Ozga: „Nie wyobrażałem sobie kiedyś, żeby mój zespół nie dominował przeciwników”

W „Jak Uczyć Futbolu” porozmawialiśmy z Pawłem Ozgą. Który z uczestników kursu UEFA Pro zrobił na nim największe wrażenie? Jak szkoleniowiec II-ligowego KKS-u Kalisz podchodzi do tematu dośrodkowań? Zapraszamy na tekstową wersję ostatniego odcinka naszego podcastu.

Ozga: „Nie wyobrażałem sobie kiedyś, żeby mój zespół nie dominował przeciwników”

Jak zaczęła się przygoda z piłką Ozgi, który wcześniej był związany m.in. ze szczecińskimi akademiami?

– Swoją przygodę z piłką rozpocząłem, oczywiście grając w nią w klubach z niższego szczebla rozgrywkowego. Trafiłem z juniorów do drugiego zespołu Pogoni Szczecin i tam postanowiłem, że futbol dalej będzie moją pasją, ale jednocześnie zrobię z niego swój sposób na życie i zostanę trenerem. Decyzję tę podjąłem, gdy miałem 20 lat. Nie zrezygnowałem z gry w piłkę z powodu urazów czy kontuzji.

– Pracę trenerską zacząłem od SALOS-u Szczecin, który ukształtował mnie w pewien sposób również jako człowieka. Przez lata pracowaliśmy za darmo albo za obiad, żartowaliśmy między sobą, że za czwartkową pizzę. Wydaje mi się, że mogę dziś o sobie powiedzieć, że jestem dobrym człowiekiem, a mój charakter na pewno ukształtowała też praca w SALOS-ie.

Dlaczego prowadzona przez Pawła Ozgę Vineta Wolin grała nietypowo jak na IV ligę?

– Osiągaliśmy historyczne wyniki, bo Vineta nigdy wcześniej nie grała na tym poziomie. Awans do III ligi zrobiliśmy w drugim sezonie. Jako beniaminek przegraliśmy zaledwie dwa spotkania i to w pierwszych trzech kolejkach, a później do końca rozgrywek byliśmy niepokonani. Co było nietypowe w naszej grze? W wyjściowej jedenastce grało siedmiu wychowanków. Po prostu graliśmy w piłkę, zdobywaliśmy bardzo dużo bramek i chyba nigdy nie mieliśmy niższego procentu posiadania piłki od przeciwnika. To też wynikało z charakterystyki piłkarzy, których miałem do dyspozycji. Dołączyli do nas m.in. Marek Niewiada i Bartosz Ława, a więc legendy Floty Świnoujście oraz Pogoni Szczecin. Pierwszy z nich był środkowym obrońcą, który wolał stracić piłkę, niż ją wybić – traktował takie zagranie jako porażkę. To były czasy, w których sobie nie wyobrażałem, żeby przeciwnik mógł być częściej przy piłce od nas.

O rozterkach związanych z prowadzeniem KKS-u Kalisz:

– Czasami mam po naszych meczach wątpliwości, czy idziemy w dobrą stronę. Mam na myśli to, że nie gramy rewelacyjnie, jeśli chodzi o posiadanie piłki, natomiast jesteśmy niesamowicie skuteczni w poszczególnych fazach – dobrze bronimy pola karnego oraz jesteśmy bardzo dobrzy w ataku szybkim. Wcześniej nie wyobrażałem sobie sytuacji, żeby któryś z prowadzonych przeze mnie zespołów świadomie oddawał inicjatywę przeciwnikowi, że będzie grał w obronie niskiej, że będzie umieć „cierpieć” na boisku. Jako świadomy trener staram się po części zaakceptować taki stan rzeczy, natomiast na pewno będę dalej szedł drogą, żeby w piłce tego „romantyzmu” było trochę więcej. Świt, Vineta i Pogoń grały pięknie dla oka, ale finalnie zazwyczaj zajmowaliśmy drugą lokatę, czyli pierwszą niepremiowaną awansem. Myślę, że dziś dla kaliskiej społeczności ważniejszy od stylu gry będzie awans do I ligi, natomiast na pewno nie chcę odejść ostatecznie od mojego modelu gry. Dałem sobie czas do zimy, żeby nasz zespół potrafił być „ciekawym” do oglądania zespołem.

O sparingu z Miedzą Legnica, po którym zaczął patrzeć na piłkę bardziej pragmatycznie:

– Przed rozpoczęciem sezonu mierzyliśmy się z Miedzią. Zespół Radka Belli pokazał nam inną stronę piłki. I-ligowiec, wielu doświadczonych zawodników. Ustawili się w średnim pressingu, czekali na moment, kiedy tylko podejmiemy zbyt duże ryzyko i… natychmiast nas kasowali. Zabierali piłkę, a następnie z dwadzieścia razy weszli w nasze pole karne w tym spotkaniu. Cały czas się zastanawiałem, dlaczego tak jest? Zdawałem sobie sprawę, że mamy zbyt dużą liczbę strat, że nie gramy na swoim poziomie, natomiast oni wchodzili w nasze pole karne bez żadnego problemu. Ten mecz pokazał mi, że druga strona futbolu może być równie piękna, a także uświadomił, że jeżeli będziemy zbyt naiwni na poziomie centralnym, to inne zespoły bardzo szybko będą nas kontrowały. Ten sparing pokazał mi również, że nie zawsze trzeba grać w piłkę pięknie dla oka, szczególnie w fazie otwarcia. Czasami po prostu trzeba dostać się za linię przeciwnika w łatwy, ale nie prostacki sposób.

O momentach:

– Na poziomie centralnym zaczynam dostrzegać jedną, bardzo ważną rzecz. W piłce nożnej ważne są… momenty – nie zawsze da się kontrolować cały mecz, nie zawsze da się kontrolować wszystkie fazy gry, ale jeśli umiesz kontrolować najważniejsze momenty, umiesz się wybronić w chwili, gdy przeciwnik idzie z szybkim, teoretycznie groźnym atakiem, potrafisz bronić własne pole karne, to też przyjdą twoje momenty – oparte o jakość indywidualną zawodników, przygotowane fazy przejściowe, o to, że wiesz, jak chcesz się zachowywać w polu karnym rywala.

Jak Paweł Ozga ocenia poziom II ligi?

– Uważam, że poziom II ligi jest bardzo wyrównany – pierwszą i ostatnią drużynę nie dzielą nie wiadomo jak wielkie różnice, a raczej detale w sposobie atakowania i bronienia pól karnych. Na pewno da się grać na tym poziomie pressingiem i dobrze z piłką. 

O dośrodkowaniach:

– Piłka nożna bez dośrodkowań byłaby zdecydowanie uboższa. Mamy świetnie grających zawodników głową i to jest „artyzm” wręcz, że potrafią wykończyć akcję z pozycji bardzo niekomfortowej. Dośrodkowania są bardzo ważne, natomiast plan, strefy czy sygnały są kluczowymi rzeczami. Nie jestem przeciwnikiem dośrodkowań. Uważam, że po prostu z niektórych stref nie są one skuteczne, dlatego ich nie preferuję.

Kiedy warto dośrodkowywać?

– W całej lidze wykonujemy najmniej dośrodkowań, natomiast myślę, że trzeba mieć jasno określone zasady dotyczące przestrzeni, z których łatwo dostać się do sytuacji strzeleckiej. Wyróżniam kilka stref blisko szesnastki, z której mamy przygotowane możliwości, które zawodnik z piłką musi wybrać, żeby zagrać do innego gracza, który wbiega w pole karne.

Skąd warto dośrodkowywać?

– Jeśli chodzi o odległości dalsze od pola karnego, to uważam, że bardzo ważnym elementem są wczesne dośrodkowania, czyli w teorii crossy. Jest mnóstwo detali, które wpływają na to, czy zrobimy to dobrze i skutecznie, czy umiemy ocenić przestrzeń, czy nasz zawodnik potrafi od razu przyjąć piłkę w kierunku tego, żeby w tę przestrzeń grać. Myślę o wczesnych dośrodkowaniach, czyli podaniach wykonywanych bliżej linii autowej, ale głębiej, gdy linia obrony nie zdąży zredukować przestrzeni między nią a bramkarzem. Bardzo groźne – szczególnie na zespoły broniące nisko – są dośrodkowania z półprzestrzeni, czyli przestrzeni między sektorem bocznym a centralnym. Uważam, że dośrodkowania czy podania w daną przestrzeń wchodząc od boku pola karnego, są kluczowe, żeby zawodnicy wiedzieli, jak się poruszać, które przestrzenie mogą być najsłabiej kryte przez przeciwników i tak dalej.

Dlaczego nie lubi dośrodkowań spod linii bocznej?

– Nie preferuję dośrodkowań spod linii bocznej, ale jak pokazują statystyki, są one skuteczne i dość często wykonywane. Do nich też trzeba mieć określone profile zawodników, a jeśli chodzi np. o półprzestrzeń, tam nie potrzebujemy ani zawodników wysokich, ani specjalnie silnych. Wystarczy dobry timing i umiejętność wykorzystania sygnału, który pokazał zawodnik z piłką. 

O bronieniu własnego pola karnego:

– Zespoły w Polsce coraz lepiej bronią własnego pola karnego, więc sztuką jest oszukać rywala. Przytoczę myśl, którą na kursie UEFA Pro powtarzają byli piłkarze, czyli „na koniec” i tak liczy się indywidualna jakość zawodnika, z czym się zgadzam.

Co muszą wiedzieć „odbiorcy” dośrodkowań?

– Pierwszą rzeczą jest obserwacja zawodnika z piłką, który wchodzi w daną przestrzeń. Druga rzecz, czyli moment, kiedy przeciwnik patrzy na piłkę, a to idealna chwila, żeby go oszukać i wyjść na czystą pozycję, że on nie ma prawa bez faulu cię dogonić. Ogólnie rzecz biorąc, tych sygnałów jest kilka.

Kiedy zawodnicy nie powinni dośrodkowywać?

– Jeśli nie ma przestrzeni, to na pewno nie chcę, żeby moi zawodnicy dośrodkowywali spod linii bocznej boiska, bo uważam, że takie dośrodkowania nie są skuteczne.

O wślizgach:

– Nie pozwalam zawodnikom, a wręcz mocno na nich naciskam, żeby nie wchodzili wślizgiem w zawodnika z piłką, tylko w przestrzeń. Blokujemy i powstrzymujemy, a nie „ładujemy” się w przeciwnika, który jak ma trochę doświadczenia i sprytu, to zrobi z tego rzut karny.

O treningach prowadzonych przez… innych:

– Uwielbiam oglądać treningi innych szkoleniowców i wsłuchiwać się wskazówki, w które przekazują swoim zawodnikom. Lubię też trenerów-detalistów w takich rzeczach. Jeśli zawodnicy wiedzą, że trener „ogarnia” daną fazę gry, dostają wskazówki, które są przydatne i pożyteczne, to też czują, że się przy nim rozwijają.

Który z obecnych uczestników kursu UEFA Pro zrobił na nim największe wrażenie?

– Mamy mocno zróżnicowaną grupę, niektórzy trenerzy już teraz są na pierwszych stron gazet. Wielu trenerów robi na mnie dobre wrażenie – Radek Bella, Dawid Szwarga, Goncalo Feio czy Adrian Siemieniec, ale i np. Robert Kolendowicz ma taką charyzmę, która będzie gwarancją, że będzie mocnym „graczem” na rynku trenerskim. Jest wielu szkoleniowców (Ozga wymienił chociażby Macieja Kędziorka z Lecha Poznań), którzy jeszcze dziś nie prowadzą samodzielnie drużyn, ale na pewno będą „rozdawać karty” w polskiej piłce przez najbliższe lata.

O czym marzy Paweł Ozga?

– Na pewno mam plan, żeby za jakiś niedługi czas zamieszkać w Hiszpanii i być może tam pracować w piłce nożnej, ale to nie jest konieczny warunek. Wraz z rodziną zachowaliśmy się w tym kraju, zwiedzieliśmy go nie tylko pod kątem wakacyjnym. Byłem w Hiszpanii na różnych stażach, obserwacjach czy meczach. Nie wiem, na ile ten pomysł się sprawdzi, ale na pewno chcę tego spróbować.

– Jeżeli chodzi o najbliższe plany, to chcę, żeby KKS Kalisz grał taką piłkę, żeby wszyscy nam bili brawo i jednocześnie przekładało się na to zwycięstwa.

ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Fot. Newspix