Pierwszy trener: Szymon Gołuch

„Człowiek musi być nakierowany na siebie – to tacy zawodnicy się wybijają. Wbrew pozorom ci, co są nakierowani na drużynę, to mimo że są bezcenni, też często są niezauważeni. Polskiej piłce bardzo potrzeba zawodników nakierowanych na siebie. Rzemieślników mamy całą furę, a Szymon rzemieślnikiem nie jest” – uważa Piotr Kuś, jeden z byłych trenerów 20-latka.

Pierwszy trener: Szymon Gołuch

Szymon Gołuch swoją przygodę z piłką rozpoczął w Podbeskidziu Bielsko-Biała, a po kilku latach przeniósł się do innej bielskiej akademii, czyli Rekordu. – Prowadziłem go troszkę powyżej roku w pierwszej klasie liceum, byłem odpowiedzialny w Rekordzie Bielsko-Biała za rocznik 2002. Szymon funkcjonował w jednej drużynie z Bartkiem Guzdkiem, Jasiem Ciućką, a w pewnym momencie pojawił się tam Szczepan Mucha. Aczkolwiek, Jasiu i Szczepan byli odpowiednio rok i dwa lata młodsi. To była fajna ekipa. Szymon rywalizował właśnie z Guzdkiem i to sprawiało, że… bardzo często był drugi. Kumplowali się, niedawno nawet był sparing Odry Opole z GKS-em Jastrzębie, w którym obaj zagrali – wyjaśnia Kuś.

Czym młody napastnik wyróżniał się na boisku? Jakie są jego mocne strony? – Bez wątpienia wyróżniał się techniką. Miał świetny drybling. Wyróżniał się indywidualnie – przyjęciem piłki, dryblingiem, miał też dobre uderzenie. Nie musieliśmy go niczego uczyć – odpowiada Piotr Kuś.

Gdy umawialiśmy się na tę rozmowę, trener Kuś podkreślił, że… to nie był łatwy chłopak w prowadzeniu. – Nie jestem pierwszym trenerem Szymona, a jedynie jedną z iluś osób, które spotkał na swojej drodze. Krótko go prowadziłem, ale cały czas w taki czy inny sposób go obserwowałem. Zanim poszedł do liceum, dostałem sygnał, że to nie jest łatwe dziecko w prowadzeniu. Pamiętam, że pierwszy taki kontakt mieliśmy na zawodach w Montesilvano, gdzie byliśmy na turnieju futsalowym. Widziałem w nim duży potencjał, dlatego chciałem, żeby poszedł do naszego liceum. To był taki „kogut” na treningu. Nie odpuścił nikomu. Nigdy się jednak do mnie w jakiś niegrzeczny sposób nie odezwał czy nie odpyskował. Bardziej trudny charakter w tym sensie, że są czasami zawodnicy, którzy kręcą się w wąskiej grupie swoich kolegów i tak było właśnie z Szymonem. Czy był zadziornym chłopakiem? Takich też potrzeba. Dlatego jest tam, gdzie jest. To, że był indywidualistą, było widać w momencie, gdy odszedł z SMS-u. Gdy pytałem chłopaków z klasy Szymona, gdzie on jest, to nikt nie potrafił udzielić mi odpowiedzi – mówi nam jego były szkoleniowiec.

Czy można odejść z jednej z topowych akademii na Śląsku i przejść drogę przez A-klasową LKS Zaporę Wapienica i KS Bystra, IV-ligowy MRKS Czechowice-Dziedzice oraz Spójnię Landek, żeby w wieku 20 lat być wyróżniającym się zawodnikiem II-ligowego GKS-u Jastrzębie? Otóż można. – Zdecydowałem się na tę rozmowę, bo chciałem właśnie w odniesieniu do Szymona znaleźć taką paralelę. Smuci mnie to w kontekście działania niektórych akademii, że bierze się dziecko, a następnie dba się o niego do końca szkoły i jeden dzień dłużej, a potem już szkółkom oraz klubom wszystko jedno. Czasami utalentowani zawodnicy trafiają do akademii i z dnia na dzień z niej odchodzą, często w ogóle rezygnując z gry w piłkę. W tym sensie jestem zaskoczony Szymonem i miejscem, do którego doszedł, bo wydawało mi się, że takie odejście oznacza, że postawił krzyżyk na futbolu. To jest problem, który naprawdę dotyka sporo dużych akademii, że utalentowani zawodnicy z dnia na dzień rezygnują i kończą przygodę z piłkę. Tutaj było trochę inaczej, bo Szymon sam się na to zdecydował i jednaj został przy sporcie. Mam wrażenie, że po prostu czasami wchodzi się na jakąś wysoką górę i potem już nie chce wchodzić się na następne wysokie góry. Wracając do Szymona, on wybronił się swoim talentem. Świetnie odnalazł się w Bystrej, potem wyróżniał się w Czechowicach-Dziedzicach, wyróżniał się w Spójni i prawdopodobnie dlatego pan dzwoni, bo wyróżnia się w Jastrzębiu – zauważa Piotr Kuś.

Szymon Gołuch trafił do GKS-u po bardzo udanym sezonie na IV-ligowym szczeblu. Jesienią zdobył cztery bramki dla MRKS-u Czechowice-Dziedzice, za to wiosną zanotował aż trzynaście trafień w Spójni Landek. „Czekałem na ten moment i cieszę się, że udało się wszystko dopiąć i zostałem zawodnikiem GKS-u Jastrzębie. Przeskok między czwartą a drugą ligą na pewno jest spory, ale w meczach sparingowych uważam, że wyglądało to nieźle i z treningu na trening powinno być coraz lepiej. Po wejściu do szatni GKS-u kilku zawodników zrobiło na mnie spore wrażenie, więc na pewno będę miał się od kogo uczyć” – powiedział klubowym mediom 20-latek po podpisaniu kontraktu.

Nastolatek dobrze prezentował się w sparingach, więc z miejsca wskoczył do wyjściowego składu jastrzębian. W czwartej kolejce zanotował dwie asysty z Motorem Lublin, za to na swojego pierwszego gola na szczeblu centralnym musiał czekać do szóstej serii gier i starcia z KKS-em Kalisz. Gołuch zakończył pierwszą część kampanii z dorobkiem pięciu bramek i trzech asyst, rozpoczynając niemal wszystkie spotkania w wyjściowym składzie. Jeżeli podopieczny Grzegorza Kurdziela utrzymałby wiosną wysoką formę, z całą pewnością może myśleć o transferze do wyższej ligi.

– Człowiek musi być nakierowany na siebie – to tacy zawodnicy się wybijają. Wbrew pozorom ci, co są nakierowani na drużynę, to mimo że są bezcenni, też często są niezauważeni. Polskiej piłce bardzo potrzeba zawodników nakierowanych na siebie. Rzemieślników mamy całą furę, a Szymon rzemieślnikiem nie jest – kończy Kuś.

BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix