Piotr Łęczyński: Po efektach nas poznacie

Pogoń Szczecin w 2019 roku w Centralnej Lidze Juniorów U-18 ma już na swoim rozkładzie Lecha Poznań i Legię Warszawa. I to na wyjeździe. Dlatego najlepszym rozmówcą pod wywiad w tym tygodniu był trener Portowców – Piotr Łęczyński. Porozmawialiśmy o ważnych zwycięstwach na otwarcie wiosny, perełkach – Hubercie Turskim i Kacprze Kozłowskim, przekładaniu meczów w CLJ, stażu trenera w Barcelonie oraz stracie do liderującej Korony Kielce. 

Piotr Łęczyński: Po efektach nas poznacie

Zanotowaliście bardzo dobre wejście w wiosnę, bo wygraliście na wyjeździe z Legią i Lechem. Spodziewał się pan takiego mocnego wejścia w sezon?

– To samo pytanie miałem zadane na jesień, a na koniec dostawałem odwrotne pytania, czy spodziewałem się tak słabej końcówki jesieni. Ciężko o tym mówić, czy spodziewało się zwycięstwa albo porażki. Po to trenujemy i mamy dobrych zawodników, by osiągać dobre wyniki. Nie stawiałem, że zdobędziemy cztery bramki w meczu z Lechem i wygramy w takich rozmiarach. Natomiast to, jak zagraliśmy z Legią i z Lechem pokazuje, że ciężka praca wykonana przez zimę daje efekty i z tego jesteśmy bardzo zadowoleni.

Spotkanie z Legią było arcynudne i rozgrywane w trudnych warunkach, ale mam wrażenie, że wy chcieliście grać w piłkę, a Legia niekoniecznie.

– Nie mnie oceniać sposób gry rywala. Mogę powiedzieć o naszym graniu, że rzeczywiście warunki dla tych, którzy byli na miejscu, były bardzo złe. Niech mi pan wierzy, że na żywo było dużo gorzej, niż wyglądało to w internecie. Mogło się wydawać, że mecz był bardzo nudny, ale my cieszymy się z trzech punktów. W pierwszej połowie przegraliśmy losowanie stron, ale w drugiej potrafiliśmy już zdominować rywala i według mnie wygraliśmy zasłużenie. Cieszymy się z trzech punktów w tamtym spotkaniu, ale największą radość sprawiło mi to, że zawodnicy wykonali to, co zakładaliśmy.

W meczu z Lechem daliście gospodarzom przejąć nieco inicjatywę tylko na początku meczu. Udało im się strzelić gola, ale wasza odpowiedź była piorunująca. Spodziewał się pan takiego wyniku i dominacji w drugiej połowie, z jakby nie było – obecnym mistrzem Polski?

– Trzeba wspomnieć i to dla nas jest duży zaszczyt, że drużyna mistrzów Polski do meczu z nami posiłkowała się zawodnikami, którzy trenują u trenera Adama Nawałki czy w rezerwach. To świadczy o tym, że bardzo poważnie podeszli do tego spotkania.

Mieliśmy plan na ten mecz. Spotkanie skończyło się bardzo dobrym wynikiem dla nas i to pokazuje, że wszystko się udało. Tajniki i szczegóły naszego planu niekoniecznie chciałbym zdradzać i mam nadzieję, że na koniec sezonu będziemy mogli wrócić do tego meczu.

Mówił pan o tym, że Lech posiłkował się wzmocnieniami z pierwszej drużyn i rezerw, ale przecież wy na to spotkanie też zabraliście praktycznie wszystko, co najlepsze.

– Oczywiście. Był to mecz, w którym mogli wystąpić zawodnicy przed zgrupowaniem i eliminacjami mistrzostw Europy, którzy zostali powołani z naszego klubu. Chcieliśmy, by mieli zaliczony też cykl meczowy. Chcieliśmy wystąpić w mocnym składzie i to nie ulega wątpliwości. Dlatego zdecydowaliśmy się w klubie, że raz na jakiś czas będziemy chcieli, żeby ci najlepsi zawodnicy zagrali w naszej drużynie.

Nie ma co ukrywać, że mecze z Lechem są bardzo prestiżowe dla naszego klubu. Oczywiście my jako pracownicy Pogoni i wychowawcy młodzieży podchodzimy trochę inaczej do tych spotkań, ale zawodnicy między sobą wiedzą, że mają coś do udowodnienia.

Jest to dla pana pewien problem, czy może komfort, że w tym meczu miał pan do dyspozycji zawodników z aż czterech roczników?

– Nie jest to żaden problem. Żadną ujmą nie jest dla nas, że gra zawodnik z rocznika 2000. Szukamy pozytywów w takim wydarzeniu i nie ukrywam, że takim pozytywem jest to, że kończyliśmy mecz trzema chłopakami z rocznika 2003. Przekrój tych roczników wynosił aż cztery lata! Wszyscy na co dzień trenujemy w jednym klubie, a chłopacy znają się bardzo dobrze. Nie trenujemy w jednej drużynie, ale model gry i nasza wiedza o zawodnikach powoduje, że wiemy, jak chcemy grać i mamy wspólne patrzenie na sposób grania. To ułatwia wkomponowanie poszczególnych zawodników do zespołu.

Czy spotkanie z Lechem było najlepszym meczem w waszym wykonaniu w całym sezonie?

– Myślę, że jednym z najlepszych, ale i błędów nie uniknęliśmy. Cały czas z chłopkami wspominamy bardzo dobry mecz z Legią Warszawa, rozegrany na jesieni na naszym boisku, gdzie wygraliśmy 2:0. Dużo spotkań zagraliśmy dobrych i podejrzewam, że przy odrobinie szczęścia, które nie sprzyjało nam w końcówce jesieni, dorobek punktowy wyglądałby inaczej. Nie chcę się tłumaczyć, że remisowaliśmy i nie wygrywaliśmy, ale w głowę zapadły mi głównie widoki drużyn przeciwnych po meczu. Kiedy obserwowaliśmy rywali, którzy ratowali wynik w dosyć szczęśliwych okolicznościach, to widziałem u nich bardzo dużą radość po spotkaniu, a płacz naszych zawodników, że nie udało im się zdobyć kompletu punktów. Mówimy oczywiście, że szczęście sprzyja lepszym, ale właśnie przy odrobinie tego szczęścia mielibyśmy więcej punktów. Natomiast cały czas podkreślamy w rozmowach, że niekoniecznie zwracamy uwagę na końcowy rezultat rocznych rozgrywek. Dla nas ogromnym wyróżnieniem jest to, że obecnie w eliminacjach do MME U-17 w Szkocji mamy czterech zawodników z rocznika 2002 i 2003. Oprócz tego dwóch chłopaków, którzy sporo czasu u nas spędzili, także są na kadrze i daje nam to łącznie sześcioosobową grupę, która przeszła przez szkolenie w Pogoni Szczecin. Dużo radości też nam daje to, że ci zawodnicy są już na treningach w pierwszym zespole. Mamy aktualnie mniejsze grupy w rezerwach czy juniorach starszych, ale naszym celem jest to, żeby zawodnicy się rozwijali i szli do przodu, więc te zmniejszone grupy dają dużo korzyści. Celem jest rozwój umiejętności, a nie zdobywanie pucharów.

Hubert Turski i Kacper Kozłowski to nie są już anonimowe nazwiska dla ludzi interesujących się piłką młodzieżową. Jak pan ocenia tych zawodników i czy faktycznie mogą wskoczyć na poziom europejski?

– Wierzę, że są w stanie, natomiast czeka ich jeszcze bardzo dużo pracy. Mają papiery na granie, ale na podstawie przeszłości wiemy, że wielu zawodników na tym poziomie miało takie „papiery”, a piłkarzami na skalę europejską nie zostawali. Apelowałbym i chciałbym, aby nie nazywać ich jeszcze piłkarzami europejskiego formatu, bo do tego celu jest przed nimi jeszcze bardzo długa droga. Obaj są teraz w bardzo dobrej formie i są dobrze oraz mądrze prowadzeni. Mają dużo argumentów do tego, żeby profesjonalnie grać w piłkę, ale nie mają jeszcze 16 lat. Kacper na koniec października ubiegłego roku skończył dopiero 15 lat! Jeszcze sporo przed nimi treningów, dużo nauki i ważnych meczów. Muszą radzić sobie jednocześnie ze szkołą i obowiązkami z nią związanymi, ale też i z szumem, jaki jest często wokół nich, a to nie jest łatwe. Mnóstwo rzeczy może się wydarzyć po drodze, że może być inaczej. Wierzę mocno, że im się to uda i na swojej drodze napotkają wielu ludzi, którzy im pomogą, a nie przeszkodzą. Będziemy ich mocno dopingować w klubie, żeby zostali profesjonalnymi piłkarzami.

Budujecie centrum treningowe. Czy odczuwa pan to, że Pogoń w szkoleniu jest już na równi, a może nawet wyżej niż Akademie Lecha czy Zagłębia Lubin? W końcu Dawid Rezaeian przyszedł do was z Lecha. Odczuwacie to, że jesteście już na tym najwyższym poziomie w Polsce?

– Ci, którzy znają historię naszego klubu wiedzą, że jeszcze 10 czy 12 lat temu nie wyglądało to tak kolorowo. W 2006 roku pomysł jednego z dowodzących naszym klubem był taki, że Pogoń będzie brazylijska albo żadna. W meczach było mnóstwo przeciętnych Brazylijczyków, a młodzież była odsunięta na boczny tor. Po tym wielkim kryzysie Pogoń odbudowywano na nowo, co nie było łatwe. Ta odbudowa trwa więc nieco ponad 10 lat i świadczy to o tym, jak dużo pracy wykonali wszyscy ludzie w klubie, biorąc pod uwagę, krótki okres czasu i poziom, z jakiego zaczynaliśmy. Czekaliśmy naprawdę długo aż powstanie nowe centrum, bo rozbudowujemy bazę naszej akademii na skalę europejską. Mamy bardzo duży szacunek do klubów, które pan wymienił i wiemy, że np. Lech Poznań pracował przez wiele lat na swoją markę i uznanie. To nas poniekąd różni – właśnie czas w jakim na swoją pozycję pracowały inne kluby. Cieszymy się ze zwycięstw w meczach albo turniejach z tymi przeciwnikami, ale trudno jest mi porównywać. Znam wielu trenerów w Lechu Poznań i wiem, jak to wygląda. Jest tam mnóstwo ludzi, którzy wykonują bardzo dobrą robotę i wykonują już ją wiele lat. Podobnie, jak Zagłębie, czy Legia. Możemy być dumni, że to, do czego doszliśmy teraz, odbyło się w dosyć krótkim wymiarze czasowym, bez rozbudowanej i nowoczesnej bazy i bez ogromnych wkładów finansowych. Było to możliwe dzięki bardzo ciężkiej pracy osób związanych z klubem, często nie z pierwszych stron gazet, którzy mają Pogoń w sercu i swoim olbrzymim zaangażowaniem doprowadzili do miejsca w jakim jesteśmy. To nie jest tak, że jak powstanie nowa akademia, to my będziemy nagle numerem jeden i zaraz uciekniemy wszystkim. Zrobimy natomiast milowy krok do przodu. Oczywiście, chcemy być najlepsi w Polsce i wiemy, że musimy bardzo ciężko na to pracować i ciągle się rozwijać, bowiem sama baza lub nakłady finansowe nie wystarczą. Nasz przykład pokazuje jak ważny jest czynnik ludzki.

No i są już pierwsze efekty, takie jak transfer Jakuba Piotrowskiego do Genk czy Sebastiana Walukiewicza do Cagliari. Marka zaczyna rosnąć.

– Tak, jesteśmy z tego dumni. Warto pamiętać, że Sebastian wiele lat spędził w Legii Warszawa. Tam się rozwijał, ale rzeczywiście, to w Pogoni zadebiutował i dostał duże wsparcie, natomiast Kuba zaczynał w Chemiku Bydgoszcz, a trafił do nas z Wdy Świecie i również wszedł na wyższy poziom. Chcemy być w tym topie i wiemy, że jesteśmy wysoko. Świadczy o tym liczba powołanych zawodników na zgrupowania młodzieżowych reprezentacji Polski w każdym roczniku. Nie jest łatwo wychować zawodnika do gry na najwyższym poziomie, ale widzimy, że idziemy dobrą drogą. Jest wielu zdolnych, młodych zawodników w akademii i mamy nadzieję, że niedługo przed nimi też otworzą się drzwi do dużej piłki. Wiemy, że jak powstanie to centrum, to będziemy mogli zrobić dużo więcej, a pomysłów mamy naprawdę sporo. Chciałbym, aby to liczby zawodników występujących w Ekstraklasie, I i II lidze oraz liczba reprezentantów Polski w dorosłej i młodzieżowej kadrze, a może i w silnych europejskich klubach, świadczyła właśnie o tym, że jesteśmy numerem jeden w kraju. Po efektach nas poznacie.

To zapytam pod kątem reprezentacji. Wolałby pan przełożyć mecz z Wisłą na inny termin ze względu na braki kadrowe?

– Zostaliśmy zmuszeni do przełożenia meczu z Wisłą. Przełożyliśmy, ale jest to związane nie tylko z brakiem czterech chłopaków przez okres reprezentacyjny. Wielu naszych zawodników dostało powołania do różnych reprezentacji i nie jesteśmy w stanie rozegrać tego meczu. Wielu zawodników, którzy na co dzień trenują z rezerwami, dostali powołania albo są przy pierwszym zespole. Dlatego ustaliliśmy, że w najbliższy weekend mecze drużyn juniorów starszych i rezerw zostaną przełożone i rozegramy je w innym terminie. Na jesieni wiele klubów przekładało mecze, ale my wtedy chcieliśmy dać możliwość grania innym zawodnikom, którzy grali trochę mniej i może też to miało wpływ na wyniki. Chcieliśmy lepiej poznać zawodników, którzy mieli rozegrane mniej minut. Nie robiliśmy z tego afery czy problemu, że musimy grać innymi zawodnikami, a kluby przekładały mecze, żeby móc rozegrać spotkania w pełnym składzie. Wielu zawodników w zimę odeszło z Pogoni albo zostało wypożyczonych i dlatego te kadry mocno się zmniejszyły. W związku z tym nie jesteśmy już tak elastyczni, jak na jesień, gdzie tych zawodników mieliśmy więcej i mogliśmy sobie spokojnie rozegrać mecz. Nie jest nam na rękę przekładanie spotkań ligowych i bywa tak, że gramy potem trzy mecze w ciągu tygodnia. Jest to dosyć uciążliwe dla chłopaków.

Przerwę zimową wykorzystał pan na indywidualny rozwój w Barcelonie, gdzie udało się panu dostać na tygodniowy staż do słynnej La Masii. Pewnie mógłby pan o tym opowiadać godzinami, ale tak może w skrócie opowie pan, co urzekło przez ten tydzień i na co zwrócił pan największą uwagę?

– Faktycznie, można by o tym rozmawiać godzinami. Byłem w dwóch klubach – Barcelonie i Espanyolu. Rzeczywiście jest to kontrast, jeśli chodzi o jeden i drugi klub. Wróciłem do Pogoni, gdzie zdarza się narzekać, że nie zawsze mamy całe boisko do dyspozycji i treningu. Tam z kolei zobaczyłem zupełnie coś innego. W Espanyolu, na jednej płycie sztucznego boiska, jakim dysponuje akademia, o jednej porze trenowało pięć albo sześć roczników. Wszyscy sobie doskonale radzili, a zawodnicy są fantastycznie wyszkoleni, jeśli chodzi o aspekty techniczne i taktyczne. Tak, jak wygląda reprezentacja i kluby hiszpańskie, tak oni wyglądają w grupach młodzieżowych i nie jest to żaden przypadek.

Byłem w wielu klubach w Europie, natomiast to, co zobaczyłem w La Masii w Barcelonie, to jest to rzecz, której nie ma nigdzie indziej. Ten napis na trybunach Barcelony, że jest to więcej niż klub, jest prawdą i rzeczywiście tak jest. Zawodnicy już od najmłodszego rocznika po zespół rezerw czy kobiety, które też grają na tych samych obiektach, podchodzą do Barcy w ten sposób, że jest to coś więcej niż klub. Akademia jest otoczona wokół ogromnym płotem i zasiekami niczym najpilniej strzeżone więzienie. Na obiektach jest absolutny zakaz nagrywania, fotografowania – pełna konspiracja, jeśli chodzi o plany i filozofie. Ciężko cokolwiek wyciągnąć od trenerów czy koordynatorów, ale w rozmowach starałem się dowiedzieć jak najwięcej. Treningi, które widziałem, charakteryzują się prostotą. Trenują piłkę, ponieważ w sobotę przyjdzie im grać mecz piłkarski, więc uważają, że należy robić rzeczy związane tylko i wyłącznie z piłką nożną. W Polsce – mówię na podstawie własnego doświadczenia – często niektóre aspekty są za bardzo przekombinowane. Tam nie ma na to miejsca i wszystko jest na zasadzie prostoty. Zwracają bardzo dużą uwagę na indywidualizacje treningu i pozycjonowanie zawodników. Absolutnie ciężko było spotkać argumenty za mówiące o ogromnym wpływie motoryki na piłkę nożną, czy mówiąc o sile, czy wytrzymałości. O tym rozmów nie było w ogóle, a rozmawialiśmy głównie o aspektach czysto piłkarskich.

Z tego, co wiem Barcelona nie jest zbyt przychylna takim stażom. Jak udało się panu tam znaleźć?

– Tak, bo samo wejście na obiekt jest związane z mnóstwem maili i obowiązkiem znajomości pewnych osób dzięki, którym taki staż może się udać. Samo wejście jest związane z większą czujnością ochroniarzy, którzy są dookoła tych boisk i patrzą na ręce, czy czasem nie zrobi się zdjęć albo żeby nie przebywać za blisko boiska. Również przed samym wejściem jest spora grupa ochroniarzy. Samo to, że nawet rodzice mają zakaz wejścia na trening i podjeżdżania samochodem pod akademie już o czymś świadczy i było dużym zaskoczeniem. Kiedy zobaczyłem na parkingu akademii 20 taksówek, to zadałem pytanie „o co tutaj chodzi?”. Dostałem odpowiedź, że rodzice nie mają wstępu na obiekty i tylko raz w miesiącu jest dla nich trening otwarty. Oczywiście, jeśli ich dzieci grają w meczu weekendowym, to mogą go zobaczyć i w określonych godzinach mogą wejść i wyjść. Taksówki, które tam stały, przywożą młodych zawodników na treningi. Taki 10-letni chłopak nie martwi się o autobus czy metro, tylko jak jest już w takim klubie, to przyjeżdża po niego taksówka, zbiera przy okazji jeszcze czterech chłopaków i po treningu odwozi ich do domu. Tak, żeby rodzice nie martwili się o dojazd.

Oczywiście od najmłodszych lat wpajana jest im filozofia, że jeśli są w Barcelonie, to muszą wygrywać. Jest to zupełnie inne podejście, niż w wielu innych klubach, w których byłem czy jestem teraz, gdzie chcemy stawiać na rozwój zawodników. Zapytałem jednego z trenerów o kwestie związane z presją i wynikami. Odpowiedział, że presja jest częścią ich pracy. Oni są Barcą i muszą wygrywać już w tych najmłodszych rocznikach. Zawodnicy i trenerzy wiedzą o tym, że są w najlepszym klubie na świecie i mają wpajane to do głowy. Dzięki temu podchodzą do każdego meczu z ogromną pewnością siebie. Widać to już po najmłodszych zawodnikach, ale też po tych starszych, że bije od nich pewność siebie.

Ma pan zamiar przenieść coś z barcelońskiej metodologii na nasze boiska? Może te taksówki pod akademią (śmiech)?

– Na szczęście jesteśmy mniejszym klubem i mamy teraz internat przy samym stadionie, więc zawodnicy nigdzie nie muszą jeździć. Ze szkoły mają dwa albo trzy przystanki na stadion i nie chcemy ich za bardzo głaskać, jeśli chodzi o jeżdżenie taksówkami (śmiech).

A tak na poważnie, to spostrzeżeń po tym wyjeździe miałem mnóstwo, ale ciekawym dla mnie zjawiskiem było to, jakich zawodników widziałem na poziomie U-15, U-17 i U-18. Mówię o nich w kontekście ich budowy, wzrostu, postury. To nie byli zawodnicy wysocy i obudowani mięśniami. Byli to ludzie, którzy potrafili grać w piłkę. Sam koordynator często o tym wspomniał, że oni szukają zawodników, którzy mają to „coś” i nie martwią się o to, że wyglądają teraz słabo fizycznie. Zdobędą mięśnie i będą mieli ich wystarczająco, by nie tracili na swoich walorach piłkarskich. O praktycznie każdym zawodniku wspominał, jak bardzo byli co do nich cierpliwi. Tego często brakuje u nas i ta weryfikacja przychodzi za szybko.

W Centralnej Lidze Juniorów zdecydowanie lepiej idzie wam na wyjazdach. Czy to jest ogólny problem tej ligi? Trener Marek Mierzwa z Korony Kielce wspominał w wywiadzie dla nas, że jego zawodnicy dużo bardziej stresują się w meczach u siebie i przez to tracą punkty.

– Myślę, że nie. Chciałbym oczywiście wypowiedzieć się na temat naszej drużyny. To, że czują presję, to nic złego, a wiemy, że jest to część składowa przygotowania mentalnego. Jeśli oni na poziomie U-18 stresują się i denerwują i nie pokazują pełni swoich możliwości w meczu obojętnie z kim, to co będzie potem? Deklarując, że są zestresowani czy źle im się gra nie świadczy za dobrze o nich samych. To także źle świadczyłoby o mojej pracy, że nie są oni przygotowani w tym aspekcie. Nie wiązałbym tego z wynikami. Oczywiście, czym innym jest, jak się jedzie z zawodnikami dzień wcześniej do hotelu i mamy ich zgrupowanych. Wtedy na drugi dzień możemy spokojnie iść na spacer, zjeść pełnowartościowe śniadanie czy porozmawiać o meczu. Inną sytuacją jest, kiedy zawodnik – może po gorzej przespanej nocy w domu czy internacie – przychodzi na zbiórkę dwie godziny przed meczem i wchodzi bezpośrednio do szatni. Mamy wtedy zdecydowanie mniej czasu, żeby złapać koncentrację. To są wtedy te niuanse. Jeśli zawodnik jest bardzo dobrze przygotowany piłkarsko we wszystkich aspektach, to nie powinien być to dla niego problem. Bardzo ważnymi aspektami jest psychologia i mentalność. Nie szukałbym dla swojej drużyny tłumaczeń, że ten bilans jest związany ze stresem czy z tym że ktoś ich będzie obserwował. Ich marzeniem jest grać w Premier League czy Bundeslidze, nie mówiąc o Ekstraklasie. Tam sprawy związane z meczami i podejściem do nich muszą być na zupełnie innym poziomie i muszą być na to przygotowani. Nie chcemy szukać dla nich usprawiedliwień.

Dziewięć punktów straty do Korony i rozegrany jeden mecz więcej. Jak patrzy pan na tabelę, to jest pan zadowolony, czy raczej delikatnie rozczarowany, że może być ciężko o mistrzostwo?

– No tak, ale warto pamiętać, że dokoła nas jest wiele klubów, które mają podobną liczbę punktów co my. Byliśmy w czubie, a potem Korona nas przegoniła z wynikami i nazbierali sporo punktów. Nie ułatwiłoby mi pracy przejmowanie się tym, że nie wygraliśmy meczów na koniec jesieni. To już było i nie ułatwi mi pracy rozmyślanie nad tym, czy Korona mecz wygra, czy przegra. Pracę za to ułatwi mi zajęcie się swoimi zawodnikami w danym tygodniu i próbą nauczenia ich czegoś, by w następnym meczu byli lepsi, bo nie mam wpływu na wyniki innych.

Najważniejszym dla mnie i moim indywidualnym marzeniem jest to, żeby kilku z naszych chłopaków trafiło na obóz letni z pierwszym zespołem. Żeby trener Kosta Runjaić pozytywnie ich postrzegał i wiem, że do tej pory tak jest. Chciałbym, aby nadal tak było i żeby zawodnicy, którzy wyróżniają się u nas w lidze, pojechali również na obóz letni.

Trzeba pamiętać o tej wartości dodanej. Teraz w meczu z Lechem, Hubert Turski i Kacper Kozłowski strzelali bramki. Nie było ich w meczu z Motorem Lublin, tylko dlatego, żeby mogli zagrać mecz w III lidze. My niejako byliśmy osłabieni, a oni zagrali tam spotkanie i być może dzięki temu zostali jeszcze bardziej zauważeni przez trenera pierwszego zespołu i spowodowało to, że zaprosił ich na obóz zimowy oraz okres przygotowawczy ze sztabem pierwszego zespołu. Dzięki temu stali się lepszymi zawodnikami. Oprócz nich, przy pierwszym zespole jest też nasz kapitan z jesieni, wychowanek Kacper Smoliński oraz wielu innych. My tamtego meczu z Motorem nie wygraliśmy, ale za pół roku nikt nie będzie już o tym pamiętał, jaki był wynik tamtego spotkania. Z kolei o Kacpra i Huberta teraz pan mnie pyta, a ja mam nadzieję, że za pół roku będzie więcej zawodników, o których będziemy rozmawiać. O to w tym chodzi i taki mamy cel w naszym klubie.

W meczu z Lechem mogło zagrać więcej zawodników, którzy są przy pierwszym zespole, a nie zagrali. Naszym sukcesem jest to, że dziewięciu zawodników, którzy mogliby rozgrywać mecze w naszej drużynie pojechało z pierwszym zespołem na obóz w Turcji przed rundą. Uważam, że jest to wynik bardzo dobry i chcielibyśmy, aby podobny był na koniec sezonu. Mam nadzieję, że to o tych zawodnikach będziemy rozmawiać za dwa, trzy lata, a nie kto wygrał jaki mecz w CLJ U-18 w 2019 roku.

Rozmawiał Dawid Dobrasz

fot. FotoPyk i Akademia Pogoni Szczecin