Czy wysokie porażki mogą czegoś nauczyć?

Czy wysoka porażka ma jakąś wartość? Czy może czegoś nauczyć? Czy regularne porażki mogą mieć pozytywny wpływ na zawodników i zawodniczki? Zapytaliśmy o to trenerów różnych kategorii wiekowych.

Czy wysokie porażki mogą czegoś nauczyć?

Na początek prywata. Zaczynając swoją przygodę z piłką, klub, w którym wówczas występowałem, zgłosił nas do ligi młodzika, w której początkowo byliśmy zdecydowanie najsłabszym zespołem. Z racji niezbyt wysokich umiejętności technicznych, trener stawiał mnie między słupkami, gdzie miałem niebywałą „przyjemność” regularnie wyciągać piłkę z siatki po 20 razy w jednym meczu.

Byłem wtedy dzieckiem, aczkolwiek nie przypominam sobie, żeby te spotkania miały dla mnie czy pozostałych kolegów z drużyny jakąś wartość – nikomu nie sprawiało przyjemności wykopywanie futbolówki na połowę przeciwnika i liczenie na to, że może akurat tym razem się pomylą albo uderzą obok. Nie zmieniało to jednak faktu, że mimo niezbyt pozytywnych wyników i tak każdy z nas przychodził regularnie na treningi, a w weekend jechał na kolejną wioskę, żeby znów dostać w cymbał…

W trampkarzach starszych sytuacja się nieco odwróciła, więc to my byliśmy tymi, którzy „lali” innych. Co prawda, zdarzały nam się też potknięcia, ale już nie 0:10, a np. 0:1 czy 1:2. Nie ulega żadnej wątpliwości, że porażka uczy i od czasu do czasu jest potrzebna. Rzecz w tym, czy regularne porażki po 0:10 i wyżej mogą czegoś nauczyć? O komentarz poprosiliśmy trenerów różnych kategorii wiekowych, których zespoły w rundzie jesiennej – delikatnie mówiąc – nie radziły sobie najlepiej.

– Zgłosiliśmy się do ligi juniora młodszego, ale i tak mieliśmy połowę zawodników z młodszego rocznika. Byliśmy przygotowani na takie wyniki, jednakże chodziło nam przede wszystkim o to, żeby dzieciaki miały możliwość gry z innych. Prowadzę ten rocznik od czterech lat i chciałem, żeby miał kontynuację. Gdybyśmy zrezygnowali lub nie wystartowali w rozgrywkach, to wiadomo, że trochę dzieciaków by zrezygnowało. Mimo tego, że przegrywają, dzieciaki chcą i uczą się grać oraz zależy im na spędzaniu czasu na boisku – mówi nam Paweł Ograbek, szkoleniowiec juniorów młodszych Chrobrego Brójce.

– Uważam, że wysokie porażki uczą pokory oraz uczą… przegrywać. Nasze słabe wyniki wzięły się z tego, że gramy w tej lidze rocznikiem o dwa lata młodszym. Lepsi chłopcy poszli do SMS-u, w tej drużynie grają np. cztery dziewczyny i chodzi o to, że mimo tych porażek na każdym meczu jest ich osiemnastka, a bałem się, czy będzie miał kto grać. Wiem jednak, że niektóre kluby po słabych wynikach właśnie wycofują drużyny z ligi, bo dzieciaki nie mają motywacji i rezygnują z gry w piłkę. Porażki uczą też charakteru. Byłem dumny ze swoich podopiecznych, że pomimo tych porażek, dalej regularnie uczęszczali na treningi. Pomogło nam również to, że Związek postanowił wprowadzić system szkocki, czyli mecz i rewanż w jednej rundzie, a więc mieliśmy dwa razy więcej meczów do rozegrania. Patrząc z drugiej strony, więcej meczów = wyższe koszta, więc musimy usiąść i przemyśleć, jak to rozwiążemy wiosną – wyjaśnia Krzysztof Buczak, trener juniorów młodszych Barcy Bolszewo.

W tym wszystkim nie chodzi o to, że ci konkretni trenerzy są słabi i do niczego się nie nadają. To nie piłka seniorska, gdzie wyniki są na pierwszym miejscu i na wiele innych kwestii nie zwraca się uwagi. Z racji, że bardzo często outsiderami lig są kluby z mniejszych miejscowości, szkoleniowcy pracujący w grupach młodzieżowych mają ograniczone możliwości. Nie ma mowy o żadnej selekcji, sukcesem jest, szczególnie w starszych kategoriach wiekowych, gdy uzbiera się kilkunastu chłopaków chętnych pobiegać po zajęciach za piłką.

Nie wszyscy trenerzy uważają, że wysokie porażki mają także pozytywny aspekt. – Zbyt wysokie porażki, czyli po 0:8 czy 0:10, nie bardzo czegoś uczą. Dzieci nic z takich meczów nie wyciągną. Spotkania, w których jest bardzo duża dysproporcja pomiędzy zespołami, nie mają większej wartości szkoleniowej – sądzi Daniel Gurbała, szkoleniowiec trampkarzy w Akademii Sportu Orzeł Ząbkowice Śląskie.

– Porażka może czegoś nauczyć, natomiast przy dłuższej serii porażek zawodnicy zniechęcają się do treningów czy meczów, bo widzą, że odstają od innych drużyn. Jeżeli raz, drugi przegrają, to chcą się odegrać na przeciwniku, ale przychodzi przykładowo 10. minuta, dostają jedną, drugą bramkę, to często się zniechęcają i później im już tak bardzo nie zależy na pozytywnym rezultacie – zauważa Dariusz Kierepka, który w Gromie Różaniec odpowiada za drużynę młodzika.

– Zawiesiliśmy na razie zespół trampkarzy, bo wysokie porażki były spowodowane tym, że w trakcie sezonu wypadło nam kilku zawodników z powodu kontuzji. Jesteśmy z małej miejscowości, tych dzieciaków nie mamy tak dużo, więc musieliśmy się posilać młodzikami. Wracając do pytania, czy porażki czegoś uczą, myślę, że uczą pokory – sport nie istnieje bez porażek. Na pewno jednak wysokie porażki oddziałują mentalnie na chłopaków, bo też to obserwujemy i widzimy, że ich zapał może być ostudzony w przypadku, gdy regularnie wysoko przegrywają. Tutaj dużą rolę odgrywają rodzice. Staramy się z nimi rozmawiać i przedstawiać jasno sytuację, że na ten moment dominujący rocznik trampkarzy jest niezbyt liczny, więc musimy wspierać się młodszymi chłopcami – odpowiada Tomasz Maciejski, prezes klubu z Wilkowa.

Nie da się sprawić w kilka tygodni czy jedną rundę, żeby nagle sporo młodsi oraz mniejsi chłopcy zaczęli wygrywać ze znacznie lepszymi przeciwnikami. Skoro wygrana nie może być celem (na pierwszym miejscu oczywiście jest rozwój, w tym przypadku skupiamy się na wysokich porażkach, które nie są zbyt rozwojowe), trzeba znaleźć… zastępstwo. – Zdawaliśmy sobie sprawę, że z tymi mocniejszymi ekipami czekają nas wysokie porażki, więc chłopcy dostawali ode mnie dodatkowe zadania, że mają dla przykładu przetrwać pierwszy kwadrans bez straty gola. Raz się z tego zadania wywiązali. W kolejnym spotkaniu mieli np. wyprowadzić piłkę od własnej obrony pod bramkę przeciwnika, mimo wysokiego pressingu rywali. Wiadomo, że nie za każdym razem im się udawało, ale gdy próba zakończyła się powodzeniem, byli przeze mnie nagradzani. Tak, jak wspomniałem wcześniej, prowadziłem tę grupę przez cztery lata i chłopcy się zżyli, więc nie mieliśmy sytuacji, że ktoś zrezygnował właśnie z powodów słabych wyników – tłumaczy Ograbek.

Reasumując, porażka ma wartość szkoleniową i bywa potrzebna oraz cenna. Jeżeli jednak mówimy o regularnych porażkach i cotygodniowej próbie stracenia piętnastu zamiast dwudziestu bramek, to takie spotkania nie są zbyt rozwojowe dla najmłodszych. Od każdej reguły jednak są wyjątki. Nie wszyscy młodzi zawodnicy zostaną zawodowymi piłkarzami, a jak to ma być dla nich jedyna okazja, żeby odrobinę się poruszać i spędzić czas z kolegami na świeżym powietrzu, to warto nawet mimo wysokich porażek.

BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix