburzona. Dziecku oczywiście będzie trudniej to zrozumieć, jeśli powiem coś źle gramatycznie. Teraz jednak udało mi się wypracować i była to jedna z pierwszych i cenniejszych lekcji dla mnie.

Czy dla tamtejszych dzieci to była ujma, żeby czegoś nie wiedzieć?

– Nie, po prostu japońskie dzieci nie są przyzwyczajone do wyrażania swojego zdania. Tak samo jest przeważnie w szkole, ale także w domach rodzinnych, chociaż to zależy od każdego rodzica. Jeśli starsza osoba coś powie, ty masz przytaknąć i na tym się kończy. Nie ma partnerskiej dyskusji, a to nie jest dobre.

Czy to jest coś, co się zmienia w japońskim społeczeństwie?

– Ewoluuje, ale będzie się zmieniać bardzo powoli, gdyż jest mocno zakorzenione w ich świadomości. My – jako Polacy – mamy wrodzoną zdolność do kombinowania. W innym języku nawet trudno to wyjaśnić. To też się szybko nie zmieni. Wiadomo, kwestia globalizacji, dostępu do zachodniej kultury (z perspektywy japońskiej – dop. red.) zrobi swoje. Ale to będzie trwało długo. To nie będzie kwestia jednego pokolenia. Stawiam, że może trzech, czterech, natomiast jest tutaj świadomość tego, że trzeba to zmienić. Japończycy zdają sobie jednak także sprawę, że nie będzie to łatwe.

Dla osoby z Europy to pewien przeskok. Inna kultura, inny sposób myślenia.

– Niby trudne. Mam jednak zdolność adaptacji. Poza tym wiele rzeczy robię po prostu po swojemu. Pracę trenerską rozpoczynałem tutaj od zera. Zbudowałem przez lata swoje przekonania. Jeśli uważam, że czegoś się nauczyłem lub tego doświadczyłem, to tak będę robił, nawet jeśli nikt tak nie robi obok mnie. To też miało wpływ, że szybko złapałem kontakt z dziećmi. Gdy zacząłem pracować, czerpałem wiedzę i kształciłem się od początku. Stworzyłem sobie jednak swój sposób i swoje podejście. One nie jest tutaj powszechne, natomiast nie przejmuję się tym, że wszyscy dookoła robią inaczej. Jeżeli rodzic przychodzi do mnie, chcąc, nie chcąc musi moje metody zaakceptować.

Jak wygląda sprawność ogólna dzieci? Często się zrzuca wszystko na dostępność technologii. W Polsce mamy jej dużo, ale Japonia jest przecież pod tym względem absolutnym światowym topem.

– Wydaje mi się, że jednak nie jest źle. W ciągu kilku lat mojej pracy widzę jednak pewien spadek. Plusem jest to, że lekcje WF-u są obowiązkowe. Tutaj fakt, że musisz brać udział, jest bardzo pozytywny. Nie ma zwolnień lekarskich. Nie ma czegoś takiego, że masz zły dzień i pan ci pozwoli usiąść na ławce. Jeżeli grupa gra w piłkę ręczną, grasz z nimi. Nie ma znaczenia czy umiesz, czy nie. Jeżeli grupa biega, ty biegniesz z nimi. Podstawa jest generalnie wypracowana. Dużo dzieci ma zajęcia z pływania, dodatkowo karate czy aikido. Sprawność ogólna nie jest na jakimś zatrważającym poziomie. Wiadomo, że nie oceniasz 7- czy 9-latka, jak gra w piłkę. Bardziej skupiasz się na tym czy potrafi szybko zmienić kierunek biegu, czy potrafi utrzymać się na jednej nodze. Czy jest skoordynowany, czy przewróci się po kontakcie z rówieśnikiem i tak dalej…

Kwestia smartfonów i gier ma wpływ na to, że dzieci spędzają więcej czasu przed ekranami niż na boiskach. Ostatnio japońskie ministerstwo zdrowia ogłosiło, że coraz więcej japońskich dzieci cierpi na otyłość, co się do tej pory nie zdarzało. Dzieje się tak głównie ze względu na to, że po szkole siadają przed monitorami komputerów czy smartfonów i grają. Jeszcze do niedawna mnóstwo dzieci wychodziło do parku grać w piłkę czy robić inne aktywności. Może nie jest jeszcze w tej kwestii tragicznie, ale będzie tylko gorzej. Trzeba pamiętać, że japońskie społeczeństwo się starzeje.

Jaki wpływ ma Związek na szkolenie w klubach? Rekomendują pewne rozwiązania czy może każdy robi po swojemu?

– Generalnie Związek założył sobie pewne cele. Do 2050 roku chcą zdobyć mistrzostwo świata i konsekwentnie do tego dążą. Mają wizję, co jest dobre. Nie działają doraźnie, założyli sobie cel – oczywiście bardzo odległy – ale mają krok po kroku opracowane, co chcą zrobić i jak zrobić. To jest bardzo dobre. Nie ma jednak kontroli Związku, nie ma jakiegokolwiek systemu certyfikacji, weryfikacji. Każdy sobie rzepkę skrobię. Jest też kwestia poziomu trenerów. Sam z siebie możesz zrobić odpowiednik europejskiego UEFA Grassroots C. Tylko w Polsce potem możesz iść na kolejny krok – UEFA B. Tutaj wychodzi się z założenia, że „C” jest wystarczające do U-12. Nic więcej ci nie potrzeba. Jeżeli chcesz pracować wyżej, idziesz na kolejne kursy. Jednak jeśli nie, to już wyżej nie pójdą. Bardzo mocno się tego trzymają.

W wielu miejscach jest tak, że przy małych klubach obok szkół trenerami są rodzice. To funkcjonuje chociażby w Skandynawii. Tam jednak rodzice mają jakiekolwiek podstawy, pierwszy kurs. Tutaj nie mają najczęściej żadnego kursu. Nikt tego nie kontroluje, każdy może pracować z dziećmi. Nie można zapomnieć, że te osoby pracują za darmo w swoim wolnym czasie, jednakże nie mają elementarnej wiedzy – co, jak i dlaczego. Tego związek nie kontroluje. Często to są osoby, które kiedyś tam grały w piłkę i na podstawie tego, jak one trenowały, robią to samo z dziećmi obecnie.

Trening seniorów przeniesiony na dzieci.

– Często niestety tak to wygląda. Jeśli chodzi o kursy, fajną rzecz jest JFA A, czyli odpowiednik europejskiego UEFA A. Ta licencja jest podzielona na trzy drogi. Ogólna, jeśli chcemy iść w kierunku piłki seniorskiej i dwie odnogi – U-12 i U-15. Mój szef ma właśnie licencję JFA A U12.

Specjalizacja.

– Wzorowane na Elite Youth A. Jest to specjalistyczna wiedza, bo trochę to kosztuje, ale też trwa sporo czasu. Jednak daje naprawdę dużo wiedzy, co wiąże się z tym, że bardzo trudno się na taki kurs dostać. Mój szef trafił na pierwszą edycję tego kursu.

Czy ten kurs jest ogólnokrajowy?

– Wszystkie kursy są organizowane i administrowane pod auspicjami JPA. Związek desygnuje instruktorów i gości – slajdy na prezentacje są nadane z góry.

To duży plus – centralizacja. Nie ma czegoś takiego, że w jednej części kraju nauczysz się tyle, a w drugiej tyle.

– Tak, zgadza się. W porównaniu z Polską trzeba pamiętać, że w Japonii można robić kursy tylko w swoim lokalnym związku. Ja przynależę do tego w Tokio. Nie mogę aplikować na kurs organizowany gdzie indziej. To jest ograniczenie, zwłaszcza w kontekście Tokio, gdzie mieszka ok. 40 milionów osób. Chętnych jest bardzo dużo, a liczba miejsc jest taka sama, jak w regionach kilkadziesiąt razy mniej licznych pod względem ludności. Jeżeli przynależysz do jednego związku, to aplikujesz tylko na miejscu.

***

Po czasach COVID-u powstaje mnóstwo klubów. Tylko że od najmłodszych lat wprowadza się selekcję. Szukają tych, którzy rokują i mają „talent”. W najmłodszych kategoriach jest wiele świeżo powstałych miejsc. Pojawia się świadomy trener potrafiący zbudować wokół siebie mocny zespół. Wygrywa jakieś puchary, prywatne ligi, turnieje. Buduje swoją i klubową markę. Z drugiej strony są kluby przy szkołach, gdzie poziom jest niski. Nie ma nic pomiędzy.

Duże rozwarstwienie piłki od najmłodszych kategorii.

– Pracuję w dość mocnym klubie. Może to nie jest wyznacznik, ale w wielu rocznikach byliśmy/jesteśmy w TOP 8, TOP 16 w Tokio, gdzie jest ogromna konkurencja. Było wokół nas wiele klubów na nieco niższym poziomie. Miały jednak dzieci, które do nas trafiały, bo zrobili dobrą pracę. Teraz ten poziom pośredni wyparował po pandemii. W wielu miejscach przez pół roku nic się nie działo. U nas robiliśmy treningi online, ale rodzice płacili składki, więc przetrwaliśmy. W najmniejszych szkółkach składek nie ma, trenerzy nie zarabiali, więc też jakoś egzystują. Pomiędzy już nic nie ma. Dobrzy poszli w górę. Średni albo zrezygnowali, albo poszli w dół. Przepaść pomiędzy topem a dołem jest ogromna.

Przyszłość japońskiej piłki pójdzie w górę. To jednak nie będzie systemowe. Wyłapią najbardziej uzdolnione jednostki i w nie inwestują. Trudno będzie z rozwojem kultury piłkarskiej w całym kraju.

Muszą sprawić, by ta średnia półka wróciła. Przepływ między mniejszymi a najlepszymi wróci. Jak rozumiem, teraz szybko zawodnik zostaje zakwalifikowany za talent. Potem jednak trudno dotrzeć do tego grona.

– W U-9 i U-10 już zaczyna się duża presja. Już pojawia się kwestia, że za dwa lata będą testy do klubów z J-League. Trudno się tam dostać, bo jest bardzo gęste sito. Jeżeli się dostaniesz, zostajesz objęty dobrą opieką. Są związkowe ośrodki treningowe, gdzie poziom treningu jest wysoki. Dobre warunki, wielu trenerów. Możesz trafić z okręgu do regionu czy nawet ogólnokrajowego „training center”. Trafiasz wyżej i wyżej, pniesz się w hierarchii. Z drugiej strony zawodnicy późno dojrzewający mają problem. Japończycy może nie są bardzo niscy, ale na tle europejczyków różnica jest jednak zauważalna. Jeżeli ktoś jest wysoki, na starcie ma plus.

Czyli jak w Polsce (śmiech).

– Tutaj jest to jeszcze bardziej widoczne. Np. ojciec jest Amerykaninem, a matka Japonką. Dziecko fizycznie przewyższa wszystkich i na tym buduje swoją przewagę. Pozostali się od niego odbijają i wygrywa (śmiech).

Ogromna pułapka. Można stracić wiele dzieci. Z tego, co mówisz, jeśli trafisz w te tryby, możesz z nich już nie wypaść i grać na wysokim poziomie.

– To jest machina. Oczywiście to wymaga pracy. Rodzina się poświęca, dzieci są zajęte treningami. Jeżeli wejdziesz, potem ciebie ciągną. Jest duża konkurencja, ale jest szansa, by iść szybko w górę.

ROZMAWIAŁ RAFAŁ SZYSZKA

Fot. European Football Academy Okinawa/Facebook