„To, że ktoś ma dziecko w PSG, nie znaczy, że zrobi z niego piłkarza”

Francuzi na przestrzeni ostatnich czterech lat osiągnęli dwa kolejne finały mistrzostw świata, a i reprezentacja jest tak mocna, że nawet wyróżniający się zawodnicy z lig TOP5 mają kłopot, żeby do niej trafić. To jednak nie przypadek, a… efekt świetnego szkolenia – nie tylko w klubach pokroju Paris Saint-Germain, Olympique Marsylia czy Olympique Lyon, ale także na poziomie amatorskim. Piotr Wojtyna, który w przeszłości pracował z młodym N’golo Kante, podzielił się z nami swoimi wnioskami na temat szkolenia nad Sekwaną.

„To, że ktoś ma dziecko w PSG, nie znaczy, że zrobi z niego piłkarza”

Dlaczego Francuzi osiągają tak znakomite wyniki, jeśli chodzi o szkolenie kolejnych pokoleń piłkarzy?

– To jest na zasadzie piramidy szkolenia. Futbol masowy jest bardzo dobrze rozwinięty. W wielu klubach amatorskich, które są dostępne dla każdego, jest możliwość trenowania pod okiem wyspecjalizowanych trenerów i instruktorów. Podobnie jak w Polsce jest tam system certyfikacji klubów i także we Francji mają trzy stopnie – brązowy, srebrny i złoty. Nasz klub – J.S. Suresnes – posiada złoty. Jednak nie ma sztywnej zasady, że klub posiadający srebrny certyfikat musi gorzej szkolić od tego ze złotym. To działa trochę na innych zasadach niż w Polsce. Tutaj nie ma żadnych pieniędzy z tego tytułu. To jest tylko pewien wyznacznik standardów. Kluby mogą się tym chwalić i podkreślać, że spełniają jakieś warunki. Federacja wspomaga na zasadzie jakiegoś sprzętu, ale nie ma żadnych gratyfikacji finansowych. 

W regionie paryskim piramida klubów amatorskich jest dość specyficzna. Tutaj kluby mają więcej piłkarzy niż na prowincji. Dla przykładu podam, że nasze miasto Suresnes liczy sobie 38 tysięcy mieszkańców, a klub ma zarejestrowanych tysiąc piłkarzy! Z tych najmłodszych roczników, w przedziale 6-12 lat, jest około 500 kandydatów na piłkarzy. W każdym roczniku mamy ok. 60 chłopców. To jest właśnie futbol masowy. 

Z racji, że dół piramidy jest szeroki, jest w kim wybierać.

– Rozmawiałem z ojcem naszego nowego zawodnika, 10-latka, który trafił do nas z Łodzi. Według niego dostępność piłki we Francji jest większa, także pod względem finansowym. Rodzic u nas płaci 190 euro za dziesięć miesięcy. Ma w tym sprzęt: koszulkę, spodenki, getry i dres. Poza tym nie ma żadnych opłat. Ponadto, system państwowy wspiera rodziców w trudnej sytuacji. Są więc takie przypadki, które albo płacą jeszcze mniej, albo w ogóle. Dlaczego piłka francuska tak szybko się rozwija? W Polsce bariera administracyjna jest zbyt duża na każdym szczeblu. Od najmłodszych lat po piłkę seniorską. Zawodnicy są własnością klubu. To nie istnieje we Francji. Wnosi się opłatę za rok i jest się zawodnikiem danego klubu. Jeśli chcesz zmienić klub, wówczas jesteś wolny i możesz pójść, gdzie chcesz. W kategoriach 14-17 lat zawodnicy są w dużej rotacji pomiędzy klubami. Nikt nie bierze za to pieniędzy, nie ma żadnego blokowania zawodników. Jedynym powodem może być brak opłacenia rocznej składki w danym klubie. Wtedy klub zwraca się do związku w sprawie „zawieszenia” zawodnika. Opłaci składkę i ponownie jest „wolny”. To jedyna możliwość blokowania zawodnika. To jest bardzo ważne. Daje to płynność, a także nie traci się zawodników z piłki. Wiem, że w Polsce są przypadki, gdy starsi zawodnicy kończą z piłką, bo ich rodzice nie mają możliwości płacenia odrealnionych kwot.

Dopiero od piłki 11-osobowej pojawiają się pewne ograniczenia. Klub nie może sobie “kupić” jedenastu nowych graczy. Od poprzedniego sezonu weszły ograniczenia – maksymalnie czterech nowych piłkarzy w składzie meczowym. Warto dodać, że do protokołu można wpisać tylko 14 zawodników. Są jednak wyjątki dla klubów dostarczających piłkarzy do zawodowej piłki. Za każdego chłopaka mogą dostać dodatkowe miejsce w protokole.

Biurokracja to ogólnie polski kłopot i jak widać występujący także w piłce nożnej.

– No właśnie. Biurokracja w piłce jest jedną z przyczyn, która hamuje rozwój w Polsce. Drugą przyczyną w skali kraju jest brak rozwiniętej siatki klubów miejskich. We Francji takich klubów jest cała masa. Nasze Suresnes dysponuje trzema boiskami, dwoma sztucznymi i trawiastym z oświetleniem i szatniami. To wszystko mamy za darmo, nie płacąc ani grosza. Dodatkowo klub otrzymuje dotacje z miasta i ma pieniądze ze składek. Wszyscy je płacą – od najmłodszych aż do oldbojów. Z tego udaje się utrzymać i stąd pochodzą środki na opłacenie trenerów. Co więcej, często miasto sponsoruje nam przejazdy na mecze, co jest sporym ułatwieniem. W dużych aglomeracjach jest duża liczba klubów i duża liczba chętnych do gry w piłkę. Każdy, kto chce uprawiać piłkę nożną w dobrych warunkach, nie musi nigdzie jeździć. Oczywiście nie wszędzie jest idealnie. W samym regionie paryskim na poziomie centralnym jest kilkadziesiąt klubów bardzo dobrze szkolących młodzież.

Działalność takiej piramidy to często także współpraca pomiędzy większymi a mniejszymi. Mowa o przepływie zawodników, ale także pieniędzy, wiedzy i tak dalej. Skoro jesteśmy przy regionie paryskim, to czy takie PSG skłania się w kierunku mniejszych klubów?

– Gdy przychodziłem do klubu ponad 20 lat temu, byliśmy klubem filialnym PSG. Wtedy tych klubów było ok. 25. Paris Saint-Germain zajmowało się tym na zasadzie organizowania turniejów w różnych kategoriach wiekowych, zapraszając kluby. Mogli wtedy przyjrzeć się wielu zawodnikom i ich później rekrutować do siebie. Były to drużyny z różnych poziomów – regionalnego, departamentalnego. Wszystko wymieszane, ale tak na bazie geograficznym. Potem ich projekt został zastopowany. Bardziej chodziło o ingerencje miasta Paryża, które dokłada parę groszy do sekcji amatorskiej PSG. Tutaj trzeba dodać, że klub jest podzielony na sekcje amatorską i zawodową. Poważna piłka rozpoczyna się od 13-14 roku życia i dzieci trenujące w klubie są objęte internatem. Wcześniej to jest taki klub, jak każdy inny w regionie paryskim, tylko nazywa się PSG. 

Dzisiaj mają kluby, z którymi współpracują, ale są to tylko kluby stricte z Paryża. To jednak nie działa na tej zasadzie, że wysyłają trenerów i szkolą ich w innych miejscach. Piłka nożna to nie jest tajemna wiedza czy czarna magia. Każdy ma do wiedzy dostęp, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Metody są podobne, ogólnodostępne, tylko kwestią jest, by wszystko było zrobione porządnie. Wszystko zależy od ludzi. 

***

– Kiedyś byłem w Stade Brestois, gdy byli naszym partnerem i była jedna z rzeczy, która mnie zszokowała. W zespole U-13 było tylko piętnastu zawodników. Nawet w naszym klubie jest 60 zawodników w tym wieku. A oni skupiają się na jakości…

I szybkiej selekcji. 

– Tylko, że to nie jest selekcja na bazie odrzucenia większości. Oni po prostu kontrolują lokalny rynek. Wiedzą, gdzie i kto jest, ale nie będą specjalnie kogoś ściągać. Nie wszyscy muszą być w Brestois w wieku 11-12 lat. Owszem, będą mieli kontakt z rodzicami i klubem. Gdy przyjdzie odpowiedni moment, np. 14-15 lat, wtedy będą tych zawodników sprawdzać konkretnie i rekrutować najlepszych. Nie biorą jednak wszystkich najlepszych w najmłodszych latach robiąc duży przesiew. 

Podobnie zresztą jest w Paryżu. Ośrodek PSG jest daleko poza miastem. Jeśli ktoś miałby wozić dziecko z drugiej strony aglomeracji, wówczas zajęłoby mu to 2-3 godziny. To nie ma najmniejszego sensu, bo pod nosem można mieć klub, który szkoli równie dobrze, jak PSG albo i lepiej. Wszystko zmienia się w późniejszych kategoriach – 15/16 lat – gdy wchodzi się na poziom centralny. 

Dość późno największe kluby ściągają do siebie tych najzdolniejszych graczy. Weźmy pod uwagę wspomniany Stade Brestois. Jeśli mały lokalny klub szkoli chłopaka od wieku 6 lat i Brest przejmuje go po kilku latach, to czy ten mniejszy dostaje coś za wyszkolenie?

– Nie ma nic. Tutaj pieniądze dostaje się dopiero, gdy zawodnik podpisze kontrakt. Są różne niuanse prawne pod tym kątem, ale to dłuższa opowieść. Niech przykładem będzie nasz wychowanek Elye Wahi, obecnie zawodnik Montpellier. Był u nas od 6. roku życia i w wieku 13 lat trafił do Caen. My dostaliśmy za niego osiem tysięcy euro w momencie, gdy podpisał zawodowy kontrakt. Dopiero potem, przy transferach w piłce zawodowej, jest to inaczej regulowane i można oczekiwać większych pieniędzy. Sama zmiana klubu w wieku 15-16 lat nic nie daje i nic się nie dostaje. Nikt z tego powodu nie robi tragedii. To się rozpoczyna, gdy podpisze kontrakt się w Ligue 1 lub Ligue 2. 

Inny system niż w Polsce.

– Kompletnie inny i uważam, że to jest bardzo ważne. Kluby nie mogą hamować rozwoju piłkarza. Jednocześnie nie mogą go blokować. Znam z bliska sytuacje z Polski, gdy jeden z zawodników musiał się użerać z jednym z klubów na niższym poziomie. Przyszedł z innego kraju, pograł pół roku, a potem chciał odejść. Nie mógł tego zrobić ot tak, gdyż klub miał oczekiwania finansowe nie wiadomo za co. Zresztą nasłuchałem się takich historii wiele. Rozumiem, gdy małe kluby chcą coś z tego mieć, ale w większości przypadków to jest patologia. Druga rzecz to opłaty, które ponoszą kluby. Nasłuchałem się słów, jak to związek daje klubom wiele, bo nie muszą płacić opłat za sędziów i tak dalej. We Francji tego kompletnie nie ma. W Polsce musisz za każdego zgłoszonego zawodnika zapłacić, a z kolei we Francji masz jako zgłoszenie całej drużyny. Strona administracyjna jest jedną z przyczyn, która zabija rozwój piłki młodzieżowej, a także amatorskiej.

Na co najmocniej Francuzi stawiają w treningu najmłodszych kategoriach wiekowych? Wiadomo, że każdy ma swoją filozofię, ale czy jest coś takiego, co można wyróżnić w całym kraju?

– Na przykładzie naszego klubu mogę powiedzieć najwięcej. Mamy roczne plany szkolenia w każdej kategorii wiekowej i realizujemy to, co zakładamy sobie w danym sezonie. W kategoriach 6-9 lat wszystko kręci się wokół piłki. Tam na zajęciach robi się wszystko, by dzieci miały, jak najwięcej piłkę indywidualnie. 

W jakiej formie – prowadzenie bez przeciwnika czy np. gry 1v1?

– We Francji dzieli się na cztery atelier, co trudno jednoznacznie przetłumaczyć. Można to nazwać naszymi stacjami. Gra, koordynacja, gra i jeszcze jedno ćwiczenie. Przed tym obwodem jest rozgrzewka. Zajęcia trwają pomiędzy 60 a 75 minut. Jeśli o mnie chodzi, to ja zajęcia pomiędzy 6. a 8. rokiem życia nie nazywam nawet treningami. To bardziej odkrywanie piłki, zapoznawanie się z nią. Czysta zabawa. Nie ma tam współzawodnictwa, dzieci mają cieszyć się piłką i tyle. Selekcja rozpoczyna się w wieku dziewięciu lat. Wtedy robimy grupy dostosowane poziomami. Wówczas ćwiczenia dostosowujemy już do poziomu chłopców. W tym najmłodszym wieku koordynacja i zajęcia z piłkami powinny być robione z jak najmniejszą liczbą przeszkód. Prowadzenie bez slalomów i tak dalej. To jest rama, którą można zmieniać i dostosować do chłopców, których trenujemy. Możemy mieć chłopaków mających kłopoty z prowadzeniem piłki w wieku 8 lat i oni sobie ze slalomem nie poradzą. Każdy trener musi takie rzeczy regulować i robić to w stosunku do poziomu chłopaków. 

To są kategorie występujące przed jakimikolwiek rozgrywkami, bo te rozpoczynają się od 10. roku życia. Wcześniej gra się tylko 5×5, taki jest wymóg federacji. Nasz klub w wieku 9 lat prowadzi dwa treningi + mecz. Wcześniej to często są jeden lub dwa treningi. Raczej nie ma takich miejsc, gdzie w tym wieku trenuje się 3-4 razy w tygodniu. Co więcej, kluby zawodowe, jak wymieniane PSG czy Brest, w kategoriach 12-13 lat trenują maksymalnie trzy razy w tygodniu. To dobre rozwiązanie, gdyż zbyt duża liczba treningów w młodym wieku może spowodować wypalenie. 

Osobiście wymagam bardzo dużego nacisku na technikę. Lata lecą, więc metody się zmieniają. Metoda ścisła jednak nadal powinna być stosowana w kategoriach U10-U11, ale ona powinna być wplatana w metodę globalną oraz gry. Od lat stosuje grę na cztery bramki, np. 4×4 lub 5×5. Biorą w tym udział także bramkarze. Często widzę, że polscy bramkarze mają spore kłopoty z grą nogami. Nie wiem, może to się bierze z tego, że nie są włączani do gier. 

Na bazie swoich obserwacji widzę, że właśnie często w bardzo młodym wieku bramkarze są szybko pozycjonowani w tej bramce, nie biorąc udziału w grach na innych pozycjach. 

– Wydaje mi się, że kiedś inaczej z nimi postępowano. Teraz to się zmienia powoli. Pamiętam jednak, że już 20 lat temu miałem bramkarza szkolonego w Clairefontaine i tam również brał udział w grach jako zawodnik z pola. Zresztą kiedyś miał kontuzję ręki i musiał brać udział jako zawodnik z pola. Grał nogami na takim samym poziomie, jak pozostali zawodnicy. To jest ważne nie tylko pod kątem technicznym, ale także pod kątem rozumienia gry. Bramkarz jest pierwszym rozgrywającym w dzisiejszej piłce. Golkiper jest jak pomocnik, z tą różnicą, że nie ma nikogo za sobą. W tym kierunku to idzie na najwyższym poziomie. 

***

– W najmłodszych kategoriach stawiamy głównie na technikę i koordynację. Ćwiczenia, w których gramy w dwójkach czy trójkach pojawiają się dopiero od 10. roku życia. Teraz jest trochę taka tendencja, by za dużo filozofować. Jestem ze szkoły Johana Cruyffa, który mówił, że najważniejsze jest przyjęcie i podanie. Uważam jednak, że bardzo ważny jest drybling i na to także kładę duży nacisk w tym młodym wieku. Gra 1×1 w U11-U13 jest kluczowa.

Hiszpanie narzekają, że brakuje im zawodników na najwyższym poziomie. Francuzi z kolei wyróżniają się takimi brylantowymi technikami, z dryblingiem wyniesionym z ulicy.

– Trochę tak jest. Gdy porównam z Polską, wówczas widzę, jaka jest przepaść pod kątem popularyzacji futbolu. Kto, gdzie i jak gra. Francja jest większym krajem, ale mimo wszystko w Polsce widzę zmianę podczas wakacji, gdy przyjeżdżam. Kiedyś na boiskach szkolnych na wsi były pełne boiska. Teraz dzieci grają dwa razy w tygodniu w klubie, ale na boiskach ich później nie widać. We Francji ta piłka uliczna jest bardzo rozwinięta. Popularne jest także five, czyli granie 5×5 na boisku z bandami. W regionie paryskim jest bardzo dużo takich boisk z bandami. Chłopcy lubią grać tam poza treningami. 

Czy duża liczba imigrantów oraz ich sytuacja finansowa, która czasem jest nieciekawa, wpływa mocno na popularność piłki ulicznej?

– Trzeba byłoby zrobić badania socjologiczne. Na podstawie naszego klubu wydaje mi się, że tak nie jest. Mieszkam w takim miejscu, gdzie biedoty nie ma, a chłopcy nadal grają na ulicy. Wiadomo, że są dzieci ze skromniejszych rodzin, ale nadal mają wszystko. Dzieciaków, które nie miałyby coś zjeść czy w co się ubrać, raczej nie ma. Pod tym względem jest to wyimaginowany obraz w Polsce. Są oczywiście miejsca – dzielnice, miasta – gdzie ta bieda występuje w większym stopniu. Nie jest to skala masowa. Dzisiaj jednak każdy chłopak mający talent czy chęć gry w piłkę, nie musi grać tylko na podwórku. To nie jest Polska, gdzie trzeba płacić 200 złotych miesięcznie za grę w klubie. Tutaj jest tyle pomocy dookoła, że każdy chętny ją dostanie. Jeśli my widzimy utalentowanego chłopaka z trudną sytuacją, i tak go weźmiemy. Najwyżej nie będzie płacił tej składki. Dzieci z biedniejszych dzielnic mają silniejszy charakter – są bardziej odporni na ból. Piłka na pewnym etapie jest brutalna i trzeba mieć charakter, żeby się przebić. Nie każdy świetny technik, nie każdy drybler zrobi karierę. Niełatwo jest się przebić. 

Tym bardziej że konkurencja jest ogromna. Jeśli mówimy o tym topowym poziomie, chętnych jest znacznie więcej na grę w reprezentacji, a miejsc tyle samo, ile w innych kadrach. 

– To już działa od tego najniższego poziomu. Zachowując proporcje: mam drużynę 18-latków i na mecze zabieram 14 zawodników, a chętnych jest 40! Dwadzieścia lat temu trudno było zebrać jedną drużynę U-18, a teraz mamy dwie. Jesteśmy na poziomie regionalnym w okolicach Paryża, dwukrotnie ruszyliśmy w drogę w Pucharze Francji. W niedzielę byłem na meczu lidera naszych rozgrywek – Linas Monthlery – w 1/16 finału Pucharu Francji z Olympique Lyon. To jest klub z czwartego poziomu rozgrywkowego, a dochodzi do takiego poziomu. Można sobie tylko wyobrazić, jakie jest bogactwo. Lyon wygrał 2:1, ale nie miał łatwo. Linas Monthlery zagrało bardzo dobry mecz i mają w składzie 2-3 zawodników, którzy mieliby teraz miejsce w profesjonalnych akademiach.

Mówi pan głównie o Paryżu i jego okolicach, bo tam też pan mieszka i pracuje. Jednak francuska piłka ma także inne miejsca, gdzie się świetnie szkoli i promuje talenty. Weźmy pod uwagę takie kluby, jak Stade Rennes czy Olympique Lyon chociażby. 

– Paryż to jest w tym momencie epicentrum światowe. Obok Rio de Janeiro to największy region miejski, który dostarcza piłkarzy na świecie. Dzieli się nimi z całą Europą. Już od najmłodszych lat piłkarze odchodzą do innych krajów. Ponadto, chętnie zaglądają tutaj francuskie akademie – Monaco, Marsylia, Auxerre, Lens, Lille, Rennes. Są też kluby, jak Lyon czy Brest, które skupiają się głównie na piłkarzach ze swojego regionu. W Lyonie to trwa od dawna i miałem to okazję oglądać z bliska. Tutaj pomagają w tym trochę przepisy, a konkretnie, że nie można wywieźć 12-latka na drugi koniec kraju. W Polsce takich zasad nie ma.

W zasadzie rodzic może sam wybrać, w którą część Polski chce wysłać swoje dziecko.

– We Francji nawet rodzic nie może o tym zdecydować. Jest przepis i dopiero w wieku 14 lat można pojechać do internatu, ale też odległość jest określona przepisami. Uważam, że to jest w miarę zdrowe podejście. Dzieci potrzebują dobrego środowiska, żeby się rozwijać, natomiast akademia niekoniecznie jest tym dobrym środowiskiem. Mówię to na podstawie rozmów, a także obserwacji. Trzeba być bardzo ostrożnym z tym, co się wybiera i jak. To, że ktoś ma dziecko w PSG, to nie znaczy, że zrobi z niego piłkarza. Bardzo ważnym jest, by dokonywać przemyślanych wyborów. 

We francuskiej piłce aspekt szkolny jest kluczowy. Zarówno w Clairefontaine czy zawodowych klubach przykładają dużą wagę do nauki. Oni nie muszą być uczonymi, ale nie mają prawa zaniedbać nauki. Wiadomo, jak jest w futbolu. Dzisiaj się jest na dobrej ścieżce, a jutro kontuzja albo odpada się z innych względów i zostaje na lodzie. Szkoła jest kluczowa. Poważne kluby pomagają zawodnikom w nauce na poważnie. Federacja publikuje nawet klasyfikacje zdanych matur zawodników z akademii.

Zastanawiam się nad pańskimi słowami o pójściu do dużej akademii. Jasnym jest, że wiąże się to z presją, która jest nakładana na młodego kandydata na piłkarza. 

– Niewątpliwie presja jest ogromna. Presję już widzimy na naszym poziomie, wokół boiska. To jest podobne, jak w Polsce. Widać te zmiany na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Środowisko we Francji jest dla mnie osobiście męczące. Mam trochę dość tej otoczki. Ludzi kręcących się wokół młodych piłkarzy. Obiecują rzeczy, które są nierealne. To jest psujące środowisko. Piłka masowa we Francji jest siłą. Trzeba jednak powiedzieć, że w piłce masowej jest też bardzo duże marnotrawstwo. Wielu piłkarzy pojawia się szybko i jeszcze szybciej znika. Federacja ma dwa miliony piłkarzy, a powinna mieć cztery. Czemu tego nie ma? Wielu chłopaków w wieku 17-18 lat kończy grać w piłkę. Powodów jest wiele. Jedni są sfrustrowani, że nie poszli szybko do zawodowych klubów, innym się znudziło…

Dla przykładu powiem o roczniku 2003, z którego wywodzi się wspomniany Elye Wahi. Dzisiaj to jeden z najbardziej perspektywicznych zawodnik w Ligue 1. Na starcie tego rocznika mieliśmy ok. 60 chłopaków. Teraz w klubie nie mamy żadnego z tych zawodników. Rocznik 2000, gdzie mieliśmy super generację. Wygrywaliśmy wiele, a zostaje jeden chłopak. Też rozpoczynało 60, z których połowa była dobrych, a dziesięciu określiłbym mianem „super dobrych”, którzy mogli pójść w piłkę zawodową. Tak to wygląda. Piłka nożna we Francji jest sportem, gdzie konkurencja jest ogromna. Ona występuje na każdym etapie i na każdym poziomie. Od najmłodszych lat amatorskich aż po piłkę zawodową.

Przerażające statystyki i liczby.

– Ale tak jest. Zresztą wiem, że takie przykłady występują także w innych klubach. Trenowałem wielu chłopaków, którzy byli bardzo dobrzy nawet w wieku 18 lat, ale odpuścili piłkę, np. na rzecz nauki. Poszli na studia i porzucili piłkę. 

Dla piłki strata, ale taki chłopak poradzi sobie w życiu. Gorzej, gdy nie ma tej szkoły…

– Dlatego kluby powinny kłaść nacisk na aspekt szkolny, a także wychowania. W najmłodszych kategoriach wiekowych dużo poświęcamy na wychowanie, wpajanie pewnych zasad, szacunku. Federacja opracowała specjalny program, gdzie aspekt wychowawczy jest stawiany niemal na równi z aspektem szkoleniowym. Dużo się w tym kierunku robi, a nie tylko mówi. 

***

– W tym aspekcie warto także powiedzieć o Pucharze Francji w kategorii U-12. Najpierw na poziomie departamentalnym, później regionalnym, z których mistrzowie trafiają na poziom centralny. Jednak na każdym poziomie są finały, którym towarzyszy wiele ciekawych wydarzeń wokół. Organizowany jest parkour techniczny, piłkarski tor przeszkód. Mnóstwo quizów wiedzy, np. o przepisach, piłki nożnej, zachowania, fair play. Federacja kładzie duży nacisk na takie rzeczy.

ROZMAWIAŁ RAFAŁ SZYSZKA

Fot. Piotr Wojtyna/Twitter