„Na finałach ogólnopolskich Pucharu Tymbarku nie ma przypadkowych drużyn”

W Stalowej Woli pytaliśmy chłopców ze SMS-u Stal Rzeszów o ich ulubionego polskiego piłkarza, natomiast trzy miesiące później, jakie to uczucie wygrać finał na Stadionie Narodowym? XXIII edycję Turnieju podsumowaliśmy wraz z Przemysławem Kucą, jednym z dwóch opiekunów zwycięskiego zespołu w kategorii U-12.

„Na finałach ogólnopolskich Pucharu Tymbarku nie ma przypadkowych drużyn”

Od XXIII edycji Pucharu Tymbarku minął niecały miesiąc, ale wróćmy wspomnieniami do finałów ogólnopolskich. Jechaliście do Warszawy z myślą, że chcecie wygrać ten Turniej?

– Myślę, że chłopcy sami na siebie narzucili takie coś, że kurczę, wygraliśmy finały wojewódzkie, więc jedziemy spełniać marzenia na Narodowym. Bardziej oni siebie napędzali, sami się nakręcali i mówili w domach, że bardzo chcieliby zagrać na tym obiekcie. Nie musieliśmy ich dodatkowo motywować.

Skoro sami się nakręcali, nie musieliście tonować ich emocji?

– Musieliśmy przed półfinałem i finałem. W przedostatnim meczu mierzyliśmy się ze szkołą z Białegostoku, gdzie było kilku chłopców z Jagiellonii, o czym nasi zawodnicy wiedzieli. To był „mały finał” i było widać po chłopakach, że nogi są poplątane. Staraliśmy się tonować emocje. Tak wyszło, że po rzutach karnych weszliśmy do finału. Następnego dnia było widać, że chłopcy są zestresowani, w czwartek wieczorem pojawiały się głosy, że „gramy na Narodowym, ale będzie stres” i tak dalej. Wraz z trenerem Marcinem Skibą zdjęliśmy z nich presję, pokazaliśmy im, jak to wyglądało w poprzednich latach, jak działa cała otoczka. Zasłużyli na grę na Stadionie Narodowym, wywalczyli awans na boisku, a jeżeli chodzi o to, co pokazali, to tam zagrała głównie… głowa. Finał wygrała drużyna, która lepiej sobie poukłada wszystko w głowie i byliśmy to my.

Dostrzegasz dużą różnicę pomiędzy poziomem rozgrywek na finałach wojewódzkich i ogólnopolskich?

– Jasne, że tak. Na finałach ogólnopolskich nie ma przypadkowych drużyn, którym się udało, tylko są zespoły, które są najlepsze z każdego województwa. Jeżeli jakaś szkoła nazywa się XYZ, to nie oznacza, że są przypadkowymi gośćmi, tylko są najlepszym zespołem z danego województwa.

W waszym przypadku było inaczej, bo drużyna nazywała się po prostu… SMS Stal Rzeszów.

– Mamy nazwę bardzo sugerującą, jaka to szkoła. Każdy wiedział, z kim się mierzy.

Mecz finałowy (4:1 z SP7 Leszno) był tym najcięższym podczas trzech dni w stolicy?

– Z perspektywy szkoleniowej uważam, że nie i z tego, co rozmawialiśmy z chłopcami, to oni również tak sądzą.

To który był najtrudniejszy?

– Dzień wcześniej mieliśmy ciężkie spotkania z SP5 Gdańsk i ZSP2 Białystok. Uważam, że ćwierćfinał ze szkołą z Gdańska stał na bardzo dobrym poziomie – było dużo sytuacji zarówno z jednej, jak i drugiej strony oraz otwarta, ofensywna gra. Jeżeli chodzi o półfinał, to był troszeczkę nerwowy, chłopcy zdawali sobie sprawę z rangi tego meczu, że zwycięstwo pozwoli im zagrać następnego dnia w wielkim finale.

Było widać po chłopcach w piątek, że są zestresowani?

– Myślę, że nie. Dzień wcześniej zrobiliśmy im małą odprawę, trochę też zdjęliśmy z nich presję. Powiedzieliśmy im wprost, że jeżeli wejdą z podniesioną głową na boisko, to wszystko będzie dobrze. Chłopcy byli w bojowych nastrojach od samego rana.

Założenia taktyczne na finał były identyczne, co wcześniej?

– Nic nie zmienialiśmy. Uważam, że charakteryzowała nas gra krótkimi podaniami, szukanie wolnych przestrzeni. Nie zmieniliśmy założeń taktycznych, gdy stawka meczu była większa. Myślę, że udało nam się na Narodowym przeprowadzić kilka składnych akcji.

Dla ciebie też to było duże wydarzenie, że możesz poprowadzić zespół na Narodowym?

– Zarówno ja, jak i trener Marcin nie mieliśmy wcześniej takiej okazji. Na początku było takie „wow” – z perspektywy boiska to wszystko inaczej wygląda.

Omówiliśmy finał, więc co się działo po nim?

– Na pewno nie brakowało dużych emocji. Przede wszystkim byliśmy dumni z chłopaków, że unieśli ten ciężar, gdy patrzył na nich cały stadion + tysiące osób przed telewizorami. To był czerwiec, więc zamiast lekcji w SMS-ie w Rzeszowie, cała szkoła oglądała finał Puchar Tymbarku. Byliśmy z nich dumni, chłopcy ciężko pracowali na ten sukces.

Było świętowanie do białego rana?

– Może nie do białego rana w tych kategoriach wiekowych (śmiech), ale droga powrotna do Rzeszowa była wesoła. Przez dwie godziny było huczne świętowanie, a następnie chłopcy… poszli spać, bo po trzech dniach grania byli naprawdę zmęczeni.

Później czekała was tęż część oficjalna.

– Mieliśmy spotkanie w „Hotelu Rzeszów” z Mieczysławem Golbą, wiceprezesem PZPN-u i prezesem Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej. Została również zaproszona drużyna z Krasnego (dziewczęta okazały się najlepsze w kategorii U-12 – dop. red.), a także zawodniczki Beniaminka Krosno, które były wiceliderkami Centralnej Ligi Juniorek. Uczciliśmy sukcesy wspólnym obiadem, statuetkami, a nie zabrakło też pamiątkowych koszulek.

Bartosz Brożyna i Oliwier Klepacki do zwycięstwa w XXIII edycji Pucharu Tymbarku mogą dopisać także powołanie na Letnią Akademię Młodych Orłów.

– Wszyscy zawodnicy zaprezentowali się w Warszawie z bardzo dobrej strony, a dwóch z nich będzie miało okazję wziąć udział w zgrupowaniu LAMO. Obaj chłopcy mieli duży wpływ na ten zespół, ale mam nadzieję, że w przyszłości jeszcze więcej chłopaków będzie mogło wziąć udział w różnych inicjatywach Związku.

ROZMAWIAŁ BARTOSZ LODKO

Fot. Weszło Junior