Reading, Latina, Genoa, Cesena, a za pięć lat… Premier League? Zagraniczne wojaże Wolskiego

Popularny polski raper, Jan-Rapowanie, w jednym ze swoich utworów nawija: „wszystko do tej pory, to moje wybory. Już odczuwam szkody, ale to moje wybory„. Każdy z nas dokonuje wyborów, które mają wpływ na nasze dalsze losy. Bartosz Wolski jako 16-latek był zdeterminowany, żeby wyjechać za granicę. Czy warto było? Czego uczą takie wyjazdy? Każda szkółka zagraniczna jest lepsza niż polska?

Reading, Latina, Genoa, Cesena, a za pięć lat… Premier League? Zagraniczne wojaże Wolskiego

Wolski miał 16 lat i występował na poziomie II ligi w barwach Elany Toruń. Nie chciał jednak kontynuować swojego rozwoju w Polsce i wyjechał do Włoch – do Latiny Calcio z Serie B. Potem został zawodnikiem Genoi FC i występował w Cesenie. Obecnie ma 23 lata i jest podstawowym zawodnikiem zdegradowanej do II ligi Chojniczanki Chojnice. Poznajcie historię byłego młodzieżowego reprezentanta Polski. 

***

Jak to się stało, że trafiłeś do włoskiej szkółki Latina Calcio z Elany Toruń?

– Grywałem nieregularnie w reprezentacjach U-15 i U-16. Testy zorganizował mi mój menadżer. W Polsce mogłem iść do szkółki każdego klubu, ale uparłem się na zagranicę. Pojechałem do Latiny na testy, spodobałem się i już tam zostałem.

Czy inne zespoły zagraniczne były wtedy tobą zainteresowane? Jeździłeś na testy też w inne miejsca?

– Rok przed Latiną byłem w Reading. Miałem tam zostać, ale coś poszło nie tak. Do dziś nie wiem co. Klub w tamtym okresie grał na poziomie Premier League.

Dlaczego zdecydowałeś się na transfer do Latiny Calcio? Czym zachęcił cię ten klub do siebie?

– Regularnymi treningami z pierwszą drużyną.

Tylko tym? To zaważyło na twojej decyzji?

– To był mój pierwszy profesjonalny kontrakt, sprawy pozasportowe nie miały dla mnie znaczenia.

Wracając jeszcze na chwilę do testów Reading: jakie wrażenie na tobie wywarł ten klub? Gdy przyjechałeś na testy było widać, że to klub z Premier League? Jak wspominasz czas spędzony w tym miejscu?

– W Reading mieliśmy duże centrum treningowe – dziesięć boisk treningowych, każde w idealnym stanie. Wyglądało to tak, jak sobie wyobrażałem. Do tego też dochodzili przyjaźni ludzie. Aż chciało się trenować i zostać tam na dłużej.

A sama jednostka treningowa? Odczułeś duże różnice między treningami w Elanie a w Reading?

– Tak, od razu widać było różnice, ludzi w sztabie jest tam więcej niż zawodników.

Coś cię zaskoczyło, jeśli chodzi już o same ćwiczenia i zadania treningowe? Spotkałeś się tam z czymś, czego nie miałeś w Elanie?

– Indywidualizacja pod względem pozycji. Wszyscy nie byli wrzucani do jednego wora. Po tym, jak już trenerzy wiedzieli, jakie masz wady i zalety, kładli nacisk na to, żebyś grał w sposób, który uwypukli twoje zalety i schowa wady. Jeżeli ktoś nie był szybki – kładli duży nacisk na ustawienie, żeby jak najrzadziej dochodziło do sytuacji, w których miałby się ścigać z rywalem.

Trener do każdego zawodnika podchodził indywidualnie podczas treningu i go instruował? Kontakt ze szkoleniowcem podczas treningu był częsty? Nie było tak, że szef wydał polecenie i obserwował z boku?

– Po treningu albo na indywidualnych analizach trener pokazywał, jak to ma wyglądać. A na treningu obserwował.

Jak byś scharakteryzował Latinę Calcio? I jakie wywarł na tobie pierwsze wrażenie ten klub?

– Na początku było okej, bo jak mówiłem wcześniej, skusiła mnie możliwość treningów z pierwszą drużyną. Później, jak już podpisałem kontrakt, było tylko gorzej. Przez pierwsze pół roku nie mogłem grać w oficjalnych meczach, bo klub spóźnił się z dokumentami, a co tydzień obiecywali mi, że w przyszłym tygodniu będą już dokumenty. I tak przez pół roku… Centrum treningowe było słabe, ale obiecywali, że w miesiąc się to poprawi, że wszystko będzie, jak należy. Tak się nie działo. Stan boisk był fatalny.

Jak wyglądało wtedy zaplecze treningowe drużyny z Serie B? I co masz na myśli przez słowa „stan boisk był fatalny”? Nierówne boiska? Więcej piachu niż trawy?

– Był to zespół, który dopiero co awansował do Serie B. Mieliśmy do dyspozycji tylko półtora boiska. Więcej piachu niż trawy. Czułem się, jakbym cofnął się w czasie o 50 lat.

A sprzęt? Siłownia? Zadbali o zaplecze regeneracyjne? Problemem były tylko boiska czy były również inne problemy natury organizacyjnej?

– Nie było żadnej siłowni, żadnego zaplecza. A sprzęt? Każdy dostał po dwie pary koszulek, spodenek itd. Jednak każdy prał je sobie sam.

To się zmieniało? Klub robił coś w tym aspekcie, żeby zmienić? Byłeś trzy lata w klubie. Zauważałeś progres?

– Zmieniało się, ale w żółwim tempie. Wszystko było robione tylko pod pierwszy zespół. Były okresy, że trenowaliśmy na żwirze… Bo boiska w centrum treningowym nie były dostępne.

Bartosz Wolski w barwach Latiny Calcio

Mówiłeś, że miałeś obiecane treningi z pierwszym zespołem. Często trenowałeś z seniorami?

– Dosyć często. Pod koniec pierwszego roku miałem nawet zadebiutować w Serie B, ale złamałem obojczyk w środku tygodnia.

Same treningi w Latinie chociaż były profesjonalne? Trenerzy znali się na swoim fachu?

– Wszystko było ustawiane pod wynik…

Tak, jak to bywa we włoskim futbolu – na pierwszym miejscu była taktyka?

– Było jej bardzo dużo, razem z bieganiem bez piłki.

Bywało też tak, że cały trening poświęcaliście na jeden elementy gry? Np. rzuty rożne albo wyrzuty z autu? O tym aspekcie wspominał nam Mateusz Góra, który występował w innej drużynie z Serie B, Vicenzie Calcio.

– Nie zdarzyło mi się to, ale bywało tak, że przez cały trening przesuwaliśmy się w formacjach, bez piłki.

Jak ty w ogóle odnalazłeś się nowym miejscu? Jako młody chłopak wyjechałeś do Włoch – jak wyglądała twoja komunikacja z zawodnikami, z trenerami?

– Mało kto mówił tam po angielsku. Starałem się jak najszybciej nauczyć języka. Po trzech miesiącach potrafiłem się już dogadać.

Czułeś się tam samotnie? Byłeś odizolowany od grupy? Czy były osoby, które ułatwiły ci aklimatyzację?

– Nie czułem się odizolowany, bo każdy na swój sposób próbował się ze mną porozumieć, nawet na migi. Były może ze dwie osoby, do których mogłem zadzwonić w razie potrzeby, ale nie zawsze były dostępne. Ale zdarzały się sytuacje, że czekałem na kogoś, żeby zabrał mnie na trening i… o mnie zapominali.

I co wtedy robiłeś? Nie miałeś problemów przez to, że nie pojawiłeś się na treningu? Nie brakowało płynności w komunikacji?

– Nie chodziło o komunikację, tylko o to, że czasami zapominali. Dzwoniłem wtedy do dyrektora, ale nie zawsze odbierał telefon. Nie mogłem mieć problemów przez coś, co nie wynikało z mojej winy.

Kto robił tam największe wrażenie pod względem piłkarskim?

– Przewinęło się tam kilku zawodników z przeszłością w Serie A czy w Lidze Mistrzów. Chyba największe wrażenie zrobił na mnie Ruben Oliveira.

Pod jakim względem? W Latinie Calcio był raczej „po drugiej stronie rzeki” i najlepszy czas, gdy był piłkarzem Juventusu Turyn i grał w reprezentacji Urugwaju, miał już za sobą.

– Tak, ale i tak był najlepszy. Wysoki, silny, jak na swoje warunki fizyczne bardzo dynamiczny, dobry technicznie. Miał wszystko. Nie wiem, co poszło nie tak w jego karierze. Kombinacji tych wszystkich zalet nigdy nie spotkałem u jednego zawodnika.

Zapamiętałeś Josepha Minalę? Bo to był czas, kiedy o nim było bardzo głośno. Może nie ze względu na umiejętności piłkarskie, ale kwestionowano jego wiek. Był nastolatkiem, który debiutował w Lazio, a wyglądał na gościa około czterdziestki.

– Nie wiem, ile miał wtedy lat, ale naprawdę dobrze się prezentował na boisku. Był bardzo silny i przy tym dobry technicznie. Poza boiskiem – bardzo sympatyczny gość.

W tamtym czasie złapałeś z kimś lepszy kontakt?

– Jeśli chodzi o Latinę, to utrzymuję kontakt z niektórymi chłopakami, między innymi z Gianlucą Ferrarim, który obecnie gra w argentyńskiej ekstraklasie (Godoy Cruz – przyp. red.).

Gdy spojrzymy na twoje piłkarskie CV, widnieje w nim Genoa FC. Jaki plan na ciebie miał ten klub?

– Widział we mnie potencjał, ale z góry było ustalone, że pójdę na wypożyczenie.

Ale trenowałeś z nimi dłużej? Byłeś na jakimś obozie przygotowawczym? Jak to się stało, że trafiłeś do Genoi?

– Zostałem zakontraktowany przez Genoę, która już była w trakcie sezonu. Było dość późno. Inicjatywa wyszła od klubu, a menadżer zadbał o to, żeby doszło do podpisania kontraktu.

Cesena to klub bardziej profesjonalny niż Latina? Jak wspominasz swój czas spędzony w tym miejscu, gdzie byłeś wypożyczony z Genoi?

– Zdecydowanie bardziej profesjonalny, ale też nie było to nie wiadomo co. Domowe mecze grają na sztucznej nawierzchni, więc treningi też odbywały się na sztucznej.

Bartosz Wolski w Genoi

Jakbyś podsumował swój czas spędzony we Włoszech? Jesteś zadowolony z tego czasu?

– Gdybym mógł wybrać jeszcze raz, nie wyjechałbym do Włoch. Nie mówię, że to czas kompletnie stracony, ale myślę, że w innym miejscu zrobiłbym większy progres,

Dlaczego? Skąd takie wnioski?

– Są już kluby w Polsce, w których można zrobić dużo większy postęp niż w miejscu, do którego trafiłem.

Czego nauczyłeś się we Włoszech? Jakie wnioski wyciągnąłeś z tej przygody?

– Na pewno stałem się dużo mocniejszy mentalnie. To był największy plus tego wszystkiego. Nauczyłem się samodzielnego życia i tego, jak duże znaczenie w piłce seniorskiej ma taktyka.

Z Filipem Jagiełło jeździłeś na zgrupowania młodzieżowej kadry Polski. Ostatnio Filip został MVP w derbach Genui. Ty teraz spadasz z Chojniczanką Chojnice do II ligi. Patrzysz na to z dozą zazdrości? Zastanawiasz się, dlaczego nie jesteś w podobnym miejscu, co on?

– To była seria złych wyborów. Zamiast skrócić drogę, tylko ją sobie wydłużyłem. Byłem nadgorliwy i nie potrafiłem znaleźć złotego środka pomiędzy treningiem, a regeneracją. To był bardzo duży problem. Za dużo trenowałem indywidualnie, przez co dosyć często nie byłem w dobrej dyspozycji fizycznej podczas meczu.

Jesteś zadowolony z miejsca, w którym obecnie się znajdujesz czy czujesz niedosyt?

– Nie jestem zadowolony, a niedosyt jest duży. Mimo wszystko jestem na dobrej drodze, żeby to wszystko odkręcić.

Gdzie siebie widzisz za pięć lat?

– Postawiłem wszystko na piłkę i wszystko jest od niej zależne. Może to zabrzmi śmiesznie, ale za pięć lat widzę siebie w Premier League.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Newspix, archiwum prywatne Bartosza Wolskiego