„Jak strzelę gola na Narodowym, to zrobię… fikołka”

W piątek byliśmy obecni na finałach gminnych XXIII edycji Pucharu Tymbarku w Wieliczce, gdzie na orliku tuż obok Warzelni Soli rywalizowali ze sobą chłopcy w kategorii U-12.

„Jak strzelę gola na Narodowym, to zrobię… fikołka”

Z czym wam się kojarzy ten Turniej? Z pewnością ze Stadionem Narodowym, możliwością spotkania się z Robertem Lewandowskim, Wojciechem Szczęsnym, Piotrem Zielińskim i spółką, a także wielkim finałem, który poprzedza decydujące starcie w Pucharze Polski lub mecz reprezentacji tak, jak to miało miejsce w zeszłym roku i będzie miało w tym.

To wszystko prawda, natomiast zanim rozgrywki przeniosą się na obiekt im. Kazimierza Górskiego, wcześniej musi dojść do rozstrzygnięć w finałach: gminnych, powiatowych, wojewódzkich, a także krajowych. Jeżeli Puchar Tymbarku jest rozgrywany w 98% powiatów w kraju, naturalnie na tych pierwszych etapach ten Turniej przypomina dziesiątki innych zawodów dla dzieci, które każdego tygodnia odbywają się nad Wisłą.

Różnica jest taka, że na rozgrywki Pucharu Tymbarku chłopcy i dziewczęta często czekają przez cały rok, a sam Turniej dlatego jest największą taką inicjatywą na całym Starym Kontynencie, bo dociera w zasadzie do każdego zakątka Polski – w tych samych rozgrywkach rywalizują dzieciaki ze Szczecina, Suwałk, Przemyśla, Warszawy czy Zgorzelca.

Logika podpowiada, że jeżeli ten Turniej wyróżnia się aż taką masowością, to nie wszyscy będą super grać w piłkę. To znów prawda, tylko że nie o poziom rozgrywek w tym wszystkim chodzi. Gdyby dla organizatorów poziom rozgrywek stał na pierwszym miejscu, w Turnieju rywalizowałoby kilkanaście topowych akademii, a nie… co czwarta szkoła podstawowa w kraju.

– To nasz drugi udział w Pucharze Tymbarku, ostatnim razem awansowaliśmy do finału wojewódzkiego. Myślę, że jest to fajna okazja dla chłopaków, żeby się tutaj wspólnie spotkać i rywalizować ze sobą. To, że w tych rozgrywkach biorą udział szkoły, a nie kluby też jest pozytywne, bo tych rozgrywek klubowych jest bardzo dużo, a myślę na poziomie szkolnym takie rozgrywki i w ogóle wspieranie aktywności fizycznej jest potrzebne. Uważam, że takie rozgrywki mogą rozwinąć chłopaków pod względem „czysto” piłkarskim, bo podchodzimy do tego trochę tak, jak do jednostki treningowej. Normalnie mielibyśmy w tym czasie trening, ale zawsze turniej, mecze z innymi szkołami budzą dodatkowe emocje, więc to są na pewno pozytywne warunki do rozwoju – mówi nam Łukasz Skóra, szkoleniowiec SMS-u Wieliczka.

Przysłuchując się rozmowom chłopakom z Sygneczowa, dochodzimy do wniosku, że takie same rozmowy pojawiają się przed finałem na Narodowym, jak i przed spotkaniem na finałach gminnych. Chęć zwycięstwa, pokazania się z jak najlepszej strony jest identyczna. Ich drużyna może nie zachwycała, lecz to oni najgłośniej cieszyli się, gdy udało im się zdobyć bramkę.

Podobały nam się również zapowiedzi chłopaków ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Wieliczce, którzy po pierwszym meczu zastanawiali się, co zrobią, gdy już awansują do wielkiego finału. Jeden z nich powiedział, że jak strzeli gola na Narodowym, to zrobi… fikołka. Mamy nadzieję, że w przyszłości uda mu się jeszcze spełnić to marzenie, bo w piątek najlepsi okazali się zawodnicy ze Szkoły Podstawowej im. Jana Pawła II w Śledziejowicach.

 – Chłopcy zawsze mówią o tym wyniku, że muszą wygrać i zagrać na Stadionie Narodowym. Ja ich dodatkowo nie nakręcam, muszę dbać o odpowiednią jakość gry, a chłopaki jak to dzieci myślą o tym, żeby mecze wygrywać, co też uważam, że jest pozytywne – tłumaczy Skóra.

Każda drużyna, w każdej kategorii wiekowej, zanim awansowała do wielkiego finału na Stadionie Narodowym i zapisała się złotymi zgłoskami w historii rozgrywek, musiała wcześniej okazać się najlepsza na finałach gminnych albo powiatowych, na które przyjechało kilka lub kilkanaście drużyn, żeby po prostu pokopać sobie w piłkę. Możemy się założyć o to, że uczestnicy finałów z udziałem Piotra Zielińskiego, Bartosza Bereszyńskiego czy Jakuba Modera, nawet nie przypuszczali wówczas, że oglądają w akcji przyszłych reprezentantów Polski.

Czy w Wieliczce widzieliśmy nową gwiazdę futbolu? Tak, jeżeli liczymy chłopaka z „Lewandowskim” na plecach. Na pewno widzieliśmy kilkudziesięciu chłopaków i kilka dziewcząt, które przyszły w piątek rano pograć na orliku, a więc zrobić to, co wielu z nich lubi najbardziej.

Z WIELICZKI – BARTOSZ LODKO