400 dotknięć piłki na rozgrzewce, mentalność 11-latków jak u profesjonalistów. Belgijski Bjelica dla Weszło Junior

KRC Genk słynie z dobrego szkolenia. Takich zawodników jak Thibaut Courtois czy Kevin De Bruyne nie trzeba nikomu przedstawiać. W czym tkwi ich sekret? Dlaczego ich rozgrzewka różni się od innych? Na te pytania odpowiedział nam Frank Kerhofs, szkoleniowiec drużyny U-12, która zajęła drugie miejsce na Lech Cup w Poznaniu.

400 dotknięć piłki na rozgrzewce, mentalność 11-latków jak u profesjonalistów. Belgijski Bjelica dla Weszło Junior

Na hali poznańskiego Moraska w Poznaniu w dniach 7-8 grudnia odbył się międzynarodowy turniej Lech Cup, w którym wystąpiły drużyny takie jak Chelsea Londyn, Benfica Lizbona, Sporting Lizbona, KRC Genk, Slavia Praga, RB Lipsk, Southampton i Lech Poznań. Relację z tych rozgrywek możesz przeczytać tutaj.

***

Nie wiem, czy ktoś ci już to mówił, ale podobny jesteś do Nenada Bjelicy, byłego trenera Lecha Poznań.

– Każdy mi to mówi (śmiech). Jeszcze przed przyjazdem do Poznania nie wiedziałem, kto to jest. Przyjechaliśmy do Polski w piątek i jeden facet, dziwnie patrząc się w moją stronę, rzekł: „przepraszam, Nenad Bjelica?”. Stanowczo mu zaprzeczyłem, a ten do mnie mówi: „czekaj, czekaj”. Wyciągnął telefon i pokazał mi zdjęcie Bjelicy. Każdy mi to tutaj mówi, choć ja nie widzę dużego podobieństwa.

Co sądzisz o Lech Cup?

– Ten turniej to absolutny top. W akademii zawsze szukamy dobrych opcji do rywalizacji, wymagających rywali. Lubimy grać w innych krajach, ponieważ zderzamy się z innymi filozofiami trenerskimi. Jest to też inny sposób na rozwój czysto piłkarski. Dla przykładu: Lech gra bardzo fizycznie i to jest coś, czego nam w Belgii brakuje. Szukamy dobrych, mocnych rywali, poza krajem, bo u nas praktycznie są wyłącznie Anderlecht Bruksela, Standard Liege i Club Brugge.

A Gent? 

– W tym roczniku nie są mocni. Dlatego szukamy rywali poza Belgią. Jeśli ich znajdujemy, to staramy się, żeby doszło do tych starć. O Lech Cup dowiedziałem się już pięć albo sześć lat temu. Osobie odpowiedzialnej w naszej akademii za turnieje w Europie mówiłem, żeby się skontaktowała z kimś z turnieju, żebyśmy mogli tutaj zagrać. Zawsze była odpowiedź: „nie mamy już miejsc”. W zeszłym roku graliśmy z Lechem Poznań w eliminacjach do Ligi Europy. Powiedziałem w akademii: „to jest ten moment, żeby nawiązać kontakt”. To jest powód, dlaczego tutaj się znaleźliśmy.

A co możesz powiedzieć o poziomie rywalizacji?

– Poziom jest naprawdę wysoki. Jest kilka świetnych turniejów w Europie i poza nią w kategorii do lat 12. Myślę, że już od ośmiu lat szukam odpowiednich turniejów do tej kategorii wiekowej. Dlaczego wybrałem ten? Bo jest tutaj wiele meczów, wysoka intensywność, świetni rywale. Z drugiej strony mamy zapewnione zakwaterowanie na najwyższym poziomie, ludzie są bardzo mili. Zawsze będziemy chcieli tutaj wracać.

Byłem pod wrażeniem twojej drużyny pod względem mentalnym. Gdy twoi zawodnicy strzelali bramkę, pokazywali na głowę. Mieli myśleć na boisku. Te zachowania kojarzą się z dorosłą piłką.

– Tak, to może trochę przypominać seniorski futbol. Dla nas, trenerów, nie jest ważne to czy wygrywamy turniej, czy nie. Dla nas ważny jest rozwój zawodników i obserwacja, co dają im zdobyte punkty w meczach. Na ten turniej mieliśmy założenie, żeby po strzelonej bramce szybko strzelić kolejną. Mówiłem chłopakom: „grajcie z głową. Jeśli strzelicie bramkę, nie cieszcie się zbyt mocno, żeby nie stracić koncentracji. Skupcie się na tym, co musicie zrobić. Jeśli mamy bronić, to skupmy się na bronieniu. Całą drużyną bronimy i całą drużyną atakujemy”. Tego ich uczymy. Wynik nie ma znaczenia. Jeśli przegramy, będą smutni, ale na chwilę. Bo raz się wygrywa, raz się przegrywa.

Twój zespół wyglądał też bardzo dobrze z pliką przy nodze.

– To jest efekt treningu. Każdego dnia powtarzamy, powtarzamy i jeszcze raz powtarzamy.

Czy twoja drużyna często bierze udział w zagranicznych turniejach?

– Bardzo często. W Belgii gramy non stop. 14-15 grudnia gramy w Amsterdamie, potem są święta, więc mamy przerwę, ale już w styczniu gramy w Monachium. Wiele turniejów gramy latem, np. w Turcji, w Hiszpanii, we Włoszech, gdziekolwiek tylko chcemy i możemy.

Na co dzień często grywacie w formacie 5v5?

– Nie, w Belgii mamy rozgrywki 8v8 oraz 3v3 z bramkarzami. Trenujemy cztery razy w tygodniu. W weekend mamy mecz, a w niedzielę gramy w futsal. Teraz widzisz rezultaty naszej pracy. Bo my wystartowaliśmy z tym w zeszłym roku. Teraz gramy co weekend z drużynami, które są od nas wyższe. Zawsze musisz nacierać i być gotowy, bo dla naszego rywala zawsze jest to najważniejszy mecz w sezonie. Nie wiem czy zwróciłeś uwagę na język futbolu Andrei Pirlo, który poprzez ruch rękami pokazywał, w jaki sposób zagra. To pasuje do nas. Mówimy to swoim zawodnikom i ich tego uczymy, ponieważ drużyna jest bardzo ważna. Nie dojdziesz nigdzie bez drużyny.

Co jest dla was najważniejsze na początkowym etapie szkolenia młodego zawodnika?

– Zaczynamy szkolenie od dzieciaków, które mają 7 lat. Tam jest najważniejsze czucie piłki. Piłka ma stać się ich przyjacielem. Gdy rosną, mają przyzwyczajać się do piłki. W wieku 7 lat: „ja z piłką”, to samo, gdy mają 8 lat. Ale już 9-latek: „ja z piłką, która jest moim przyjacielem, ale mam też kolegę w drużynie”.

Od samego początku ćwiczycie indywidualne umiejętności u tych chłopaków?

– To jest coś, co ćwiczymy każdego dnia, ale umiejętności indywidualne podzieliłbym na dwie kategorie: technika użytkowa i jak ja to mówię: „plac zabaw”. Plac zabaw to jest to, co robimy w każdy weekend, a technika użytkowa to jest specjalna umiejętność, którą używa się podczas meczu. Dla przykładu: pierwszy kontakt z piłką otwiera grę i możesz od razu biec. To jest bardzo ważne.

Wróćmy jeszcze do turnieju Lech Cup. Mówiłeś o fizyczności i agresywności Lecha…

– Lech nie jest agresywny, ale pełen pasji. Agresja to złe określenie, bo to jest pasja do futbolu. Gdy wchodzą na boisko, uderzają się w pierś i mówią: „jesteśmy Lechem Poznań i wygramy ten mecz”. Lubię takie podejście.

W takim razie, w jaki sposób opisałbyś grę Lecha Poznań?

– Po pierwsze, gdy grasz na turnieju, to jest tylko moment. To jest tak, jak byś poszedł na targ i musiałbyś wiedzieć, ile kosztuje kapelusz. Dla dzieci to też jest stres. To jest tylko dwanaście minut. Jednak gdy myślę o chłopakach z Lecha, to mam na uwadze ich mentalność. Bo nigdy nie odpuszczają, nie rezygnują. Inne zespoły przy 0:3 już w ogóle nie podejmują walki.

Wielu zagranicznych trenerów, mówiąc o polskich drużynach, zwraca uwagę na fizyczność. Też to zauważyłeś?

– To jest pewien mix. Nie chcę tego nazywać tylko fizycznością. Bo ci zawodnicy mają umiejętności techniczne. Jednak dla mnie najważniejsza jest ta pasja i przyjemność z grania. Jeśli ich nie ma, to zawodnik nigdzie nie dojdzie.

Czy każde dziecko może trenować w akademii Genku?

– Nie, gdy zawodnik gra w innej drużynie, jest obserwowany przez naszych skautów. Gdy oni stwierdzą, że jest dobry, to oferują mu przyjście do nas.

Kiedy przeprowadzacie selekcje?

– Przez cały rok. Startujemy już od 7-latków. Teraz wystartowaliśmy z nowym projektem. Zawodnicy przyjeżdżają z lokalnych drużyn i trenują z nami dwa razy w miesiącu, żeby poczuć atmosferę zespołu. Dla przykładu masz syna, który występuje w lokalnej drużynie i jest dobry. Mówią ci, że może trafić do Lecha Poznań.

To działa na zasadzie wypożyczenia? 

– Tak. Jak w tym przykładzie: trafia zawodnik z lokalnej drużyny do Lecha, może poczuć się częścią drużyny i z nią trenuje, a trenerzy go cały czas obserwują.

Jak długo trenerzy w waszej akademii pracują z jedną grupą? 

– Jeden sezon.

Dlaczego?

– Tak zadecydował klub. Gdy spojrzysz na nasze zespoły od U-7 do U-10, to my trenujemy w ten samym sposób. Dlatego, gdy trener ze starszego rocznika weźmie piłkarza z mojej drużyny, to on wie, jak grać, bo nic się nie zmienia. Jedyna różnica to szybkość.

Co możesz mi powiedzieć o metodologii szkolenia w akademii Genk?

– Już nie zapraszamy do gry w piłkę nożną. Szukamy sposobów, żeby ci chłopcy stawali się lepszymi zawodnikami. Dla przykładu, w przyszłym roku oni będą grać po jedenastu. Na ten moment to jest dla nich za duże boisko. Dlatego gramy jeden mecz kontrolny w tygodniu 9v9, gdzie ćwiczymy grę od tyłu. Wprowadzamy wszystko kroku po kroku. Najważniejsze jest to, żeby nie stresować tych chłopaków słowami: „mogłeś to wykończyć”, „miałeś się wrócić”. Te wszystkie sytuacje prowadzą do ich rozwoju. Nie można doprowadzić do momentu, gdzie dziecko w wieku 12 lat, które jest wysokie i dobrze gra jedną nogą, będzie czuło się, że już wszystko umie i nie musi się więcej uczyć, bo jest duże.

Czego twoi zawodnicy mogą nauczyć się na takim turnieju jak Lech Cup? Co im powtarzałeś przed spotkaniami?

– „Odpoczywajcie, bądźcie skupieni i grajcie swoje, nie bądźcie zaskoczeni, bo kibice będą krzyczeć, gdy będziecie przegrywać 0:1, nie stresujcie się”. Dla przykładu prowadziliśmy z Benfiką 3:0, ale doszli nas na 3:3. Mówiłem do chłopaków: „spokojnie, mamy jeszcze trzy minuty”. Zawsze trzeba zachować spokój, cieszyć grą.

Czy oni byli zestresowani?

– Nie. Stres nie jest dobry dla sportowców, tym bardziej, gdy ma się 11 lat.

Trener Chelsea na Lech Cup powiedział mi, że jego zawodnicy byli mocno zestresowani i starał się ich cały czas uspokajać. Trochę to zaskakujące, że oni czuli stres, a wasi chłopcy nie.

– Niektóre drużyny czasami tak mają, ale ważne jest to, żeby dać tym zawodnikom spokój. Powiedzieć im, żeby się uspokoili. Opowiedzieć im jakiś żart, wtedy ten stres odchodzi w cień. Wiadomo, że jest też taki stres motywujący. Taki jest dobry i ważny dla profesjonalnego piłkarza, który dodatkowo się nakręca na mecz. Jednak gdy masz ciemno przed oczami ze względu na stres, to już nie wróży niczego dobrego.

Jakie umiejętności musi posiadać trener, żeby mógł pracować w akademii Genku?

– Musi być nauczycielem, ponieważ tu nie chodzi tylko o futbol. Musi dobrze czuć się w obecności dzieci. Nie wiem, czy widziałeś mecz przeciwko Sportingowi Lizbona. Jeden chłopak popełnił dwa indywidualne błędy, zdjąłem go z boiska, powiedziałem, co zrobił źle i uspokoiłem, że w następnym meczu będzie grał i będzie mógł się poprawić. „Masz kolejną szansą. Żaden problem”. Trener musi być pełen pasji. Wyniki nie mają większego znaczenia, bo najważniejszy jest rozwój, co pokazuje nasza akademia: Courtois, De Bruyne, Origi, Benteke. Trener musi być też wyluzowany, żeby nie chodził zestresowany. No i jeszcze raz powtórzę z tym nauczycielem – swoim chłopakom powtarzam: „ta drużyna to mój drugi syn. Mam już jednego syna, ale was traktuję jak drugiego”.

Powiedz mi coś o waszej rozgrzewce, bo zawodnicy tańczą, trenerzy wybijają rytm ćwiczenia klaszcząc, a podczas podbijania piłki liczycie podbicia w różnych językach.

– To jest coś w stylu rytmu. To ma cię zrelaksować. Jednak to wszystko jest związane z piłką. W jednej serii dotykają piłkę 150 razy, a takich serii robimy trzy. W normalnych rozgrzewkach u innych drużyn piłkarze stoją, grają, stoją. Może dotkną piłkę z pięć razy. Nasi zawodnicy dotkną piłkę 400 razy. Tu jest ta różnica. To nie jest tylko dotykanie piłki. Ważne są synchronizacja i rytm. Gdy ja klaszczę podczas ćwiczenia, oni muszą powtarzać za mną. To też jest rodzaj odpoczynku. Bo jest praca, praca, praca, następnie odpoczynek i skupienie się na następnym meczu. Mają słuchać trenera.

Czym Genk różni się od innych akademii piłkarskich w Belgii?

– Jesteśmy profesjonalistami. Chcemy narzucać swój styl gry i dominować na boisku. Tak jak powiedziałem już kilka razy w tym wywiadzie, nie interesują nas wyniki. W zeszłym roku pierwsza drużyna sięgnęła po tytuł. Drużyna do lat 21 wygrała puchar i mistrzostwo. U-19 – mistrz, U-16 – mistrz, U-15 – mistrz, U-14 – mistrz i w U-13 też mistrzostwo. To też jest coś wyjątkowego, bo jesteśmy mistrzami w każdej kategorii wiekowej. Dodatkowo, wyjątkowymi czynią nas pasja i droga, jaką obraliśmy, pracując z tymi dziećmi.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI