Luty był naprawdę udanym miesiącem dla Kacpra Śmiglewskiego. 18-latek najpierw zadebiutował w kadrze Marcina Brosza, a następnie wszedł z ławki w spotkaniu 20. kolejki Ekstraklasy z Legią Warszawa. Jak wyglądały piłkarskie początki tego chłopaka?

Pierwszy trener: Kacper Śmiglewski

Raz przechodzisz z Brudzewa do Uniejowa, a innym razem zamieniasz… Polonię Warszawa na Cracovię. Śmiglewski rozpoczął swoją przygodę z piłką w Kasztelanie, a następnie trafił do Termów Uniejów i trenera Piotra Kozłowskiego, który nadal odgrywa dużą rolę w życiu nastolatka. – To jest ciekawa historia. Na Konferencji Grassroots podszedł do mnie właśnie trener Kozłowski i powiedział, że ma fajnego chłopaka, którego chciałby zaprezentować. Zgodziłem się i przyjechał z nim na turniej, który wówczas rozgrywaliśmy. Warto dodać, że trener Kozłowski ma też na koncie… Ewę Pajor, którą również woził po większych klubach i dobrze wypromował, więc naprawdę świetna postać – mówi nam Michał Libich, który z Kacprem pracował w Polonii.

Biorąc pod uwagę fakt, że młody napastnik występował przez ok. cztery lata przy Konwiktorskiej, można przypuszczać, że podopieczny trenera Piotra Kozłowskiego wywarł wówczas na trenerach „Czarnych Koszul” pozytywne wrażenie. – To, co na pewno mogę powiedzieć o nim, że miał i ma… wielki talent do pracy. Jeśli chodzi o umiejętności czysto piłkarskie, to cały czas musi się doskonalić i na pewno ma jeszcze deficyty w tym aspekcie, natomiast wyróżniał się na tle innych pracowitością, zaangażowaniem, determinacją. Kacper ich przewyższał pod tym względem – walczył o każdą piłkę, starał się ją od razu odzyskać po stracie. Pod tym względem imponował od samego początku – wspomina Libich.

Śmiglewski w rozmowie z portalem „gol24.pl” powiedział, że w dzieciństwie – ze względu na wzrost – grał na obronie, a pozycję na bardziej ofensywną zmieniono mu w Uniejowie. – Ogólnie rzecz biorąc, u nas grał już jako napastnik. Z racji tego, że lubię rotować pozycjami, zdarzało się, że występował też jako pomocnik, ale generalnie wiedziałem, że docelowo to jest „dziewiątka” – tłumaczy jego pierwszy szkoleniowiec w Polonii Warszawa.

18-latek nie był i nie jest wielkim technikiem, natomiast jego koledzy z zespołu mają pewność, że łatwo nie odpuści. – W przypadku napastników mam filozofię, żeby jak najwyżej, jak najszybciej odbierali piłkę, a on miał wiele takich sytuacji, że już w pierwszej fazie po stracie tę futbolówkę odbierał, dzięki czemu znajdował się w dogodnych sytuacjach. Kolokwialnie mówiąc, wkładał głowę tam, gdzie inni nie włożyliby nogi. Cechy charakterologiczne po części są rzeczą wrodzoną, ale po części też tym, że on jako 11-letni dzieciak… stał na bramce w piłce halowej z seniorami! To też musiało siłą rzeczą wyrobić w nim taką siłę wewnętrzną – zauważa Michał Libich.

– Do rany przyłóż. Nie dało się go nie lubić – tak Libich odpowiedział na pytanie dotyczące osobowości Kacpra. Chłopak nie miał łatwo, pięć lat temu musiał opuścić wioskę w województwie wielkopolskim i zamieszkać samemu w internacie w Warszawie. – Przez pół roku chyba codziennie zawoziłem do bursy jego i innych chłopaków z Polonii, żeby poznali tę Warszawę na spokojnie. On mieszkał w domu, wokół którego są pola i… nic więcej. Dom, las oraz pola, więc rzeczywiście przeskok nagle do stolicy musiał być dla niego szokiem, dlatego staraliśmy się, żeby miał w miarę miękkie lądowanie – podkreśla szkoleniowiec.

W piłkę nożną grało również dwóch starszych braci Śmiglewskiego, ale oni tylko amatorsko. Jak wyglądała sytuacja z rodzicami 18-latka? Byli żywo zainteresowani karierą syna czy raczej „stali” z boku? – Raczej z boku, natomiast mieliśmy kontakt. Mama dzwoniła, jak sobie radzi w szkole i tak dalej. Na pewno godna pochwały jest postawa trenera Kozłowskiego, który do dzisiaj się nim opiekuje i tę jego ścieżkę rozwoju kontroluje. Myślę, że taki opiekun to skarb – uważa Michał Libich.

Kacper Śmiglewski przeniósł się do „Pasów” 2022 roku po bardzo udanym sezonie w Centralnej Lidze Juniorów U-18, gdy zdobył trzynaście bramek. Młody napastnik mógł również trafić do Arki Gdynia, lecz wybrał drużynę z Małopolski ze względu na świetną bazę treningową oraz fakt, że pierwszy zespół gra na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w kraju. Jeżeli chodzi o jego debiut w nowych barwach, to w pierwszym meczu z Lechem Poznań od razu… otrzymał czerwoną kartkę. Co prawda, w tegorocznej kampanii wciąż ma na swoim koncie więcej kartek niż goli, ale tych też kilka strzelił, chociażby wczoraj, gdy jego trafienie pozwoliło ekipie Wojciecha Ankowskiego pokonać Legię Warszawa i delikatnie poprawić swoją nieciekawą sytuację w tabeli.

Młodzieżowiec na początku lutego zadebiutował w reprezentacji prowadzonej przez Marcina Brosza (wcześniej już występował w „biało-czerwonych” barwach w kadrze Dariusza Gęsiora), za to kilka dni później Jacek Zieliński dał mu szansę debiutu w Ekstraklasie. „Ten debiut to było spore przeżycie. Zagrałem na stadionie Legii, przy tylu kibicach! Trener Zieliński nic mi nie mówił, ale drugi trener Mikołaj Łuczak powiedział mi dzień wcześniej, żebym się… dobrze wyspał” – mówił niedawno w rozmowie z „gol24.pl” 18-latek.

Wiosną nastolatek będzie prawdopodobnie występował w Centralnej Lidze Juniorów oraz III-ligowych rezerwach, a jeżeli będzie dobrze się spisywał, być może Jacek Zieliński ponownie na niego postawi. – Pamiętam, że kiedyś w polonijnych mediach poproszono mnie o wytypowanie trzech chłopaków z największą szansą na zrobienie kariery. Jednym z nich był właśnie Kacper Śmiglewski. Ten chłopak ma takie cechy, które pozwalają mu myśleć o tym, żeby w przyszłości grać w dobrych drużynach. Taka „dziewiątka” raz, że strzela bramki, natomiast to, co bardziej u niego cenię, co on ma, a czego wielu nie ma, to jest właśnie ta zadziorność. Jeżeli koledzy z zespołu widzą, że on idzie do pressingu, robi wślizgi w sytuacjach, w których ktoś inny nawet by nie próbował, to „zaraża” tym całą drużynę. Uważam, że jest to fantastyczny materiał na to, żeby rzeczywiście w wielu dobrych zespołach się złapał – kończy Michał Libich.

BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix