„Śmieszy mnie podejście, że na Zachodzie pracują tak samo. Skoro pracują tak samo, to dlaczego mają lepsze efekty?”

Staże to ważna część trenerskiej edukacji. Jedni szukają według znanych nazw, inni poszukują określonych filozofii klubowych, a także klucza geograficznego. Każdy sposób jest dobry, jeśli znajdzie się coś wzbogacającego szkoleniowy warsztat. Marcin Rusiecki, polski trener pracujący w Wielkiej Brytanii, odwiedził kilka ciekawych miejsc podczas zagranicznych staży i opowiedział nam, jak dobiera miejsca, gdzie zbiera cenne trenerskie – i nie tylko – lekcje.

„Śmieszy mnie podejście, że na Zachodzie pracują tak samo. Skoro pracują tak samo, to dlaczego mają lepsze efekty?”

Dlaczego warto jeździć na staże zagraniczne?

– Warto poznać kulturę danego kraju, środowisko, w którym dany klub się obraca czy filozofię, w jakiej funkcjonuje. Do tego środowisko pracy – czy jest zgodność pomiędzy drużyną seniorów a akademią. Poznać nowych ludzi, poznać ich punkt widzenia, porozmawiać z nimi. Jak oni to widzą, jak działają, jak uczą, jakie mają środki do osiągnięcia celu.

Jak wybierasz miejsce stażu?  Pod kątem tego, co możesz wprowadzić w swojej pracy czy bardziej filozofii, według której pracują w danym miejscu?

– To jest podstawowa rzecz, żeby nie traktować staży jako wycieczek. Nigdy nie jeżdżę na staże zorganizowane, poza tym, co musiałem pojechać w ramach kursu Elite Youth. Zawsze to jest organizowane przez prywatne kontakty. Nie jeżdżę na staże, żeby coś wprowadzać u siebie. Miejsca, do których trafiam, działają w swoim środowisku, a ja działam w innym środowisku. Trudno przenieść elementy z Hiszpanii do Polski czy Anglii. Pewne elementy pracy, organizacji czy sposobu myślenia można zaimplementować. Nie można jednak tego zrobić w skali 1 do 1, bo nie działamy w tych samych warunkach. Jeśli jeżdżę, to po to by poznać nowy punkt widzenia. Chcę zobaczyć konkretne rzeczy tak, jak widziałem w Bilbao, Salzburgu, Leverkusen czy Betisie. Te kluby mają jakieś swoje podstawy organizacyjne, ideę i właśnie tej idei chciałem się przyjrzeć. Pod tym kątem chciałem porozmawiać z ludźmi na miejscu, a nie żeby coś wprowadzić od razu w swojej pracy. Nie chcę być Barceloną, Bayerem czy Betisiem. Chcę wykonywać swoją pracę najlepiej, jak umiem. Z drugiej strony jako trener czy menedżer musisz mieć jak największą liczbę narzędzi w swoim zasobniku. Wtedy możesz w odpowiednim momencie wybrać dane narzędzie. Jeżeli pracujesz w sferze organizacyjnej, także warto poznać różne sposoby pracy. Wtedy można to odpowiednio zorganizować. Dobrać do swoich metod, do tego w co wierzysz. Tutaj dochodzi aspekt subiektywny. Każdy z nas ma swoją wizję piłki nożnej, pracy, organizacji. Obserwujesz i zastanawiasz się czy to jest zbieżne z tym, czy nie.

Zazwyczaj jeździ się na staże do miejsc, których poziom sportowy czy organizacyjny jest kilka półek nad aktualnym miejscem pracy, więc trudno to później zestawić z naszą codzienną pracą. Uważasz, że takie staże mają sens?

– My działamy w określonych warunkach i trudno jest przenieść wszystko 1 do 1. Jadąc na staż, nie mogę oczekiwać, że zobaczę coś w danym klubie, przeniosę do siebie i od razu to będzie działało. Kluby, do których jeździmy, zazwyczaj są lepiej zorganizowane, mają wyższe budżety, lepszą infrastrukturę, a w przypadku Hiszpanii mają kompletnie inny klimat czy pogodę. Ponadto inne systemy rozgrywek młodzieżowych, więc siłą rzeczy jest to trudne do przeniesienia.

Jeżeli jedziesz do pierwszego zespołu, jest nieco łatwiej. Pewne elementy taktyczne, przygotowania do treningu, meczu, zapobiegania kontuzjom – takie elementy można przenieść, można podpatrywać. Ogólnie rzecz biorąc, chodzi o to, by spojrzeć na konkretną myśl i zastanowić się nad nią. To nie jest też tak, że wszystko, co robią inne kluby, jest fajne, super i przynosi pożądane efekty. Warto się zastanowić nad tym, co oni robią dobrze i co mogłoby pomóc mi – jako trenerowi – w rozwoju siebie, zespołu, klubu i środowiska.

W środowisku trenerskim często się słyszy, że trenerzy jadą na staż i potem opowiadają, że w jakimś miejscu nie ma tajemnej wiedzy, a wszystko robią tak, jak my. Potem jednak z jakiegoś powodu wspomniane kluby są nad nami znacznie wyżej w piłkarskiej hierarchii…

– To nie chodzi o tajemną wiedzę. Jeśli ktoś jedzie na staż i mówi, że robią to samo, co my, to jest w błędzie. Oni mogą wykonywać te same ćwiczenia, jak my. Może w inny sposób rozpatrują je w szerokim kontekście filozofii gry. Teraz trzeba zadać sobie kilka pytań: dlaczego oni to robią, po co to robią, jak to ma rozwijać ich drużynę czy zawodników, w jaki sposób wpisuje się to w filozofię pracy akademii, klubu? Czasem bywa, że akademia pracuje po swojemu, a pierwszy zespół po swojemu.

Śmieszy mnie podejście na zasadzie, że „oni pracują tak samo”. Skoro pracują tak samo, to dlaczego mają lepsze efekty? Rozumiem, że mogą mieć większe pieniądze, lepszą bazę, lepszych piłkarzy i bardziej rozwinięty skauting. To ma przełożenie oczywiście w seniorach czy najwyższych kategoriach juniorskich. Na poziomie 10-11 latków nie mają innych dzieci niż u nas w Polsce. Oczywiście dzieci mogą mieć inne nawyki ruchowe, mogą się inaczej rozwijać w danym środowisku. Mają inną pogodę i siłą rzeczy spędzają więcej czasu na zewnątrz. Sport i rekreacja są wszechobecne w Hiszpanii. Podobnie, jak w Anglii, gdzie sport jest masowy i tani. Ludzie uprawiają różne dyscypliny sportowe. Dlatego podstawa piramidy jest szeroka.

W Polsce mamy trochę inny klimat. Jest zima, więc wiadomo, że trudniej jest przebywać po kilka godzin na boisku w grudniu czy styczniu. Nie mamy też takiej infrastruktury, mamy inną filozofię pracy. Nie mówmy, że pracujemy tak samo, skoro w pewnym momencie te kluby zachodnie nam po prostu odjeżdżają. Do tego musimy jednak znać kontekst. Kultura, środowisko, sposób pracy, w jakich funkcjonują kluby. Także sposób finansowania. To nie jest tak, że w Hiszpanii trenerzy zarabiają kokosy. Gdy byłem w Bilbao, dowiedziałem się, że większość trenerów nie pracowała tam na pełny etat – pracownik banku, nauczyciel angielskiego, ktoś był w prywatnej firmie. Jak widać, różnica nie zależy tylko i wyłącznie od pieniędzy. W Bilbao jednak wszystko było świetnie rozbudowane pod kątem pracy z psychologiem. Była tam świetna psycholog Maria Ruiz, która wspierała filozofię klubu i była skupiona na tym, w jaki sposób rozwijać pracę klubu, trenerów i zawodników poprzez aspekty psychologiczne.

Trzeba poznać cały kontekst sytuacji, miejsca i kultury. Trzeba być ponadto bardzo krytycznym. Jeśli jedziesz z nastawieniem, że robią tak samo, jak my, to po co tam jedziesz? Musisz dobrze wiedzieć, co chcesz zobaczyć, na co zwrócić uwagę, z kim porozmawiać i o czym. Prowadzenie notatek, żeby potem móc do nich wrócić. Robienie konspektów z tego, co robili i na co zwracali uwagę w trakcie treningu. Ważną kwestią jest czy po treningu idę dalej, odhaczam, że zobaczyłem, czy rozmawiam z trenerem.

Powiedziałeś wiele o wizji czy filozofii. Wśród klubów, które odwiedziłeś, Athletic Bilbao jest tym miejscem, które ma jasno sprecyzowaną i spójną wizję całego podmiotu – od akademii na pierwszym zespole kończąc.

– To jest coś, o czym mówiliśmy wcześniej. Filozofia i ideologia klubu, działania. Ich rynek działania jest mocno ograniczony, więc naturalnie muszą patrzeć w stronę tego, jak rozwijają zawodników. Z drugiej strony masz Barcelonę. Teraz ich ogranicza budżet, ale wcześniej było ich stać niemal na każdego zawodnika. Mimo tego regularnie wprowadzali zawodników z La Masii. Przeszli przez ich system, dopasowywali się do ich stylu gry. Jest także Salzburg, gdzie jest kompletnie inna filozofia gry. Zawodnicy również musieli tam przejść przez proces, by mogli się zaadoptować do ich gry i całej drogi. Patrzę na wszystko z boku, bo mieszkam za granicą, ale jest mi trochę smutno, że polskie kluby mając ograniczone środki finansowe, nie patrzą tak często w stronę akademii. Mało jest wprowadzania zawodników do pierwszego zespołu. Tutaj powinna być dyskusja, dlaczego tak się nie dzieje. Trzeba jednak usiąść, popatrzeć krytycznie, porównać z obserwacjami z innych państw, gdzie się było na tych stażach i wyciągnąć jakieś wnioski.

W Polsce jeśli już jest wizja, często jest zbyt uzależniona od wyników pierwszego zespołu. Jeśli można to nazwać wizją, to często w jakimś stopniu działa ona do pierwszego potknięcia seniorów. Potem przekręcamy wajchę, bo trzeba np. ratować się przed spadkiem, przekreślając całą dotychczas wykonaną pracę.

– Uważam, że nie mamy spójnej filozofii w polskich klubach. Działamy od Sasa do Lasa. Jest trener preferujący dany styl i ściąga pod to swoich zawodników. Potem przychodzi inny i wszystko zmienia, a akademia nie wie, jakich zawodników ma przygotować do gry w pierwszym zespole. To klub i jego filozofia powinny być nad tym wszystkim, po to by akademia mogła przygotować i wyszkolić zawodników pod grę w seniorach. Nie powinno mieć znaczenia czy będzie to trener A, czy B. Ważne, żeby obaj wyznawali tę samą filozofię. Weźmy pod uwagę Barcelonę czy Salzburg. Po jednej stronie duża liczba podań, wymian pozycji, utrzymywanie się przy piłce, a po drugiej chcą w przeciągu ośmiu sekund zakończyć akcję strzałem. To są kompletnie inne style. Trenerzy, którzy pracują po sobie, powinni czuć ciągłość filozofii. Tego u nas nie ma i cierpią na tym akademie. Jako trener tak naprawdę nie wiesz, kogo szkolisz. Kluby, trenerzy się zmieniają i dalej tego nie ma. Właśnie pod tym względem staże są bardzo ważne. Pod kątem planowania i organizowania tego wszystkiego możemy się bardzo dużo nauczyć. Gdziekolwiek pojedziesz – Bilbao, Salzburg, Barcelona, Betis – tam wszyscy wyznają jedną filozofię od najmłodszych do najstarszych roczników. U nas jest miszmasz, ale ktoś powie, że robią to samo. Nie! Oni robią te same ćwiczenia, ale filozofia jest kompletnie różna. Środki zastosowane w meczu także są kompletnie różne. To nas różni od nich.

Trochę jeździłeś po stażach, kilka z nich wymieniłeś. Co byś wyróżnił w tych miejscach, które odwiedziłeś?

– Bilbao? Przede wszystkim podejście psychologiczne. Salzburg? Relatywnie nowa akademia, która zainwestowała duże środki, ale potrafiła już wygrać UEFA Youth League. Tam jest cała filozofia Red Bulla, czyli osiem sekund od odebrania piłki do zakończenia akcji. Sposób treningu, który jest mega intensywny. Ponadto inwestycje w infrastrukturę techniczną – siłownie, parki motoryczne to są bardzo przydatne rzeczy. Barcelona? Robi ogromne wrażenie, w jaki sposób funkcjonuje od lat. Bayer Leverkusen? To miejsce podobne pod kątem filozofii do RB Salzburg. Kompletnie innym miejscem był Real Betis. Południe Hiszpanii, gdzie wszyscy mówią inaczej niż na północy. Skupiłem się tam na rocznikach młodzieżowych. Jakość tego treningu jest wysoka, ale wcale nie mają świetnej bazy. Jednakże podejście trenerów robi wrażenie. Wiadomo, że jest duża rywalizacja z Sevillą. Jest też jednak przywiązanie fanów i utożsamianie się z klubem.

W ramach stażu z PZPN-u na kursie UEFA Elite Youth A byliśmy w Kijowie – w Dynamie i Szachtarze. Ciekawie wyglądało to w przypadku Szachtara. Cały klub został przeniesiony na obrzeża stolicy i warunki, w jakich ci zawodnicy trenują, robią wrażenie. Filozofia tego klubu jest specyficzna – oparta na ściąganiu Brazylijczyków i sprzedawaniu ich za jeszcze większe pieniądze to jedno. Jednak organizacja oraz intensywność treningu także była czymś na wysokim poziomie. Oni mieli swoją identyfikację. Obok było Dynamo Kijów, które było osadzone w swoich wartościach lokalnych, korzeniach. To było coś kompletnie różnego od Szachtara. Zresztą, wszystkie te miejsca są od siebie różne i wszędzie czegoś można się nauczyć. Najważniejsza kwestia jest taka, że trzeba wiedzieć, co chce się zobaczyć, poznać. Pojechanie na staż i oglądanie samych ćwiczeń nie jest dla mnie przyjemnością i moim celem. Chcę poznać kluby w wielu aspektach, jak są osadzone kulturowo w danym regionie, społeczności. Owszem, bardzo ważne jest, jak pracują, jaki wpływ filozofia ma na organizację treningu, skautingu, przechodzenie zawodników z rocznika do rocznika. Aspektów jest wiele, ale one odgrywają inną rolę w każdym środowisku.

Wiele osób podkreśla, że boisko jest ważne na stażu, ale jeszcze więcej wyciągają z rozmów z ludźmi na miejscu. Nie mówimy tylko o trenerach, ale wszystkich osobach pracujących na sukces danej organizacji.

– To jest największa wartość staży. Jeśli masz jeszcze możliwość pojechania na staż taki nieoficjalny, który sam sobie zorganizowałeś albo ktoś cię polecił, nawiązujesz jeszcze lepsze więzi czy relacje. Wtedy nie spędzasz czasu tylko na treningach, ale przed i po zajęciach w ośrodku. Wiele razy siedziałem do późnych godzin z trenerami – to jest wartość tych wyjazdów. Spędzasz czas i poznajesz ich nie tylko jako trenerów, ale jako ludzi. Wiesz, kim są, wiesz, ile są w stanie poświęcić, by dojść do tego miejsca, gdzie są. Wspomniałem o trenerach w Bilbao, którzy poza akademią mają swoją pracę. Ciekawiła mnie ich motywacja: dlaczego po pracy w banku jeszcze chcą przyjść na trening i pracować według ściśle określonej filozofii? Jednak potem takie kontakty pomogą ci spojrzeć na pracę z różnych perspektyw. W środowisku trenerskim wiele osób się zna i na tej podstawie staram się organizować sobie staże. Na koniec stażu zawsze się pytam, gdzie warto pojechać dalej. Z Bilbao nas odesłano do Salzburga, później z Red Bulla do Leverkusen i tak dalej. Potem się okazało, że dyrektorem akademii Betisu była osoba powiązana z jakimś trenerem z Athleticu Bilbao i dostajesz do niego namiar – tak się to naturalnie tworzy. Czas spędzony z osobą wcale nie jest po to, by zostać czyimś przyjacielem. Chodzi o to, byś mógł porozmawiać z taką osobą o piłce. Taktyka także, ale nawet samo podejście, motywacje, przygotowanie, organizacja. Nie da się wycenić takich rzeczy w trakcie stażu, a to jest ich samo sedno.

Z jednego stażu pojawiają się odnośniki do kilku kolejnych miejsc, gdzie masz okazję się dalej rozwijać.

– Dokładnie tak jest. Ludzie pracujący w danych klubach znają uwarunkowania swoich miejsc. Oni pokazują tobie: my pracujemy tak, ale może warto, żebyś pojechał tu i tu, bo tam jest kompletnie inaczej. Ich warunki mogą być kompletnie różne. Jedź, zobacz, bądź ciekawy, zadawaj pytania i szukaj odpowiedzi na interesujące kwestie.

***

– Mam wrażenie, że trenerzy jeżdżą na staże jak na wakacje. Niby fajne miejsce, ale nie wiedzą tak naprawdę, co chcą zobaczyć i czego się nauczyć. Takie staże nie mają sensu.

***

– Widziałem oferty polskich klubów i uważam, że płacenie za staż to jest coś, co nie powinno mieć nigdy miejsca. Jeżeli my w Polsce mamy się szanować jako środowisko wszyscy razem i być odpowiedzialni za rozwój piłki, powinniśmy się dzielić wiedzą. Powinniśmy umożliwiać trenerom, którzy nie mają na co dzień styczności z taką piłką, by przyjechali do nas i zobaczyli, jak pracujemy. To nie jest wiedza tajemna, więc powinniśmy się dzielić. Widziałem staże po 500 złotych w kilku klubach… Przepraszam, ale ja bym tam nie pojechał. Dlaczego? Bo wiem, że oni nie chcą pokazać, co robią, tylko chcą zarobić.

Środowisko, żeby być lepsze, musi się rozwijać. Nie widzę w tym nic złego, by klub, któremu kibicuję – Jagiellonia – powiedział: ok, możecie do nas przyjechać. Dajcie nam czas, żeby umożliwić wam wizytę u nas. Oczywistym jest, że nie będziecie prowadzić zajęć, ale porozmawiacie z naszymi trenerami, zobaczycie nasze treningi, spędzicie całe dnie u nas i dowiecie się, co robimy. Pytanie: po co chcą na tym zarabiać? Ja na swoich stażach jeszcze nie zapłaciłem ani złotówki, jeśli chodzi o klub. Jedyne moje koszty to podróż, zakwaterowanie i wyżywienie. Czasem jednak okazywało się, że trenerzy zabierali nas na obiady i kolacje, by spędzić dodatkowy czas. Oni też są ciekawi twojego punktu widzenia, twojego środowiska. Ciekawi tego, na co ty zwracasz uwagę, by potem oni stali się lepsi. Chętnie bym pojechał do Polski na staż, ale nie będę za to płacił. Rozumiem jednak trenerów w naszym kraju, którzy to zrobią. Środowisko w Polsce jest bardzo dobre pod kątem pędu do wiedzy. Ludzie chcą zobaczyć, jak pracują najlepsi, ale ci najlepsi wykorzystują tę sytuację i chcą na tym zarabiać. W mojej filozofii działania to nie jest zgodne z tym, co ja wyznaję.

Masz swój sprecyzowany punkt widzenia na kwestię staży.

– Uważam, że to wszystko jest logiczne. Skoro jadę do dużych zagranicznych klubów i nie muszę tam za nic płacić, a spędzam 10-11 dni, to tutaj także mogłoby tak być. Tym bardziej, gdy pamiętam, jak to wyglądało w Bilbao. Trenerem był wtedy Ernesto Valverde, który poszedł później do Barcelony. Zamknięte zajęcia w ośrodku, dookoła mnóstwo ochroniarzy, którzy nie dopuszczali nikogo z zewnątrz. Tymczasem z dwoma innymi trenerami stoimy przy linii bocznej i możemy rozmawiać z zawodnikami, a trener przychodzi i z asystentami wszystko nam tłumaczy. To jest prawdziwa wartość staży. Poziom La Liga, a była pełna otwartość. Valverde mówił, że skoro przyjechaliśmy do niego, to dla niego wyrazem szacunku jest przedstawienie tego wszystkiego. Poświęciliśmy cały czas, więc on nam pokaże, bo to nie jest wiedza tajemna. „Nie idźcie z tym do internetu, nie wysyłajcie tego wszędzie, ale zatrzymajcie to dla siebie, bo dla was to będzie wartość dodana, z której kiedyś skorzystać”.

 

Tak samo mieliśmy w Salzburgu, gdzie trenerami byli Marco Rose i Rene Marić. Mieliśmy fantastyczne rozmowy z nimi, które dokładnie sobie spisaliśmy. Mamy całe dokumentacje staży, które prowadzimy. Zresztą, my rozmawiamy nie tylko z pierwszymi trenerami, tylko wszystkimi dookoła. Trenerami przygotowania motorycznego, analitykami, skautami, dyrektorami. Dla przykładu rozmowa z Marco Rose trwała trzy godziny! Siedzieliśmy w ich biurze i rozmawialiśmy o piłce. Nie zamierzamy tego nigdzie publikować, bo poprosił, żeby pewne rzeczy zachować dla siebie. To jest również budowanie relacji czy więzi. Mogę jednak teraz napisać wiadomość do Rene Maricia i zakładam, że odpisałby na moją wiadomość, bo obserwujemy się w social mediach. To są goście, którzy osiągnęli dużo więcej ode mnie i zobaczyli znacznie więcej, są w innym miejscu – w profesjonalnej piłce na najwyższym poziomie. Mają jednak otwarte umysły i chcą pomagać.

ROZMAWIAŁ RAFAŁ SZYSZKA

Fot. Prywatne archiwum Marcina Rusieckiego