Trenerzy czy jednak działacze. Gdzie mamy problem?

Janusz Niedźwiedź zakończył swoją ponad dwuletnią pracę w łódzkim Widzewie, a ja w międzyczasie nadrobiłem wreszcie zaległości i obejrzałem ośmiodocinkowy serial Canal Plus, w którym zagrał jedną z głównych ról. Jak w „Razem Tworzymy Siłę”, czyli polskim „All or nothing”, wypada 41-letni szkoleniowiec? Co można powiedzieć o zarządzaniu całym klubem?

Trenerzy czy jednak działacze. Gdzie mamy problem?

Jeżeli Niedźwiedź miał się obawiać kamer w szatni, to całkiem niesłusznie. Jego warsztat przedstawiony został nad wyraz solidnie. Podczas odpraw czy pracy na boisku widać wielką pasję i taktyczne szaleństwo, którymi stara się zarazić zespół. A patrząc na świadomość i rozumienie gry np. Bartłomieja Pawłowskiego, trudno zakładać, żeby mu się nie udało.

Znacznie gorzej wyglądają w serialu jednak decyzyjni, którzy kilkoma scenami obnażyli… zarządzanie klubem po polsku.

Pisał do mnie prezes i zbrechtałem go – mówi prezes Mateusz Dróżdż o ewentualnym transferze Bartosza Śpiączki z Korony Kielce. – Panie trenerze, do rywalizacji z Jordim Sanchezem, Bartek Śpi… – temat zaczyna analizować Tomasz Wichniarek, dyrektor sportowy RTS-u. – Nie! – przerywa Dróżdż. – Prezesowi odmawia się tylko raz. Żebym ja osobiście pisał do zawodnika, a on mi odmówił?! – mówi niby żartem, ale w ten sposób kasuje jakąkolwiek dyskusję o graczu, którego chwilę wcześniej Widzew chciał pozyskać, a którego w tamtej chwili pozyskać można było w dużej promocji.

Czyli strzelał gole w Ekstraklasie, brakuje nam napastnika, może i by pasował do koncepcji, ale… prezesowi się nie odmawia. Być może to sytuacja wyrwana z kontekstu, być może za całą relacją Śpiączki z Drożdżem stoją niepokazane w produkcji fakty, ale jednak trudno nie odnieść wrażenia, że górę bierze tu nie chłodna kalkulacja, nie rzeczowa analiza za i przeciw, a podrażnione ego prezesa.

No dobra. Inny fragment. Dróżdż: – Niezmiernie męczy mnie ten temat. Jestem przerażony tym, ile transferów siedzi na ławce. Skład musi być wyrównany, ale kiedy podliczyłem ławkę, to na takie koszty nas nie stać. Zaburzona jest proporcja zarobków, bo ci, którzy siedzą na ławce, zarabiają lepiej od tych, którzy grają.

Ściągnęli zawodników, którzy okazali się przegrać boiskową rywalizację. Czy ktoś zwraca uwagę na to, że właśnie oni w treningu mogą podnosić jego poziom? Że dzięki właśnie nim i ich obecności, progres robią pozostali? Że w piłce tak już bywa – jedni się rozwijają, inni mają zniżkę formy? Analiza składu wyjściowego na podstawie zarobków brzmi… kuriozalnie? A może w niektórych klubach ważniejsza od tego, by grali najlepsi, jest transferowa skuteczność?

O ile z niesmakiem można było odebrać kilka urywek z pierwszych odcinków, o tyle słowotok z ostatniego epizodu, który lata po Twitterze, to już wygląda jak jakiś nieśmieszny żart z naszego futbolowego światka:

„Gdyby nie rajd Kuna, to dzisiaj zakończyłoby się wypowiedzeniem, bo musiałbym ratować Ekstraklasę”.

„Akademia? W akademii jest fatalnie, nie ma żadnego zawodnika. Może w cholerę to likwidować? Może trzeba to w cholerę pogonić?” (o akademii, która jakiekolwiek działania rozpoczęła niecałe trzy lata wcześniej)

„Szukam trenera i to nie jest czas na robienie selfie” (kiedy mimo porażki Niedźwiedź spełnia marzenia kibiców i podchodzi do nich zrobić zdjęcie, bo tak obiecał im przed spotkaniem)

Zastanawiam się, jaki sens mają tego typu pogadanki. Merytorycznie – jasne, policzmy co się dzieje, może pogadajmy o taktyce, tak jak próbował to zrobić Wichniarek. Ale ta… „motywacja”. Czy ktoś wierzy, że po suszarce prezesa nagle Niedźwiedź i spółka wezmą się do roboty? Przecież po ich twarzach widać, że sami przeżywają każdą kolejną stratę punktów najbardziej ze wszystkich. Czy jest sens tłumaczyć napastnikowi, że nie może marnować sam na sam? Albo bramkarzowi, który wpuszcza szmatę, że ten strzał był do obrony? Inaczej, gdy pokażemy przyczynę, inaczej, gdy zaproponujemy rozwiązanie. Bez tego to spotkania jałowe, bezsensowne. Każdy rozmówca wie, co się wydarzyło, a jeden, z pozycji siły, masakruje innego, rozdrapując rany. Sztuka dla sztuki.

Nie chciałbym pastwić się wyłącznie na osobie prezesa, bo przecież mówi się, że nieźle potrafi on zarządzać piłkarskimi klubami. Uchodzi za działacza sprawnego i ja nie przeczę, że takim nie jest. Ale w serialu wypada bardzo słabo. Bo o ile obserwacja Widzewa z bliska buduje, gdy widzę jak wygląda codzienna praca sztabu trenerskiego, o tyle kulisy kolejnych spotkań w klubowym budynku potwierdzają, że znacznie wyższy poziom od zarządzających klubem prezentują dziś w Polsce szkoleniowi specjaliści. To nie jest już nawet jakaś różnica, a kompletne rozjechanie się poziomów i jakości pracy.

Niedźwiedź sam na siebie ukręcił bata. W perspektywie sezonu zaczęło mówić się o europejskich pucharach. Zimą z Lechii przyszedł Zjawiński i na styczniowym zgrupowaniu mówi o mistrzostwie Polski. Mistrzostwie beniaminka, który miał się utrzymać. Mistrzostwie drużyny kadrowo, i na papierze, aspirującej maksymalnie do walki o górną połówkę ligowej tabeli.

Trudno się dziwić, że autorytet trenera runął. Piłkarze wiedzą przecież, że to prezes podejmuje kluczowe decyzje.

Idealnym podsumowaniem tego wszystkiego było zdanie Karola Szwedy, asystenta Niedźwiedzia: – Lubimy zapominać o historii. Przychodziliśmy do klubu, było nas piętnastu. Trenerzy grali w grach. Ale robiliśmy wszystko dla dobra zespołu. Wszyscy wiedzieliśmy na jakiej drodze jesteśmy i wiedzieliśmy, że kolejne kroki trzeba stawiać jeden po drugim. Dzisiaj jesteśmy w Ekstraklasie i rozmawiamy, że w ciągu półtora roku chcemy mieć wysokie miejsce w tabeli, wypromować wszystkich zawodników, sprzedać ich, gdzie akademia jest na początku swojej drogi. Przecież wiemy jak to wyglądało w Lechu czy Zagłębiu, które musiały najpierw coś zbudować, by uzyskać tego efekty.

Wiara w proces, chłodna i merytoryczna ocena faktów oraz długofalowa wizja wciąż w większości polskich klubów jednak nie istnieją. A „Razem Tworzymy Siłę”, choć jest serialem, który każdy fan Ekstraklasy obejrzeć powinien, to doskonałe potwierdzenie powyższego.

PRZEMYSŁAW MAMCZAK