Barylski: „Nie ma trenera, który wygrał coś bez dobrych piłkarzy”

Gościem 220. odcinka „Jak Uczyć Futbolu” był Paweł Barylski, który jako asystent trenera ma na swoim koncie kilkaset meczów w najwyższej klasie rozgrywkowej nad Wisłą. Jak należy zarządzać drużyną? Dlaczego związał się z reprezentacją… Kuwejtu?

Barylski: „Nie ma trenera, który wygrał coś bez dobrych piłkarzy”

Paweł Barylski – były asystent m.in. Oresta Lenczyka, Radosława Tarasiewicza, Tadeusza Pawłowskiego czy Kamila Kieresia. Przez cztery miesiące pełnił też funkcję asystenta w reprezentacji Kuwejtu, a poza tym samodzielnie prowadził Górnika Polkowice.

O dążeniu do celu:

– W futbolu bardzo ważna jest wspólnota i działanie w jednym kierunku wszystkich ludzi. Uważam, że nie ma „ja” w piłce nożnej, tylko jest „my” – to sport zespołowy. Oczywiście są frontmani, pierwsi trenerzy, ale osoby, które pracują dla nich i dla klubu, są bardzo istotne.

O znalezieniu czasu dla samego siebie:

 Za kadencji trenera Stanislava Levý’ego zdarzało się, że wracałem do domu w środku nocy i słyszałem od żony, żebym wziął walizki i przeprowadził się do klubu. Przestrzegam przed tym młodych ludzi. Było tak, że wracałem z klubu do domu z dwoma laptopami i… od razu siadałem przy biurku. Żona mówiła mi, że przecież skończyłem pracę, a ja odpowiadałem, że nie – muszę jeszcze zrobić jedną czy drugą analizę. To był błąd, musisz w tym wszystkim znaleźć też czas dla samego siebie.

Co asystent musi przekazać pierwszemu trenerowi?

– Kilkanaście lat temu nie zawsze mówiłem to, co trzeba powiedzieć – czasami trzymałem jakieś przemyślenia w środku. Nie można tak robić. Nie musisz widzieć wszystkiego tak samo, jak pierwszy trener – bardzo często patrzy się na coś inaczej. Są momenty, w których pierwszy trener mówi, że podjął decyzję i będziemy robić tak, a nie inaczej. Wtedy robisz tak, jak on mówi, bo ty już wyraziłeś opinię na ten temat. Trener dostał informację, ale uważa, że jednak jego droga jest w tym momencie bardziej właściwa. Zdarzało się, że ja miałem rację albo tej racji nie miałem. Pierwszy trener musi otrzymywać dużo informacji od zaufanych ludzi.

Dlaczego Śląsk Wrocław w 2012 roku zdobył mistrzostwo Polski?

– Pierwsza rzecz, to była grupa bardzo dobrych piłkarzy. 24 ludzi, każdy mógł zastąpić każdego. Wszyscy mówią o Sebastianie Mili, Waldemarze Sobocie czy Przemysławie Kaźmierczaku, natomiast była również grupa „starej gwardii” – Krzysiek Wołczyk, Darek Sztylka, Sebastian Dudek. To była grupa ludzi, która piłkarsko naprawdę była bardzo utalentowana, ale może nieco niedoceniana.

– Druga kwestia, czyli sposób pracy trenera Lenczyka. To nie był dla mnie łatwy czas, bo pełniłem zupełnie inną funkcję niż za kadencji trenera Tarasiewicza. Podejście, które stosował trener Lenczyk, czyli duża niepewność – m.in. co do wyjściowego składu – była kluczem, bo każdy był gotowy. Zdarzało się, że zawodnik dowiadywał się godzinę przed meczem, że ma wyjść na boisko i grać. Metody, które stosował trener Lenczyk, mógł stosować tylko on, bo on to wypracował.

O śp. Oreście Lenczyku:

– Czasem świadomie robił z siebie wroga drużyny, która wówczas spinała się, żeby udowodnić mu, że nie ma racji. Bardzo często prowokował, że np. Polonia Bytom to świetny zespół, a my jesteśmy słabi, co wywoływało u zawodników stan mobilizacji. Gdyby ktoś inny tak robił, to by tak nie działało.

– Bardzo ważną rolę odegrał asystent Marek Wleciałowski. Myślę, że bez niego nie osiągnęlibyśmy tego sukcesu. On był łącznikiem między trenerem Lenczykiem a nami, czyli sztabem szkoleniowym.

W czym Paweł Barylski nie zgadzał się z trenerem Lenczykiem?

– Nie rozumiałem, dlaczego zawodnik, który rozegrał bardzo dobry mecz, w następnej kolejce siadał na ławce rezerwowych. Co zrobił trener Lenczyk, czego ja nigdy bym nie zrobił na jego miejscu? Postawił na Darka Sztylkę, który zmagał się już ze swoimi dużymi problemami zdrowotnymi. Ja wiedząc o tych problemach, bym na niego nie postawił, a on to zrobił. Darek był ważnym ogniwem w trudnych momentach. Jego rola była bardzo istotna, z nim zrobiliśmy skok jakościowy.

O zawodnikach:

– Nie ma trenera, który wygrał coś bez dobrych piłkarzy. Żeby zdobywać mistrzostwa, musisz mieć dobrych piłkarzy. Adam Nawałka miał dobrych piłkarzy w reprezentacji Polski, Maciej Skorża miał dobrych piłkarzy w Wiśle Kraków i tak dalej.

O zarządzaniu drużyną:

– Nie ma w futbolu jednego sposobu zarządzania zawodnikami. Musisz zarządzać nimi tak, jak to wynika z twojego charakteru i filozofii. Możesz się inspirować innymi, ale to musi być spójne z tobą. W piłce nożnej musisz być prawdziwy.

Czy nie denerwował go fakt, że mimo kilkuset meczów w Ekstraklasie jako asystent, w Śląsku Wrocław nigdy nie zaproponowano mu na dłużej posady pierwszego trenera?

– Nie, nigdy mi to nie przeszkadzało. Przychodząc do piłki profesjonalnej, myślałem o jednej rzeczy – chciałem coś wygrać.

Czego nauczył się od poszczególnych trenerów?

– Od trenera Tarasiewicza nauczyłem się wartości, czym są uczciwość i prawdziwość w futbolu. To wykorzystuję w swojej pracy. Co do trenera Lenczyka, stosuję niektóre aspekty związane z zakresu szeroko rozumianego przygotowania motorycznego, ale nie umiałbym podchodzić do zawodników tak, jak on. Mam inną osobowość – nie gorszą, nie lepszą, ale inną. Trener Vítězslav Lavička jest detalistą, więc organizacja całego procesu, ale też kultura na zewnątrz. Kamil Kiereś? Niesamowita pracowitość i obsesyjna analityczność. Stanislav Levý wniósł za to niemiecki „ordnung” w pracy treningowej, a Tadeusz Pawłowski wyróżniał się pozytywnym nastawieniem oraz dużą innowacyjnością – zawsze szukał różnych rozwiązań.

Jak otrzymał pracę w Kuwejcie?

– Vítězslav Lavička otrzymał propozycję pracy w reprezentacji Kuwejtu. Dlaczego on? Ponieważ czescy trenerzy mają tam renomę, kilku szkoleniowców osiągało sukcesy na Półwyspie Arabskim. Otrzymałem od niego propozycję, czy byłbym zainteresowany funkcją asystenta. Miałem czteromiesięczny kontrakt, walczyliśmy o awans na mistrzostwa Azji. Byliśmy w grupie eliminacyjnej z: Indonezją, Nepalem i Jordanią. Kuwejt to kraj muzułmański, a więc inna kultura. Byłem tam w czasie ramadanu, więc poznałem wszystkie zasady, co można, a czego nie można robić w tym czasie. Mieszkaliśmy w  „Sheratonie” i mieliśmy zagwarantowane trzy posiłki dziennie + miejsce do pracy. Najwyższa dywizja w Kuwejcie jest półprofesjonalna i w zasadzie wszyscy kadrowicze występują w rodzimych rozgrywkach. Poziom ligi jest niezbyt wysoki. Jest jeden zespół, Al-Kuwait, który ma inwestora ściągającego zagranicznych zawodników.

– Dostaliśmy listę piłkarzy do obserwacji. Zacząłem ich analizować i przygotowywać raporty na temat poszczególnych graczy. Z racji, że mój syn jest pasjonatem futbolu, to wysłałem mu tę listę i on mówi, że nie ma niej najlepszego strzelca – Yousefa Nassera. Okazało się, że Nasser był trzecim albo czwartym napastnikiem drużyny Al-Kuwait, ale miał blisko 100 występów w reprezentacji, a na koncie czterdzieści bramek. Był naszym najlepszym zawodnikiem. Mógłby grać w Europie, gdyby wcześniej do niej trafił. Napastnik o bardzo dobrej charakterystyce fizycznej, ale też piłkarskiej. W Kuwejcie problemem był brak kooperacji między klubami a reprezentacją. Kluby nie współpracowały z federacją, co utrudniało nam pracę.

– Mieliśmy dwa obozy – na Malcie i w Abu-Dhabi. Codziennie wykonywaliśmy dużą pracę analityczną, organizacyjną, żeby znaleźć optymalnych piłkarzy do reprezentacji. W czasie zgrupowań zmierzyliśmy się towarzysko m.in. z Maltą, Łotwą czy Singapurem. W decydującym momencie eliminacji wypadło nam czterech czy pięciu graczy z powodu kontuzji. Kluczowym meczem było starcie z Indonezją. Przegraliśmy 1:2, a gdybyśmy wówczas odnieśli zwycięstwo, prawdopodobnie zakwalifikowalibyśmy się na mistrzostwa Azji.

O Polakach w zagranicznych ligach:

– W Kuwejcie przekonałem się, że polski trener ma swoją jakość i spokojnie może pracować za granicą. Dlatego mocno kibicuję trenerom Skorży i Michniewiczowi, bo oni otwierają nam drzwi. Żałuję, że Marek Papszun nie zdecydował się na pracę za granicą, bo jeśli czescy trenerzy mogą pracować w zagranicznych ligach i mają swoją renomę, to polscy również.

ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Fot. Newspix