„Bardziej się będę cieszył, gdy trzech chłopaków trafi do czołowych akademii niż z utrzymania w CLJ-ce”

Drużynę Gryfa Tczew w Centralnej Lidze Juniorów prowadzi szkoleniowiec z rocznika… 2000. Jak to się stało, że Marcin Wujecki tak szybko dostał możliwość pracy na szczeblu centralnym? Jak ma grać zespół z woj. pomorskiego? Co jest głównym celem Gryfa na tegoroczny sezon?

„Bardziej się będę cieszył, gdy trzech chłopaków trafi do czołowych akademii niż z utrzymania w CLJ-ce”

Nie wiem, od czego zacząć, ponieważ, gdy zapoznałem się bliżej z pana sylwetką, okazało się, że ukończył pan kurs: trenerski, sędziowski, trenera personalnego, skautingowy i dietetyka…

– Tak, trochę tego było (śmiech). Skończyłem grać w piłkę w wieku 21 lat, czyli dwa lata temu. Wpływ na moją decyzję miała kontuzja, tj. trzeci raz zerwałem więzadła krzyżowe, więc musiałem sobie dać spokój z grą w piłkę. Nie zacząłem od pracy trenera piłkarskiego, tylko zagłębiłem się w tematy treningu siłowego, motorycznego, przygotowania dietetycznego. Skończyłem kilka kursów, które poszerzały moją wiedzę w tym zakresie. Otworzyłem nawet taką małą działalność, gdzie współpracowałem z kilkoma osobami, rozpisując im diety, ale dość szybko uświadomiłem sobie, że to jednak nie do końca jest coś dla mnie, że jednak najlepiej czuję się w piłce nożnej. Wróciłem po sześciu miesiącach, w roli sędziego byłem przez niecałą rundę, bo zaczynałem kurs trenerski i ciężko to było pogodzić ze sobą. Postawiłem na pracę trenera i tak pracuję od trzech lat, z czego od półtora roku zajmuję się tylko tym.

Rozumiem, że praca szkoleniowa jest tą, którą chce pan wykonywać docelowo w przyszłości?

– Jak najbardziej.

Odbył pan staże w kilku zagranicznych akademiach. Czego się pan na nich nauczył?

– Zacząłem od stażów w polskich akademiach, a poza tym zwiedziłem kilka akademii europejskich. Byłem w: Liverpoolu, Benfice Lizbona, Dinamo Zagrzeb czy Bayerze Leverkusen.

Nie nudzi się panu w życiu.

– Jest co robić. Z każdego stażu można wyciągnąć coś dla siebie. Porównując topowe polskie ośrodki do zagranicznych, niektóre rzeczy są bardzo podobne w niektórych aspektach, chociażby środkach treningowych. Różnice pojawiają się w aspektach m.in. zarządzania treningiem, zarządzania zawodnikiem, o aspektach infrastrukturalnych nie wspominając. Wychodzę z założenia, że jak się podczas takiego stażu wyciągnie 1-2 rzeczy, to już jest super. Co więcej, mogę się nauczyć czegoś od trenerów, którzy są ze mną razem na stażu, ale też tych, którzy pracują w danym klubie lub akademii. Trenerzy mają możliwości, żeby się rozwijać, a ja staram się z nich korzystać, żeby być na czasie i stawać się lepszym szkoleniowcem.

Co przełożył pan z zagranicznych akademii do Gryfa Tczew?

– Czasami ciężko przełożyć coś 1 do 1 z Benfiki Lizbona, natomiast pewne elementy, chociażby organizacja treningu, zarządzanie nim, podział obowiązków na różnych członków sztabu, to pierwsza rzecz, którą myślę, że wyciągnąłem z tych stażów. Jeżeli trening jest dobrze zorganizowany, zaplanowany, to jest on bardziej efektywny. Zdarzało mi się na początku przygody trenerskiej rozstawiać ćwiczenia w trakcie zajęć, kiedy przechodziliśmy z jednego miejsca na drugie, a teraz wraz z asystentem mamy zawsze wszystko gotowe przed treningiem.

Od jakiego klubu rozpoczęła się pana kariera trenerska?

– Początkowo pracowałem w Lech Football Academy w Tczewie. Tam spędziłem niecały rok, później przeniosłem się do Escoli Pruszcz Gdański, gdzie pracuję do teraz z młodszymi kategoriami, natomiast w piłce 11-osobowej w Gryfie Tczew jestem od początku zeszłego sezonu.

Jak to się stało, że Akademia Gryfa, która do tej pory na szczeblu centralnym nie gościła, awansowała do CLJ-ki?

– Myślę, że kluczową rzeczą, na którą musimy zwrócić uwagę, to bardzo mocny rocznik 2006, który awans do tej Centralnej Ligi Juniorów wywalczył. Teraz ci chłopcy w większości przenieśli się do Klubu Piłkarskiego Gryf, powstałego dwa lata temu, którego seniorzy występują w A-klasie. Jeżeli się nie mylę, to chłopcy z rocznika 2006 trzy razy z rzędu wygrali ligę wojewódzką. Tak naprawdę wywalczyli oni awans dla młodszego rocznika, który teraz w tej lidze będzie występował. Mimo tego, że szkolenie w naszym klubie jest na coraz lepszym poziomie, to akurat to był bardzo mocny rocznik, z bardzo mocnymi indywidualnościami.

Skoro awans do Centralnej Ligi Juniorów U-17 wywalczyli chłopcy z rocznika 2006, to nie ma obaw, że rocznik 2007 sobie nie poradzi?

– Na pewno takie obawy były. Słyszałem od niektórych osób, że takie obawy były, tym bardziej, że rocznik 2007, który prowadzę, w zeszłym sezonie zajął… 9. lokatę w lidze wojewódzkiej. Ten zespół się trochę zmienił, doszło do nas ośmiu nowych zawodników, więc wzmocniliśmy kadrę. Na pewno obawy były, jak to będzie wyglądać na szczeblu centralnym, natomiast pierwszy mecz pokazał, że to wcale nic strasznego. Myślę, że z chłopaków trochę zeszła presja, bo widziałem po nich, że na pewno takowa była. Rozegraliśmy dobry mecz, do którego przede wszystkim byliśmy dobrze przygotowani pod kątem psychologicznym. Mam nadzieję, że chłopcy bez kompleksów podejdą do następnych spotkań.

Zaczęliście od 0:0 z Odrą Opole.

– Zgadza się. Uważam, że remis to sprawiedliwy rezultat, aczkolwiek czujemy lekki niedosyt, bo mogliśmy to spotkanie wygrać, mieliśmy stuprocentową okazję w doliczonym czasie gry… Wiadomo, że jeszcze lepiej byłoby rozpocząć rozgrywki od zwycięstwa, natomiast trzeba także oddać drużynie gości, że też dobrze wyglądała, przeciwnicy również stworzyli sobie kilka groźnych sytuacji.

Jak ma grać pana zespół? Co ma sprawić, że Gryf Tczew może utrzymać się w Centralnej Lidze Juniorów?

– Nie zakładamy sobie, że za wszelką cenę mamy się utrzymać na szczeblu centralnym. Kiedy rozpoczęliśmy okres przygotowawczy, przedstawiłem zespołowi sposób, w który chcemy grać. Uważam, że obecnie w futbolu, patrząc na zespoły z Ligi Mistrzów albo topowych lig, trzeba potrafić umiejętnie dopasować się do danego meczu. Nie chodzi mi konkretnie o dopasowanie się pod przeciwnika, ale dopasowanie się do meczu, wyniku, warunków atmosferycznych, przebiegu spotkania. To jest bardzo ważne i musimy znaleźć balans między tym wszystkim. Oczywiście w większości przypadków w tej lidze zespół przeciwny będzie przeważał, dlatego że mówimy o najlepszych akademiach, zawodnikach z ogromną jakością, ale my mamy swój pomysł na to. Wcale nie będziemy bazować tylko i wyłącznie na niskim pressingu, wybijaniu piłki do przodu. Mocno kładziemy nacisk na fazy przejściowe, chcemy grać w sposób szybki, ale żeby to było skuteczne, musimy też przede wszystkim dobrze bronić.

Chłopcy w Centralnej Lidze Juniorów U-17 spotkają się z nową dla nich sytuacją, czyli m.in. dalekimi wyjazdami i nocowaniem w hotelach…

– To nowa sytuacja, natomiast uważam, że każdy z tych chłopaków cieszy się, że to wygląda w ten sposób. W cudzysłowie można poczuć się jak… piłkarz. Ci chłopcy tego chcą, chcą być piłkarzami. Tak naprawdę mają przed sobą największą szansę w życiu. Mówiąc szczerze, dla większości z tych chłopaków to może być sufit, większość z tych chłopaków może nigdy w piłkę na wyższym poziomie nie zagrać, więc dla nich to jest ogromna szansa, żeby wskoczyć do tej poważnej piłki. Myślę, że żaden z nich nie narzeka, że czekają ich dziesiątki godzin spędzonych w autokarze.

Rozumiem, że nie ma ze strony władz klubu szczególnej presji, że jak Gryf Tczew awansował do CLJ-ki, to się musi w niej utrzymać?

– Wiadomo, że świetnie byłoby się w Centralnej Lidze Juniorów utrzymać, żeby w przyszłym roku była też opcja gry dla rocznika 2008. To dla nich idealna okazja na zaprezentowanie swoich umiejętności, a dodatkowo prestiż dla akademii, dla miasta. Jesteśmy w piłce młodzieżowej, więc głównym celem jest rozwój indywidualny chłopaków, żeby byli przygotowani do gry na wysokim poziomie w piłce seniorskiej. Jestem szczęśliwy z tego powodu, że możemy rywalizować z topowymi klubami, bo to rozwija moich podopiecznych. Będę się bardziej cieszył po tegorocznej kampanii, gdy trzech chłopaków trafi do czołowych akademii niż z utrzymania w CLJ-ce.

Skoro urodził się pan w 2000 roku, rozmawiam aktualnie z prawdopodobnie najmłodszym szkoleniowcem na szczeblu centralnym w Polsce. 

– Nie zagłębiałem się w to, ale jest taka szansa. Większość osób w tym wieku dalej gra w piłkę, ja też pewnie dalej bym to robił, gdyby nie przeszkodziły mi urazy. Być może wyszło mi to na dobre. Zaczynając pracę trenerską, chciałem cały czas się rozwijać, więc jeżeli tylko była okazja pojechać na jakiś staż, to pieniądze, które zarabiałem, inwestowałem w siebie. Nie ukrywam, że było trochę szczęścia w tym, że dziś prowadzę zespół w CLJ-ce, bo przed minionym sezonie „last minute” objąłem zespół rocznika 2007, gdyż dotychczasowy szkoleniowiec musiał zrezygnować z przyczyn osobistych. Cieszę się, że pracuję na najwyższym szczeblu juniorskim. Jestem młodą osobą, staram się polepszać swój warsztat, więc myślę, że jeżeli dalej to będzie tak wyglądać, to można coś fajnego w tej piłce osiągnąć

ROZMAWIAŁ BARTOSZ LODKO

Fot. Marcin Wujecki/Gryf Tczew