Przepisy kontra rzeczywistość. Jak to jest w realiach z badaniami sportowymi?

Wszedł przepis, była euforia, były podziękowania, że wyszliśmy z drewnianych chatek, że kluby zaoszczędzą pieniądze, że będzie łatwiej. Czas zatem sprawdzić, jak wyglądają realia niecałe trzy tygodnie po formalnym klepnięciu zmian w sprawie kwalifikacji lekarzy uprawnionych do wydawania orzeczeń lekarskich o stanie zdrowia oraz zakresu i częstotliwości wymaganych badań lekarskich niezbędnych do uzyskania tych orzeczeń. 

Przepisy kontra rzeczywistość. Jak to jest w realiach z badaniami sportowymi?

Jeśli chcecie bliżej poznać szczegóły tej zmiany, to zapraszamy tutaj. Natomiast w dużym skrócie, od 1 marca rozporządzeniem Ministra Zdrowia weszły w życie bardzo istotne zmiany w zakresie (w większości uciążliwych) badań lekarskich dla sportowców. Przede wszystkim dostęp do wydawania orzeczeń uzyskali lekarze POZ, czyli tzw. lekarze rodzinni. Drugim kluczowym zapisem tego rozporządzenia jest zmiana długości obowiązywania orzeczenia z sześciu do dwunastu miesięcy.

Pochylimy się nad tym pierwszym zapisem. Mianowicie po wejściu przepisów w życie, wiele klubów masowo zaczęło nakłaniać rodziców do wizyty u lekarza rodzinnego celem otrzymania orzeczenia, bez konieczności wizyty w przychodni sportowej. Jak można się rozejrzeć po pierwszych tygodniach, nie wygląda to tak kolorowo. Lekarze rodzinni mają swoje obawy przed wydawaniem takich orzeczeń, ale sprawdźmy najpierw, jak wygląda prawidłowo odbyta wizyta, zakończona wydanym orzeczeniem. Pod lupę bierzemy sytuacje, które miały miejsce na terenie województwa wielkopolskiego.

Pierwsza historia ma miejsce w NZOZ Borówiec u pediatry rodzinnego. Rodzic umówił wcześniej wizytę celem otrzymania orzeczenia lekarskiego potwierdzającego brak przeciwwskazań zdrowotnych do uprawiania sportu oraz udziału w zawodach sportowych. Na orzeczenie składała się ocena poszczególnych parametrów takich jak: bilans ogólny, wzrost i waga, przegląd jamy ustnej, ogólna postawa i praca stawów, ewentualne wady kręgosłupa, osłuchanie płuc i serca, badanie wzroku oraz wyniki krwi i moczu. Rodzic wcześniej udał się do tego samego lekarza po skierowanie na badania krwi i moczu. Ostateczna wizyta z wynikiem badań zakończyła się po 20 minutach wydaniem oświadczenia prezentowanego poniżej.

Wzorowo odbyta wizyta zakończona otrzymaniem oświadczenia o „zdolności” do 13 marca 2019 roku.

I tak to powinno to wyglądać, ale niestety nie wszędzie tak to działa. Kolejna sytuacja dzieje się w Przychodni Lekarzy Rodzinnych w Rokietnicy.

Pan Rafał Lipiński chciał zapisać syna i córkę na badania. Niestety spotkał się odmową przyjęcia dzieci. Pan Rafał jednak się nie poddał i próbował zapisać dzieci do innego lekarza w tej samej przychodni. Niestety dla niego, z tym samym skutkiem. Rodzic zadzwonił do NFZ w tej sprawie, gdzie polecono mu złożyć skargę i prośbę z wyjaśnieniami. Celem pisma pana Rafała ma być wystosowanie odrębnego pisma od NFZ do dyrekcji przychodni. Czas leci, a dzieciom kończy się zdolność, dlatego rodzic musi udać się prywatnie na badania laboratoryjne i udać się do lekarza medycyny sportowej.

– Na trzy osoby, z którymi rozmawiałem w przychodni, dwie nie wiedziały, o co mi chodzi. Wytłumaczyłem im, że weszły w życie nowe zmiany. Zarejestrowali moje dzieci, po czym po 30 minutach otrzymałem telefon, że po konsultacji z lekarzami, terminy wizyt zostały anulowane, ponieważ lekarze nie podejmą się badań – mówi Rafał Lipiński.

Kolejna historia ma miejsce w Ostrowie Wielkopolskim. Sprawa dotyczy klubu z kaliskiej klasy okręgowej ze słynnego ostatnio okręgu kojarzonego z „Pornografią piłkarską”.  Mowa o piłkarzach amatorach pomiędzy 19. a 23. rokiem życia.

– Miałem dwa przypadki wysłania zawodników do lekarzy POZ. Dwóch dostało badania od jednego lekarza rodzinnego bez żadnego problemu i podbili karty zdrowia. Jedna pani doktor stwierdziła, że nie może wypisać badań sportowych. Zadzwoniłem więc do niej i wysłałem jej rozporządzenie ministra zdrowia. Ona stwierdziła, że nie może wydać takiego oświadczenia, bo „jej rozporządzenia nie interesują – mówi nam Mateusz Wojtasik. – Z kolei drugi ciekawy pomysł lekarza POZ w innej przychodni w Ostrowie polegał na tym, że zbadał on zawodnika, po czym wystawił mu zaświadczenie lekarskie o tym, że „zawodnik zgłosił się na badania”. Na zaświadczeniu nie było orzeczenia, czy zawodnik może, czy nie może uprawiać sportu. Jeśli chodzi o badania krwi i moczu, to ta jedna pani od razu odmówiła przystąpienia do badań, a ten drugi wystawił tylko takie zaświadczenie. Poprosiłem zawodnika, by wrócił do lekarza i poprosił go, żeby ten napisał na tym zaświadczeniu słowo „zdolny”. Lekarz zaprzeczył, ze względu na brak możliwości przeprowadzenia wszystkich badań w przychodni – kończy Wojtasik.

Pierwsza sytuacja jest dla nas absolutnie nie do przyjęcia. Lekarz nie ma prawa odmówić przyjęcia pacjenta. W zgodzie z obowiązującymi przepisami lekarz powinien dokonać bilansu zdrowia, który znajduje się przecież w wykazie świadczeń gwarantowanych.

Przepis także odnosi się do drugiej podanej sytuacji. Bowiem jeśli na podstawie bilansu zdrowia i posiadanej dokumentacji lekarz stwierdzi, że potrzebne są dalsze badania, to powinien wydać skierowanie na badania do specjalisty. Tak właśnie było w pierwszym przypadku, z tym wyjątkiem, że rodzic z góry zgłosił się po skierowanie i przyniósł wyniki koniecznych badań na końcową wizytę. W drugim przypadku, po przeprowadzeniu badań ogólnych bilansu zdrowia przez lekarza i braku możliwości ich wykonania w przychodni, pacjent powinien otrzymać skierowanie na specjalistyczne badania i po ich zrobieniu wrócić, by otrzymać orzeczenie o braku przeciwwskazań do uprawiania sportu.

Wielkopolski Związek Piłki Nożnej ma zamiar podjąć rozmowy z odpowiednimi organami lekarskimi, w celu wyjaśnienia spornych kwestii w nowych zapisach.

Rozumiemy też obawy większości lekarzy, że są to odpowiedzialne decyzje, więcej pracy itd. Ale w ustawie jest zapis, jak zachowywać się w każdej opisanej sytuacji.

***

Kolejna sytuacja ma miejsce w przychodni NZOZ Zdrowa Rodzina przy ulicy Opolskiej w Poznaniu i dotyczy 13-latka potrzebującego „zdolności” do gry w piłkę nożną.

– Byłem z moim synem w przychodni przy ulicy Opolskiej w Poznaniu. Pani doktor, która na co dzień opiekuje się chłopcem, była na zwolnieniu chorobowym i zajęła się nami kierowniczka całego oddziału. Oświadczyła mi, że ona mi nie wyda zdolności dla syna, z uwagi na to, że może co najwyżej skierować mnie do lekarza sportowego. Miałem przy sobie ustawę i przytoczyłem najważniejsze punkty. Pani była doskonale zorientowana jako kierownik przychodni. Dostałem odpowiedź, że jest tam zapis odnoszący się do słowa „może” wydać oświadczenie podpierając się tym, że może mi wydać skierowanie do lekarza specjalisty sportowego. Miałem ze sobą wykonane wszystkie niezbędne badania EKG i morfologii. Dostałem odpowiedź, że i tak nie wyda, bo ona „nie musi się na tym znać” i dostaliśmy odmowę. Specjalnie zapisaliśmy się do dzieci zdrowych, odczekaliśmy termin i jak weszły przepisy, to myślałem, że pójdzie bezboleśnie, a i tak poszedłem, jak za starych czasów, do lekarza sportowego – mówi Hieronim Twardosz, rodzic dziecka.

Wczytaliśmy się także w komentarze pod postem Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej na temat zmiany w badaniach lekarskich:

Agnieszka Marzena Kuleczka: – Ponieważ w klubie zajmuję się organizacją badań, zapytałam lekarza rodzinnego, jak to ma wyglądać po zmianach. Dostałam odpowiedź, że owszem można wykonać badania, ale tylko i wyłącznie jeśli ktoś trenuje amatorsko i nie jest zrzeszony w żadnym klubie, ponieważ lekarz rodzinny nie zbada zawodnika za np. neurologa, co przy większości sportów jest wymagane. Owszem może dać skierowanie, ale wtedy rodzic czy zawodnik musi zapisać się do lekarza danej specjalizacji według zasad NFZ (pół roku). 

Pomijamy fakt, że badania neurologiczne muszą wykonać zawodnicy sportów walki.

Tomasz Tokar: – U nas to samo. Rodzinny nie może, bo nic o tym nie wie. Daje skierowanie do sportowego. Tamten dał skierowanie na morfologie i mocz, za co zapłaciłem 32 zł. Z tymi badaniami teraz do sportowego. A miało być prościej…

Marcos Wiórcos: – W przychodni w Luboniu na drzwiach wisi info, że z powodu braku lekarzy specjalistów od badań sportowych, proszą o udanie się do przychodni sportowej. 

Próbowaliśmy dodzwonić się do lekarzy, których wskazali nam rodzice, ale niestety dzwonienie do przychodni przypomina dzwonienie do prezydenta albo po podwyżkę do szefa. Napisaliśmy także maile, ale na razie niestety bez odzewu.

Problem jak widać jest i wydaje się, że więcej przychodni na razie spławia pacjentów, niż wydaje oświadczenia, tak jak NZOZ w Borówcu. Mamy też nadzieję, że odmowy wynikają póki co ze słabej świadomości zmiany przepisów i braku odpowiedniej i spójnej interpretacji. Będziemy trzymać rękę na pulsie i liczymy, że nie będzie to martwa zmiana.

Dawid Dobrasz

fot. 400mm.pl i Adam Durzyński