„Ciągle kręcimy się wokół środków treningowych, a nie jak je prowadzić”

Taktyka, technika i motoryka są kluczowymi aspektami wiedzy trenerskiej. Ten fundament – bez uzupełnienia go kompetencjami miękkimi oraz trenerskim rozwojem – jest jednak niewiele wart. Dlaczego? O tym opowiada Wojciech Falenta, prowadzący bloga “Breakthrough Wojciech Falenta”, na którym inspiruje trenerów do samorozwoju w wielu aspektach.  

„Ciągle kręcimy się wokół środków treningowych, a nie jak je prowadzić”

W niedawnym „Asystencie Trenera” napisałeś, że dyskusja wokół piłki dziecięcej kręci się wokół środków treningowych, tymczasem są rzeczy znacznie ważniejsze od środków, zabaw i gier. To dobry punkt wyjścia do kompetencji miękkich, które są traktowane w polskiej przestrzeni trenerskiej z rezerwą.

– Ten artykuł napisałem blisko trzy lata temu, dzisiaj pewnie napisałbym inaczej. Nie traciłbym czasu na zastanawianie się, co jest ważniejsze, a co mniej ważne. Przyjmijmy może, że kompetencje miękkie i twarde są równie istotne. Wiadomo, że bez kompetencji twardych, same kompetencje miękkie nic nam nie dadzą. Ale to działa też w drugą stronę. Jeżeli nie mamy miękkich, to same twarde także na niewiele się zdadzą. Iain Brunnschweiler, czyli człowiek współodpowiedzialny za laboratorium naukowe w Akademii Southampton, powiedział, że jeśli trenerzy mają tylko kompetencje twarde, a nie mają miękkich, to nie są w stanie wykorzystać całej swojej wiedzy. To jest wiedza, która się do niczego nie przyda.

Jeśli chodzi o same środki treningowe, mam wrażenie, że cały czas się kręcimy wokół środków, a nie jak je prowadzić. Mówię o formach i metodach nauczania. Uważam, że nadal się o tym mówi bardzo mało w Polsce. Wszystkie kwestie dotyczące znajomości zawodników, budowania relacji, dostosowywania komunikacji do każdego zawodnika osobno, to są rzeczy, które nadal nie są u nas na porządku dziennym. Uważam, że to rzeczy robiące potencjalnie różnice lub są dobrym uzupełnieniem do naszej wiedzy z zakresu taktyki czy techniki.

Wspomniałeś o środkach królujących pośród trenerów. Jest to widoczne zwłaszcza na konferencjach – gdy komuś spodoba się ćwiczenie, otwierany jest notes i wszyscy zapisują sobie szczegóły pod kątem zasad, reguł czy punktacji. Robią to jednak w trakcie przebiegu ćwiczenia, nie zwracając przy tym uwagi na to, jak jest prowadzone. Wtedy możemy właśnie dostrzec elementy, które opisujesz.

– Tak naprawdę jeden środek treningowy możemy przeprowadzić na mnóstwo sposobów. Metod nauczania jest wiele, ale nie chciałbym się odwoływać do wspomnianego tekstu. Małe poświęcanie uwagi kompetencjom miękkim to nie jest kłopot stricte Polski czy samej piłki nożnej. To raczej wyzwanie ogólnoświatowe. Lubię się posłużyć opinią Simona Sineka, człowieka kompletnie niezwiązanego z piłką. On bardzo się odżegnuje od nazywania tego umiejętnościami miękkimi. Przeciwstawianie miękkie kontra twarde, od razu pokazuje, że mogą być mniej ważne, mniej istotne.

Samą nazwą deprecjonujemy?

– Tak. Dlatego Sinek woli mówić o nich jako umiejętności ludzkie. Odwołujemy się wówczas do tego, jak traktujemy i odnosimy się do drugiego człowieka. To są rzeczy, których nie uczymy się w szkołach, na studiach czy kursach trenerskich. Większość dotarła do nich swoją drogą. Szkoda, że nie ma tego w edukacji powszechnej. Mowa o elementach, które dotyczą każdego człowieka, w każdej dziedzinie. To są ciekawe rzeczy, które powinny do każdego trafić.

Dlaczego tego nie ma?

– Dobre pytanie. Powoli się zaczyna pojawiać, przebijać. Gdy zaczynam jakąś pracę, koncentruję się nad dobrym wykonywaniem swoich obowiązków. Umiejętności ludzkie są takimi, nad którymi skupiamy się trochę później. Może wymagają nieco dojrzałości. Młody człowiek zwraca uwagę na inne rzeczy. Potem z czasem zaczyna dojrzewać i widzi potrzebę uzupełniania warsztatu, który sobie buduje na początkowym etapie. Często można posłuchać trenerów na wysokim poziomie, którzy mówią, że gdy rozpoczynali pracę, nie zdawali sobie sprawy z tego, jak to jest istotne. Może to kwestia przepracowania pewnego procesu. Myślę jednak, że gdyby dołączyć te umiejętności na początku procesu nauczania – tak 50/50 twarde i ludzkie – to mogłaby wyjść fajna mieszanka. Ludzie odnieśliby dużą korzyść.

Coś w tym jest, że temat wśród trenerów na określonym poziomie jest nośny. Przygotowując się do rozmowy przeczytałem wywiad z Mariuszem Rumakiem z Piłki Nożnej z 2021 roku. „Taktykę czy sposób gry należy stale rozwijać, jednak generalnie większość trenerów ma te elementy opanowane. Natomiast w obszarze soft skills oraz inteligencji emocjonalnej tkwią spore rezerwy, a to jest klucz. Pokazują to także tendencje w światowej piłce”. Przywołał także słowa Juliana Nagelsmanna o podziale kompetencji, z przewagą 70-30 na korzyść miękkich. To pokazuje, że te aspekty są coraz mocniej akcentowane. Jednak, gdy trenerzy chcą się w tym elemencie doszkolić, to nadal mają znacznie mniejszy wybór niż przy kompetencjach twardych.

– No tak jest, jeśli mówimy o popularności szkoleń, to na pewno. Po stronie osób, które zajmują się edukowaniem innych, jest rola, by te miękkie wplatać w twarde. Przemycać w inny sposób, np. jako jedna z kilku części szkolenia. Jeżeli trenerom się to pokaże, wtedy okazuje się ciekawsze. Sama nazwa, o której mówiliśmy jest potencjalnie mało atrakcyjna. Są trenerzy, którzy na konferencjach potrafią o tym ciekawie rozmawiać, jak wspomniany Rumak. Powoli to się przebija, także na kursach trenerskich. Idzie jednak bardzo powoli.

Kiedyś powoli przebijało się rozumienie gry, mimo że głównym zainteresowaniem była motoryka. Wówczas można było wyjść z założenia, że motoryka była bardziej mierzalna i dlatego budziła takie zainteresowanie. Kompetencje miękkie są także tym obszarem trudniejszym do zmierzenia.

– Myślę, że zawsze będzie jakaś kwestia subiektywna. Można jednak opracować sposoby mierzenia tych kompetencji. Pracuje od jakiegoś czasu w firmie niezwiązanej z piłką nożną. Tam jest ciekawy system świateł – czerwony, żółty, zielony. Pracownicy są oceniani za swoje interakcje na tej bazie. Ocena jest podzielona na umiejętności twarde i miękkie. Np. rozwiązanie danego problemu jako twarde oraz podejście do klienta, uprzejmość, komunikatywność i kilka innych rzeczy po stronie miękkich. Czerwone światło jest wtedy, gdy było po prostu źle. Na drugi raz trzeba podejść do sprawy inaczej. Żółty, gdy jest prawidłowo, ale z istotnymi mankamentami do poprawy. Zielony w momencie, gdy wszystko było przeprowadzone profesjonalnie, z pozytywną intencją.

Z perspektywy koordynatora czy edukatora, mam wrażenie, że takie rzeczy są łatwe do wprowadzenia na tym przykładzie. Jeśli chodzi o mierzalność, to zgodzę się. Trochę podobnie, jak w przypadku działów marketingu w klubach sportowych, gdzie też miałem okazję pracować. Tam także są rzeczy trudne do zmierzenia, w przeciwieństwie do działów finansowych czy sklepowych. Trzeba jednak sobie wypracować jakiś model, by coś zmierzyć. Trudno jest sprawdzić kampanię marketingową, w której głównym celem był marketing szeptany. Trudno jest dojść, na kogo to faktycznie zadziałało i zdecydowało. Można robić ankiety, ale jednak to nadal trudne i subiektywne.

Wydaje mi się, że doza subiektywizmu jest tu jakimś zagrożeniem. Każdy ocenia po swojemu, nawet jeśli działa w ramach organizacji.

– Z drugiej strony podoba mi się trzystopniowy system interpretacji. Gdy dajesz skalę 1-5 lub 1-10, to jeden będzie potrzebował wiele, by zmienić ocenę, inny znacznie mniej. Tutaj skala subiektywizmu jest najmniejsza. Jedynka – dużo do poprawy, dwa – są dobre rzeczy, ale jednak trzeba wprowadzić poprawki. Trzy – najlepsza ocena, a jak coś jest do zmiany to drobnostki. Wydaje mi się to najbardziej obiektywne.

W jednym ze swoich wpisów na facebookowym blogu poruszałeś kwestie wysokiego poziomu edukatorów i koordynatorów w Anglii. Mając w pamięci rozmowy z trenerami, którzy tam pracują i robili kursy, zwracali uwagę, że tam to przybiera formę mentoringu. Nie ma oceniania takiego, jak u nas na kursach czy podczas wizyt monitorujących w certyfikacji.

– Trochę się cofnę. Rozpoczynałem swoją przygodę trenerską właśnie w Anglii. Gdy byłem na kursie wprowadzającym FA Level 1, ukończenie kursu polegało na tym, że dostałem środek treningowy do wykonania. Jednak kluczem był sposób oceniania. Głównym punktem było to czy trener zadaje pytania zawodnikom, czy wprowadza interakcje. To był rok 2015, a już wtedy zależało im na tym, by wychowywać zawodników kreatywnych. Takich, którzy nie czekają na instrukcje od trenera, tylko samodzielnie myślących i dochodzących do rozwiązań. Edukatora nie interesowało pole do treningu, modyfikacje, intensywność itd. Jego interesował aspekt interakcji, rozmowy z zawodnikami, czy trener pyta się o odczucia zawodników z treningu. Drugim punktem było tworzenie pozytywnego i bezpiecznego środowiska.

Komfort psychiczny.

– Czy zawodnik ma komfort popełnienia błędu, czy trener dba o każdego zawodnika pod kątem indywidualnym oraz traktuje go podmiotowo. To się składało na kwestie bezpiecznego środowiska. Bardzo to było akcentowane podczas całego kursu przez każdą osobę, z którą mieliśmy zajęcia. Gdybyś w środku nocy obudził mnie wtedy i kazał wymienić dwa kluczowe punkty z kursu, wymieniłbym właśnie zadawanie pytań oraz bezpieczne środowisko.

Wracając do kwestii edukatorów. W ubiegłym minęło 10 lat od powstania systemu kategoryzacji akademii EPPP (Elite Player Performance Plan). Jeden ze współautorów tamtego projektu napisał, że jednym z sukcesów było to, że stworzyli elitarne grono edukatorów i koordynatorów.  W Anglii w każdym klubie jest koordynator, który odpowiada za rozwój trenerów. Każdy szkoleniowiec ma indywidualną ścieżkę, na którą składa się wiele aspektów. Rok temu byłem na stażu w akademii Shrewsbury Town (kategoria 3). W niej system rozwoju był podzielony na wiele elementów.

Na początku sezonu była indywidualna rozmowa trenera koordynatora z każdym trenerem. Wtedy była wypracowywana ścieżka rozwoju wspólnie. Potem każdy trener był siedem-osiem razy oceniany w trakcie sezonu i nagrywany kilka razy. Następnie siadali, oglądali i rozmawiali o tym. Ten proces trwał cały czas. Teraz spójrzmy na projekt certyfikacji. Ile razy trener w sezonie będzie wizytowany? Raz czy dwa, jeśli będzie miał szczęście.

Niektórzy nie mają takiej wizyty w ogóle, a do innych trenerzy monitorujący przyjeżdżają kilkukrotnie. Znam sytuacje, gdy jeden trener był wizytowany cztery razy w trakcie jednej rundy, a pozostali w klubie już nie.

– Uważam, że ten program byłby dużo lepiej zrobiony, gdyby zamiast wykształcać trenerów edukatorów, którzy jeżdżą po ościennych województwach, przeszkolono trenerów koordynatorów. Wprowadzić wymóg posiadania trenera koordynatora i on byłby zobligowany do realizowania z każdym trenerem takiej ścieżki. Np. raz w miesiącu musiałby go ocenić i wrzucić raport do systemu. To mogłoby mieć dużo większy efekt. Pominięto jeden szczebel. Trener edukator przyjeżdża do ludzi, którzy są dwa poziomy niżej.

Edukuje jedną osobę, a mógłby edukować koordynatora, który mógłby mieć wpływ na kolejnych 10-15 w klubie.

– To powinno dać lepszy efekt. W przeszłości sam pełniłem podobną rolę w Football Academy jako trener regionalny. Też jeździłem na takie wizytacje, ale z mniejszą częstotliwością, ze względu na budżet. Projekt certyfikacji zadbał o trenerów edukatorów, bo oni jeżdżą cały czas. Jednak nie zadbał o trenerów prowadzących zajęcia na co dzień. Tego trochę szkoda, bo myślę, że ten projekt mógłby lepiej funkcjonować.

Czy w Anglii ścieżki rozwoju trenerów dotyczyły tylko tego, co robią na boisku, czy również doradztwa w jakich aspektach trener powinien pójść na szkolenie w najbliższym czasie?

– Również i to. W Anglii coraz częściej sięga się po inspiracje z innych dyscyplin. Pamiętam, że trenerzy w Shrewsbury pojechali na treningi futbolu amerykańskiego. Wszystko dlatego, że tam znacznie więcej trenerów podczas zajęć i mają niesamowicie podzieloną pracę pomiędzy siebie. To był jeden z punktów rozwoju.

Jeden z koordynatorów był na kursie, na którym pojawiły się zajęcia dotyczące przywództwa. Prowadził je dowódca komandosów, osoba kompletnie nie związana z piłką. Wydaje mi się, że to aspekt, który się pojawia. W dyskusjach o piłce nożnej bardzo mocno się zamykamy, a możemy czerpać mocno z innych dziedzin. Nie tylko sportów, ale innych dziedzin, jak biznes itd. Zacząłeś temat o tych środkach treningowych. Mam ogólne wrażenie, że odkąd szkolenia dla trenerów zaczęły się robić coraz popularniejsze, tematyka jest dość wąska i wiele rzeczy się powtarza. Spodziewam się jednak, że pojawią się niedługo na nich osoby z innych dziedzin.

Ciekawi mnie, jak odbierze to środowisko trenerskie. Osoby otwarte zapewne chętnie skorzystają. Weźmy jednak pod uwagę wojewódzkie konferencje czy tego typu wydarzenia, gdzie nie trzeba często płacić i dochodzi kwestia magicznych punktów do licencji. Tam przekrój trenerów jest najszerszy.

– Będzie trzeba takie tematy dobrze ubrać w treść. Jeżeli organizatorzy zrobią to świadomie, a osoby prowadzące będą wiedziały, że ich zadaniem jest przenieść pewne rzeczy na inny grunt, powinno się udać. Mnie takie treści mocno inspirują i uważam, że to będzie kolejny krok w kierunku rozwoju szkoleniowej gałęzi.

To prawda. Taktyka, technika, motoryka, tego jest mnóstwo. Treści, o których mówisz zdecydowanie brakuje. Zainteresować tym stale szkolących się, raczej nie będzie kłopotu. Jak jednak dotrzeć do tych, którzy rzadziej jeżdżą i podnoszą swoje kompetencje.

– Druga grupa powinna być priorytetem w tym przypadku.

Zapożyczenia z innych dziedzin wbrew pozorom są tak bliskie do wykorzystania w piłce nożnej, że warto do nich zaglądać. Można to przełożyć w dwie strony.

– Tak, to działa w drugą stronę. Są rzeczy, których nauczyłem się w piłce i te doświadczenia przydają mi się poza piłką. Jest super książka Davida Epsteina – „Sięgaj jak najdalej”, gdzie autor obala pewne mity i pokazuje analogie. Niektórzy ludzie osiągnęli ogromne sukcesy w różnych dziedzinach. A to dlatego, że przekładali procesy i wzorce zachowań pomiędzy branżami. A one dawały duży efekt. To jest wiedza, która nie jest jeszcze powszechna.

ROZMAWIAŁ RAFAŁ SZYSZKA

Fot. Newspix