Pierwszy trener: Mateusz Kowalczyk

Jako dziecko chodził na zajęcia kick-boxingu z Janem Faberskim, a w kadrze województwa występował razem z Igorem Strzałkiem. W wieku 18 lat jest podstawowym zawodnikiem ŁKS-u Łódź oraz młodzieżowym reprezentantem Polski. Jak wyglądały piłkarskie początki Mateusza Kowalczyka?

Pierwszy trener: Mateusz Kowalczyk

Mateusz Kowalczyk na pierwszy treningi piłki nożnej poszedł w wieku 6 lat do grupy naborowej Ząbkovii Ząbki. Od początku występował w starszym roczniku. – Prowadziłem go od niemal samego początku aż do momentu przejścia do ŁKS-u. Ogólnie rzecz biorąc, nasza relacja wybiega trochę poza boisko, bo kieruję jego losami, że tak powiem. Jestem człowiekiem, któremu ufa, który mu doradza. Myślę, że całkiem dobrze to wyszło, ponieważ miał sporo propozycji od różnych agentów piłkarskich, gdzie wiadomo, jak to wygląda i nie wszyscy są uczciwi, natomiast z racji tego, że bardzo dobrze znam środowisko, byłem zawodnikiem I-ligowego Dolcanu, a przy okazji pracowałem też na uczelni, więc miałem to środowisko bardzo blisko siebie i orientowałem się, co, gdzie i jak. Wiedziałem, jak najlepiej ułożyć jego ścieżkę rozwoju, żeby sprawy sportowe były na pierwszym miejscu i wydaje mi się, że transfer do Łódzkiego Klubu Sportowego był strzałem w dziesiątkę – mówi nam Marcin Korkuć.

Kowalczyk miał szczęście rozwijać się w bardzo dobrym środowisku. – To był naprawdę zdolny rocznik, sporo chłopaków do teraz gra w piłkę. Kacper Roguski jest w III-ligowych Orlętach Radzyń Podlaski, z pięciu czy sześciu zawodników jest w kadrze IV-ligowej Ząbkovii, a interesują się nimi nawet kluby z Ekstraklasy lub I ligi. Antek Bednarek gra w Świcie Nowy Dwór Mazowiecki, Mikołaj Randak był w II-ligowych Wigrach Suwałki. Mateusz miał naprawdę dobre środowisko do rozwoju – podkreśla Korkuć.

Czym wyróżniał się młodzieżowiec? – Cechą, którą zawsze się wyróżniał, było rozumienie gry czy przewidywanie i antycypacja – to miał na bardzo wysokim poziomie. Początkowe braki w fizyczności spokojnie nadrabiał… myśleniem. Myślał szybciej od wszystkich. Mateusz „zwiedził” wiele pozycji. Na tę chwilę lepiej odbiera piłkę na połowie przeciwnika. Tak naprawdę oprócz boków boiska, to grał na każdej pozycji w środkowej strefie – i w ataku, i w obronie. Był również otwartym i koleżeńskim chłopakiem, lubianym w drużynie. Chłopcy tworzyli zgraną grupę, spotykali się też poza treningami, a Mateusz nie był na uboczu, trzymał się z całą resztą – wspomina szkoleniowiec.

Mateusz Kowalczyk mógł również liczyć na wsparcie bliskich, którzy regularnie pojawiali się na jego meczach. – I mama, i taka zawsze byli blisko. Nie przypominam sobie meczu, na którym nie byłoby jednego z nich. Pamiętam, że na treningach się wymieniali i raz Mateusza przywoziła mama, a raz tata. On akurat dojeżdżał do Ząbek z pobliskich Marek. Zresztą, do teraz jego rodzice pojawiają się na spotkaniach ŁKS-u – tłumaczy Korkuć.

Obecnie w całym kraju trwają finały gminne i powiatowe XXIII edycji Pucharu Tymbarku, a więc największego piłkarskiego turnieju dla dzieci w Europie. Gracz ŁKS-u Łó∂ź także brał udział w tej inicjatywie. – Chłopcy rywalizowali w XIV edycji Turnieju, a więc pierwszej, której finał odbył się na Stadionie Narodowym. O ile dobrze pamiętam, chyba awansowali do finałów ogólnopolskich, lecz nie udało im się zagrać na Narodowym – wyjaśnia były trener Kowalczyka.

Tym, co też naprawdę wyróżniało wychowanka Ząbkovii Ząbki, był fakt, że zaczął występować w pierwszym zespole pod koniec… szkoły podstawowej! – Mateusz wyróżniał się rozumieniem gry i był to chłopak, który mentalnie – fizycznie może nie do końca – był gotowy do gry w seniorach w wieku 14 lat. W klubie był kiedyś sparing wewnętrzny z seniorami i trener tej drużyny nie do końca wierzył, że tak młody chłopak może wnieść coś do pierwszego zespołu. Pamiętam, jak dziś, że Mateusz minął wówczas „ruletką” doświadczonego zawodnika. Minął tego gracza, chwilę podprowadził piłkę i zanotował piękną asystę. Trener zdecydował się, że weźmie go do pierwszego zespołu. Gdzieś tam później dostał szansę, drużyna wygrywała 2:0, trener myślał, że da mu odpocząć, a oni zremisowali 2:2. Szkoleniowiec powiedział, że nie zdawał sobie sprawy z tego, że tak młody zawodnik może mieć tak duży wpływ na grę w seniorskiej piłce. Co więcej, rodzice musieli wyrazić zgodę, żeby w ogóle mógł zagrać, a on w swoim drugim sezonie na IV-ligowych boiskach strzelił… ok. 10 goli – mówi Marcin Korkuć.

Czy Legia Warszawa, Escola Varsovia albo Polonia Warszawa nie starały się podkraść Mateusza z Ząbek? – Byłem trenerem kadry województwa tego rocznika, w której Mateusz występował m.in. z Igorem Strzałkiem, wówczas zawodnikiem Pogoni Siedlce. Z tego, co się dowiedziałem, a bardzo dobrze znam to środowisko, skauci Legii Warszawa stwierdzili, że nie jest to ciekawy materiał, w który warto zainwestować. Zdarzyło się, że ktoś proponował jakieś testy piłkarskie, ale żadnych konkretów nie było. Poza tym, w Ząbkach było naprawdę dobre środowisko do rozwoju, miał też ze mną dodatkowo indywidualne treningi, więc był zaopiekowany w 100% – podkreśla Korkuć.

Prawda jest taka, że Mateusz Kowalczyk ma dopiero 18 lat, a już teraz jest ważną postacią I-ligowego zespołu, który pewnie zmierza po awans na najwyższy szczebel rozgrywkowy w kraju. – Wiedziałem, że może tak być, ale nie spodziewałem się, że stanie się to tak szybko. Ogólnie rzecz biorąc, gdy zainteresowanie Mateuszem stawało się coraz większe i spotykałem się z przedstawicielami różnych drużyn, zawsze chciałem, żeby Mateusz był przy tych rozmowach, pytałem go zdanie i fajnie, że obaj myśleliśmy bardzo podobnie. Dyrektor Przytuła wzbudził nasze zaufanie – nie wmawiał nam, że od razu będzie gwiazdą pierwszego zespołu, tylko żeby najpierw udowodnił swoją przydatność w III-ligowych rezerwach, co też zrobił – zauważa Marcin Korkuć.

Cztery bramki i trzy asysty w 18 spotkaniach I ligi, prawdopodobny awans do Ekstraklasy i awans na młodzieżowe mistrzostwa Starego Kontynentu – sezon wciąż trwa, natomiast młody pomocnik już teraz może zaliczyć go do udanych. Co jednak musi poprawić, żeby wskoczyć na jeszcze wyższy poziom? – Odbiera bardzo dużo piłek, ale może jeszcze szybciej doskakiwać do rywala. Czasami jest tak, że pojawia się u niego chwila zawahania. Jeżeli chodzi o walory ofensywne, to wypracowuje bardzo dużo sytuacji, w których może oddać strzał, lecz szuka bardziej doświadczonych kolegów z zespołu. Mateusz ma bardzo czyste uderzenie z obu nóg i namawiam go, że musi próbować więcej uderzać w meczach, bo potencjał ma olbrzymi – uważa jego były szkoleniowiec.

BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix