– Zawsze będę powtarzał, że w klubach jest zbyt dużo „leśnych dziadków” – dopóki to się nie zmieni, dalej będą tysiące źle zarządzanych podmiotów piłkarskich – mówi nam Rafał Warchoł, twórca e-booka o nowoczesnym zarządzaniu organizacją piłkarską.
W 2014 roku zostałeś franczyzobiorcą Football Academy. Dlaczego zdecydowałeś się na taką działalność?
– Pomysł otworzenia szkółki piłkarskiej wziął się z tego, że sam grałem w piłkę i dostrzegałem błędy, jakie są popełniane w szkoleniu. Wiedziałem, że chcę otworzyć swoją szkółkę w moim małym miasteczku, lecz początkowo nie miałem odpowiedniej wiedzy przedsiębiorczej. Byłem… 18-latkiem. Najszybszą, a zarazem najbardziej komfortową opcją było skorzystanie z projektu szkółek franczyzowych Football Academy.
– Żeby otworzyć szkółkę, trzeba było zakomunikować tę informację burmistrzowi. Ten, gdy usłyszał mój pomysł, odpowiedział, żebym sobie wybił go z głowy. Zlekceważył mnie. Powiedziałem sobie, że nikt nie będzie do mnie zwracał się w ten sposób – kocham piłkę i chcę otworzyć swoją szkółkę. Wybrałem się do Opola, bo tam mieściła się centrala Football Academy. Pierwszą szkółkę piłkarską otworzyłem w Nisku.
– Zaczynałem od kilku dzieci, a po około roku działalności było ich kilkadziesiąt. Z każdym rokiem otwierałem oddziały w kolejnych miejscowościach, dochodząc do 16 lokalizacji.
Jak w wieku 18 lat udało ci się zarobić na wkład własny, żeby rozpocząć tę działalność?
– Pamiętam, że żeby zostać franczyzobiorcą Football Academy, nie trzeba było wydać wielkiej kwoty. Na start musiałem zakupić sprzęt sportowy i rozwiesić ulotki, żeby się zareklamować. Pieniądze zarobiłem z mojej pierwszej, a zarazem ostatniej pracy na etacie – zajmowałem się struganiem kołków w lokalnej stolarni. Poza szkółką piłkarską, otworzyłem własną działalność, ale niezwiązaną z piłką nożną. Od 12. roku życia pracowałem też razem z tatą. Nauczyłem się, że na wszystko w życiu trzeba zapracować.
Bardziej interesowało cię bycie trenerem czy zarządzanie szkółką?
– Nigdy nie czułem się trenerem, nie mam nawet skończonego kursu. Prowadziłem zajęcia dla dzieci, bo początkowo zajmowałem się wszystkim. Pierwszym trenerem, którego zatrudniłem, był Krzysztof Kida, który cały czas jest związany z tym projektem, ale już z nowym właścicielem moich szkółek.
Gdybyś miał wystawić ocenę polskim szkółkom, to jak twoim zdaniem są one zarządzane?
– Dramatycznie, chociaż było jeszcze gorzej. Trzeba przyznać, że kluby z niższych klas rozgrywkowych dużo nauczyły się od projektów komercyjnych. Kiedyś projekty komercyjne były na zupełnie innym poziomie, a teraz kluby dużo nauczyły się dzięki temu, że… ściągnęły do siebie ludzi z projektów komercyjnych. Co nie zmienia faktu, że dalej jest sporo problemów organizacyjnych, wynikających ze złego zarządzania. Zawsze będę powtarzał, że w klubach jest zbyt dużo „leśnych dziadków” – dopóki to się nie zmieni, dalej będą tysiące źle zarządzanych podmiotów piłkarskich. Zachęcam w tym miejscu do tego, żeby jak najwięcej młodych ludzi, z chęcią, ambicją i energią przebijało się w lokalnych strukturach. Bo to naprawdę jest możliwe, żeby wykonywać w tych klubach dobrą robotę.
Mówimy wyłącznie o szkółkach czy akademiach piłkarskich klubów z niższych lig? Czy w Ekstraklasie albo na jej zapleczu również można znaleźć podmioty, które według ciebie są zarządzane w amatorski sposób?
– W ostatnim czasie miałem okazję być w kilku ekstraklasowych klubach, ale nie będę zdradzał nazw. Dowiedziałem się, że w akademiach z najwyższego szczebla rozgrywkowego w Polsce w działach pozasportowych zatrudnione są… 2-3 osoby. Łącznie. Nie wykluczam, że być może źle trafiłem, natomiast przy takiej liczbie osób zajmujących się szeroko rozumianą administracją nie można w maksymalnie efektywny sposób zarządzać akademią.
Głównym problemem jest brak pieniędzy?
– Pewnie tak, a przynajmniej kluby najczęściej obwiniają brak pieniędzy za swoją nie najlepszą sytuację. Czyja jest to wina? Działaczy. Jeśli działacz właściwie zarządza szkółką, pieniądze powinny się znaleźć.
– Każdy dodatkowy pracownik mógłby zająć się pozyskaniem sponsorów, generując w ten sposób przychody. Jeśli w działach administracyjnych zatrudnione są 2-3 osoby, które non-stop „siedzą na telefonie” oraz zajmują się wyłącznie bieżącymi sprawami, argumentując, że na inne rzeczy nie mają czasu, to o czym my mówimy? Jeśli chcielibyśmy pozyskać środki z sektora prywatnego, lecz nic w tym kierunku nie robimy, bo nie mamy na to czasu, to skąd niby te pieniądze mają się wziąć?
Jak w takim razie można zarobić? Nie mówię o wyszukanych sposobach.
– Uważam, że w szkółkach i akademiach piłkarskich trzeba mieć osobę lub osoby, które zajmą się wyłącznie pozyskiwaniem środków. Od tego bym zaczął, a następnie starał się poszerzyć tę strukturę o ludzi znających się na pozyskiwaniu środków publicznych, dotacji. Następnie możemy przejść do komercjalizacji różnych, wewnętrznych inicjatyw – np. obozów sportowych, turniejów piłkarskich, szkoleń trenerskich. Ale wszystko z głową i sensem. Jest mnóstwo sposobów, dzięki którym można zarobić i nie mówię tutaj o składkach członkowskich. Jeśli uda nam się zbudować silną społeczność wokół projektu, to nie będzie problemów ze znalezieniem pieniędzy.
Potrafisz wskazać polską akademię, która jest wzorowo zarządzana?
– Muszę odpowiedzieć na to pytanie?
To też jest odpowiedź. W takim razie inaczej. Czy Akademia Lecha Poznań, Akademia Zagłębia Lubin albo Akademia Pogoni Szczecin są źle zarządzane?
– Wymieniłeś kluby, w których nie miałem okazji zweryfikować tego osobiście, natomiast bardzo chętnie bym to zrobił i wtedy wydał swoją opinię. Na razie trafiłem do klubów ekstraklasowych, które nie wypadły najlepiej. To oczywiście nie tak, że wszystkie podmioty są niewłaściwie zarządzane albo wyłącznie kluby z najwyższych lig wiedzą, jak efektywnie zarządzać swoją akademią. Escola Varsovia, FASE czy Jaguar Gdańsk – to projekty, które bardzo dobrze działają.
W wielu szkółkach i akademiach słychać narzekanie na brak pieniędzy. Uważasz, że otworzenie komercyjnej szkółki piłkarskiej, nastawionej głównie na zysk, to dziś łatwy i dochodowy interes?
– Podaj mi przykład szkółki, która nie jest projektem komercyjnym? Każda organizacja piłkarska jest projektem komercyjnym, a projekty komercyjne cechują się tym, że mają sens, gdy przynoszą dochody. To nie jest łatwy biznes. Jeśli ktoś myśli, że może jutro otworzyć szkółkę piłkarską i łatwo na niej zarobić, to z pewnością jest to duże wyzwanie. Nie mówię, że jest to niemożliwe, bo ja na szkółkach zarabiałem, ale podejrzewam, że 80% projektów nie zarabia, tylko ludzie zarabiają w nich wyłącznie na wynagrodzenie dla siebie czy zatrudnionych osób.
Przejdźmy do tematu e-booka. „Nowoczesne zarządzanie organizacją piłkarską” – taką nosi nazwę. Dlaczego zdecydowałeś się go napisać?
– Rozmawiając z klubami, w których wdrażamy system motywacji FC APP, większość ludzi mówiła nam, że nie ma czasu. Zastanawiam się, jak ci ludzie nie mają czasu? Gdy sam miałem oddziały w 16 lokalizacjach, nie narzekałem na brak czasu. Założyłem start-up, a do tego rozwinąłem inną działalność. Stwierdziłem więc, że ci ludzie nie potrafią zarządzać swoim czasem, a w konsekwencji – podmiotem. Od kilku miesięcy zaczęliśmy mocniej wdrażać naszą aplikację do klubów i dowiadywałem się, że ludzie w klubach nie mają czasu, kluby nie mają pieniędzy i w ogóle jest fatalnie. Żyłem w trochę innym świecie – u mnie było inaczej. Oczywiście dochodziły mnie słuchy, że każdy ma problem z pieniędzmi.
– Zrobiłem kilkaset spotkań dla osób z wielu akademii, spośród których mniej więcej 95% stwierdziło, że nie ma czasu na sponsorów czy nie korzysta z nowoczesnych rozwiązań, które ułatwiają pracę. Stwierdziłem, że cholera, to są podstawowe rzeczy! E-book nie stanowi rozwiązania wszystkich problemów, ale warto od niego zacząć. Jeśli wdrożymy do szkółki lub akademii rzeczy z tej publikacji, to zaczniemy działać na podstawowym, ale bardzo dobrym poziomie. Będziemy w stanie znaleźć czas m.in. na sponsoring oraz budowanie społeczności. Większość osób operacyjnych w klubach nie zastanawia się, co zrobić, żeby było lepiej, tylko co zrobić, żeby przetrwać. To największy problem.
– Ostatnio na Turnieju Gry 1v1 na Lubelszczyźnie spotkałem pewnego trenera, który jest też działaczem. Powiedział, że moja książka jest podstawowym opracowaniem, z którego nic nie udało im się wyciągnąć.
I tutaj dialog:
Ja: – Masz w klubie to?
On: Nie.
Ja: A to?
On: Nie.
Ja: A to, to, to i to?
On: Też nie mam.
– Jak możesz uważać książkę za podstawę, skoro nawet jej nie masz? Jak to o tobie świadczy? Jeśli ktoś przeczyta e-book i myśli, że coś się zmieni, to od razu mówię, że nic się nie zmieni. Nie wystarczy go przeczytać, ale również trzeba wdrażać, sprawdzać, próbować i weryfikować metody, bo nie we wszystkich miejscach zadziałają identyczne rozwiązania.
Jeden z rozdziałów dotyczy wizerunku akademii w mediach społecznościowych. Myślę, że wystarczy przeznaczyć kilka minut dziennie, by np. profil na Facebooku był stosunkowo atrakcyjny dla odbiorców.
– Zgadzam się. W dzisiejszych czasach budowanie identyfikacji jest czymś kluczowym. Średnio korzystamy z mediów społecznościowych przez dwie godzinny dziennie. Dlaczego tego nie wykorzystujemy? Atrakcyjny profil w mediach społecznościowych może pomóc pozyskać nam sponsorów czy nowych zawodników. Przy działaniach w mediach społecznościowych trzeba pamiętać o systematyczności – nie wystarczy być aktywnym raz w tygodniu albo publikować treści kilka dni z rzędu, a później „zniknąć” na miesiąc. Co więcej, media społecznościowe się rozwijają, więc trzeba podążać zgodnie z trendami. Jeśli mamy opcję publikowania treści na Instagramie i automatycznie możemy przenieść wpis na Facebooka, to dlaczego z tego nie korzystamy? Dzieci są dziś na TikToku, rzadziej korzystają z Facebooka, dlatego dodatkowo powinniśmy się koncentrować na działaniach w serwisach społecznościowych, dzięki którym możemy trafić do nich w efektywny sposób.
Jak oceniasz komunikację klubów z rodzicami? Czy jest tak, że w wielu miejscach ten kontrakt ogranicza się do dbania, by składka członkowska wpłynęła na konto w wyznaczonym terminie?
– W wielu szkółkach, akademiach i organizacjach sportowych nie ma pracy systemowej – planu, długofalowego działania.
– Co do komunikacji z rodzicami, znów kluby tłumaczą się, że nie mają na to na czasu, ale ogólnie rzecz biorąc, rzadko im na niej zależy. Nie przekazują rodzicom informacji, w którą stronę zmierza szkółka, co udało się zrealizować w ostatnich miesiącach. Często rodzice nie mają żadnych informacji na temat „życia” akademii, bo kluby w ogóle tego komunikują. Nie lepiej wygląda też kontakt ze sponsorami. Kiedy mamy z nimi kontakt? Gdy odbieramy pieniądze i podpisujemy umowę, a drugi raz – ewentualnie – w sytuacji, gdy wręczamy mu jakąś statuetkę z podziękowaniami. Sponsorzy nie otrzymują comiesięcznych raportów, informacji zwrotnej, gdzie pojawiło się ich logo i tak dalej. Kluby o tych wszystkich rzeczach zapominają, tłumacząc, że nie mają czasu. Dlatego powtarzam, że do momentu, kiedy nie dokonasz zmian, co początkowo będzie wymagało dużego wysiłku, to nic się samoistnie nie zmieni.
Zainteresował mnie temat zewnętrznej rekrutacji, żeby szukać ludzi do administracji m.in. wśród studentów czy uczniów szkół średnich. Do tego dochodzi baza rodziców – możemy w prosty sposób dotrzeć do tysięcy potencjalnych pracowników.
– Tak, natomiast wcześniej trzeba zbudować społeczność. Jeśli w żaden sposób jej nie budujemy, to dlaczego ktoś miałby się angażować w nasz projekt? Rodzice nie czują przynależności do organizacji, jeśli mają wyłącznie zapłacić składkę i przywieźć oraz odebrać dziecko z treningu.
Skoro kluby nie mają pieniędzy, to potrafisz wskazać rodzaj kosztów, które niepotrzebnie ponoszą? W e-booku zawarłeś informację, że w twoich szkółkach wprowadzono system, który polegał na tym, że jeśli turniej odbywał się nie więcej niż 150 kilometrów od miejsca zamieszkania, to do rodziców należał obowiązek zawiezienia dzieci na zawody. Myślę, że w wielu miejscach to rozwiązanie nie zadziała, bo mówimy o zbyt dużej odległości.
– W książce skupiłem się na przykładach działań, które u nas funkcjonowały lub nie funkcjonowały – to rozwiązanie działało. Czy szkółki wydają na coś niepotrzebnie kasę? Trzymając się tematu transportu, to trochę przerzucanie kosztów na rodziców – klub niekoniecznie na tym zarabia. Najlepiej dać rodzicom wybór – albo podwyższamy składkę, bo musimy mieć za co wynająć autokar na turniej, albo ten koszt ponoszą samodzielnie rodzice i oni zawiozą dzieci. Tutaj dużą rolę odgrywa transparentność. Często rodzice nawet nie wiedzą, za co płacą, bo jak wspomnieliśmy wcześniej, nie otrzymują żadnych informacji. Jeśli dokładnie informujemy ich o tym, na co idą pieniądze i jakie mamy potrzeby, to zazwyczaj nie mają problemu, żeby zapłacić za daną rzecz.
– Ze względu na fakt, że poprzez aplikację mam dostęp do wielu szkółek piłkarskich, dostrzegam interesujące rozwiązania. Dowiedziałem się, że w Gryfie Zamość za część budżetu odpowiadają… rodzice – to od nich zależy, na co każdego miesiąca zostanie przeznaczona połowa środków ze składki członkowskiej. Wielu rodziców dopiero wtedy zauważyło, ile klub ponosi kosztów.
– Teoretycznie rodzice nie wiedzą, czy wynajem autokaru na turniej jest obciążający dla akademii – oni chcą i wymagają. Wracając do Zamościa, jeśli budżet na dany miesiąc został przekroczony, były dwa rozwiązania – albo rodzice płacą dodatkową składkę, by pokryć dany wydatek, albo w kolejnym miesiącu budżet był pomniejszany o kwotę, które została przekroczona. To sprawiło, że… rodzice zaczęli szukać sponsorów.
– Jestem przekonany, że takich pomysłów w szkółkach jest więcej, tylko trzeba do nich dotrzeć. Należy „otwierać głowy” działaczom. Tutaj wracamy „leśnych dziadków” i ich podejścia, że gdy usłyszą o nowym rozwiązaniu, to powiedzą, że nic takiego nie będą robić. Żeby uzdrowić polską piłkę, musimy wprowadzić do klubów profesjonalistów.
Dlaczego uważasz, że każdy klub powinien starać się co najmniej o zieloną gwiazdkę w Programie Certyfikacji Szkółek?
– To pieniądze, które „leżą na ulicy” – wystarczy się schylić. Trzeba to zrobić. Raz, że udział w Programie Certyfikacji Szkółek pozytywnie działa na wizerunek, a dwa, że pozyskanie tych środków nie wymaga dużego nakładu pracy. Mówimy o kilku tysiącach złotych. Gdy będziemy mieć kilka tysięcy złotych z PZPN-u, kilka tysięcy od sponsorów, kilka tysięcy z dotacji, kilka tysięcy ze składek członkowskich, to zaczyna nam się robić budżet. Jeśli ktoś mówi, że Program Certyfikacji Szkółek wymaga zbyt wielu działań administracyjnych, to jest w totalnym błędzie. Rzeczy, które są wymagane, są podstawą. To się nazywa normalność. Gdy ktoś prowadzi dokumentację akademii w sposób przyzwoity, to zgłoszenie się do certyfikacji nie będzie wymagało od niego dodatkowej pracy.
Sytuację budżetową szkółek mogłyby też poprawić przychody ze składek członkowskich, a tymczasem w wielu klubach rodzice nie ponoszą żadnych – nawet symbolicznych – opłat za uczestniczenie ich dziecka w zajęciach sportowych.
– Mam dość kontrowersyjną opinię, ale uważam, że w piłce amatorskiej seniorów nie powinno być wynagrodzeń. Gdyby kluby nie płaciły ludziom za grę w A-klasie czy klasie okręgowej, zaoszczędzone pieniądze można byłoby przeznaczyć na szkolenie dzieci i młodzieży, ograniczając m.in. w ten sposób wysokość składki członkowskiej.
– Ktoś może zarzucić mi, że w takiej sytuacji w piłce seniorskiej nie miałby kto grać. Okej, w takim razie odpowiadam, do czego tacy zawodnicy są nam potrzebni? Zawodnik zarabia 150 złotych za mecz w B-klasie? To on powinien płacić klubowi, że może przyjść na mecz i realizować swoją pasję, bo czym innym jest granie na takim poziomie?
Tym bardziej, że ludzie w niższych ligach często nie występują dla pieniędzy, tylko żeby po prostu pograć w piłkę. Wynagrodzenie rzędu kilkuset złotych miesięcznie nie jest dla nich motywacją.
– W ostatnim czasie zrobiłem ankietę, bo nie byłem do końca zorientowany, ile kluby płacą za grę w niższych ligach. Gdy się dowiedziałem, to myślałem, że spadnę z krzesła. Dwa tysiące złotych miesięcznie za grę w A-klasie? To absurd.
– Jeśli trenerzy mają wykonywać słabą robotę albo szkółka ma „działać” od pierwszego do pierwszego, to naprawdę lepiej podnieść składkę. Nawet kosztem tego, że niektóre dzieciaki zrezygnują z gry, ale przy rozsądnej podwyżce ceny nigdy nie będzie to taka liczba, żeby ten ruch nie bronił się finansowo. Jeśli uargumentujemy, z czego wynika podwyżka, to gwarantuję, że tylko nieliczni zrezygnują, a niekiedy wszyscy zrozumieją, że nie da się utrzymać starej ceny, nie obniżając jakości.
– Reasumując, całość podstawowych rzeczy, o których rozmawialiśmy, będzie gwarancją kolosalnej zmiany w funkcjonowaniu danego podmiotu.
ROZMAWIAŁ BARTOSZ LODKO
Fot. Konrad Kwolek, Rafał Warchoł – Facebook
Obserwuj @Bartek_Lodko
KOMENTARZE DODAJ KOMENTARZ