Płuska: „Przy budowaniu relacji w sztabie trzeba doceniać i pokazywać to, co robią jego członkowie”

– Gdyby historia Marka Papszuna wydarzyła się w Stanach Zjednoczonych, już nagrano by o nim film… – stwierdził w „Jak Uczyć Futbolu” Marcin Płuska, szkoleniowiec ŁKS-u Łomża, który był asystentem 50-latka w Legionovii Legionowo.

Płuska: „Przy budowaniu relacji w sztabie trzeba doceniać i pokazywać to, co robią jego członkowie”

Marcin Płuska – w wieku 27 lat otrzymał pracę w Widzewie Łódź, który występował wówczas na IV-ligowym szczeblu. Z Olimpią Grudziądz awansował do 1/2 finału Pucharu Polski. Był także związany m.in. z rezerwami Miedzi Legnica, Pelikanem Łowicz, Hetmanem Zamość, Pogonią Siedlce czy Kotwicą Kołobrzeg. W grudniu 2023 roku objął stanowisko pierwszego trenera ŁKS-u Łomża.

Jak wspomina pracę w Widzewie Łódź?

– Widzew jest klubem z ogromną społecznością i tradycjami. Dla mnie okres pracy w Widzewie Łódź był czasem, gdy zderzyłem się na początku swojej drogi trenerskiej właśnie z taką gigantyczną presją oraz oczekiwaniami ze strony społeczności, która chciała, żeby Widzew wygrywał jak najczęściej i jak najwięcej.

Czy po odejściu z Widzewa jego trenerska kariera wyhamowała?

– Może nie powiedziałbym, że wyhamowała, ale podjąłem kilka złych decyzji. Będąc młodym chłopakiem, na początku drogi trenerskiej, najważniejsze było dla mnie to, by móc pracować i wdrażać swoją ideę. Nie do końca liczył się dla mnie fakt, jak dany klub funkcjonuje i czy stawiane przede mną oczekiwania są możliwe do zrealizowania. Bardziej skupiałem się na tym, żeby pracować niż na tym, jak ta współpraca powinna wyglądać.

Jak powinno się oceniać trenerów?

– Najłatwiej jest ocenić trenera przez pryzmat osiąganych rezultatów i tak to najczęściej wygląda. Zwróciłbym uwagę na średnią punktową, którą wykręca trener i w jakich warunkach. W każdym klubie są inne możliwości oraz inne narzędzia do wykonywania swojej pracy. W jednym klubie mamy kadrę piłkarzy o wysokich umiejętnościach, a w drugim umiejętności piłkarzy mogą być na niższym poziomie. Kluby różnią się też pod względem posiadanej infrastruktury i całego zaplecza.

Jak wspomina współpracę z Markiem Papszunem w Legionovii?

– Nasza współpraca rozpoczęła się od tego, że w sezonie mistrzowskim Śląska Wrocław, gdy drużynę prowadził śp. Orest Lenczyk, wraz z Przemysławem Kostykiem byliśmy na kilkudniowym zgrupowaniu w Spale. Przygotowaliśmy z niego raport i on później trafił do trenera Papszuna za sprawą Maćka Sikorskiego, wówczas pracującego w Śląsku. Po 2-3 rozmowach rozpoczęliśmy współpracę w Legionowie.

– Myślę, że gdyby historia Marka Papszuna wydarzyła się w Stanach Zjednoczonych, już nagrano by o nim film. Ta współpraca wiele mi dała. Uważam, że pod względem zarządzania sztabem, organizacji, byliśmy zdecydowanie wyżej niż liga, w której znajdował się ten klub i to zasługa głównie trenera Marka Papszuna, który był za to wszystko odpowiedzialny.

– Występowaliśmy w III lidze i jako zespół Legionovii graliśmy wysokim pressingiem, atak wysoki budowaliśmy poprzez zejście „szóstki” w boczny sektor, co nazywaliśmy wtedy przewagą lokalną. W latach 2013-2014 na tym poziomie rozgrywkowym raczej uwaga trenerów nie skupiała się na tym, by m.in. zawodnik przyjmując piłkę, miał pozycję otwartą, a dla nas było to ważne.

O liczbach i danych w futbolu:

– Jeśli chodzi o kompetencje twarde, merytorykę, to zawsze staram się, żeby to, co chcemy wprowadzić w drużynie, było poparte liczbami, danymi, obserwacjami. Uważam, że to jest klucz.

O zasadach:

– Niezależnie od tego, w jakim klubie podejmuję pracę, pierwszą rzeczą, którą robię, jest ustalenie zasad współpracy z zespołem. Mamy swoje cztery wartości, które respektujemy i to samo wymagamy od piłkarzy. Pierwszą rzeczą jest szczerość – mamy ze sobą rozmawiać szczerze. Drugą kwestią jest lojalność – zarówno trenera do piłkarzy, piłkarzy do sztabu, jak i piłkarzy między sobą. Jeśli trener ma bronić piłkarzy i chce ich bronić, to muszą realizować plan gry, plan na mecz. Trzecią rzeczą jest zaangażowanie, a czwartą – wiara. To są dla mnie fundamentalne wartości.

Dlaczego podczas przygotowań do starcia z ekstraklasową wówczas Wisłą Kraków w Pucharze Polski, piłkarze Olimpii Grudziądz wykonywali rzuty karne z… trzynastu metrów?

– Przed każdym meczem pucharowym trenowaliśmy rzuty karne z regulaminowej odległości oraz z 13. metra, bo wiedzieliśmy, że jeśli będzie dogrywka w meczu z drużyną z najwyższej klasy rozgrywkowej, to mimo że wcześniej biegaliśmy i walczyliśmy przez 120 minut, to jesteśmy w stanie podejść do karnego i wykonać go na pewniaka. Po 120 minutach gry bramka może wydawać się większa, a jeśli jest dwa metry bliżej, to też są inne odczucia – trochę zabieg psychologiczny, że wczoraj strzelałem z dalsza i trafiłem. Wykorzystaliśmy wszystkie próby w serii rzutów karnych z Wisłą Kraków oraz Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. Nie wiem, czy dzięki temu, że na treningach strzelaliśmy z trzynastu metrów, bo dwa spotkania to zbyt mała próba, ale takie są fakty.

O planie na mecz:

– Planem na mecz będzie dla mnie określenie jak zespół wyglądać ma w danych jego momentach. Każde spotkanie dzielę na trzy fazy, które występują zarówno w pierwszej, jak i w drugiej połowie: pierwszą fazę nazywam tożsamością, drugą będzie realizacja, a trzecią dominacja. Faza tożsamości występuje w pierwszych minutach meczu. Przedstawiamy w niej, jakie mamy wyobrażenie o swojej drużynie i co chcemy sobą pokazać. Faza realizacji odnosi się do tego, jak chcemy podejść do danego rywala, a faza dominacji związana jest z chęcią kontroli nad spotkaniem – zarówno w aspektach typowo piłkarskich, jak i budowania przewagi mentalnej nad przeciwnikiem.

O sztabie szkoleniowym:

– Każda praca w sztabie jest ważna, niezależnie od powierzonego zadania. Przy budowaniu relacji w sztabie trzeba doceniać i pokazywać to, co robią jego członkowie. Nie ma nic gorszego niż to, gdy ktoś przygotowuje coś, poświęca swój czas i nie otrzymuje żadnego feedbacku. Albo gdy czuje, że jego praca jest daremna. Staram się doceniać swoich ludzi i często podkreślam, jaki wpływ na rozwój zespołu mają.

ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Fot. Newspix