CLJ-ka od środka: „Nikt nie chciał, żeby sezon zakończył się w taki sposób”

Decyzją PZPN-u sezon 2019/20 Centralnej Ligi Juniorów został zakończony, a mistrzostwo Polski przyznano Górnikowi Zabrze, który otrzyma możliwość rywalizacji w Młodzieżowej Lidze Mistrzów. Czy zabrzanie zakładali, że sięgną po tytuł w tych rozgrywkach? Co zaważyło na tym, że zajęli pierwsze miejsce? Szczęście? Determinacja i gra do końca? Czy z tej ekipy w niedługim czasie ktoś zadebiutuje w Ekstraklasie? O tym wszystkim porozmawialiśmy z dyrektorem akademii 14-krotnych mistrzów Polski – Łukaszem Milikiem.

CLJ-ka od środka: „Nikt nie chciał, żeby sezon zakończył się w taki sposób”

Chciałbym w imieniu całej redakcji pogratulować mistrzostwa Polski juniorów starszych. Czy spodziewaliście się takiego obrotu spraw, że zostaniecie mistrzami Polski?

– Bardzo dziękujemy. Nie kalkulowaliśmy, nie liczyliśmy na żadne rozwiązania. Liczyliśmy na to, że uda się to rozwiązać na boisku. Czekaliśmy na decyzje PZPN-u, jakie zapadną w tej kwestii. Chcieliśmy grać. Jednak tak się złożyło, a nie inaczej. Na to wpływu nie mieliśmy.

A czy zakładaliście przed sezonem walkę o mistrzostwo Polski?

– Liczyłem na to, że będziemy w pierwszej piątce. W tamtym sezonie CLJ U-17 pokazaliśmy się z bardzo dobrej strony. Podopieczni Dawida Ozgi zajęli drugie miejsce w grupie C, walcząc do samego końca o pierwszą pozycję z Zagłębiem Lubin. Ci młodzi zawodnicy mają potencjał i po cichu liczyliśmy na pierwszą piątkę.

Zastanawialiśmy się w tym tygodniu na łamach Weszło Junior czy to sprawiedliwie rozwiązanie, że Górnik został mistrzem Polski (TUTAJ). Rozmawialiśmy z przedstawicielami innych klubów. Jak pan sądzi?

– Nie my będziemy decydowali czy jest to sprawiedliwe, czy nie. Otrzymaliśmy tylko werdykt o przyznaniu mistrzostwa. Zawsze będą ludzie dyskutować. Tak się stało, rozegrano 17 kolejek, okazało się, że Górnik zdobył najwięcej punktów, awansowaliśmy na pozycję lidera, sezon się zakończył. Nie widzę tu żadnych przeciwwskazań czy słusznie, czy niesłusznie. Tak zadecydował PZPN. Musieliśmy przyjąć tę decyzję i robimy to z ogromną radością. Ciężko jest, żeby po 17. kolejkach być tym liderem. Okazało się, że warto grać do końca i pokazać to innym drużynom.

Można wręcz rzec, że rzutem na taśmę wskoczyliście na fotel lidera…

– Tak, 93. minuta w ostatnim meczu z Lechem Poznań (2:1 – przyp. red.) zadecydowała tak naprawdę o całym sezonie.

Czy można to interpretować w taki sposób, że to szczęście zadecydowało o tym, że Górnik sięgnął po mistrzostwo?

– Walka do końca. To jest DNA naszego klubu. Zawsze walczymy, nigdy się nie poddajemy. To jest charakter górniczy, potrafimy wyszarpać zwycięstwo, grając do samego końca. Ale szczęście na pewno nam sprzyjało. Jest to dla nas szczęśliwe rozwiązanie, ale szczęściu trzeba też pomóc. I chłopaki to zrobili, w niektórych meczach, gdzie przegrywaliśmy, potrafiliśmy zremisować lub nawet wygrać. Tak, jak z Zagłębiem Lubin (2:2 – przyp. red.) czy Wisłą Kraków (2:1 – przyp. red.). Gdy szczegółowo przeanalizujemy nasze mecze, to w wielu z nich po punkty sięgaliśmy w końcówkach. Mieliśmy również passę dziesięciu meczów z rzędu bez porażki. Chłopcy pokazali dobrą i równą piłkę.

Trener Lecha Poznań powiedział w rozmowie z nami: „Czy jest to sprawiedliwe, że Górnik został mistrzem Polski? Na tyle, ile udało nam się rozegrać meczów, zdobyli najwięcej punktów i byli na pierwszym miejscu, ale poniekąd jest to krzywdzące dla Legii i Zagłębia. Bo nie każda drużyna rozegrała swój mecz z równym przeciwnikiem. Myślę, że najrzetelniej byłoby tytułować na mistrza ten zespół, który był pierwszy po zakończeniu rundy jesiennej, czyli po 15 kolejkach. Szedłbym takim kluczem. Każdy grał z każdym, z tymi samymi zespołami. Ten, kto zdobył najwięcej punktów, sięga po mistrzostwo. Poniekąd ta decyzja PZPN-u jest krzywdząca, ale osoby, które ją podjęły, wiedzą co robią. Trzeba to uszanować i żyć z tym dalej”. Co pan o tym myśli?

– Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Każdy może mieć swoją wizję i zdanie. Trzeba to uszanować i wysłuchać każdą opinię. Ja takiego zdania nie mam. My czekaliśmy, jakie będą rozwiązania. Jeden trener powie, że po 15 kolejkach byłoby najlepiej wyróżnić mistrza, inny powie coś innego, ja powiem też coś innego. Mamy kilka opinii, która jest prawdziwa? Żadna, bo żaden z nas nie ma racji. Nie ma złotego środka. Ludzie tracą prace, ludzie potracili majątki. Nie ma co gdybać. Nikt tego nie chciał, tak życie się potoczyło. Nikt nie chciał, żeby w taki sposób zakończył się sezon. Nie mi osądzać czy rozwiązano to sprawiedliwe, czy nie. Cieszę się z danego rozwiązania. PZPN uznał, że po 17. kolejkach przyzna nam mistrza, bo każdy miał tyle samo minut na boisku. Nikt nie został oszukany, bo nie było sytuacji, że ktoś zagrał więcej lub mniej. Można było też ten sezon anulować i wyznaczyć zespół, który miałby reprezentować Polskę w europejskich pucharach. Mogłoby być i takie rozwiązanie. Wiele było opcji, ale nie my jesteśmy od gdybania. Mamy trenować i pracować, a PZPN jest od rozwiązywania takich problemów. My musimy to uszanować. Sporo będzie niesnasek, ale co my możemy na to poradzić? Każdy by się cieszył z mistrzostwa, gdyby był na naszym miejscu.

A co pan sądzi o pomyśle, który zaproponował trener Zagłębie Lubin, żeby rozegrać play-offy o mistrzostwo Polski między najlepszą czwórką ligi – półfinały i finał? Przy założeniu, że wrócą internaty i bursy, aby wszystkie drużyny mogły się rzetelnie przygotować. Do tego też termin mógłby być wyznaczony na tydzień przed startem ligi, bo Młodzieżowa Liga Mistrzów rusza dopiero późną jesienią, więc nie jest konieczne wyznaczanie mistrza teraz.

– Nie jestem od rozwiązywania problemów. Organem prowadzący rozgrywki jest PZPN, a nie kluby. My nie ustalamy reguł, tylko gramy w tej lidze, więc nie będę komentował tej propozycji. Gdyby trzeba było grać, to byśmy grali. Każde rozwiązanie byśmy przyjęli. Tak, jak to robią mężczyźni. Oczywiście chciałbym dograć ten sezon i w ostatniej kolejce zdobyć mistrzostwo Polski. Czy wtedy by się nam udało? To jest już inna sprawa. Nie kluby ustalają zasady gry. Każda propozycja jest ciekawa, ale zostało rozegranych 17 kolejek i każdy miał taką samą szansę. Tak samo jest w III ligach, IV ligach, w okręgówkach. Kluby mogą czuć się pokrzywdzone, bo walczyły o awans. Świat się zatrzymał, nie jest to niczyja wina. Przyszła pandemia i sezon trzeba było zakończyć. Ale przyjdzie nowy sezon. Każda drużyna będzie startować z czystym kontem i może zdobyć mistrzostwo. Na mistrzostwie Polski juniorów w roku 2020 świat się nie kończy.

Zdecydowanie. Nie uważam, że jest to poważny problem, ale chciałem podyskutować, bo inne drużyny mogą czuć się pokrzywdzone takim rozwiązaniem.

– Nie ma o czym dyskutować. Nie wypowiadaliśmy się na ten temat i nie będziemy. Tak się złożyło, a nie inaczej. Czekaliśmy na rozwiązania z PZPN-u. To jest dla nas szczęśliwa decyzja. Cieszymy się z tego. Chłopcy też są uradowani. Gdyby trzeba było dograć sezon albo półfinały i finał – to byśmy grali. Nie płakalibyśmy, a przystąpili do każdego kolejnego meczu.

Co pan sądzi o przepisie, który będzie funkcjonował od przyszłego sezonu, że w CLJ będą mogli grać czterej zawodnicy z rocznika starszego?

– Jest to fajne, ale jak już zmieniamy to cała liga mogłaby być przeistoczona w U-19. To jest dość problematyczne, bo trzeba pozmieniać kadry, zastanowić się jak to ułożyć itd. Jednak jest takie rozwiązanie, należy je przyjąć i grać w ten sposób. Będzie więcej zawodników z rocznika 2003? To będziemy nimi grali. Będzie kliku piłkarzy z rocznika 2002? To będą grali. Zawsze to jest jakaś dodatkowa możliwość dla tych chłopaków, żeby zostali w klubie o rok dłużej. Mogą jeszcze ograć się w piłce młodzieżowej. Bo nie każdy 18-latek jest zdolny, aby od razu trafić do piłki seniorskiej. Niektórym zawodnikom może się to przydać. Mam nadzieję, że przyniesie to korzyści polskiej piłce.

Jakby pan scharakteryzował wasz zespół?

– Walczący od pierwszej do ostatniej minuty. Zawodnicy nie kalkulowali, chcieli każdy mecz wygrać. Trener Jan Żurek też czasami nakazywał grać wysokim pressingiem, żeby atakować każdego przeciwnika. Nikogo się nie bać. Wiadomo, że z jednymi wychodziły nam lepsze mecze, a z drugimi nieco gorsze. W każdym meczu chłopcy zostawiali całe zdrowie na boisku, żeby wygrywać. Chcieliśmy, żeby tak było przez cały sezon, ale tak się ta runda skończyła – happy endem dla nas. Takie jest życie, nie do końca zawsze jest sprawiedliwe. Jedni się cieszą, a drudzy są smutni i płaczą w jednym momencie.

Czy wasze drużyny wróciły do treningów?

– Tak, wszystkie drużyny wróciły do treningów. Nie trenują tylko zawodnicy przyjezdni, bo wiadomo, że bursy są zamknięte.

W jaki sposób to rozwiązaliście?

– Zgodnie z przepisami sanitarnymi. Tak, jak jest opisane, czyli bez gier kontaktowych itd. Prowadzimy zajęcia na tyle, na ile pozwalają przepisy – czy to na orliku, czy na dużym boisku. Wszystkie grupy trenują.

Jeżeli chodzi o starsze grupy wiekowe, gdzie mogą być zawodnicy przyjezdni, jak wygląda obecnie frekwencja?

– Grupy są okrojone w 50%. Czekamy na dalszy rozwój sytuacji w kraju. Dla wszystkich jest to problem. Nie jest łatwo prowadzić zajęcia, bo sezon jest zakończony. Nie wiadomo czy można jakiś sparing zagrać albo pozyskać nowych zawodników. Nie mieliśmy jeszcze okazji wspólnie pocieszyć się tym mistrzostwem, bo nie wszyscy z tego rocznika są na miejscu.

Czy macie pomysł do kiedy realizować treningi?

– Wszystko zależy od tego, kiedy zacznie się sezon. Czekamy na wszelkie decyzje. Dzisiaj jest wiele niewiadomych. Nie wiemy kiedy ruszy sezon. Jak będzie to wyglądać? Czy dać chłopakom całe wakacje, czy krótką przerwę? Jest jeszcze wiele rzeczy, których nie rozwiązaliśmy. Czekamy na decyzje PZPN-u. W Śląskim ZPN padł pomysł, żeby rozpocząć rozgrywki młodzieżowe już w połowie lipca. Bo część chłopaków będzie chciała szybciej zacząć, inni później. Zastanawiamy się, co z obozami? Żyjemy w wielkiej niepewności.

Jako mistrz Polski będziecie mieli możliwość gry w Młodzieżowej Lidze Mistrzów. Dla Górnika Zabrze jest to spore wyróżnienie?

– To jest prestiż dla chłopaków, trenerów i klubu. Pokazuje to, że idziemy w dobrą stronę, rozwijamy się. Akademia staje się coraz silniejsza. Ten wynik był nam potrzebny do dalszego rozwoju. Wiadomo, że zawsze parę klubów „bije się” o tytuł i jeden może sprawić niespodziankę. W zeszłym roku zrobiła to Korona, a teraz my. Każdy miał na to szansę. Chłopcy pokazali, że warto grać dla akademii Górnika. Ten klub to wielka marka – 14-krotny mistrz Polski. Liczymy na dalszy rozwój, nie chcemy zakończyć tych rozgrywek na jednym dwumeczu. Może uda się zajść wyżej. Chcemy dobrze przygotować się do Młodzieżowej Ligi Mistrzów, aby ten zespół był naprawdę mocny, żeby był jeszcze mocniejszy niż w CLJ.

Na ten moment ciężko coś mówić o tych rozgrywkach…

– Tak, nie wiadomo, kiedy będzie losowanie, czy w ogóle te rozgrywki ruszą. Ciężko gdybać ze wszystkim. Wiele jest niewiadomych. Chcielibyśmy, żeby wszystko normalnie funkcjonowało, bo nagle świat się zatrzymał. Nic na to nie poradzimy, musimy czekać. Co dalej? Jak zaplanować treningi, grupy? Kiedy będzie nabór? Każda akademia w Polsce mierzy się z problemami, jak to dalej ma wyglądać. Teraz mamy taki „martwy” okres, bo nie możemy zagrać meczu, sparingu, ani pojechać na turniej. Wszystko zostało odwołane. Czekamy, jak to wszystko zacznie się nakręcać.

A propos jeszcze Młodzieżowej Ligi Mistrzów, to nie wiadomo jeszcze czy zostanie rozegrana, bo w niektórych krajach trudno wyłonić mistrzów: liga nie wszędzie jest jednolita, często bywa podzielona na kilka grup, jak choćby w Niemczech.

– Są ligi, gdzie zostało to rozstrzygnięte. W Hiszpanii Celta Vigo została mistrzem, a w Chorwacji Hajduk Split. Każdy rozwiązał to inaczej, bo piłka wygląda inaczej. Ligi są skonstruowane w inny sposób. U nas zostało to również rozstrzygnięte. Wracając do tego czy sprawiedliwie, czy nie, to każdy miał tyle samo czasu na boisku i mógł wywalczyć pierwsze miejsce. PZPN zakończył rozgrywki, nie widział możliwości ich dogrania. Będziemy cieszyć się z Młodzieżowej Ligi Mistrzów i będziemy chcieli godnie reprezentować kraj w Europie. By pokazywać, że Polska jest na dobrym poziomie.

Czy uważa pan, że zawodnicy, którzy zdobyli to mistrzostwo Polski juniorów starszych, zaistnieją w polskiej piłce?

– Liczymy bardzo na tych chłopaków. Musimy teraz stworzyć im odpowiednie warunki, w pierwszym albo drugim zespole. Możliwe, że po sezonie kilku zawodników trafi do pierwszej drużyny. Już teraz trenuje z tą ekipą Jan Flak, otrzymał takie wyróżnienie. Niektórzy wcześniej pojawiali się na treningach. Trener Marcin Brosz zna tych zawodników. Na razie trzeba poczekać na rozstrzygnięcia w Ekstraklasie, jak będzie wyglądała kadra pierwszego zespołu. Chłopaki będą musieli powalczyć o skład. Planujemy, że większość trafi do drugiego zespołu, a część do CLJ zgodnie z nowymi wytycznymi. Jeszcze nie wszyscy są gotowi na grę w seniorach. Trzeba ich do tego przygotować. Naszą misją i celem jest dostarczanie gotowych zawodników do pierwszej drużyny. Oczywiście gramy o jak najwyższe cele, ale mistrzostwo nie jest celem nadrzędnym. Najważniejsze jest to, żeby trafiali do pierwszego zespołu. Chcemy wychowywać zdolnych, młodych polskich piłkarzy.

Cofając się kilka lat wstecz, to z kadr mistrzów Polski juniorów starszych tylko jednostki się wybijały, mimo że drużyny grały świetnie na poziomie młodzieżowym.

– Tak, wynik jest wynikiem, a drużyna – drużyną. To jest sport drużynowy, ale liczą się umiejętności indywidualne. Dzisiaj indywidualnie paru zawodników wskoczy na wysoki poziom, kilku pokazało się z dobrej strony. Myślę, że wskoczą na poziom zawodowy. W 2011 roku sięgnęliśmy po wicemistrzostwo Polski juniorów starszych i z tego rocznika grało lub gra nadal ośmiu zawodników na poziomie centralnym. Wynik czasem idzie w parze z tym, ilu zawodników gra na seniorskim poziomie, a czasem nie idzie. Bo może być tak, że drużyna sięgnie po mistrzostwo Polski, a później tylko jeden zawodnik gra na zawodowym poziomie.

Jakby pan scharakteryzował trenera Jana Żurka?

– Trener z wielkim doświadczeniem oraz autorytetem. Pracował wiele lat w piłce seniorskiej i na sam koniec swojej kariery trenerskiej poprowadził drużynę juniorską. Próbował jak najwięcej wycisnąć z tych chłopaków, żeby byli lepiej przygotowani fizycznie, mentalnie do piłki seniorskiej. Zadanie, które zostało mu przydzielone przed sezonem wykonał w 100%. Miał w swojej karierze trenerskiej wzloty i upadki. Różnie to się u niego układało. Ten sukces też trenerowi Żurkowi się należał, bo pracował w zawodzie ponad 40 lat. Na sam koniec taki mały sukces. Uważam, że należał się mu za poświęcenie dla tych chłopaków. Chciał ich przygotować jak najlepiej.

Czy Jan Żurek to trener z tzw. starej szkoły? Czy jednak potrafi swobodnie przyswajać nowości?

– Trener musi być elastyczny. Nie da się tylko pracować na starej szkole. Piłka się zmienia i trener Żurek do tego elastycznie podchodzi. Poza tym miał młodszego asystenta. Taki duet: mieszanka doświadczenia z młodością. Trener Żurek miał swoją wizję, asystent swoją i razem ułożyli to tak, że funkcjonowało i grało jak powinno. Żurek cały czas śledzi nowości, uczy się, jeździ na konferencje. Powiedział takie zdanie: „może lata mi uciekają, ale piłka nożna nie”. Nadal to jest jego pasja i chce rozwijać się w tym kierunku. To nie jest tak, że trzyma się starej szkoły, ale stara się nowe rzeczy wprowadzać do drużyny. Trener mówi też, że „człowiek uczy się całe życie”. On też się uczy i czasem zmienia swój punkt widzenia. Gdy piłka się rozwija, trener też musi to robić.

W wywiadach często powtarzał pan, że inwestujecie w szkolenie trenerów. Czy macie taki pomysł, żeby takich doświadczonych trenerów, jak Jan Żurek czy Andrzej Orzeszek, zestawiać z młodszymi i w ten sposób ich edukować?

– Jest u nas też Dariusz Koseła. Mamy kilka takich połączeń. Udało nam się zestawić starszych trenerów z młodością. Wiadomo, że niektórzy trenerzy słabiej na komputerze pracują, ale potrafią pięknie rysować. Z drugiej strony młody szkoleniowiec lepiej działa przy komputerze, a gorzej mu idzie rysowanie. Staraliśmy się dobrać te duety pod względem charakterów, poziomu umiejętności. Mieliśmy taką wizję przed sezonem. Wiadomo, jak to jest z początkami: czekaliśmy, jak się ci ludzie dotrą. Na koniec sezonu jesteśmy z tego zadowoleni. Uważamy, że to sprawdziło się w 100%. Wprowadzimy małe korekty na nowy sezon i będziemy trzymać się tego modelu, który sobie wypracowaliśmy. Staramy się mieć u siebie doświadczonych szkoleniowców. W drużynie rezerw są Marcin Prasoł, Piotr Gierczak, Arkadiusz Przybyła. Trener Prasoł pracował wiele lat w sztabie Adama Nawałki. Piotr Gierczak to znany ligowiec, a Przybyła grał długo na poziomie III ligi. Fajnie się ułożyły te sztaby, dogadują się. Cieszymy się z tego, że mamy takich fajnych trenerów.

Trener w szkoleniu zawodnika to 80 procent sukcesu?

– To jest praca ludzka. Mamy też swoje problemy. Infrastruktura nie pozwala nam na wiele rzeczy. Zmieniamy to i idzie to pomalutku do przodu. Teraz, gdy czegoś nie mamy, trener musi to czymś zastąpić. Odpowiednio poprowadzić zajęcia, wszystko przygotować, zmotywować chłopaków. Trener jest bardzo ważny w całej układance. Gdy czegoś nie mamy, zastępujemy to sztabem ludzkim, aby to jak najlepiej funkcjonowało. Dzisiaj młody zawodnik może mieć złą piłkę, krzywe boisko, ale jak ma trenera, który mu wiele pokaże, nauczy i zainspiruje, to te rzeczy nie będą przeszkadzać, gdy będzie pracował. Największy wpływ na zawodników mają trenerzy. Są to dla nich mali bohaterowie już od najmłodszych lat.

Mistrzostwem pokazaliście, że nie mając takiej infrastruktury jak Zagłębie Lubin, Legia Warszawa czy Lech Poznań, jesteście w stanie rywalizować z nimi i wygrywać?

– Taka też jest piłka, że nie zawsze pieniądze odgrywają największą rolę. Najważniejszy jest czynnik ludzki. Można mieć wszystko, ale mieć słabych piłkarzy, ludzi i wyniku nie osiągnąć. Można mieć jedno i drugie. Nie ma złotego środka. Dzisiaj udało nam się w tych warunkach osiągnąć sukces. Oni też uczą się charakteru. Widzą, że nie mają tutaj złotych gór. Wiedzą, na co się piszą. Tutaj nie tylko wychowujemy dobrych piłkarzy, ale i ludzi. Bo nie każdy będzie w przyszłości grał w piłkę. Ważne, aby przynajmniej był dobrym człowiekiem, walczył o swoje i nigdy się nie poddawał. Wiedział co jest dobre, a co złe. Potrafią też to uszanować, że o niektóre rzeczy musieli walczyć, bo tak samo jest w życiu. W życiu też nie jest łatwo, są czasem ciężkie chwile, gdzie trzeba zacisnąć pięści i powalczyć, rozłożyć łokcie i się przepychać w życiu prywatnym czy by coś osiągnąć w karierze zawodowej.

Jaki pomysł na rozwój zawodnika ma akademia Górnika Zabrze?

– Prosty: żeby zawodnik był jak najlepszy. Chcemy go wychować na wartościowego, wysportowanego człowieka i jak się uda, to na dobrego piłkarza. To jest najważniejsze, aby zapewnić mu odpowiednie warunki rozwoju. Aby nic mu nie przeszkadzało w biologicznym rozwoju. Głównie chodzi o to, żeby dany zawodnik, który przychodzi do nas, wiedział jaki jest jego poziom, czego oczekujemy od niego, jak rysujemy jego rozwój. Rozmawiamy z trenerami i każdy wie, jak wygląda ścieżka rozwoju. Ile muszą zakrętów pokonać? Ile razy muszą przeskoczyć daną przeszkodę? Rozwój musi być równoległy – pod względem sportowym i edukacyjnym. Bo ważna jest też szkoła. Nie można o tym zapominać.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Newspix