Gładoch: „Każde ćwiczenie musi być odzwierciedleniem sytuacji meczowej”

Gościem 182. odcinka podcastu „Jak Uczyć Futbolu” był Miłosz Gładoch, koordynator treningu bramkarskiego w Akademii Śląska Wrocław. Jak wyszkolił zawodników na topowy poziom? Dlaczego u bramkarzy najważniejsza jest psychika? Czy bramkarze muszą być… wysocy? Postanowiliśmy spisać najciekawsze fragmenty.

Gładoch: „Każde ćwiczenie musi być odzwierciedleniem sytuacji meczowej”

Dlaczego zdecydował się trenować bramkarzy?

– Byłem zawodnikiem, który trenował na niskim poziomie, ale powiedzmy, że miałem marzenia. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że poświęcam się, trenuję, ale chyba tak naprawdę nic z tego nie będzie i nie trafię do Ekstraklasy, bo nie mam wzrostu, odpowiednich warunków fizycznych, nigdy nie trenowałem na odpowiednim poziomie. Zrezygnowałem z grania w piłkę, studiowałem na Akademii Wychowania Fizycznego, trochę nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Ówczesna dziewczyna, a dzisiaj żona powiedziała mi, że: wiesz co? Zobacz, codziennie z okna widzimy, że dzieciaki tam trenują. Może byś tam podszedł, może potrzebują jakieś pomocy? Pytam się, że: ja jako trener? Przecież nie mam pojęcia o trenowaniu. Ona też już miała mnie dość, cały czas siedziałem w domu, ględziłem. Poszedłem na to boisko i okazało się, że szukają trenera do pomocy przy dzieciakach. Jeden dzień, drugi, tydzień, miesiąc i okazuje się, że może coś z tego będzie. Na początku byłem trenerem juniorów, później skrzatów, żaków, za to nie byłem… trenerem bramkarzy, prowadziłem tylko jeden trening w tygodniu. Stwierdziłem, że mnie to kręci, coś w tym jest, miałem smykałkę do pracy z dziećmi. Taką dużą refleksją było to, że gdy zaczynałem pracę z dzieciakami, miałem sześciu zawodników w wieku 6-7 lat, a po trzech miesiącach ta grupa rozrosła się do 40 osób. To była dla mnie informacja, że może coś w sobie mam, że te dzieci przychodzą, chcą ze mną rozmawiać, rozwijać się. Byłem w kilku klubach w Polsce na stażu, wróciłem i tak naprawdę dalej nie wiedziałem, co mam robić. Byłem, zobaczyłem, dostałem jakieś środki treningowe, ale żadnej refleksji nie miałem. Zacząłem się zastanawiać, co trzeba zrobić, żeby osiągnąć sukces. Nie miałem żadnych kontaktów, zamknąłem się na cały weekend w pokoju i myślałem, co trzeba robić. W pewnym momencie zacząłem oglądać Bundesligę. Oglądając ligę niemiecką, stwierdziłem, że spróbuję uderzyć do klubów w Niemczech. Napisałem maila o sobie, kim jestem, co robię, co chcę robić, dlaczego chcę zostać trenerem, zacząłem wchodzić na każdą stronę klubu z Niemiec, patrzyłem na kontakt… To nie były żadne maile do dyrektorów, tylko np. bayernsecretary@info.de. Spisałem sobie wszystkie maile i wysłałem do nich tę wiadomość. Dostałem odpowiedź tylko z jednego klubu – z Hoffenheim.

O podróży do Hoffenheim:

– Jako osoba znikąd dostałem szasnę przyjazdu do Niemiec, do trenera Michaela Reinera, który obecnie jest moim przyjacielem. Pozwolił komuś, kogo nie zna, przyjechać, porozmawiać, podzielić się wiedzą. Jego otwartość i pasja wywróciła moje życie do góry nogami. On mi pokazał, jak można pracować z bramkarzami. To było w 2012 roku. Po powrocie od razu powiedziałem, że chcę być tylko i wyłącznie trenerem bramkarzy.

Dlaczego musiał sprzedać telefon, konsolę i telewizor?

– 10 lat temu w Anglii była organizowana duża konferencja dla trenerów bramkarzy, gdzie byli trenerzy z Hiszpanii, Anglii czy Portugalii. To wówczas kosztowało dużo pieniędzy, ale rodzice powiedzieli mi: Miłosz, nie ma problemu, lot ci kupimy, ale na resztę nie damy radę. Dzisiaj 450 funtów to nie jest mała kwota, a w 2013 roku to już w ogóle był kosmos. Żeby móc tam pojechać, pracowałem dodatkowo u szwagra w warzywniaku, brałem nadgodziny. Wówczas pracowałem od godz. 6:00 do 15:00 u szwagra w sklepie, a od 16:00 do 21:00 byłem trenerem. I tak każdego dnia, mimo to brakowało mi środków, żeby pojechać na tę konferencję, więc patrzyłem, co mogę zrobić w domu. Wiesz, co zrobiłem? Żona wraca z pracy, a w domu nie było telewizora, konsoli i nie miałem telefonu. Żona mówi mi, że do mnie dzwoniła, ale nie odbierałem. Dlaczego? Bo sprzedałem telefon. Z pieniędzy, które zarobiłem na kupnie tych sprzętów, kupiłem udział w konferencji. Co więcej, konferencja odbywała się poza Londynem, na jakiejś wiosce, a ja nie miałem telefonu z nawigacją, bo go sprzedałem. Miałem zwykłą komórkę, angielski na bardzo słabym poziomie, mapę Londynu, w ogóle drugi raz w życiu leciałem samolotem, ale byłem zdeterminowany. Wylądowałem, pokazywałem na mapie, gdzie chcę trafić i ludzie mnie prowadzili, że wsiądź do tego pociągu i tak dalej. Wyobraź sobie, że wysiadłem na stacji, gdzie były pola i łąki, strasznie padało, a ja musiałem dotrzeć na konferencję. Poszedłem wzdłuż, przez pola golfowe, łąki. Miałem mieć pokój 2-osobowy, ale jak wszedłem do recepcji po kolana w błocie, popatrzyli na mnie i się zapytali, czy jestem bezdomnym (śmiech). Mówię, że nie – przyjechałem na konferencję się uczyć. Organizator przyszedł i mówi: Miłosz, co ci się stało? Potrzebujesz pomocy? Miałeś wypadek? Mówię, że nie, że nie miałem na taksówkę, więc szedłem przed siebie. Jak on mnie zobaczył, to powiedział, że: dobra, tutaj masz pokój 1-osobowy, jak potrzebujesz jakichś ciuchów, to ja ci przyniosę.

O treningu bramkarskim w Polsce:

– Uważam, że na przestrzeni 10 lat jest lepiej, niż było. Gdy zaczynałem swoją przygodę jako trener bramkarzy, ogólnie w środowisku trenerskim trenerzy bramkarzy byli często… na doczepkę. Myślę, że w ciągu ostatnich lat dużo poszło do przodu, jest coraz więcej trenerów bramkarzy. 

O pracy w Liverpoolu:

– Przez trzy lata byłem skautem Liverpoolu. Byłem odpowiedzialny za skauting bramkarzy w akademii oraz doradztwo zagraniczne w treningu bramkarskim. John Achterberg, trener bramkarzy pierwszego zespołu, oraz szef szkolenia akademii, będący na moich szkoleniach czy konferencjach, wiedzieli, że podróżuję po świecie. Często bywałem w różnych zagranicznych akademiach, obserwując, jak to wygląda. Za każdym razem, gdy przyjeżdżałem do Liverpoolu, prowadziłem dla trenerów wykłady, jak się pracuje w danym kraju, na co zwracają szczególną uwagę. Głównym celem był skauting, w pierwszej kolejności miałem się zająć Polską, ale ze względu na to, że jestem bardzo ambitną osobą, już po roku skautowałem najzdolniejszych 16-letnich bramkarzy z: Polski, Finlandii, Estonii, Słowacji, Czech czy Niemiec. Działałem na większą skalę. Następnie wszedł Brexit, który delikatnie pokrzyżował plany naszej dalszej współpracy, ponieważ nie mogłem już pracować na niepełen etat, bo trzeba mieć pozwolenie na pracę, a dodatkowo wprowadzono przepis, że zawodnicy mogą trafić do Anglii dopiero po ukończeniu 18. roku życia. Miałem propozycję, żeby zostać na stałe skautem, ale powiedziałem, że moje miejsce jest na boisku. Traktowałem to jako dodatkowy element rozwoju. Na chwilę obecną rozwiązaliśmy umowę, lecz nie zamykam się. Może w przyszłości, gdy będę już na emeryturze i nie będę w stanie prosto kopnąć piłkę, to wtedy zajmę się skautingiem.

O pierwszym transferze swojego zawodnika (Mateusza Górskiego) do Ajaxu:

– Pojawił się wówczas hejt w moim kierunku, że „udało mu się” i ślepej kurze trafiło się ziarno. Nie wiem, czemu mnie atakowano, ale to tylko napędzało mnie do dalszej pracy. Żyjemy w Polsce, nasza mentalność jest słaba, wszyscy wszystkim źle życzą i jak komuś coś się uda, to od razu pojawia się zawiść. Dlatego wtedy wytransferowałem Fabiana Mrozka do Akademii Liverpoolu. Ponownie pojawił się atak, ale też myślenie, że jak wyszkoli trzeciego chłopaka, to może faktycznie się na tym zna. Doszedłem do wniosku, że wytransferuję nie tylko trzeciego, ale i czwartego. W zeszłym roku, w jednym oknie transferowym, Radek Żelazny trafił do Juventusu, a Eryk Słowikowski do pierwszego zespołu Venezia FC.

Jak wyszkolić zawodników na topowy poziom?

– Nie nazywamy tego pracą, tylko stylem życia. Jeśli jesteś ambitną osobą, która chce osiągnąć zamierzony wynik, obojętnie w jakiej dziedzinie sportu czy biznesu, to jeżeli chcesz być osobą sukcesu, to trzeba przede wszystkim zamienić słowo „praca” na styl życia. Wtedy wszystko idzie o wiele łatwiej. To całe zaangażowanie, poświęcenia, pasja ułatwia ci osiągnięcie zamierzonego celu. Za każdym razem sobie powtarzam, mam też to u siebie w moim biurze napisane na ścianie, że cel jest marzeniem z datą realizacji. 

Dlaczego Gładoch założył sobie, że będzie pracował w FC Wrocław Academy aż 10 lat?

– Trzeba mieć cierpliwość do tego, co chcesz w życiu osiągnąć. Przez to, że jeździłem po Europie, widziałem, jak się pracuje z najlepszymi bramkarzami, jak pracują trenerzy na najwyższym poziomie, więc po prostu wiedziałem, że moja cierpliwość i zaangażowanie prędzej czy później zostanie nagrodzone. Nie musiałem długo czekać, bo pierwsza moja nagroda po ciężkiej pracy przyszła po sześciu latach, gdy Mateusz trafił do Ajaxu. Trzy lata później Fabian przeszedł do Liverpoolu, a z kolei Radek do Juventusu. Wiedziałem, że dużo pracuję, widziałem, jak ci chłopcy się rozwijają i to mi pomagało być cierpliwym. Możliwość pracy dla Liverpoolu zaspokajała moje ego, które pozwalało mi dalej być na poziomie małego klubu i cierpliwie pracować każdego dnia. 

Jak wyglądało wejście Gładocha do Akademii Śląska Wrocław?

– Zacząłem od wprowadzenia własnych standardów, a żeby wprowadzić moje standardy, musiałem też wprowadzić trenerów, którzy będą w stanie te standardy realizować. Trenerów, którzy tak samo podejdą do tematu, że to nie jest praca, tylko styl życia. Oni mają w sobie pasję, zaangażowanie i chęć ciągłego rozwoju. Chcę otaczać się ludźmi, którzy pragną się rozwijać, bo dzięki temu, że oni chcą się rozwijać, automatycznie też będę się rozwijał.

Co jest najważniejsze w pracy z bramkarzami?

– Uważam, że najistotniejsze jest to, żeby bramkarz szedł tymi samymi ścieżkami, co ja, czyli kierował się: oddaniem, poświęceniem, profesjonalizmem, który realizujemy każdego dnia i nazywamy to stylem życia. Jeżeli buduję z bramkarzem więź zaufania, którą następnie przekładamy na boisko.

Co jest najważniejszą rzeczą dla bramkarza?

– Najważniejszą rzeczą dla bramkarza jest… gra. Możemy przez cały tydzień trenować niesamowite rzeczy, wyciągnąć masę sprzętu, ale następnie przychodzi mecz, w którym on musi to realizować. Obecnie pracuję z bramkarzem, który od małego regularnie grał we wszystkich możliwych turniejach, meczach, kadrach wojewódzkich czy Polski, ale trenował trochę inaczej, miał tego treningu bramkarskiego trochę mniej. Z drugiej strony mamy bramkarza, który ten trening bramkarski miał na odpowiednim poziomie, od poniedziałku do piątku, lecz ten jego background meczowy był na słabym poziomie – przeciwnicy byli słabi, a samych minut było zdecydowanie mniej. Który z tych bramkarzy aktualnie jest lepszy? Ten pierwszy.

Dlaczego trenerzy bramkarzy w Akademii Śląska Wrocław nie są przypisani do konkretnego zespołu?

– Pracujemy z bramkarzami codziennie. Działamy na takiej zasadzie, że nie jesteśmy przydzieleni do konkretnego zespołu, ponieważ każdy z nas widzi coś innego. Przykładowo przez trzy dni pracuję z bramkarzami w U-19, czwartego dnia idę do U-14 czy U-15, żeby zobaczyć, co tam się dzieje, popracować z tymi bramkarzami, dowiedzieć się, jak wygląda ich strefa mentalna lub taktyczna, a z kolei szkoleniowiec, który pracował z nimi przez pół tygodnia, idzie do juniorów starszych, żeby zobaczyć, jak to wygląda z jego perspektywy. Następnie rozmawiamy o tym, co zauważyliśmy, bo być może, gdy zbyt długo przebywam z danym zawodnikiem, zaczynam tracić świadomość, moja percepcja jest delikatnie zaburzona i potrzebuję, żeby ktoś zobaczył to z innej perspektywy. W poprzedniej rundzie było wiele takich sytuacji, gdzie czegoś nie widziałem, a mój asystent to dostrzegł i mi podpowiedział. Działało to też w drugą stronę, że poszedłem do innej grupy i dostrzegłem coś kluczowego, na co drugi trener wcześniej nie zwrócił uwagi. 

O ciekawym przypadku chłopaka, który potrzebował rodzinnego ciepła:

– Mamy w Śląsku bramkarza, który w mojej ocenie jest bardzo utalentowany i w indywidualnym treningu ze mną umiał pokazać niesamowite rzeczy – refleks, intuicję. Gdy mnie nie było i trenował z kimś innym, to on nagle się zatracał, nie było widać u niego tego błysku w oku. Zaczęliśmy drążyć ten temat. Gdy na treningu byłem ja lub Alan, czyli moja prawa ręka, to było wszystko dobrze. Gdy nas nie było albo byli inni trenerzy… To nie było na tej zasadzie, że pojawił się inny trener bramkarzy i chłopak zapominał, jak się broni, bo wszyscy realizujemy moją wizję, ale chodziło o coś innego. Wyszło na to, że on tylko w nas widział wsparcie ojca, którego potrzebuje, ponieważ chłopak mieszka w naszej bursie. Zacząłem nawet robić tak, że chowałem się za płotem, gdy trenował z innym trenerem bramkarzy, żeby on mnie nie widział. Widziałem, że jest przybity oraz trochę smutny – ruszał  głową, jakby ciągle kogoś szukał. Weszliśmy też w rozmowę z naszą panią psycholog, dr Ewą Moroch. Zdaliśmy sobie sprawę, że nie poniekąd musimy zastąpić mu ojca na miejscu. Żeby mu pomóc i go wesprzeć, musimy też poznać jego środowisko domowe, więc wysłałem Alana do jego rodziców, którzy mieszkają 100 kilometrów od Wrocławia. Pojechał do nich na cały dzień, zjadł z nimi obiad, pograł z młodym w FIFĘ, ale przede wszystkim chodziło głównie o to, że w luźny sposób chcieliśmy wejść w jego strefę komfortu, którym jest rodzinny dom, żeby zobaczyć, jak się zachowuje, jaki ma szacunek do rodziców, jak z nimi rozmawia. Wniosek był taki, że on potrzebuje dużo rodzinnego ciepła. Alan zdał mi cały raport i wspólnie zadecydowaliśmy, że od tego dnia będzie jego „ojcem” we Wrocławiu. Codziennie jeździł do niego do bursy, codziennie jadł z nim kolację, codziennie z nim rozmawiał, opiekował się, planował kolejny dzień. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu i nagle po 4-5 miesiącach pracy okazało się, że nie poznajemy chłopaka. Problem się rozwiązał, chłopak wychodzi na mecz ze Spartą Praga czy Herthą Berlin i… nie ma żadnych kompleksów. Daliśmy mu bezpieczeństwo, taki komfort psychiczny, że nie jest tutaj sam. 

O tym, jak ważna u bramkarzy jest psychika:

– Początkowo, gdy zaczynałem pracę z bramkarzami, dla mnie najistotniejsza była kwestia techniczno-taktyczna, fizyczna. Dopiero z czasem zacząłem wchodzić w aspekt mentalny. Po wielu latach pracy, doświadczeń, rozmów zrozumiałem, że… to jest najważniejsze i od tego musimy w ogóle zacząć. Jeśli bramkarz nie ma „czystej” głowy na treningu, to nic nie zrobimy.

Czego nauczył się Gładoch od Fabiana Mrozka?

– Fabian był bramkarzem, od którego sporo się nauczyłem. Był bramkarzem, który zapoczątkował ten rozwój mentalny i dzięki niemu rozwijałem się jako człowiek. Z Mateuszem skupiałem się głównie na technice, taktyce, sprawności fizycznej, a Fabian od początku był inny. Sam wdrażał wysokie standardy, przyszedł do nas z określonym celem i pokazał mi, że… czyta książki. I to nie biografię Cristiano Ronaldo, tylko książki dotyczące samorozwoju. Wszystkie książki, które kupował, znajdywał, też zacząłem czytać i samemu zacząłem interesować się tą dziedziną. To było w 2017 roku, od tamtej pory sfera mentalna jest dla mnie bardzo istotna i cały czas ją rozwijam. Zarówno u siebie, jak i u moich podopiecznych. 

O swojej przemianie:

– Psycholodzy nazywają to „efektem błysku” i on przychodzi z dnia na dzień. Nie chodzi o to, że ktoś sobie założył jakiś cel, że np. w tym roku odstawię alkohol, a po trzech miesiącach rzuca to postanowienie. Jest to związane z tym, że świadomie chciałeś coś zmienić, ale nie byłeś na tyle zdeterminowany, żeby to osiągnąć, bo nie miałeś tego błysku. W pewnym momencie przychodzi taki moment, który nazywa się błyskiem i wszystko się zmienia. Doświadczyłem tego, gdy wchodziłem na Śnieżkę i zobaczyłem, że 70-letni pan wbiegł na tę górę, napił się łyka wody i po chwili z niej zbiegł, a ja się zastanawiałem, jak zejdę. Gdy 28 grudnia 2020 roku mi się to przytrafiło, na drugi dzień spojrzałem w lustro i doznałem tego… Ciężko jest opisać, jakie jest to uczucie, ale uważam, że właśnie wtedy przytrafił mi się ten efekt błysku. Od 1 stycznia zmieniłem wszystko – zmieniłem swoje życie, nastawienie. Od tamtej pory schudłem 40 kilogramów, przebiegłem już ponad 5000 kilometrów, przeczytałem wiele książek, całkowicie odstawiłem alkohol i muszę powiedzieć, że zyskałem jako człowiek.

Jak obszerna jest jego metodologia?

– Początkowo zawierała trzy strony w Wordzie. To były luźne myśli podzielone na: ofensywę, defensywę, działania na przedpolu. Z czasem dodawałem coraz więcej informacji, ale też niektóre usuwałem, bo dochodziłem do wniosku, że jest to przerost formy nad treścią. Piłka nożna jest prostą grą, a samemu łapałem się czasem na tym, że za bardzo wyolbrzymiam, a powinienem się skupić właśnie na tych prostych rzeczach.

O tym, że każde ćwiczenie musi mieć odzwierciedlenie w meczu:

– Zawsze jak coś trenujesz z danym zawodnikiem, musisz mu przedstawić obraz z meczu. Nie może być tak, że staniesz z nim z boku i powiesz: słuchaj, robimy to i tamto. To musi być odzwierciedlenie sytuacji meczowej. Za każdym razem. Nie ważne, czy pracujesz z obrońcą, czy bramkarzem, zawsze musisz takiego zawodnika uświadomić, po co on to robi, gdzie taka sytuacja ma miejsce w trakcie meczu i jakie ma z tego korzyści. Zawsze mam ze sobą tablet, chłopcy muszą mieć ten obraz, wiedzą, co będziemy danego dnia trenować.

O analizach:

– Jest nas w sztabie w Śląsku czterech. W ostatnich pięciu miesiącach każdy z nas przeprowadził ponad 100 jednostek bramkarskich, razem przeprowadziliśmy, byliśmy i przeanalizowaliśmy ponad 200 spotkań naszych bramkarzy w akademii. Co więcej, nie tylko spotkania naszych chłopców, ale do tego dodajmy ok. 100 meczów bramkarzy ze światowego topu, które również przeanalizowaliśmy, a jeżeli chodzi o trening, to zrobiliśmy 507 indywidualnych analiz każdego naszego zawodnika. Muszę powiedzieć, że efekty są diametralne. Każdy z bramkarzy, którego „dotknęliśmy” z roczników 2006-2012, zrobił progres. Jeden mniejszy, drugi większy, ale każdy z nich zrobił postęp. Dzięki analizie, ale też uświadomieniu temu zawodnikowi, na czym to w ogóle polega, nawiązywaniu do sytuacji meczowej, treningowej. Efekt jest taki, że oni mówią: trenerze, wow – to zmienia postać rzeczy, jest to ułatwienie. 

Gdzie szukać wiedzy na temat treningu bramkarskiego?

– Głównie skupiam się na analizie meczów. Nie tylko swoich zawodników, ale też bramkarzy z topowego poziomu. Żeby dojść do tego, też trzeba tę wiedzę zaczerpnąć poprzez analizę swoich rzeczy, które robiłeś do tej pory + uczyć się ich i rozmawiać z innymi trenerami. Jest dużo fajnych publikacji. Bardzo polecam książkę, która powinna być „ABC” dla każdego trenera bramkarzy, czyli „The Seven Principles of the Masters” Hansa Leiterta. Książka jest w języku angielskim, ale autor wymienia w niej siedem podstawowych rzeczy, od których w ogóle trzeba zacząć, jeżeli chodzi o szkolenie bramkarzy. Jest to publikacja, która ma już 10 lat, ale nic się nie zmieniło od tamtego czasu. Największą wiedzę trener bramkarzy uzyska w momencie, gdy analizuje swoją pracę, nie dostrzega czegoś i stara się na ten temat porozmawiać z jakimś innym trenerem. Do tej pory, gdy pracowałem w FC Wrocław Academy, byłem sam. Uczyłem się na sobie, poprzez rozmowy z ludźmi zza granicy. To, co mnie nurtowało, czego nie wiedziałem, wycinałem, WeTransfer, wysyłałem i rozmawialiśmy o tym. Trener mówił mi: Miłosz, to super, to można zrobić lepiej, wyślę ci własne wideo, zwróciłem uwagę na to i na tamto. W Śląsku mam większe możliwości, mam pod sobą zaufanych ludzi, z którymi pracuję, to my rozmawiamy, analizujemy i rozwijamy się wzajemnie każdego dnia. Ja coś widzę, Alan widzi coś innego, trzeci trener jeszcze coś innego i my wiecznie analizujemy, rozmawiamy.

Czy Miłosz Gładoch jest otwarty na przyjmowanie trenerów na staże?

– Obecnie nie przyjmuję na staże, ponieważ zraziłem się trochę do trenerów, którzy tylko przyjeżdzali po środki treningowe i wiedzę, a tak naprawdę sami od siebie nic nie dawali. Nie chodzi o jakieś rzeczy materialne, tylko bardziej w tym sensie, że jak chcę się podzielić z takim trenerem wiedzą, to też chciałbym od niego uzyskać pasję, że on coś zauważy, coś dopowie. Zazwyczaj przyjeżdżali ludzie, którzy zobaczyli, nagrali i uciekli. Przywoziłem rzeczy z zagranicy, które dla nich były niedostępne, dzieliłem się nimi, bo chciałem to robić, a oni to wykorzystywali jako „ich” wiedzę, wynalazek i trochę przeciwko mnie. Obecnie niechętnie przyjmuję trenerów na staże, czasami robię wyjątek, ale wcześniej muszę poznać tę osobę.

Jak jedziesz za granicę, to żaden trener, który jest na wysokim poziomie, nie powie: Miłosz, chodź tutaj na kawę, zaraz ci wszystko opowiem. To, że on tam jest, to znaczy, że wiele na to pracował, dużo oddał, poświęcił tysiące godzin na analizy, żeby znaleźć się w tym miejscu i… nagle przychodzi człowiek, który chce z nim porozmawiać, żeby wydobyć wiedzę. Ale jeżeli ty z nim prowadzisz rozmowę i widzi, że chcesz mu coś dać, co on może wykorzystać, to wtedy on też zaczyna się otwierać, dochodzi do rozmowy i wymiany poglądów. 

Jakie błędy najczęściej popełniają trenerzy bramkarzy?

– Nie oglądają meczów, nie analizują ich. Robią ćwiczenia, które w ogóle nie mają związku z tym, co się dzieje na boisku. Problem jest taki, że niby oglądają spotkania, niby robią analizy, ale jakbyś go rozłożył na czynniki pierwsze, to okazuje się, że on całkiem coś innego trenuje.

Czy bramkarz musi być… wysoki?

– Początkowo, gdy zaczynałem pracę, to będąc niskim bramkarzem, chciałem wszystkim udowodnić, że wzrost nie jest istotny, że mały bramkarz też może grać na wysokim poziomie. Będąc trenerem, który miał bardzo dobrze wyszkolonych bramkarzy o niskim wzroście, zaczęliśmy jeździć na testy po europejskich klubach i za każdym razem feedback był taki: Miłosz, bardzo fajny bramkarz, zwinny, szybki, dobry technicznie, wykonałeś z nim świetną pracę, ale my go weźmiemy, bo będziemy mieć takiego samego, ale o 10 centymetrów wyższego. Uważam, że jeżeli bramkarz ma między 190 a 195 centymetrów, to jest idealnie. 

Co, gdy bramkarz jest zbyt niski?

– Straszne jest to, że gdy wiemy po badaniach, że bramkarz będzie niski, a my i tak go wykorzystujemy oraz trenujemy, bo jest dobry na tu i teraz. Mówię o całym środowisko trenerów, że trenerzy trochę robią krzywdę tym zawodnikom, że pozwalają im grać między słupkami, bo są fajni na ten moment. Ci, co są mniejsi, szybciej dojrzewają i pomagają tym drużynom w osiąganiu wyników, ale później przychodzi poziom juniorski czy seniorski i oni zderzają się z brutalną rzeczywistością. Nagle oni dostają informację, że nie będą grać na wysokim poziomie. Co z tego, że byłeś najlepszym bramkarzem turnieju, jednym z wyróżniających się bramkarzy na poziomie U15-U17, skoro przychodzisz do piłki seniorskiej i na twojej pozycji jest bramkarz, który ma 195 centymetrów wzrostu? Nie wygrasz z tym. Myślisz sobie, że tyle poświęceń, wyrzeczeń i nagle co mam teraz zrobić? To nie jest tak, że my bierzemy 11-letniego chłopca, wychodzi mu w badaniach, że nie będzie miał nawet 180 centymetrów wzrostu i mówimy mu: słuchaj, ty nigdy nie będziesz bramkarzem. Nie, rozmawiamy z rodzicami i doradzamy, że bazując na bagażu doświadczeń, podpowiadamy, że to jest idealny moment i sygnał, żeby chłopak zmienił pozycję, żeby mógł dalej walczyć o marzenia, żeby dalej mógł grać na profesjonalnym poziomie. Ci chłopcy mają marzenia. Nie chodzą na treningi, żeby sobie pokopać, tylko każdy z nich chce być Fabiańskim, Szczęsnym, Lewandowskim., a naszym zadaniem jest, żeby pomóc im realizować te marzenia. W momencie, gdy chłopak dostaje taki sygnał, to być może rodzice dojdą do takiej refleksji, że być może trener ma rację. Jeśli dalej chce być bramkarzem, to nie ma problemu, tylko musisz dać informację rodzicom, że proszę państwa, istnieje dużo prawdopodobieństwo, że mając 181 centymetrów, nie będzie grał zawodowo w piłkę.

O Yannie Sommerze:

– Yann Sommer mierzy 182 centymetry i gra na topowym poziomie. Zmieniłem o nim zdanie, gdy byłem na stażu w reprezentacji Szwajcarii i zobaczyłem go na żywo. Jak go zobaczyłem na żywo, to jeszcze w życiu nie widziałem takiego bramkarza, a widziałem wielu – Donnarumę, Navasa, Neuera, Alissona czy Leno. Patrząc na Sommera, to naprawdę tak, jakbyś złapał panterę i wsadził ją do bramki. Wszystko, co robił, było płynne, dynamiczne, lekkie – nic nie sprawiało mu trudności. Wyostrzony wzrok, reakcja – coś niesamowitego, czegoś takiego do tej pory nie spotkałem. 

Dlaczego uważa Donnarumę za kompletnego bramkarza?

– Jest wysoki, dynamiczny, szybki, rozumie grę. Piłka nożna idzie w tym kierunku, że jest coraz szybsza, coraz bardziej dynamiczna. Bramkarzowi między słupkami jest coraz trudniej. My, trenerzy bramkarzy, szukamy takich Jordanów, którzy będą wielcy, szybcy, dynamiczni, zwinni i na dodatek będą mieć mentalność zwycięzcy. On to wszystko ma.

ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Fot. Miłosz Gładoch/Facebook