Figiel: „Będąc trenerem, muszę umieć postawić się na miejscu zawodnika”

Gościem 225. odcinka „Jak Uczyć Futbolu” był Rafał Figiel, który w grudniu został asystentem Dawida Szwargi w Arce Gdynia. Jak łączył funkcję asystenta trenera z grą w III-ligowej Lechii Zielona Góra? Dlaczego grał w piłkę, skoro już od kilku lat chciał zasiąść na ławce trenerskiej?

Figiel: „Będąc trenerem, muszę umieć postawić się na miejscu zawodnika”

Rafał Figiel – były młodzieżowy reprezentant Polski, w czasie kariery reprezentował barwy m.in. Rakowa Częstochowa, GKS-u Katowice czy Podbeskidzia Bielsko-Biała. W ostatnim czasie był związany z Lechią Zielona Góra, w której zakończył piłkarską karierę i jednocześnie był asystentem trenera. Od teraz będzie pracował na tym stanowisku w Arce Gdynia.

Dlaczego nie zrobił większej kariery? 33-latek zatrzymał się na ośmiu występach w najwyższej klasie rozgrywkowej.

– Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Jakby wejść w szczegóły, to nigdy nie byłem zawodnikiem, który biega z dużą intensywnością, który jest w stanie wygenerować duże prędkości, a niestety dla mnie, aczkolwiek „stety” dla futbolu, piłka nożna dzisiaj zmierza w tym kierunku, że ta intensywność jest coraz większa. Jestem zadowolony z tego, co osiągnąłem, spełniłem jedno z marzeń, gdy zagrałem w Ekstraklasie, wielu też nie spełniłem, ale nie wracam do tego. Było, minęło. I tak to, co przeżyłem, jest piękne.

W jakich aspektach musi się rozwinąć, żeby być dobrym trenerem?

– Myślę, że w wielu płaszczyznach. Ja nigdy nie byłem tak naprawdę stricte trenerem, więc mam tutaj duże pole do popisu. Uważam, że kluczem jest to, by mieć otwartą głowę i czerpać od ludzi, którzy już coś doświadczyli, mają swoje przemyślenia. Nie odpowiem konkretnie, czego mi brakuje, bo to jest wielopłaszczyznowe.

Kiedy zaczął myśleć o tym, że chciałby zostać trenerem?

– O tym, co będę chciał robić po zakończeniu kariery, zacząłem myśleć dość wcześnie i skrzętnie się do tego przygotowywać. Okres w każdym klubie, w którym grałem, bardzo mocno wykorzystywałem pod kątem samorozwoju, jeśli chodzi o elementy stricte trenerskie. Jak się przygotowywałem? Rozmawiałem z trenerami o taktyce oraz zawodnikami na temat tego, czego oni oczekują od szkoleniowca, a także tworzyłem własne prezentacje i środki treningowe, żeby móc je wykorzystać w przyszłości.

Po co Figiel dalej grał w piłkę, skoro już od kilku lat chciał zostać trenerem?

– Bo lubiłem to robić. Po prostu. Gra w piłkę sprawiała mi ogromną frajdę. Z czasem, nie będę kłamał, coraz mniejszą. To też był jeden z powodów zakończenia kariery.

Jak zawodnicy pojmują rolę trenera?

– To zależy od zawodnika. W pewnym momencie, co nie do końca jest dobre z perspektywy piłkarza, patrzyłem już na piłkę okiem trenera i w wielu momentach go w stu procentach rozumiałem. Nawet, jak zostałem posadzony na ławkę, to poniekąd rozumiałem tę decyzję. Nie byłoby w tym nic złego, gdybym tego nie akceptował i jakoś wyraził swoje niezadowolenie, ale ja wręcz przeciwnie – starałem się pomagać trenerowi, chociaż nie było to łatwe, bo ambicja podpowiada ci jedno, a rozum drugie.

Od którego trenera nauczył się najwięcej?

– Nie chciałbym wyróżniać jednego szkoleniowca, bo od każdego dużo wyciągnąłem, ale też skłamałbym, gdybym nie powiedział, że najwięcej nauczyłem się w Rakowie Częstochowa. Marek Papszun, Wojciech Makowski, Maciej Kędziorek – każdy z tych trenerów nauczył mnie naprawdę wiele. Zaczynając od standardów pracy, a kończąc na tym, jak „poruszać się” w roli asystenta trenera, bo to też nie jest łatwe, być łącznikiem między trenerem a zawodnikami.

– Marek Papszun, Wojciech Makowski czy Maciej Kędziorek sprawili, że zacząłem inaczej patrzeć na piłkę. Nie tylko przez pryzmat wyniku, ale też gry, bo nie zawsze gra jest odzwierciedleniem wyniku, a wynik odzwierciedleniem gry.

Czy zdarzało się, że zbyt dużo myślał na boisku?

– Czasem tak, ale nie w tym sensie, że nie wiedziałem, jakie działanie czy decyzję podjąć na boisku i mnie paraliżowało. Zdarzało się, że np. zbyt długo rozpamiętywałem daną sytuację.

Czego mu jako zawodnikowi nie powiedziano w przeszłości, a chciałby, żeby mu powiedziano?

– Może nie tyle, czego mi nie powiedziano, ale czego nie mogłem zaznać jako młody zawodnik, bo to były inne czasy, to fakt, że kilkanaście lat temu nie zwracało się uwagi na analizę, odprawy indywidualne i tak dalej, a doskonaląc jednego zawodnika, jesteśmy w stanie podnieść jakość całego zespołu.

Rafał Figiel awansował z Rakowem Częstochowy do Ekstraklasy, ale po sezonie mu podziękowano. Jak podchodził do tej decyzji?

– Skłamałbym, gdybym powiedział, że ją rozumiałem. Nie rozumiałem tej decyzji, ale musiałem ją zaakceptować – nie miałem innego wyjścia. Odebrano mi wówczas możliwość spełnienia marzenia, jakim był występ w Ekstraklasie. Też już patrzyłem na tę decyzję z perspektywy trenera, poniekąd w głębi duszy ją rozumiałem i nie robiłem afery, nie obrażałem się, tylko odbyłem rozmowę z trenerem Markiem, podczas której wyjaśniliśmy sobie wiele rzeczy.

Co by zrobił, gdyby za kilka lat to on byłby na miejscu trenera i musiał podjąć taką decyzję?

– Jeśli rzeczywiście byłbym zdecydowany, że nie widzę tego zawodnika, mam kogoś innego w jego miejsce i wiem, że nie będzie on spełniał moich oczekiwań motorycznych, technicznych czy taktycznych, to nie jest to łatwa rzecz zarówno z perspektywy trenera, jak i zawodnika, ale właśnie w takich momentach, jakkolwiek to zabrzmi, kluczowe jest budowanie tej relacji dużo wcześniej. I bycie prawdziwym w tym wszystkim, od początku stawianie dobra zespołu ponad dobro indywidualne. Myślę, że początkowo piłkarz może nie akceptować tej decyzji, ale z czasem ją zrozumie.

O relacjach:

– Jako trener nie mogę myśleć sobą. Nie ja, a on. Nie sobą, a nimi. Odnoszę się do śp. prof. Hucińskiego. Uważam, że u trenera jest to kluczowe – muszę myśleć zawodnikiem i muszę myśleć grupą. W moim odczuciu, podejmując decyzje – raz trudną, raz łatwą – muszę się postawić w roli zawodnika. Jak on myśli? Jak on czuje się w danej sytuacji? Dla mnie relacje są ponad zasadami i modelem gry.

Rafał Figiel w Lechii Zielona Góra był grającym asystentem trenera. Jak rozmawiał z zawodnikami o błędach, gdy sam również je popełniał?

– To normalna rzecz, że ja również na boisku popełniałem błędy. Na samym początku powiedziałem zawodnikom, że tak będzie i niech nie oczekują ode mnie, że będę nieskazitelny. Od początku budowałem taką narrację, żeby drużyna wiedziała, że ja też jestem w stanie skrytykować swoją grę, gdy np. popełniłem błąd przy stałym fragmencie gry, za które byłem w sztabie odpowiedzialny. Nie bałem się powiedzieć, że nie zachowujcie się w danej sytuacji tak jak ja. 

O pracy w Lechii Zielona Góra:

– Przychodząc do Lechii Zielona Góra, wyznaczyłem sobie cel, by zawodnicy nie bali się mówić tego, co myślą. Chciałem kiedyś zobaczyć, że zawodnicy, gdy wchodzę do szatni, dyskutują o danej sytuacji czy założeniach. Finalnie się nam to udało dzięki temu, że jako trenerzy byliśmy otwarci.

Dlaczego zawodnicy są dziś wymagający?

– Zawodnicy są obecnie wymagający pod tym kątem, że bardzo ciężko jest ich oszukać i wcisnąć im kit. Potrzebują argumentu, dlaczego robimy coś tak, a nie inaczej. Uważam, że mit „stereotypowego piłkarza” się skończył. Są wyjątki, jak w każdej dziedzinie życia, natomiast dzisiaj piłkarz jest świadomy, inteligentny i wie, czego chce. Żeby trenerzy „kupili” zawodników, muszą zagwarantować im „dobry serwis” – kluczowa jest wiedza merytoryczna.

ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Fot. Newspix