Jeśli ktoś oczekiwał „fajerwerków” i gry à la zespół Marcina Włodarskiego na mistrzostwach Europy na Węgrzech, może być rozczarowany występem podopiecznych Rafała Lasockiego.
Jedno zwycięstwo w trzech meczach fazy grupowej. Awans do ćwierćfinału i porażka 1:2 z Portugalią. Myślę, że „biało-czerwoni” na turnieju na Cyprze zaprezentowali się mniej więcej na miarę swoich możliwości i realnych oczekiwań.
Wrócę do swojej zapowiedzi mistrzostw Starego Kontynentu. – Od Polaków możemy oczekiwać awansu do ćwierćfinału, w którym na pewno zmierzą się z jedną z topowych drużyn Europy – Hiszpanią, Francją, Portugalią lub Anglią. Gdyby udało im się ograć któryś z tych zespołów i tym samym wyrównać osiągnięcie rocznika 2006 z turnieju na Węgrzech, uznalibyśmy to za naprawdę spory sukces – napisałem w dniu starcia z reprezentacją Włoch.
Niby można teraz zastanawiać się, że gdybyśmy trafili na drużynę pokroju Czech, Austrii albo Serbii, to rzeczywiście udałoby się awansować do 1/2 finału. I ja tej opcji nie wykluczam, ale wiedzieliśmy od początku, że na 100% zmierzymy się którąś z potęg.
– Znam swoich zawodników i wiem, że są w stanie wygrać z każdym. Na Portugalię wyjdziemy z dużą wiarą we własne umiejętności – zapowiadał w rozmowie z „Łączy Nas Piłka” Rafał Lasocki.
Drużyna „Seleção das Quinas” była od nas w czwartkowej potyczce zdecydowanie lepsza, aczkolwiek różnica nie była na tyle duża, że nie można było jej wyeliminować z turnieju.
Znów przytoczę zapowiedź z 21 maja. – Zespół Marcina Włodarskiego sprawiał więcej radości z oglądania, natomiast moim zdaniem podopieczni trenera Lasockiego w fazie eliminacyjnej nie rozegrali ani jednego spotkania, które z przyjemnością zobaczyłbym drugi raz – zdanie podtrzymuję.
Jednakże na mistrzostwach Europy na Cyprze było inaczej. Chętnie ponownie włączyłbym nieszczęśliwe dla nas starcie z „Squadra Azzurra” (0:2) czy wysoko wygrany mecz z reprezentacją Słowacji, za to szerokim łukiem omijałbym batalię ze Szwecją.
Warto również wziąć pod uwagę, że selekcjoner Lasocki nie mógł skorzystać m.in. z Adriana Przyborka z Pogoni Szczecin, Cypriana Popielca z Zagłębia Lubin, Huberta Jasiaka z Górnika Zabrze albo Patryka Mazura z Juventusu. Trener Włodarski miał ten komfort, że powołał na mistrzostwa Europy wszystkich „najzdolniejszych” zawodników z rocznika 2006.
Kto zasłużył na wyróżnienie?
Gdyby nie Mateusz Jeleń, nie byłoby żadnego ćwierćfinałowego starcia z Portugalią, bo odpadlibyśmy w fazie grupowej. Gdyby nie golkiper Górnika, nie przegralibyśmy z kadrą z Półwyspu Iberyjskiego 1:2, a zdecydowanie wyżej.
Chociaż, gdyby Szwecja wygrała z Włochami, to nie byłoby żadnego ćwierćfinału niezależnie od starań młodego bramkarza.
Nie ukrywam, że z lekką rezerwą podszedłem do słów Michaela Izunwanne z Austrii Wiedeń, który w rozmowie z „TVP Sport” zapowiedział, że postara się zdobyć na tym turnieju pięć bramek. Ostatecznie zdobył cztery (1 ze Szwecją, 2 ze Słowacją, 1 z Portugalią), a więc dwa razy więcej niż… w całych eliminacjach. Tylko raz na listę strzelców wpisał się 16-letni Oskar Pietuszewski, ale za to robił wrażenie swoją techniką.
Oceniłbym występ Polaków na mistrzostwach Europy na Cyprze na czwórkę z minusem. Nie miałem dużych oczekiwań, a momentami miło się zaskakiwałem, ale równocześnie byłem rozczarowany ich grą.
BARTOSZ LODKO
Fot. Newspix
Obserwuj @Bartek_Lodko
KOMENTARZE DODAJ KOMENTARZ