„Ludzie w Polsce znają Przemka Gomułkę na 30-40%. Tego prawdziwego poznają, gdy będę w Ekstraklasie”

Przemysław Gomułka z pewnością jest bardzo ciekawą postacią. Trener Olimpii Elbląg w „Jak Uczyć Futbolu” opowiedział m.in. o swoim pomyśle na grę, próbach dotarcia do topowych szkoleniowców oraz ograniczeniach, z którymi musi sobie radzić na II-ligowym szczeblu.

„Ludzie w Polsce znają Przemka Gomułkę na 30-40%. Tego prawdziwego poznają, gdy będę w Ekstraklasie”

Jak zaczął swoją przygodę z trenerką?

– Zacząłem w wieku 18 lat. Byłem zawodnikiem jednej z drużyn i tam szukali trenera, który chciałby zająć się zespołem U-11. Powiedziałem, że okej, mogę prowadzić z nimi treningi. Przyszedł do mnie koordynator i powiedział, że mam jeden cel – wygrać w ciągu roku z tą drużyną mecz. Jak to usłyszałem, to stwierdziłem, że albo mnie nie szanuje, albo ci chłopcy są tak słabi. Okazało się, że bramkarz był dużo grubszy ode mnie, zawodnicy raczej z piłką nie mieli zbyt wiele wspólnego, jeden przyszedł na trening z paczką czipsów – zrozumiałem, o co mu chodzi. Przegraliśmy jeden mecz, przegraliśmy drugi i stwierdziłem, że albo będziemy przegrywać z każdym, albo ustalę własne zasady. 

– Zorganizowałem spotkanie z rodzicami. Wytłumaczyłem im, że to nie będą drastyczne zmiany, ale żeby chłopcy nie przychodzili z paczką czipsów na treningi, żeby się nie spóźniali. Zaczęliśmy wprowadzać zasady, następny mecz skończył się już remisem, a czwarty wygraliśmy, więc osiągnąłem „cel” w pierwszym miesiącu. Prowadziłem ich przez dwa sezony, z czego w tym drugim biliśmy się o awans.

O następnym kroku:

– Kilka kilometrów dalej swoją siedzibę miała akademia z bardzo dobrymi rocznikami – dostrzegli mnie i dali mi szansę. Dostałem drużynę złożoną z graczy z roczników 2002-2003, która naprawdę była dobra. Chłopcy od początku pracowali według moich zasad i wygrywaliśmy ze wszystkimi wokół + biliśmy się z mocnymi akademiami, z którymi także dawaliśmy radę zwyciężać.

O swoim napastniku:

– FSV Frankfurt – wówczas klub z 2. Bundesligi – chciał naszego napastnika, który był troszkę grubszy. Pojechał tam na testy i powiedzieli mu, że się nie nadaje, a dla mnie był świetnym zawodnikiem. Powiedziałem im, że okej, uznajecie go za zbyt słabszego, to zagrajmy sparing, on strzeli wam trzy gole i zakończymy temat. Rozegraliśmy sparing, skończyło się 5:1, a ten chłopak zdobył cztery bramki. Wówczas stwierdzili, że przecież i tak straci wagę, oni jednak chętnie go wezmą, na co odpowiedziałem, że on do nich nie trafi, chyba że to oni się postarają o niego. Skończyło się tak, że tam poszedł, a trener U-19, który pełnił funkcję koordynatora akademii, powiedział, że nasza drużyna grała z pomysłem, więc mi też mogą dać szansę.

O nowym klubie:

– Byłem trzecim czy czwartym asystentem w zespole U-15. Pamiętam, że powiedziałem, że to mi nie wystarcza, więc byłem asystentem + prowadziłem poprzednią drużynę + chodziłem do szkoły, a do tego z soboty na niedzielę rozwoziłem dziewięć tysięcy gazet, żeby sobie dorobić. To naprawdę duża liczba.

– W FSV Frankfurt koordynator prowadził cotygodniowe spotkania, na których zadawał trenerom proste pytania. Cały czas się zgłaszałem. Nie miałem nic do stracenia i po kilku tygodniach powiedział, że po zebraniu mam się z nim udać do biura. Trochę byłem przestraszony, ale poszedłem i powiedział mi, że od teraz jestem pierwszym asystentem w zespole U-19, który prowadził. Byłem cztery lata starszy od tych chłopaków.

O pracy w kadrze Afganistanu:

– Po tym sezonie Slaven Skeledžić dostał propozycję z kadry Afganistanu. Nie mógł mnie zabrać od razu ze sobą, więc trafiłem tam miesiąc czy dwa później. Prowadziłem treningi, robiłem analizy przeciwników i jeździłem oglądać naszych rywali, z którymi mierzyliśmy się w el. do MŚ 2018. Nigdy nie byłem w Afganistanie, nasze zgrupowania odbywały się w komfortowych warunkach w Dubaju.

O wczesnym „zamiłowaniu” do pracy trenera:

– W wieku 12 lat wyjechałem z Niemiec do Polski. Grałem w Wiśle Płock, gdzie występowałem m.in. z Mateuszem Lewandowskim, który uważam, że będzie dobrym trenerem. Mateusz może potwierdzić, że byłem bardzo dobrym zawodnikiem, ale też trudnym do prowadzenia. Miałem 10 lat i zastanawiałem się, dlaczego robimy jeden rząd, skoro mamy dwóch bramkarzy i wtedy każdy więcej razy uderzy na bramkę. Zadawałem pytania trenerom, co się im nie podobało.

– Byliśmy kiedyś na turnieju w Pucku. Mieliśmy bardzo dobrą drużynę, ale trener mówił, żebyśmy się cofnęli. Stwierdziłem, że nie – musimy iść do przodu. Za karę kazał mi zostać w hotelu i tak długo patrzeć się na drzwi, aż nie wrócą z powrotem. Do dziś wspominam, że już w tamtym czasie myślałem nad tym, co można zrobić lepiej, żebyśmy się rozwinęli.

Czy Przemysław Gomułka ma wielkie ego?

– Na pewno pojawiają się takie komentarze, tylko że one mnie nie interesują. Nie obchodzi mnie przekaz, tylko adresat przekazu. Jeśli Peter Bosz zwróci mi uwagę, że gadam bzdury, to się nad tym zastanowię. Jeśli usiądę z trenerem Magierą i on stwierdzi, że się ze mną nie zgadza, to też się nad tym zastanowię. To są osoby, które coś osiągnęły. Nie reaguję na zaczepki ze strony anonimowych osób w komentarzach.

Jak udało mu się dotrzeć do wielu topowych szkoleniowców?

– Na początku starałem się rozmawiać z trenerami z poziomu, na którym się znajduję. Widziałem, że mam całkowicie inne spojrzenie na piłkę. Spotykałem się z trenerami z wyższego poziomu, już było lepiej, ale widziałem, że czują rzeczy, o których mówią, ale nie są gotowi ich robić. Doszedłem do wniosku, że w takim razie trzeba uderzać do tych najlepszych.

– Stworzyłem mapkę w domu, a że Eintracht mierzył się z czołowymi drużynami, to miałem łatwiej złapać ich we Frankfurcie. Wiedziałem, że jeśli Borussia Dortmund będzie nocowała z 11 na 12 kwietnia, to jak wezmę hotel dzień wcześniej, to będzie okazja się z tymi trenerami spotkać.

– Bukowałem hotel dzień wcześniej, schodziłem na dół i czekałem, aż ktoś się pojawi, żeby go zaczepić. Najczęściej jest tak, że trener siedzi z dyrektorem sportowym przez kilka godzin i jak ten dyrektor się oddali, to masz dwie minuty. Albo dostajesz od trenera „liścia w twarz” i odpowiedź, że nie ma czasu, bo musi się skupić się na drużynie, albo możesz z nim porozmawiać.

O najdroższym rachunku:

– Raz zapłaciłem za wodę łącznie 48 euro – myślę, że mogłem siedzieć i czekać na Thomasa Tuchela z pięć godzin. Dopiąłem swego. Złapałem go, jak poszedł do łazienki. Odparł, że może porozmawiać, ale za chwilę. Zobaczył, że nie przyjechałem po zdjęcie czy autograf i od razu przeszliśmy do rozmowy, która normalnie wystąpiłaby dopiero po kilku spotkaniach.

Jak zagaił do Thomasa Tuchela?

– Od razu, gdy podchodzę, to mówię prosto z mostu, że jestem trenerem, wiem, że kiedyś wejdę na najwyższy poziom, tylko potrzebuję czasu. Nie chcę zdjęcia, nie chcę autografu, tylko porozmawiać o piłce nożnej. Thomas Tuchel powiedział mi, żebym się nie zmieniał. Jeśli będę przegrywał ze swoim pomysłem, którego nie znał, to żebym go nie zmieniał. Jak poniosę dziesięć porażek, to wtedy mogę zastanowić się, co trzeba poprawić.

O czym rozmawia z czołowymi szkoleniowcami?

– Interesują mnie indywidualne zachowania, które widzę, gdy oglądam mecz. Pytam trenera, czy to indywidualna wizja zawodnika, czy jego decyzja. Również zadaję pytanie i od razu na nie odpowiadam, żeby widział, że wiem, dlaczego gra ten, a nie tamtem. Jak oglądam Borussię, to czuję nawet, które zmiany będą robione.

O Peterze Boszu:

– Rozmawialiśmy chwilę i widziałem, że on kocha piłkę nożną. Czułem, że to była super rozmowa, ale nie dał mi numeru telefonu. Zwolnili go z Borussii, znalazł się w Bayerze Leverkusen, więc tam też się udałem. Schodził z treningu, pomachałem i od razu mnie do siebie zawołał – rozmawialiśmy przez godzinę. Teraz chcę pojechać do PSV Eindhoven, żeby zobaczyć, czy dalej mnie pamięta.

– Dużo lepiej rozmawia mi się z takimi trenerami niż rówieśnikami, którzy hobbistycznie prowadzą swoją drużynę. Czułem, że to był dobry krok, który pokazał mi, że mam wiedzę, żeby rozmawiać z ludźmi, którzy mierzą się z najlepszymi.

Co robił zimą w Turcji?

– Byłem na zimowym zgrupowaniu klubów, żeby zobaczyć, jak zachowują się trenerzy i zawodnicy na treningu. Uważam, że to był strzał w dziesiątkę, bo mogłem dużo zobaczyć i porównać etykę oraz kulturę pracy trenerów z różnych krajów. Mam dużą przewagę nad innymi trenerami, bo wychowałem się z kolegami, którzy mówią w innym języku, mają inną wiarę, inne nawyki, więc przejęcie zespołu z Ekstraklasy, w którym są zawodnicy różnych narodowości, nie byłoby dla mnie wyzwaniem, tylko czymś przyjemnym. Myślę, że to jest ważne, żeby rozumieć kulturę i nawyki osób z innych państw oraz znać też języki i poruszać słowa, których używa się w ich państwach w piłce nożnej. Na II-ligowym poziomie nie mogę korzystać z tej przewagi, bo nie mam wielu obcokrajowców w drużynie, ale wiem, że to będzie mój plus w przyszłości.

Skąd ma na to wszystko pieniądze?

– Coś kosztem czegoś. Występując w niższych ligach niemieckich, otrzymywałem za grę „dobre kieszonkowe” i dodatkowo rozdawałem gazety. Moi rodzice zawsze chcieli, żebym zdał maturę i później zdecydował, co chcę robić w życiu. Zacząłem studia, które szybko rzuciłem, bo nie dałem rady tego wszystkiego łączyć. Nie palę, nie interesują mnie imprezy i nie piję alkoholu. Potrafię dobrze zarządzać pieniędzmi. Zawsze szukałem pracy, która może nie będzie najprzyjemniejsza, ale nie będzie mnie również blokować pod względem czasowym. Nie szukałem pracy od godz. 8:00 do 16:00, tylko wolałem cierpieć przez jeden dzień, niż być zablokowanym przez sześć i nie mój się rozwijać.

O własnej akademii w Niemczech:

– Poznałem osobę, która ma taki sam pogląd na życie i piłkę – Alana, czyli mojego przyjaciela. Stworzyliśmy wspólnie w Niemczech akademię, która zaczęła się jak wszystko w moim życiu, czyli ciężko. Drużyny nie grały w rozgrywkach ligowych, tylko pełniły funkcję „korepetycji” – zawodnik może do nas przyjść z innego klubu i codziennie jest trening. Zaczynaliśmy od tego, że wynajmowaliśmy boisko za 50 euro, a zarabialiśmy 100, więc tak naprawdę – nic. Nie poddaliśmy się i teraz akademia doszła do takiego poziomu, że są w niej zawodnicy, którzy trenują z seniorskimi zespołami klubów Bundesligi, grają w młodzieżowych kadrach Niemiec…

Dlaczego zdecydował się na przeprowadzkę do Elbląga?

– Akademia w pewnym momencie pozwoliła mi skupić się w 100% na tym, co robię, bo nie ukrywam, że przyjazd do Elbląga był decyzją, na którą 90% osób by się nie zgodziło. Mój dzień mógł wyglądać tak, że budzę się, o której chcę, robię 2-3 treningi i później spędzam czas z kobietą w restauracji, mając tym przy tym bardzo dużo pieniędzy. Zdecydowałem się, żeby zarabiać mniej, przyjść do Olimpii Elbląg i postarać się zbudować w tym klubie coś, czym będziemy się wyróżniać. Czym możemy się wyróżniać? Stylem gry.

– Ludzie w Polsce mogli na razie poznać Przemka Gomułkę na 30-40%. Tego prawdziwego poznają, gdy będę w Ekstraklasie.

O ograniczeniach w pracy:

– Nie jest mi dane pracować w pełni tak, jakbym chciał, bo nie mam np. możliwości posiadania rozbudowanego sztabu. Nieraz musisz dobrać do sztabu ludzi, którzy może nie są najlepsi pod względem merytorycznym, ale chcą się uczyć, żeby z czasem coś do tego projektu wnosić.

– Nie chodzi o to, że narzekam, tylko wiem, że Przemek Gomułka będzie na dużo wyższym poziomie jako trener i zobaczymy dużo więcej nowości, których teraz nie jestem w stanie prowadzić. Chcę udowodnić, że nawet w takim klubie jestem w stanie coś stworzyć. Jestem przekonany o tym, że gdy dostanę pracę na innych warunkach, na wyższym szczeblu, to się obronię.

O strukturach:

– Każdy przeciwnik ma swoją strukturę. Nawet jeśli o tym nie wie, to ma. Jako Olimpia Elbląg chcemy ustawić swoją strukturę i swoje zasady tak, żeby od 1. minuty wejść z przewagą w mecz.

O sędziach:

– Nie dostaję kartek, a jak już, to bardzo rzadko. Długo sędziowałem i rozumiem tę osobę w środku. Uważam, że nikt nie popełnia tak mało błędów, jak sędziowie. Arbitrów trzeba szanować, a nie się z nimi kłócić. Jeśli mam mu coś do powiedzenia, to mówię mu to po meczu, w szatni, a nie robię „show” na boisku. Nie powinniśmy atakować sędziów.

O treningach:

– Trening ma „zniszczyć” zawodnika pod względem fizycznym i psychicznym, że on wraca do domu i nie ma siły. Chodzi o to, żeby czerpał przyjemność z meczu. Mówię to zawsze chłopakom, że mecz ma być dla nich przyjemnością.

O zdobywaniu bramek:

– Jest pięć możliwości, poprzez które możemy zdobyć bramkę: stały fragment, poprzez zawodnika, który zrobi ci przewagę 1v1, z małej gry, strzał z dystansu oraz dośrodkowania. I teraz pytanie: ile z tych rzeczy trenujesz? Trzy? To w takim razie zabierasz swoim zawodnikom 40% szans na zdobycie bramki.

– Nie ma szóstej czy siódmej możliwości na strzelenie gola. Staram się, żebym w każdym mikrocyklu dać swojej drużynie okazję na pracę nad każdą z tych możliwości. Jeśli w danym tygodniu nie robię strzałów z dystansu, to czuję się zobowiązany, żeby zrobić to w następnym.

Czy Przemysław Gomułka nie wprowadza zbyt skomplikowanych rzeczy na II ligę?

– Uważam, że w Ekstraklasie i I lidze byłoby mi dużo łatwiej, ale nie zmienię swojego DNA i pomysłu, bo Przemek Gomułka nie był reprezentantem Polski, więc coś musi go wyróżniać – to, jak gra jego drużyna. W II lidze jest to bardzo ciężkie – szczególnie, gdy nie masz zawodników, którzy chcą grać według twojego pomysłu. Teraz ich mam.

O doborze zawodników:

– Najważniejszy w tym całym procesie jest dobór graczy. Zwracam uwagę, czy dany zawodnik nie zostanie przeze mnie „zmiażdżony” psychicznie i fizycznie, jeśli dojdzie mu tyle dodatkowych informacji. Może ma dwójkę dzieci w domu? Może jedno z nich jest niepełnosprawne? Może ma zdrowe dzieci, ale to on odpowiada za to, żeby zawieźć dziecko do szkoły i na basen? Może to on robi obiady w domu, bo żona jest w pracy do późnych godzin? Nie jest przypadkiem, że w Olimpii Elbląg jest wielu młodych zawodników.

– Szukam zawodników, którzy chcą uczestniczyć w tym projekcie, ale żeby w nim uczestniczyli, to muszą mieć wszystko poukładane w domu. Nie chodzi o kobietę, ale organizację czasu, żeby potrafić dzielić rzeczy na priorytety. Proste rzeczy robią ogromną różnicę.

Dlaczego w sparingach bramkarze Olimpii są w polu karnym na rożnych, a w lidze nie?

– To proces. Jeżeli w lidze będziemy mieć taką pewność siebie i tyle punktów, żeby będziemy mogli sobie na to pozwolić, to na pewno to zrobimy. To mój cel. Nie chciałbym poprzez taki mały błąd stracić kilku punktów, bo później będzie to zapamiętane, jakbym kogoś zabił.

ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Fot. Newspix